Jak zachować narodowi ziemię?

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
>>> Dane tekstu >>>
Autor Tadeusz Kryspin Jackowski
Tytuł Jak zachować narodowi ziemię?
Data wyd. 1903
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
JAK ZACHOWAĆ
NARODOWI ZIEMIĘ?
(Drukowane jako manuskrypt.)


Kiedy w r. 1900 w krótkim czasie kilka większych majątków polskich przeszło w ręce komisyi kolonizacyjnej, pewne grono ludzi związanych węzłem osobistej przyjaźni stawiło sobie pytanie, czy społeczeństwo nasze zrobiło już wszystko co jest w jego mocy, aby zapobiedz przechodzeniu ziemi w obce ręce.
Odpowiedź wypadła przecząco. Społeczeństwo wielkopolskie, które przez cały wiek XIX lekkomyślnie szafowało siłami swemi wszędzie gdzie chodziło o akcyę wojenną, aż do r. 1886-go t. j. do chwili założenia Banku Ziemskiego nie zrobiło żadnego zbiorowego wysiłku, aby utrzymać się w posiadaniu rzeczywistem ziemi, bez której nie mogłoby być nie tylko państwem, ale nawet narodem.
Gdy po r. 1863-cim upadły nadzieje do zbrojnych przedsięwzięć przywiązywane, to i wówczas jeszcze mniej lub więcej obojętnie patrzano na wysuwanie się ziemi z rąk polskich. Zapał ogólny odwrócił się wprawdzie od wojny, ale skierował się ku równie nie produktywnej choć mniej szkodliwej polityce i ku parlamentaryzmowi.
Siły najlepsze posyłano do Berlina i niejeden poseł stracił majątek ziemski w służbie publicznej, zanim rozumieć zaczęto, że środki utrzymania naszego narodowego bytu znajdują się nie w Berlinie, lecz w kraju, że klęską dla narodu jest każdy ubytek ziemi i ludzi, i że żadne tryumfy parlamentarne tych realnych strat zrównoważyć nie mogą.
Bismarck działał na nas i pod tym względem jako wychowawca; pewien zwrot w naszem rozpolitykowaniu się widać od chwili uchwalenia ustawy o komisyi kolonizacyjnej. Założono Bank Ziemski, o zakresie działania bardzo ciasnym: Bank miał jedynie parcelować i w parcelowaniu pośredniczyć. Obawiano się szerszego zakresu pracy. Z natury rzeczy parcelacya wystarczyć nie mogła; brakło na nią ludzi i pieniędzy, a zresztą Bank nie miał organizacyi, któraby mu umożliwiła dowiedzenie się o każdem grożącem naszej ziemi niebezpieczeństwie. Po za Bankiem akcya ratunkowa ograniczała się do słów, i można ją podzielić na parlamentarną i gazeciarską. W sejmie piorunowano na rząd, a po gazetach na sprzedawczyków, których nazywać zaczęto zdrajcami ojczyzny.
Ale ten epitet nie przeszedł z gazet do stosunków towarzyskich: Ci sami, co słuszność przyznają drukowanym wymyślaniom, podają sprzedawczykom rękę i w domach ich swoich przyjmują.
Prasa nasza jęła w dalszym ciągu nawoływać do oszczędności, do zaniechania zbytkownych zabaw, do pracy i do dobrego wychowywania młodzieży, — ale pozostało to wszystko słowem tylko, bez czynu, nauką znaną równie dobrze uczniom jak nauczycielom, teoryą, która w życie nie przeszła.
Patrząc na takie pobojowisko słów i dobrych chęci poznało wyżej wspomniane grono, że niejasność panuje ogólna nietylko co do środków zaradczych, ale i co do przyczyn złego. Bo upadały i upadają fortuny mimo oszczędności i pracowitości właścicieli. Upadają często dla tego, że właściciel nie umie korzystać ze sposobów, jakie ku podniesieniu gospodarstwa podaje nowoczesna nauka. W innym znów wypadku właściciel nie może poprawić gospodarstwa choć się zna na tem, gdyż mu brak środków; lub też ma długów wiele, a nie jest dość obrotnym, aby sobie sam poradzić. Bywa także, że majątek chyli się ku upadkowi z powodu choroby właściciela.
Czyż w tych i tym podobnych wypadkach wystarcza szablonowe nawoływanie do poprawy obyczajów, do pracy i oszczędności? Nie; tutaj trzeba pomocy żywej, czynnej. Tu w dom gospodarza wejść musi nowa siła, nowa głowa, jeżeli nie ma nastąpić sprzedaż wsi, a z nią możliwość przejścia jej w obce ręce.
Polakom, którzy tracą majątek mimo dobrych chęci, od społeczeństwa należy się pomoc, — a pogarda tym, którzy go tracą lekkomyślnie. Pierwszych uratować może dobra rada i czynna pomoc; drugich powstrzymać może jedynie obawa, że ogół zerwie z nimi towarzyskie stosunki.
Grono ludzi wspomniane wyżej zaproponowało społeczeństwu chwycenie się obudwóch środków; gdy jednakże stosunkowo mało tylko osób oświadczyło się za ostracyzmem w stosunkach towarzyskich względem sprzedawczyków, założono na licznem zebraniu obywatelstwa wiejskiego stowarzyszenie jedynie rady i pomocy. Wytknięto tej nowej instytucyi pole szerokie działania, a mianowicie kupowanie i sprzedawanie własności ziemskiej na własny lub cudzy rachunek, dalej wydzierżawianie wsi w całości lub parcelach, — oraz administracyą i parcelacyą.
W tym celu założone towarzystwo miało z początku formę zwykłego stowarzyszenia bez praw korporacyjnych. Po roku ten „Związek Ziemian” stał się „Spółką zapisaną z ograniczoną poręką” i tę formę zachował nadal.
Zdarzało nam się słyszeć zarzuty, że „Związek Ziemian” jest zbytecznym, skoro mamy „Bank Ziemski”. Jest to zapatrywanie błędne; Związek stał się bowiem nie współzawodnikiem, ale uzupełnieniem Banku Ziemskiego, którego celem jest parcelacya większej własności. Cel ten wystarczał więcej niż dziś w czasie, gdy Bank Ziemski zakładano; gdyż wtenczas rząd nie stawiał parcelowaniu tamy i każdą wieś po niezdolnym do życia ekonomicznego szlachcicu można było rozdzielić pomiędzy żywotnych naszych włościan. Ale rząd spostrzegł się prędko, że taka akcya Banku mogłaby udaremnić germanizacyjne dążności i przestał udzielać Polakom pozwolenia na tworzenie nowych osad.
Dziś Bank Ziemski parcelować może jedynie w ten sposób, że część gruntów wsi szlacheckiej sprzedaje sąsiadującym z nią włościanom, a folwark pozostały sprzedaje z resztą nierozparcelowanego areału jako t. zw. dworostwo.
Jeżeli więc w sąsiedztwie włościan nie ma, to parcelacya jest niemożliwą i wtenczas nie pozostaje nic innego, jak utrzymać wieś w dotychczasowej jej postaci. Nie jest to żadną stratą — nawet ze stanowiska ekonomicznego. Usunięcie dziedzica lekkomyślnego od gospodarstwa jest wprawdzie rzeczą ze wszech miar pożądaną, — ale jeżeli się rozparceluje wieś należącą do człowieka chcącego pracować, który zachwiał się ekonomicznie jedynie z powodów od niego niezależnych, to odsuwa się od pracy na roli się pożyteczną, która albo idzie gnuśnieć na bruk miejski, albo z pozostałym kapitałem szukać musi nowej egzystencyi na roli i ponosić rozmaite koszta i straty, od nabycia nowego pola działania nieodłączne. W takich wypadkach służyć radą i pomocą — oto zadanie Związku Ziemian.
Czynność ratunkowa Związku różni się więc w tem od czynności Banku Ziemskiego, że Bank zmienia w danej wsi zawsze dotychczasowy stan rzeczy, i tam gdzie był dwór z tradycyjnym swym wpływem na okolicę, powstaje osada włościańska, inne mająca pod względem kulturalnym znaczenie. Jeżeli dwór w danym wypadku wywierał wpływ ujemny albo żaden, — to nie ma go powodu żałować. Ale jeżeli we dworze mieszkał obywatel dla ogółu pożyteczny, a tylko pod względem zdolności agronomicznych lub finansowych nie będący na wysokości zadania, to szkoda taki dwór rozbijać. Lepiej obywatelowi pomódz, wziąść jego majątek w administracyą, aż syn dorośnie, albo w inny sposób stosunki się zmienią.
Lud nasz nie jest politycznie dojrzałym, dwory nasze jeszcze nie są zbytecznemi, więc nie niweczmy ich, gdzie nie zachodzi tego konieczna potrzeba, ale utrzymujmy o ile się da te dawne środowiska polskiego obyczaju, mowy i patryotyzmu.
Rzeczą doniosłego niezmiernie znaczenia jest osiedlanie polskiego włościanina; ale aby tę podwalinę przyszłości naszej zakładać, nie potrzeba burzyć tego, co z przeszłości pozostało. Trzeba i dwory utrzymać, i włościanom dać ziemię. Można jedno z drugiem połączyć, byle społeczeństwo dało środki materyalne i ludzi chętnych do takiej pracy. Dla włościan ziemi u nas nie zabraknie. Płacą oni takie ceny, że można z łatwością kupować dla nich ziemię także z rąk niemieckich i wytrzymywać konkurencyę z kolonizacyą. Ale trzeba, aby skierowały się ku temu kapitały nasze, których leży 70 milionów po kasach pożyczkowych, i aby myśleli o takiem ratowaniu ziemi wszyscy ludzie kraj kochający. Parcelujmy nie z zasady, ale gdzie tego dobro ogólne wymaga, a ratujmy te dwory, co życia godne.
Ratowanie to wykonuje Związek Ziemian w sposób następujący:
Gdzie właściciel sam trudnościom finansowym podołać nie może, tam Związek posyła swoich mężów zaufania, których ma w każdym powiecie. Rekrutują się oni z pomiędzy najdzielniejszych ziemian, którzy swoje majątki i interesa beznagannie prowadzą. Dwóch mężów zaufania udaje się do zagrożonej wsi, bada stan gospodarstwa i finansów, a następnie dokładny opis wraz z propozycyami środków ratunku przesyła do biura Związku Ziemian w Poznaniu.
Na najbliższem swem posiedzeniu, często ad hoc zwołanem, Rada Nadzorcza wraz z Zarządem sprawę całą omawia i akcyę ratunkową decyduje. Środki ratunku bywają rozmaite, stósownie do statutu Związku, a więc odprzedanie jednego folwarku, jeżeli majątek ma ich więcej, wydzierżawienie w całości lub parcelach, parcelacya częściowa lub ogólna, wyszukanie kupca Polaka na cały majątek, a wreszcie — wzięcie majątku w administracyą. Odbywa się to ostatnie w ten sposób, że właściciel, którego wierzyciele gnębią i który sam uznaje, że drogi wyjścia znaleźć nie potrafi, daje Związkowi pełnomocnitwo i zobowiązuje się zapłacić karę konwencyonalną kilkunastu tysięcy marek, gdyby miał cofnąć plenipotencyą przed umówionym terminem. Na mocy takiego pełnomocnictwa rozpoczyna Związek swe rządy od tego, że daje dany majątek w administracyą najbliżej zamieszkałemu „mężowi zaufania”, a ten gospodarować zaczyna jak u siebie. Związek kontroluje gospodarstwo przez członków Zarządu, układa się z wierzycielami, wykłada pieniądze, reguluje hypoteki, wynajduje kredyt tańszy i t. p. — W administracyi takiej ma Związek teraz 5 majątków.
Dla zcharakteryzowania tych czynności, podajemy opis — z opuszczeniem nazwisk oczywiście — kilku wypadków, w których pomoc Związku okazała się skuteczną. Kto z członków chciałby wiedzieć o bliższych tychże przykładów szczegółach, ten dowiedzieć się ich może w biurze Związku, jeżeli zaręczy dyskrecyą.
1.  Zgłosił się do Związku o pomoc właściciel młody wsi obejmującej przeszło 2 000 mórg. Obdłużenie hypoteczne przechodziło taksę landszaftową, rachunków było zaległych na przeszło 20 tysięcy marek, a do pokrycia kosztów gospodarstwa do 1-go lipca brakowało 23 000 marek. Mężowie zaufania wysłani tam orzekli w protokóle: „Wobec takiego położenia nie ma najmniejszych widoków, aby majątek ten mógł się utrzymać. W razie subhasty spadnie dużo z hypoteki”. — Mimo to udało się Związkowi Ziemian utrzymać ten majątek przez odprzedanie nieznacznej stosunkowo części, i przez wynalezienie taniego kredytu. Dziś właściciel gospodaruje swobodnie, a w aktach Związku przechowuje się jego list kończący się temi słowy: „Jedynie „Związkowi” zawdzięczam, że nie będę zmuszonym z wsią rodzinną się rozstać. Wdzięczność mą za tak wielką obywatelską przysługę zachowam na zawsze”.
2.  Inny średni majątek był obdłużony hypotecznie prawie do wysokości taksy landszaftowej; długów osobistych przeszło 80 000 marek; 2 raty ziemstwa kredytowego zalegały. Kolonizacya robiła korzystniejszą ofertę kupna, i było prawie pewnem, że jeżeli nie inaczej to na subhaście wieś ową nabędzie.
Związek Ziemian i tu drogę wyjścia znalazł, głównie dzięki pożyczce znacznej jednego z obywateli; część majątku została włościanom w parcelach rozdzierżawiona. Majątek dzis jest dobrze zagospodarowany, dochody podniosły się przez melioracyą łąk i zmiany w płodozmianie, w pobliżu mieszkający mąż zaufania służy radą, i niebezpieczeństwo jest najzupełniej zażegnane.
3.  W styczniu roku 1901 zgłosił się do Związku właściciel wsi obejmującej 3 100 mórg, którą objął był w trudnych warunkach. Mimo oszczędności wyjść z nich nie mógł. W styczniu nie miał już ani ziarnka zboża, kartofli ledwo kilkadziesiąt centnarów. Inwentarz słaby, pola źle albo wcale nie uprawione, obdłużenie hypoteczne po nad dwie trzecie taksy ziemstwa, długów osobistych przeszło 80 000 m. Główny dostawca i wierzyciel nachodził właściciela ciągle z ofertą od komisyi kolonizacyjnej.
Związek Ziemian długi najpilniejsze spłacił, aby subhasty uniknąć, wziął pełnomocnictwo od właściciela i dał je w sąsiedztwie mieszkającemu mężowi zaufania, który od owego czasu aż do dziś niesie owemu majątkowi w ofierze nie tylko własną pracę, ale po części i kredyt. — Rozparcelowano między włościan 240 mórg, rozdzierżawiono im najgorszej ziemi około 900 mórg po 9—12 marek, wydrenowano majątek, wzięto pożyczkę landszaftową do dwóch trzecich wartości, i dziś gospodarstwo jest w porządku, a stan finansowy nie budzi obaw.
4.  Kupiec zbożowy, którego pretensya wynosiła 50 000 marek, groził subhastą i namawiał do sprzedaży na kolonizacyą. Położenie nie było rozpaczliwe, ale bezradność wielka. — Związek przeprowadził sprzedaż jednego folwarku sąsiadowi Polakowi i interesa uregulowały się łatwo.
5.  W lipcu roku 1901 oddał swe interesa Związkowi właściciel wsi nie wielkiej (około 1300 mórg), który miał długów hypotecznych około 240 000 marek, a osobistych 75 000 m. Subhasta groziła lada chwilę, gdyż jeden z wierzycieli hypotecznych miał wyskarżoną pretensyą o przeszło 50 000 marek i żądał zapłaty natychmiastowej. Związek wziął całe rządy w rękę na mocy generalnej plenipotencyi, właścicielowi płaci małą rentę, z głównym wierzycielem na razie się ułożył, gospodarstwo polepszył, wziął pożyczkę landszaftową do dwóch trzecich wartości, i dziś już długi po trochu spłaca.
6.  Obywatel zniechęcony niepowodzeniami gospodarskiemi i brakiem zdrowia traktował z kolonizacyą o sprzedaż majątku. Mężowie zaufania w sąsiedztwie mieszkający dali o tem znać do Związku. Udało się po pewnym czasie zakończyć sprawę w ten sposób, że majątek objął syn najstarszy, który dziś pomyślnie gospodarstwo prowadzi.
7.  Właścicielka większego majątku wchodziła w coraz to większe finansowe trudności wskutek źle urządzonego gospodarstwa. Związek oddał pełnomocnictwo mężowi zaufania z danego powiatu, który inwentarz powiększył w krótkim czasie prawie o trzecią część, zaciągnął pożyczkę czterdziestu tysięcy marek na spłacenie najgwałtowniejszych długów, a resztę spłaca z dochodów, które się pod jego zarządem znacznie podniosły.
Te przykłady zapewnie wystarczą. Oprócz owych powyżej zcharakteryzowanych dwóch administracyi ma jeszcze Związek trzy inne, oraz dwa majoraty w zarządzie. Majoratami owemi zajął się dla tego, że w razie niewypłacalności ich dzierżycieli, wierzyciele zaprowadziliby administracyę własną, któraby nasze społeczeństwo przyprawiła o straty znaczne. Majoraty płacą za administracyę stosunkowo znaczne sumy, które pokrywają połowę kosztów handlowych Związku.
Kilka majątków sprzedał Związek w całości w dobre ręce, gdyż nie mógł wynaleźć sposobu na utrzymanie ich w rękach właścicieli dotychczasowych; na parę innych wyszukał dzierżawców, dla innych znów wynalazł pożyczki korzystne.
Mogłyby czynności Związku być liczniejszemi jeszcze, gdyby się do niego zgłaszano liczniej. Niestety nie dosyć pamięta społeczeństwo nasze o tem, że instytucya, która miano Związku Ziemian nosi, jest jego dzieckiem, krwią z jego krwi, że jest organem, przez który daną jest nam możność utrzymania ziemi, byleśmy tylko chcieli. Przypominamy, że Związek Ziemian to nie stowarzyszenie jedynie zarobkowe, które pracuje dla siebie, ale instytucya dobra publicznego, która jako taka ma prawo wymagać, aby jej nie omijał nikt, kto wskutek jakichbądź okoliczności na szwank naraził swój majątek ziemski, będący wprawdzie jego własnością wedle prywatnego prawa, ale należący zarazem w pewnej mierze do narodu całego jako środek utrzymania narodowego bytu.
W żadnem państwie nie wolno nikomu używać swej własności na szkodę ogółu, — nie wolno tego tem więcej w naszym narodzie, który nie ma rządu, coby o byt narodowy się troszczył, i który skazanym jest na to, aby obywatele poszczególni te funkcye rządu spełniali. I dla tego to społeczeństwo ma prawo wglądać w interesa prywatne właścicieli ziemskich, nie dla ciekawości albo krytyki błahej, ale dla tego, aby nieść pomoc zagrożonym posterunkom. A aby to prawo i ten obowiązek wypełniać, stworzyło społeczeństwo „Związek Ziemian” i dodało mu do pomocy mężów zaufania, których obowiązkiem jest po powiatach dążenia Związku popierać.
Nie mamy prawa wątpić o tem, że ci obywatele obowiązki swe spełniają, a mianowicie że starają się dowiadywać wciąż, czy się gdzie jaka wieś ku upadkowi ekonomicznemu nie chyli, i że nowych dla Związku szukają członków. Ale owoców tej pracy widzimy mało i zdaje się, że nie popiera jej dostatecznie opinia publiczna; a zresztą tych mężów zaufania jest nie dosyć, okręgi ich czujności powierzone są zbyt obszerne.
Powinniśmy tu wziąść za wzór naszą organizacyę wyborczą. Ona dociera w najdalsze zakątki i najobojętniejszych nawet prowadzi do spełnienia obowiązku przy urnie wyborczej. Chwalebna to energia naszego społeczeństwa; ale czyż utrzymanie ziemi nie jest sprawą przynajmniej równej energii godną?
Jeżeli ktoś nie nabrał jeszcze przekonania, że najważniejszą dziś dla nas sprawą publiczną jest utrzymanie ziemi, to niech się przypatrzy taktyce pruskiej polityki, która wyrobiła swemu państwu takie stanowisko w świecie, że jej chyba nikt bystrości i trafności sądu nie odmówi. Otóż ta polityka skierowaną jest głównie ku wywłaszczeniu nas z ziemi.
Na wiece nasze, na agitacyą wyborczą, na prasę choćby najradykalniejszą patrzy rząd ze spokojem, a nawet nam wiele wolności daje pod tym względem; i choć organa niższe prawo przekroczą, to instancye najwyższe mierzą nas tu tą samą miarą co Niemców. Może rząd z rozmysłem nie przeszkadza gwałtowności naszego słowa mówionego czy pisanego, — bo wie, że słowo nas często odrywa od poważniejszych zajęć i myśli. Za to, gdzie chodzi o ziemię, tam rząd jest nieubłagany i tam nas po prostu z pod prawa wyjmuje. Dowodem na to jest komisya kolonizacyjna i taktyka komisyi rentowej, które odmawiają polskiemu chłopu tego, co dają niemieckiemu; dowodem dalej są te kręte drogi, po których czasem rząd nie wacha się kroczyć, aby przez agentów kupować wsie od Polaków, gdy nie może ich kupić inaczej. Wolność słowa daje nam rząd wielką, natomiast ogranicza nas prawami wyjątkowemi tam, gdzie chodzi o nabywanie ziemi.
A my Wielkopolanie cóż robimy w obec tego? Wstyd powiedzieć, jak małemi są tutaj nasze wysiłki. „Bank Ziemski” otrzymał ¾ swego kapitału z po za granicy Księstwa, na Związek Ziemian złożyliśmy ledwo 40 000 Mk., a zajęcie się nim naszego społeczeństwa głównie na tem polega, że nie szczędzą mu krytyki ostrej ci nawet, co o jego czynnościach prawie nic nie wiedzą. O popieraniu jego usiłowań myśli zaledwie kilkanaście osób. Transakcyami dotyczącemi świętej naszej ziemi trudnią się wyłącznie nieomal spekulanci, którzy kupczą nią jak innym towarem. Gdy kawał ziemi wpadnie w ręce kolonizacyi, natenczas powstaje krzyk grozy; ale mimo patryotycznego tonu jest taki krzyk zawsze smutnem naszego niedołęztwa świadectwem: Płaczemy nad dokonanym faktem, ale nie robimy nic, aby go uprzedzić, aby mu zapobiedz.
Czyż te czyny pozostają w harmonii z deklamacyami ogólnie przyjętemi o miłości do ziemi rodzinnej?
Czyż wystarcza „sprzedawczyków” kamienować, jeżeli się nic nie robi, aby zapobiedz ich frymarce? Historya za ubytek polskiej ziemi zrobi odpowiedzialnymi nie tylko tych złych, lekkomyślnych, niedołężnych lub ubogich właścicieli, którzy ją zaprzedali, ale także ogół, który temu nieszczęściu nie umiał zapobiedz.
Jeżeli wszyscy uznają, że ziemia jest podstawą narodowego naszego bytu, to też wszyscy powinni groble sypać, aby powódź germańska tej podstawy nie rozkruszyła. Jeżeli przyznajemy sobie prawo potępiania tych, co zapominając o wartości politycznej jaką ma ziemia, zaprzedali ją obcym jak gdyby pospolitą tylko wartością ekonomiczną była, to pamiętajmy, że prawu towarzyszy zawsze obowiązek: Jeżeli żądamy od rodaka, aby on swój prywatny interes podporządkował publicznemu i ziemi nie sprzedawał, ale aby ją trzymał choćby ze stratą, choćby z uszczerbkiem mienia swych dzieci, — to powinniśmy także coś ze swej strony poświęcić dla bronienia posterunku, którego ten rodak właśnie przypadkowo jest głównym obrońcą.
Jest to w ogóle nie po chrześciańsku, jest nie szlachetnie, jeżeli się patrzy bezczynnie, jak bliźni i rodak bije się z przemożnemi trudnościami; i jeżeli mu się nie poda ręki. A jak nazwać obojętność społeczeństwa, które nawet tym ręki nie podaje, co sprostać nie mogą zadaniu utrzymania ziemi, która byt społeczeństwa tego warunkuje?
Obojętność tę odczuwa Związek Ziemian na każdym nieomal kroku; powolny jego rozwój po części nią się tłomaczy, a po części następującemi przyczynami:
Po pierwsze Związek dotychczas nie szukał rozgłosu. Z natury jego zadań wynika, iż sprawozdania jego nie mogą być jasne i głośne.
Dalej naraził się Związek kilku osobom, które nie rozumiejąc jego zadań, a nie postarawszy się nawet o dowiedzenie się, jak wielkiemi funduszami rozporządza, udały się do niego o pożyczkę, gdy kredyt był zupełnie już wyczerpany. Zarządu swego majątku Związkowi oddać jednakże nie chciały. Gdy Związek pożyczki nie udzielił, naraził się na krytykę i obmowę, — a jeden nieprzyjaciel więcej zaszkodzi, niż liczni przyjaciele pomódz mogą.
Nie twierdzimy, że Związek Ziemian prowadzonym jest dziś doskonale; zapewne prowadzićby go można lepiej. Wina spotyka w każdym razie tutaj tylko ludzi, którzy dziś na czele Związku stoją, — ale nie myśl ubraną w formę Związku, zasadę starą jak świat, uznaną ogólnie, a polegającą na tem, że interesu publicznego powinien pilnować cały naród, a nie jednostki tylko.
Interesów publicznych pilnują specyalnie w innych narodach ministerstwa. U nas jednem z ministerstw jest Związek Ziemian. Jeżeli zasiadając w nim ludzie nie pełnią swych obowiązków, to niech sejm, którym w naszem położeniu jest walne zebranie, zmusi ich do ustąpienia a powoła innych w ich miejsce, którzyby interesów ogółu lepiej przestrzegać potrafili. To będzie czyn ludzi ojczyznę kochających godny. Ale gnuśności w szatę Zoila się drapującej za czyn taki nie uzna historya, która za upadek państwa polskiego czyni odpowiedzialnem całe społeczeństwo w ówczesnem tego słowa znaczeniu, choć i wówczas przeważna jego część gardziła sprzedawczykami; szkoda tylko niezmierna, że im nie przeszkadzała, — i w tem jej wina.


∗             ∗

„Związek Ziemian” ma prawa korporacyjne, jako Spółka zapisana z ograniczoną poręką (Genossenschaft mit beschränkter Haftplicht). Członków przyjmuje Zarząd. Udział wynosi 1000 mk., a odpowiedzialność drugi tysiąc; wstępne 10 mk. Aby uzyskać jak największą liczbę członków, ustawy wymagają na każdy udział tylko 20 mk. wpłaty rocznej, dopóki wpłaty nie osięgną sumy stu mk. Podług prawa nikt nie jest zobowiązany więcej wpłacić.
Pożądanem atoli jest, aby wpłacano więcej, gdyż operując kredytem a nie mając wielkiego kapitału, Związek pracuje drogo, a narażonym byłby on i jego klienci na nieobliczalne straty, gdyby mu kredyt wypowiedziano. Ta ewentualność jest wprawdzie nieprawdopodobną, ale możliwą np. w razie wojny, albo gdyby dla jakiejkolwiekbądź paniki publiczność zażądała zwrotu depozytów od tej instytucyi bankowej, w której Związek pieniądze pożycza.
Za administrowanie majątkami bierze Związek skromne bardzo wynagrodzenie, zależne od ilości pracy jakiej dany majątek wymaga; za sprzedaże bierze pół %, t. j. czwartą część tego, co żądają agenci. Mimo to słyszeć się dają zarzuty, że Związek jeszcze zbyt drogo każe sobie płacić.
Na to odpowiedź jest prosta, a mianowicie że Związek ma koszta handlowe, biuro, urzędników, a to wszystko z zarobku pokryte być musi.
Nie jest towarzystwem dobroczynności, nikt do niego nie przychodzi po jałmużnę, lecz po radę i pomoc, jak obywatel do obywateli, i nikt nie żąda, aby się członkowie Związku składali na opłacenie kosztów tej pomocy. Zbytecznem jest chyba zapewniać, że Związek nie ma zamiaru wypłacania wysokich dywidend; ale cztery procent od udziałów płacić musi, aby zyskiwać dla swych celów poważniejsze kapitały i aby całe przedsiębiorstwo pozostawić na zdrowej finansowej podstawie, a nie na zmiennem z natury rzeczy usposobieniu składkujących à fonds perdu.
Władzą wykonawczą Związku jest Zarząd, składający się z trzech członków w biurze pracujących.
Obrabiają oni sprawy bieżące, załatwiają korespondencye, przeprowadzają kupna i sprzedaże dotyczące administracyi, kontrolują administratorów przez raporta tygodniowe oraz przez wizytacye przez jednego z członków Zarządu wykonywane; dalej odbierają wnioski piśmienne i ustne dotyczące parcelacyi i dzierżaw wszelkiego rodzaju; układają się z wierzycielami, regulują sprawy hypoteczne, wekslowe, procesowe, i prowadzą książki podług bankowych przepisów, oraz konta majątków zostających w administracyi. Zarząd jest reprezentantem Związku na zewnątrz wobec władz i osób prywatnych.
Rada nadzorcza składa się z 12-tu członków i zbiera się przynajmniej raz w miesiąc dla kontrolowania czynności Zarządu oraz dla powzięcia uchwał co do nowych wniosków o radę i pomoc. Wraz z Zarządem decyduje ona o kontraktach dotyczących nieruchomości, o zaciąganiu pożyczek na imię Związku, o nabywaniu papierów wartościowych itp. — Spekulacya papierami jest przez statut zabronioną.
Walne Zebranie wybiera Radę nadzorczą, a ta wybiera Zarząd.
Fundusze rezerwowe Związku wynoszą obecnie około 20,000 Mk.; pomnażają się one corocznie przez własne odsetki i przez jednę dziesiątą część czystego zysku; oprócz tego wpływają do nich darowizny, wstępne itp.
Wynagrodzenie członków Zarządu oraz urzędników biurowych wynosi rocznie razem około 10,000 Mk. Członkowie Rady nadzorczej biorą za posiedzenia dziennie 9 Mk. i zwrot koszów biletu kolejowego II klasy. Tantiemy ani oni ani Zarząd nie pobierają żadnej.
Te oficyalne organa Związku — Rada nadzorcza i Zarząd — mają do pomocy mężów zaufania. Są to ochotnicy, którzy nie będąc przez statut Związku z nim związani, popierają jego dążenia z dobrej woli i ułatwiają niezmiernie jego pracę. Gdzie chodzi o informacye co do wartości danego majątku i jego zagospodarowania, tam je dają Związkowi najbliżej zamieszkali mężowie zaufania.
Oni również wydają opinią o wartości moralnej i o zdolnościach ludzi, z którymi Związek wchodzi w stosunki, a więc na podstawie lokalnych znajomości referują o dziedzicach, dzierżawcach, administratorach i kupcach. Świeżo teraz zapytywał Związku jeden z obywateli o charakter człowieka, który chciał od niego nabyć majątek. Uważał owego reflektanta za uczciwego, ale dla pewności poprosił Związku o informacye. Związkowi nazwisko to było nieznanem, — ale w przeciągu doby dowiedział się z zupełną pewnością, — że to agent podstawiony…
Mężowie zaufania wynagrodzenia nie pobierają; zwraca im Związek koszta podróży o ile te nie są całkiem nieznaczne, i wykłady wszelkie. Jeżeli mąż zaufania przejmuje administracyą majątku jakiego, w takim razie o wynagrodzenie układa się ze Związkiem, nie z właścicielem majątku.
Obowiązkiem mężów zaufania najpoważniejszym jest baczyć, aby żaden kawał ziemi nie został sprzedanym bez wiedzy Związku. Podkreślamy tu słowa paragrafu 3 go Statutów Związku:
„Przedmiotem przedsiębiorstwa jest popieranie dorobku i gospodarstwa członków przez kupowanie, sprzedaż, wydzierżawianie, administracyą i parcelacyą własności ziemskiej, jako też przez przyjmowanie depozytów i zawiadywanie niemi.”
Nie chodzi więc tutaj jedynie o ratowanie majątków ziemskich chylących się ku upadkowi, ale także o handel ziemią w ogólności, i ta część czynności Związku, dotychczas bardzo mało rozwinięta, może przynieść społeczeństwu ogromne korzyści.
Handel ziemią jest u nas ożywiony i zyskowny; dowodem tego spekulanci, którzy się na tym handlu bogacą. Mają oni agentów po całem naszem Księstwie, a że im głównie o zarobek chodzi, więc starają się sprzedającego wyzyskać, a sami potem sprzedają każdemu, byle drogo.
Piszącemu znane są wypadki, gdzie nabywcy folwarków zapłacili tego rodzaju przekupniom ceny tak wysokie w stosunku do jakości ziemi, iż wygospodarowanie procentów będzie niepodobieństwem. Nabywcy ci są na drodze do bankructwa.
Tego rodzaju wyzyskowi społeczeństwo może zapobiedz przez popieranie Związku Ziemian. To jest pole do szczytnej, obywatelskiej pracy dla mężów zaufania. Oni powinni wiadomości o Związku rozszerzać we wszystkich społeczeństwa warstwach. Związek nie może naśladować krzyczącej reklamy prywatnych przedsiębiorców. Jest instytucyą obywatelską, chce czynić dobrze sprzedającym i kupującym, zarabia mało, więc nie ma nawet funduszów na łokciowe ogłoszenia, — za które ostatecznie z lichwą płaci zawsze kupujący.
Ale obędzie się bez metody jarmarcznego krzyku, gdy ludzie dobrej woli Związkiem się zajmą. A jest takich ludzi u nas coraz więcej, i w coraz szerszych kołach zyskuje sobie uznanie ta prawda, że rezultat naszej politycznej walki zależnym jest od rezultatu walki ekonomicznej, a głównie walki o ziemię.
Nasze Duchowieństwo może przez protegowanie Związku nowe zdobyć sobie zasługi. Gdyby każdy Ksiądz był szczerze mężem zaufania Związku, to nie potrzebowalibyśmy stracić ani morgi ziemi, a moglibyśmy wiele odzyskać. Ksiądz na wsi wie o majątkach, które potrzebują ratunku, wie o włościanach, którzy mają pieniądze i chęć do kupienia ziemi, wie o każdym kawałku ziemi, który jest na sprzedaż.
Ileż to jest u nas parafii, które przez niemiecką kolonizacyą straciły trzy czwarte i więcej dawnej liczby wiernych! Ileż kościołów, w których kaznodzieja mówi tylko do garstki słuchaczów, mieszczących się w prezbyteryum, wobec pustej łatwy kolatorskiej i pustej nawy! Dwory i chaty zagłada polskości ogarnęła naprzód, a potem i do kościołów się wdarła. Nie byłoby tej pustki, tego bolu, tego poniżenia, gdyby społeczeństwo od dawna było nie tylko ciskało kamieniem na upadłych, ale także podawało chleb i rękę upadającym.
A na koniec to jeszcze dopustu Bożego; będą nadal pustoszały dwory i chaty, a za niemi kościoły.
Państwo pruskie ma czas; niech co rok tylko pięć wiosek zdobędzie, — to jak będą wyglądały parafie nasze za lat kilkadziesiąt?
Walka o ziemię obejmuje walkę o wszystko co człowiekowi jest drogiem, wszystko co go czyni człowiekiem, a więc obyczaj, mowę, religią. Dla tego nie świeccy tylko winni pracować nad utrzymaniem i pomnożeniem narodowej własności ziemskiej, ale i księża.
Gdyby każdy ksiądz na prowincyi donosił do Związku ziemian o ziemi zagrożonej lub wystawionej na sprzedaż i o ludziach kupna lub dzierżawy szukających; gdyby w ciągłym stósunku zostawał z najbliżej mieszkającym świeckim mężem zaufania, to stalibyśmy się niebawem potęgą olbrzymią, skałą jednolitą, niezłomną. Mielibyśmy zcentralizowane podaż i popyt ziemi, a na każde zawołanie także dzielnych nabywców, administratorów, dzierżawców i kapitały. Cóżby nam wtenczas zrobić mogły kapitały obce?
Chciejmy tylko — a stanie się to wszystko.
Miejmy zaufanie do siebie, a popierajmy i ulepszajmy Związek Ziemian, którego cel jest naszym wspólnym celem.
Popierać go możemy także przez składanie u niego depozytów.
Ale czy Związek Ziemian daje dostateczną pewność?
Oczywiście daje ją najzupełniej. Bo członkami jego są nieomal wszyscy właściciele więksi w Księstwie Poznańskiem, ludzie mienni. Każdy odpowiada włącznie tego, co gotówką do Związku wpłacił, za 2000 mk., — więc przedstawia Związek Ziemian większą jeszcze pewność jak nasze Spółki pożyczkowe, słusznie cieszące się opinią wielkiej pewności, choć ich członkowie są znacznie mniej zamożni.
Tak samo jak owe Spółki należy i Związek Ziemian do Związku Spółek Zarobkowych, pod kontrolą i patronatem Księdza Prałata Wawrzyniaka zostającego.
Interesów ryzykownych Związek nie robi; pieniądze pożycza tym tylko, którzy mu oddali plenipotencyą do zarządu swym majątkiem w sposób jak to wyżej opisaliśmy. Swoich dłużników ma więc Związek w ręku i gdyby który z nich miał stać się niewypłacalnym, to Związek wprzód jeszcze pokryłby przedewszystkiem swoją należytość, co przyszłoby mu tem łatwiej, że nie zaniedbuje żadnego środka, aby być zakrytym; a więc każe sobie wystawiać weksle z żyrantami, zastrzega sobie prawo przedkupu, bierze hipoteki w zastaw i t. p.
Lokacya pieniędzy w Związku należy więc do najpewniejszych, bądź to w formie depozytów, bądź to udziałów.

Niechaj nikt nie sądzi, kto udział taki bierze, że żegna się ze swemi pieniędzmi na zawsze. Przeciwnie; może ze Związku wystąpić każdego czasu za piśmiennem sześciomiesięcznem wypowiedzeniem, i odebrać z powrotem swój udział.

∗             ∗

Takie są cele, takie ustawy i takie podwaliny Związku Ziemian. Może on zmienić zupełnie naszą chwiejną pozycyę i uczynić ją niewzruszoną, jeżeli jednostki nasze połączy w jeden jednomyślny zastęp, jeżeli wiotkie i kruche pręciki, które nazywamy społeczeństwem naszem, zwiąże w jeden giętki a nie dający się przełamać snop.
Mamy do czynienia z nieprzyjacielem silniejszym od nas, który wyznaje słowem i czynem, że siła idzie przed prawem; nie łudźmy się więc, że nam jakieśkolwiek prawa los złagodzić są zdolne.
Tylko siła nas ocalić może i to siła własna, bo nikt obcy nam jej nie użyczy, jak tego historya nasza — stara i najnowsza — wymownie dowiodła.
Dawniej o losach narodów rozstrzygała siła na polu bitwy; dziś nie tylko dla nas, ale i dla całej Europy zmieniły się stosunki; dziś rozstrzyga siła również, ale w innej postaci: Objawia się ona jako praca ekonomiczna.
Ona dziś rządzi światem. Na nie wiele przyda nam się obudzenie ducha narodowego w ludzie, jeżeli zabraknie ludowi chleba; a zabraknie go, gdy wciąż jak dotąd mało będziemy się troszczyli o utrzymanie ziemi, gdy damy ją sobie zabierać i ludzi z niej rozpędzać.
Dla naszej dzielnicy od wojen napoleońskich nie było chwili tak brzemiennej w następstwa, jak obecna. Myśl narodu rozbudziła się wspaniale, baczmy, aby jej nie zabrakło ciała.
A kląć będą na nas wieki, jeżeli nie wytężymy sił do ostatka, aby zapobiedz wypędzaniu tej myśli polskiej z dworów, chat i kościołów.










Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Tadeusz Kryspin Jackowski.