Jadwiga i Jagiełło/Zawisza Czarny (Niemcewicz)
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Jadwiga i Jagiełło |
Podtytuł | Zawisza Czarny |
Pochodzenie | Legendy, podania i obrazki historyczne |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1918 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Wśród gór Karpackich, w zamku starożytnym
Mieszkał rycerz zawołany:
Był on przed laty i sławnym i bitnym,
Lecz dzisiaj wiekiem złamany,
Już tylko dawne wspominając boje,
Patrzał z westchnieniem na wiszącą zbroję.
W starości jedna została otucha:
Syn, w którym miał się odrodzić,
W nim z młodu niecił wojennego ducha,
Uczył, jak na ostrze godzić:
A gdy Zawisza już umiał wojować,
Sam ojciec chciał go rycerzem pasować.
W obliczu ludu, wśród pańskiej świątnice
Bierze młodzian cześć rycerza,
Ojciec mu wkłada pancerz i przyłbicę
I mieczem trzykroć uderza,
I mówi, oręż mu dając niezmierny:
— Broń swej ojczyzny, bądź kochance wierny.
Zawisza Czarny, — gdyż z tego imienia
Znany był później u świata —
W ciężkiej kolczudze, nie tknąwszy strzemienia,
Lekko wskoczył na bachmata
I gdy wesoło pośród szranków pląsał,
Wywijał mieczem, kopiją potrząsał.
Wkrótce się wsławił czyny walecznemi,
I tak śmiałość jego znano,
Że w Niemczech, Włoszech i tureckiej ziemi,
Kiedy kogo wychwalano,
Przysłowiem było bojów towarzyszy:
„Polegaj na nim, jakby na Zawiszy“.
Kiedy go cesarz Zygmunt usiłuje
Zatrzymać dłużej u siebie,
Rzekł mu Zawisza: — „Jagiełło wojuje,
I kraj mój w ciężkiej potrzebie,
Wszystka krew moja, krew polskiej młodzieży,
Drogiej ojczyźnie pierwsza się należy“.
Obdarzon zbroją, litym złotogłowem,
Do własnych wraca orszaków,
I pod Grunwaldem i pod Koronowem
Przeważnie gromi Krzyżaków.
Tam Czarny rycerz, łamiąc pyszne hordy,
Siał wszędy postrach i okropne mordy.
Zygmunt, co wszystkie nadzieje pokłada
W męstwie Czarnego rycerza.
Gdy państwa jego muzułman napada,
Jemu los wojny powierza,
I sam, gdzie Dunaj Gołębne oblewa,
Z ogromnem wojskiem bystry nurt przebywa.
Ledwie na drugiej stanął cesarz stronie,
Gdy ujrzał tureckie hurmy,
I blask księżyca i męże i konie
I wrzask przeraźliwej surmy:
Na groźny widok trwodze się poddaje,
Wraca za Dunaj i obozem staje.
Lecz wraz spostrzegłszy, że Zawiszy niema,
Śle poń jedną z swoich łodzi,
Mąż, gońca mierząc srogiemi oczyma,
Rzekł: — „Zawisza nie uchodzi;
Ci, co się zlękli, ci mogą uciekać,
Polacy wolą chlubnej śmierci czekać“.
„Koń mój i zbroja!“ — zawołał na sługę.
Ten podaje miecz niezłomny,
Czarną z srebrnemi gwiazdami kolczugę,
Wkłada mu szyszak ogromny,
Z wierzchołka czuba czarna końska grzywa
Jeży się w górę i na barki spływa.
Tu tarcz ściskając zbrojnemi rękami,
Podług rycerstwa zwyczaju,
„Żegnam was! — woła, twarz skraplając łzami —
„O luba żono i kraju!“
Wtem zniża drzewce[1], bodźcem konia zwiera,
I samotrzeci[2] na tłumy naciera.
Ta zbroja czarna, okropnie wspaniała,
Ten orzeł pośród pancerza,
I blask oręża i postać zuchwała
Zdumieniem Turków uderza.
Nie na śmierć, pomny na swych poprzedników,
Wpada Zawisza w tłumy zbrojnych szyków.
Gdzie płomienistym orężem zabłyska,
Pod ciosami płytkiej stali
Na karacenach[3] srebrna łuska pryska,
Padają trupem zuchwali.
Jak groźny Ajaks lub Achilles[4] śmiały,
Kędy uderzył — tysiące pierzchały.
Znużon zwycięstwem, gdy słabiej już włada,
I nikną siły mdlejące,
Z okropną wrzawą mściwy Turczyn wpada
I topi mieczów tysiące...
Poległ, a gdy krew dreszcz śmiertelny ścina,
Konając, lubą ojczyznę wspomina.
J. Niemcewicz[5].