Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor George Füllborn
Tytuł Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras
Podtytuł Romans Historyczny
Rozdział 122. Drżyj przedemną, kapłanie
Wydawca A. Paryski
Data wyd. 1919
Miejsce wyd. Toledo
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Johann Sobieski, der große Polenkönig und Befreier Wiens oder Das blinde Sklavenmädchen von Schiras
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

122.
Drżyj przedemną, kapłanie.

Wystąpienie Allaraby, przeciwne jego dotychczasowemu postępowaniu, wywarło na Jagiellonie głębokie wrażenie.
Kanclerz Pac odprowadził ją do jej namiotu i zauważył wielkie jej wzburzenie.
— Cóż to się stało z kapłanem? — rze kła do niego Jagiellona, gdy pozostali sami w namiocie, — wyjaśnij mi tę zagadkę, kanclerzu! Nie mogę sobie wytłómaczyć tego, co zaszło! On nas odstępuje, opiera się nam!
— Sądzę pani, że ten kapłan indyjski podobny jest do węża! — odpowiedział kanclerz, — ma on swoje własne, tajemne plany i kto wie czy mu w nich nie zawadzamy.
— Biada mu, gdyby chciał nas opuścić! Musiałby upaść! — szepnęła Jagiellona.
— Niełatwo będzie go strącić, wojewodzino. Wielki wezyr bardzo go ceni!
— Któż to jest ten Allaraba? czy mam ci to mówić kanclerzu? Czy twój wzrok bystry dawno tego nie odgadł? Oszust, który zręcznemi sztuczkami wciąga w swe sieci wielkiego wezyra, ażeby go opanować
Kanclerz Pac obejrzał się lękliwie na wszystkie strony.
— Musimy być ostrożni, wojewodzino, — szepnął stłumionym głosem.
— Widzę że boisz się tego człowieka, kanclerzu, — odparła Jagiellona szyderczo, — czy może wierzysz w jego sztuki i proroctwa? Czy i ciebie otumanił swój end ceremoniami, komedyami i bajaderami? Mnie on nie złudzi! Poznałam go i przeniknęłam! Biada mu jeżeli się poważy krzyżować moje zamiary, zdemaskuję oszusta! Zedrę zeń maskę i wielki wezyr będzie mi wdzięczny!
— Kto wie, czy to nie mylne przypuszczenie wojewodzino, rzekł Pac zamyślony.
— Sadzisz, że lękam się tego kuglarza, który umie wyzyskiwać różne sztuki i tajemnice przyrody? — mówiła Jagiellona dalej, — gdy go strącimy zrewidujemy jego namiot. Znajdziemy tam zwierciadła i inne przyrządy.
— Byłoby lepiej, żeby do tego nie przyszło, wojewodzino, — rzekł Pac, — możemy go jeszcze dla siebie pozyskać! Kto wie co go do dzisiejszego postąpienia skłoniło, co go rozgniewało!
— Dowiem ja się o tem łatwo, kanclerzu!
— Co chcesz uczynić, pani?
— Pójdę do kapłana i spytam go co mamy o nim myśleć!
— Mogłoby to mieć bardzo ważne następstwa, wojewodzino!
— Przedewszystkiem musimy się dowiedzieć, kanclerzu, czego się mamy spodziewać po Allarabie, który tak długo z nami trzymał! Musimy wyjaśnić co go spowodowało do wstrzymania egzekucyi? Czy chce bronić szpiega? Czy chciał nam donieść, że ma władzę nad wezyrem? Mogłoby to stać się fatalnem dla niego, gdyby nas chciał porzucić! Gdy otworzę oczy wielkiemu wezyrowi, będzie zdemaskowany!
— Ja bym z nim nie zrywał otwarcie, wojewodzino.
— Będzie to od niego zależało! On sam rozstrzygnie! Zdaję mi się jednak, że się nie mylę. Już on nas nie potrzebuje, chciałby nas się pozbyć! Przerachuje się jednakże, przecenia swą potęgę!
— Byłoby lepiej, gdybyśmy z nim pokój zawarli.
— Chcesz mu uledz, chcesz mu się poddać, kanclerzu!
— Byłoby to dowodem słabości! Ja tego nie uczynię nigdy!
— Nie zapominajmy, że nam potrzebny, wojewodzino, — zarzucił Pac, — jeżeli wielkiemu wezyrowi uda się zdobyć Wiedeń, pobić Jana Sobieskiego, zabić go lub wziąść do niewoli, to nasza banicya będzie zniesioną. Wybiorą nowego króla i odzyskamy naszą potęgę! Kara Mustafa jednakże tak się przyzwyczaił do Allaraby, że słucha każdej jego rady.
— Wpływ ten można złamać bez narażenia innych naszych nadziei, kanclerzu! Czuję, że mam dosyć siły i wpływu, ażeby z nim stanąć do walki!
— Nie przyśpieszajmy tej walki, wojewodzino! W tych dniach rzecz się musi roztrzygnąć! Jeżeli Jan Sobieski zostanie pokonanym i upadnie, to nastanie dla was nowa epoka, wówczas możemy stanąć do walki, gdyż niebędziemy mogli nic stracić! Ale teraz, pozwól pani, że zrobię jedno przypuszczenie. Dajmy na to, że kapłan zaproponuje wejść w układy z Sobieskim i zawrzeć z nim przymierze?
— Do tego nigdy nie przyjdzie, kanclerzu. Znam ja Sobieskiego zbyt dobrze, — odpowiedziała Jagiellona wiesz że z cesarzem zawarł przymierze. Nie złamie on go pod żadnym warunkiem.
— Więc czekajmy, aż Sobieski zostanie zwyciężony! zaproponował kanclerz.
— Wypadki idą swoją koleją, — rzekła Jagiellona, — kapłan nie zdoła ich powstrzymać. Sobieski z swem nielicznem wojskiem musi zginąć, tego Allaraba nie zmieni. Któżby się go zatem obawiał? Nie wiem, co go nagle skłoniło do bronienia czerwonego Sarafana, tajemne jakieś rzeczy dzieją się w obozie. Udało się może niewolnicy Sassie pozyskać go skarbami księcia Aminowa. W takim razie jest zdrajcą, a zdrajca na śmierć zasłużył.
— Być może, że ma jakie własne projekta względem czerwonego Sarafana, — rzekł Pac.
Bądź co bądź nie dostanie go! — zawołała Jagiellona stanowczo.
— Mam tylko jedną prośbę: nie posuwaj się pani zadaleko, — rzekł kanclerz, — nie potrzeba nic postanawiać ani działać w gniewie.
— Trzeba się upewnić, kanclerzu. Nie lękaj się, nie posunę się zadaleko.
— Znam twą roztropność wojewodzino. Często mieliśmy sposobność ją podziwiać. Ale nie ufam temu indyjskiemu kapłanowi. Mógłby wyjść zwycięsko, a wówczas żałowalibyśmy zbytecznego pośpiechu.
— Nie lękaj się — uśmiechnęła się zimno Jagiellona, — czuję, że mogę się z nim zmierzyć.
— Chcesz więc pani iść do niego? o tej porze? — zapytał Pac.
— Taka moja wola, kanclerzu.
— Nie wyjdzie to na dobre, pani. Posłuchaj mojej rady, pani, i nie doprowadź do jawnego zerwania, — prosił Pac.
Kanclerz chociaż niechętnie poddał się woli Jagiellony. Widział, że nie zdoła zmienić jej postanowienia.
Opuściła wraz z nim namiot i poszła do namiotu kapłana.
Przed namiotem pożegnała się z Pacem i weszła sama do Allaraby.
Timur z uszanowaniem wyszedł do niej.
— Zaprowadź mnie do swego pana! — rozkazała.
W namiocie ciemności wieczoru rozpraszały lampy i pochodnie.
Allaraba przyjął wojewodzinę w pokoju, którego ściany były jak gdyby wysadzane drogiemi kamieniami. Na środku tego pokoju na wyżłobionej pod stawie marmurowej, wyglądający jak czworokątny kamień ofiarny palił się płomień, rzucający tajemnicze światło.
Kapłan wyglądał jak widmo w tym bladym blasku padającym na jego postać i twarz bladą.
Jagiellona weszła.
— Mam z tobą pomówić, — rzekła wyniosłym tonem, jakkolwiek wchodząc do namiotu nie mogła się oprzeć pewnemu przejmującemu wrażeniu, — zdaje mi się, żeś mnie się spodziewał, kapłanie. Po tem coś zrobił, moje odwiedziny są naturalne.
— Wizyta twoja, pani, jest mi zawsze przyjemną, — odpowiedział zimno Allaraba pragnę usłyszeć co cię sprowadza.
— Potrzeba, kapłanie, ażebyśmy wiedzieli, jaki jest nasz wzajemny stosunek! — rzekła Jagiellona bez ogródek, — znasz mnie, lubię jasność. Pragnę wiedzieć co mam sądzić o tobie.
— Czy jestem w jakim stosunku służebnym? — zapytał kapłan.
— Służymy wspólnej sprawie, kapłanie! Czy chciałbyś ją porzucić?
— Ja chodzę swojemi własnemi drogami, wojewodzino!
— Nie mówiłeś tak dawniej, gdy ci szło o to, aby mnie pozyskać dla swoich planów.
— Com mówił dawniej odnosiło się do dawniejszego czasu, co mówię teraz, do teraźniejszego się odnosi, wojewodzino.
— To znaczy, że jesteś zmienny i stosujesz się do chwili kapłanie. Czym się omyliła, czy nie? Czy możemy liczyć na ciebie? Twoje dzisiejsze postąpienie, zdaje mi się wskazywać, że pragniesz zerwać z nami. Wystąpiłeś otwarcie przeciw nam. Było to po raz pierwszy. Czy odwracasz się od nas i sądzisz, żeśmy ci już niepotrzebni? Ale nie zapominaj że rozstanie się z nami może dla ciebie być fatalne.
— W jakim razie, pani?
— W razie gdybyś raz jeszcze wystąpił nieprzyjaźnie przeciw nam.
Allaraba drgnął i wyprostował się dumnie.
— Co za mowa! — rzekł, — sądzisz pani, że możesz mi grozić?... Nie przeceniaj swojej potęgi. Jesteś banitką, która w obozie wielkiego wezyra znalazła przytułek!
— Wielki wezyr nazywa nas swoimi przymierzeńcami! poprawiła gniewnie Jagiellona, — sądzisz, że będziesz mógł zupełnie opanować wielkiego wezyra, niezapominaj jednak o tem, że mogę cię obalić kapłanie.
Szatański uśmiech przebiegł usta Allaraby.
— Grozisz mi, chcąc mnie zmusić, abym się poddał twojej woli, wojewodzino, — odpowiedział, — ale nie lękam się ciebie.
— Polegasz na swoim wpływie, który jedna godzina może obalić, kapłanie.
— Skoro znam twój zamiar, to cię obalę pierwej wojewodzino.
— Zrywasz ze mną... a więc drżyj przedemną, kapłanie! Teraz jasno stoimy względem siebie. Widzę z tego co mówisz, że chcesz mi się opierać, sądzisz, żeś zupełnie opanował wielkiego wezyra... ale jedno słowo wystarczy ażeby twój wpływ zniweczyć!
— Byłoby to słowo czarnoksięskie, którego moja sztuka jest niczem! — rzekł Allaraba szyderczo, — jakież to słowo?
— Oszust!
Allaraba zerwał się... twarz zbladła śmiertelnie, a ręka instynktownie sięgnęła za pas, za którym utkwiony był sztylet.
— Drżyj przedemną, kapłanie, jesteś w moich rękach! — mówiła Jagiellona stojąc jak posąg marmurowy, — jeszcze jeden krok nieprzyjazny przeciw mnie, a zginiesz bez ratunku!
Z oczu Allaraby trysnęły błyskawice... płonął w nich gniew.
— Dalej! dalej! — rzekł starając się panować nad sobą.
— Nie waż się występować przeciwko mnie, bo pierwszy taki krok cię zgubi. Sprowadzę tu wielkiego wezyra i powiem mu: patrz oto kuglarz, który cię oszukał podstępami, zwierciadłami i przyrządami. Zrewiduj jego namiot.
— Tego nie uczynisz wężu! — syknął Allaraba, dobywając sztyletu z za pasa i zwracając go ku piersi Jagiellony, — słowa takie byłyby twym wyrokiem śmierci.
Jagiellona cofnęła się.
— Precz ze sztyletem! — rozkazała, — albo zdemaskuję cię w tej chwili.
Czy sądzisz że nie odgadłam sztuczek, któremi się posługujesz, ażeby opanować tych którzy wierzą w twoją moc nadprzyrodzoną? Ja powiadam, że to oszustwo, że to kuglarstwo, kapłanie. Wiesz teraz czego możesz po mnie się spodziewać, jeżeli się poważysz występować przeciw mnie nieprzyjaźnie.
Allaraba rozmyślił się.
Sztylet znikł za jego pasem.
Poskromił gniew, który w nim obudziły słowa Jagiellony i zamilkł.
— Przyszłam tu aby rozjaśnić nasz stosunek, — zakończyła wojewodzina, — wiemy teraz czego możemy spodziewać się po sobie. Spodziewam się, że wznowimy dawne przymierze. Dobrej nocy, kapłanie.
Odwróciła się z dumę, i wyszła z namiotu.
Allaraba patrzył za odchodzącą. Niepohamowana nienawiść wrzała w je go duszy.
Dwa demony w ludzkich postaciach wystąpiły z sobą do walki.
— Wydałaś na siebie wyrok! — szepnął, — sądzisz, że mnie obalisz, zarozumiała, dumna i głupia kobieto!... Kara Mustafa padnie i ty wraz z nim. Zwycięzcą będzie... Allaraba..


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: George Füllborn.