Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor George Füllborn
Tytuł Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras
Podtytuł Romans Historyczny
Rozdział 114. Matka i syn
Wydawca A. Paryski
Data wyd. 1919
Miejsce wyd. Toledo
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Johann Sobieski, der große Polenkönig und Befreier Wiens oder Das blinde Sklavenmädchen von Schiras
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

114.
Matka i syn.

Porażka Turków podczas ostatniego szturmu do oblężonego miasta, wzmo cniła jeszcze bardziej w żołnierzach wiarę, że wzięcie do niewoli czerwonego Sarafana było przyczyną klęski.
Podanie rozszerzone o nim i o jego wpływie, znalazło nowe potwierdzenie. Wojownicy tureccy patrzyli z trwogą i niechęcią na jeńca, gniew żołnierzy wzrastał z każdą chwilą.
Podrzędni dowódcy, widząc wzrastające niezadowolenie, nie wiedzieli, co z niem począć. Zdecydowali się wreszcie zawiadomić baszów o grożącym buncie.
Ci znali w takich wypadkach tylko jeden środek uniknięcia wybuchu grożącej burzy. Kazali oni wystąpić oddziałom i każdemu dziesiątemu wobec całej linii ścinać głowę.
Zostało to wykonanem bez wielkich zachodów, jak rzecz najzwyczajniejsza i na chwilę zarządzenie to odniosło skutek.
Grożący bunt umilkł.
Inne jeszcze zdarzenie przyczyniło się do uspokojenia umysłów.
Przypadek chciał, że wieczorem tego dnia, Jagiellona w towarzystwie indyjskiego kapłana i niektórych wysokich dostojników objeżdżała linie oblężnicze i ujrzała, że w jednej z fos, żołnierze tureccy zabijali kilku z pomiędzy swoich.
Na ten widok Jagiellona zwróciła się do jednego bliżej stojącego oficera tureckiego z zapytaniem, co to ma znaczyć.
— Buntownicy to są, księżno, — od powiedział oficer, — którzy przypłacają śmiercią objawy niezadowolenia.
— Cóż żołnierzy spowodowało do buntu? — zapytała Jagiellona.
— Obecność w obozie czerwonego Sarafana, który, jak powiadają, przynosi im nieszczęście.
Słowa te zwróciły uwagę Jagiellony.
— Więc czerwony Sarafan jest w obozie? — zapytała, — gdzie?
— Tam księżno, gdzie drzewa wycięte.
— A zatem jest jeszcze tutaj?
— Tak. Wzięto go do niewoli.
Otrzymawszy tę wiadomość Jagiellona, pojechała ze swoimi towarzyszami do wielkiego namiotu Kara Mustafy, zsiadła z konia i weszła.
Kara Mustafa przyjął ją z wielką grzecznością.
— Przychodzę do ciebie z prośbą, potężny dowódco. — rzekła Jagiellona, — i spodziewam się, że mi jej spełnienia nie odmówisz! Dowiaduję się właśnie, że trzymasz w swym obozie tę szczególną istotę, którą nazywają czerwonym Sarafanem...
— Żołnierze moi powiadają, że czerwony Sarafan przynosi nieszczęście tym, którzy go przytrzymują, — odpowiedział Kara Mustafa, — chcę się przekonać, czy ta wieść jest prawdziwa, czy też nie.
— I mnie także interesuje ten czerwony Sarafan, — mówiła Jagiellona dalej, — przychodzę więc do ciebie, potężny baszo, ażebyś go oddał do mego rozporządzenia.
— Jeżeli tego pragniesz, pani, to chętnie ci go daruję! Weź go z obozu!
Wielki wezyr dał jednemu z oficerów swego orszaku rozkaz oddania czerwonego Sarafana wojewodzinie, która mu za to wyraziła swoją wdzięczność.
Następnie Jagiellona wyszła z oficerem z namiotu, wsiadła na konia i pojechała do miejsca, w którem znajdował się czerwony Sarafan.
Tatarzy trzymali go tam ciągle przywiązanego do drzewa.
Dano im rozkaz, ażeby go oddali wojewodzinie.
Jagiellona spojrzała ponuro na szczególnego człowieka, na którego szyi niegdyś w poszytej słomą budzie pasterskiej, spostrzegła medalion i poznała od razu ową pamiątkę.
Jakim sposobem czerwony Sarafan dostał tę pamiątkę, którą niegdyś nosił ów nieszczęśliwy chłopiec, skazany na nędzne życie w lochu piwnicznym pod dozorem starego Wołocha, aby nikt nie mógł wiedzieć o jego istnieniu.
Czyżby Sarafan był tym chłopcem? Czyliżby ów chłopiec wówczas nie umarł? Jakimże sposobem Jagiellona mogła znaleźć w piwnicy jego szkielet?
Wszystkie te pytania zajmowały wojewodzinę od chwili, w której ów amulet na piersiach czerwonego Sarafana dostrzegła.
Musiała się dowiedzieć prawdy! Musiała się dowiedzieć, czy rzeczywiście żył jeszcze ten, któremu niegdyś dała życie, aby, jeśli tak było, owoc swojej hańby usunąć. Czyżby czerwony Sarafan był rzeczywiście jej synem?
Teraz miała go w ręku i mogła dowiedzieć się wszystkiego.
Tatarzy odwiązali od drzewa sznur krępujący jeńca i przywiązali jego koniec do konia wojewodziny.
Czerwony Sarafan nie stawiał żadnego oporu. Spojrzał tylko przelotnie na Jagiellonę, a potem zaczął się w nią wpatrywać, jak gdyby w nim budziła szczególne zajęcie.
Coś z niepojętą siłą pociągało go do tej, której własnością został nagle.
Szczególny uśmiech przebiegł twarz wojewodziny, trwał jednak tylko chwilę! Następnie odzyskała zimną krew.
Odjechała. Czerwony Sarafan szedł przy jej koniu pochylony, śmiejąc się.
Żołnierze zobaczywszy jeńca, przy wiązanego do konia wojewodziny, ucieszyli się w przekonaniu, że nie pozostanie on długo w obozie. Uspakajało ich przytem to, że był w rękach chrześcijanki, która w rzeczywistości nic nie miała z nimi wspólnego.
Szczególna ta jazda kobiety z przywiązanem do konia widmem wojny, zwracała na siebie uwagę wszystkich.
Od czasu do czasu wojewodzina spoglądała na jeńca, podarowanego jej przez wielkiego wezyra z widoczną ciekawością i niepokojem.
Nareszcie zbliżyła się do wspaniale przystrojonego namiotu.
Słudzy jej nadbiegli i zaprowadzili czerwonego Sarafana do jednego z namiotów, do którego Jagiellona weszła również, zsiadłszy z konia.
Czerwony Sarafan po wejściu do namiotu, rzucił się na rozciągniętą tam lwią skórę. Gdy Jagiellona weszła, nie poruszył się. Był teraz zajęty jedną myślą wymknięcia się jakimkolwiek sposobem i dostania się do obozu króla polskiego, aby mu zanieść wiadomość od Sassy i oblężonych.
— Nazywają cię czerwonym Sarafanem, — rzekła Jagiellona do niego, — powiedz mi, czy tak się nazywasz?
Sefan skinął głową.
— Jak się nazywał twój ojciec? Jeśli ci życie miłe, odpowiedz!
— Mój ojciec, Dorowski, nazwał mnie Sefanem.
— Gdzie jest ojciec twój, Dorowski? — zapytała Jagiellona.
— Czyż ja wiem? Wozi drzewo do Warszawy.
— Masz medalik na piersi. Sefanie skąd go dostałeś?
Czerwony Sarafan spojrzał naprzód na medalik, a następnie na Jagiellonę.
— Miałem go zawsze, — odpowiedział.
— Czy znałeś starego Stefana? — zapytała księżna.
Sarafan skinął głową.
— Stary Stefan nie żyje, — rzekł, — przychodził on do mego ojca Dorowskiego.
Jagiellona patrzyła ponuro na śmiejącego się Sarafana. Nie miała wprawdzie jeszcze pewności, że jest on jej synem, gdyż stary Wołoch mógł zdjąć medalik ze zmarłego i darować synowi Dorowskiego, ale głos wewnętrzny jej mówił, że zaszła tu zamiana, że stary Wołoch ocalił tego, którego miał pod strażą.
— Czy wiesz, gdzie byłeś, nim się dostałeś do ojca Dorowskiego? Przypomnij sobie, Sefanie!
— U starego Stefana w piwnicy, — odpowiedział, — hm! zdaje mi się, że to był tylko sen!
— Siedziałem w piwnicy, na łańcuchu. Stary Stefan przynosił mi jeść i pić, ale szczury z tego dostawały więcej, niż ja. Strach mi było w nocy, ale stary Stefan nie zabrał mnie stamtąd, chociaż jęczałem i prosiłem się. Nagle obudziwszy się, byłem w chacie u ojca Dorowskiego. Często jednak śnił mi się łańcuch, który chrzęścił, szczury, które chciały mnie gryźć i okropne podziemie.
— I stary Stefan przychodził cię od wiedząc? — zapytała Jagiellona.
— Rzadko. Potem nie widywałem go wcale.
— Dlaczego nie zostałeś u ojca Dorowskiego? Czerwony Sarafan wstrząsnął głową i roześmiał się.
— Musiałem odejść, — rzekł — na świecie lepiej.
Oglądał się niespokojnie za wyjściem.
— I teraz chciałbym wyjść! Czy możesz mnie puścić?
Jagiellona nie odpowiedziała. Patrzyła na to szczególne, nędzne stworzenie, które było jej synem. Nie mogła już teraz wątpić, że czerwony Sarafan, widmo wojny, był tym, któremu dała życie! Stary Wołoch oszukał ją! Ocalił on życie chłopcu, a jakiegoś zmarłego położył na jego miejsce.
Czyliżby Dorowski wiedział coś o pochodzeniu chłopca, którego przyniesiono do niego przed laty? Czyliżby stary Stefan odkrył mu przed śmiercią tajemnicę?
Czerwony Sarafan nic nie wiedział o swojem pochodzeniu. Umysł jego skutkiem nieludzkiego obejścia, niedostatku i długiej choroby tak ucierpiał, że był prawie obłąkany, a śmiech jego, był śmiechem prawdziwego waryata. Nie domyślał się on, co się działo w tej chwili w duszy tej, w której mocy się znajdował, nie domyślał się, że miał przed sobą swoją matkę. A ta matka, która tak długo była przekonaną, że hańba jej umarła i została zapomnianą, ujrzała nagle przed sobą niebezpieczeństwo pociągnięcia do odpowiedzialności za to, co zaszło.
Matka i syn byli sami. Jakież uczucie przejmowało tę kobietę na widok syna. Nie znała ona miłości żadnej, serce jej było i dla miłości macierzyńskiej zamknięte.
Jakaż to sprzeczność między nią a sułtanką Walidą, która czyniła wszystko ażeby ocalić syna, gdy ona myślała tylko o wynalezieniu sposobu pozbycia się tego świadka swojej winy i hańby.
Biedna, nieszczęśliwa, tułająca się po świecie istota, dostała się w jej ręce. Mogła decydować o jej losie. Opatrzność przyprowadziła matce syna, ażeby jej dać sposobność dopomódz szczęśliwemu, okazać mu miłość, której nigdy nie zaznał, naprawić grzech przeciw niemu popełniony. Cóż jednak uczyniła ta matka?
Natura uczyniła ją wyjątkiem! Niegodna ona była zostać matką! Ten szatan patrzył z niechęcią i nienawiścią na nieszczęśliwego. W jej umyśle dojrzewał plan zgładzenia go, ażeby mogła pozbyć się świadka swej winy.
— Jesteś szpiegiem! — rzekła, — poco i skąd przybyłeś do tego obozu?
Czerwony Sarafan nic nie odpowiedział.
— Czy wiesz, co robią ze szpiegami? — mówiła Jagiellona dalej, — mówią o tobie, że się pokazujesz naprzemian u obu stron wojujących. Byłeś w mieście. Czy powiesz jak silną jest osada? Czy powiesz, jak długo oblężeni mogą się opierać głodowi?
Czerwony Sarafan z uśmiechem wstrząsnął głową.
— Puść mnie, — rzekł, — pocom ja tutaj?
— Masz wyznać, co widziałeś w mieście!
— Ja nic nie wiem! — odpowiedział czerwony Sarafan.
— Uparty jesteś! Nie wyjdziesz stąd! Namyśl się i wyznaj!
— Nic nie widziałem! Nie wiem nic! — odparł czerwony Sarafan.
— Więc umrzesz szpiegu! — rzekła Jagiellona, — nie sądź, żebyś mógł uciec! Masz do wyboru: przyznanie się, lub śmierć! Daję ci krótki czas do namysłu!


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: George Füllborn.