[66]INŻYNIER I POETA
INŻYNIER:
Poeto! wreszcie się zastanów,
Za własną duszę pacierz zmów...
Już bliski szum aeroplanów
Zagłusza dźwięki twoich słów.
Kto zechce z tobą w górę gnać
Na skrzydłach marzeń i Pegaza,
Kiedy ten — z glinu i z żelaza, —
Mój rumak nie chce w miejscu stać?
Na wichrze lecę śmigłą racą,
Piję ocean, łykam ląd,
Zwyciężam żywioł, zmieniam prąd
I mocną ręką ster obracam.
Powiedz, czy nie jest bardziej cenne,
Niż twoje chwile zmienne, senne,
To, żeś naprawdę w chmurach znikł?
Ze mną polecisz wolnym sportem
Wygodnie, mięko i z komfortem,
Spływam przed każdym większym portem,
Masz towarzystwo, grację, szyk...
Z nas dwuch — ja zbliżam się do gwiazd,
I ja zakładam stopy w tęczę,
I ja się w twojem słońcu wdzięczę,
Do najpiękniejszych płynę miast.
[67]
To wszystko, wszystko jest prawdziwe,
Że chwytam wichrów dumną grzywę,
Że z góry patrzę na ten świat,
Że śmierć i życie łączę żartem,
Jak finish z rozpędzonym startem,
Że słowa prawdy niezatarte
W przestworzach kreśli lotu ślad...
A ty? umysłem rozpalonym
Na chwilę sięgniesz w moje strony,
I spadasz grzeszny i znużony,
Żeby na nowo w sercu snuć
Tęsknotę swoją niepokorną,
I burzę uczuć swych upiorną,
I żeby ogniem słowa skuć.
O, ja mam lepsze aparaty,
Które przenoszą myśli wlot.
Ty często pragniesz zdobyć światy,
A trafiasz kulą w płot.
Jak bardzo jesteś niewspółczesny!
Prześciga cię mój pęd bezkresny, —
— — Motocyklopów idzie tłum!
— — Miljarda śmigieł straszny szum!
A nad twą głową smęt bolesny...
[68]
POETA:
O, mój daleki krwawy śnie!...
O, moja ciężka winna czaro!...
Prześniłem próżno wszystkie dnie
Goryczą, szczęściem i ofiarą!
Prześniłem noce, przebyłem kres,
Doszedłem szczytów, których nie znam.
Ach, ile łez! ach, ile łez
Okryła skrzydłem przepaść gwiezdna...
Łzy nie pomogą, nie zmoże grom,
Słowo prawdziwe w sercu się pocznie.
Na jakiej skale stanie mój dom,
Mój dom szczęśliwy bezobłocznie?...
INŻYNIER:
O, młodociany entuzjasto!
Rozepnij skrzydła. Podaj rękę.
Fruniemy razem ponad miasto
Oglądać z góry jego mękę.
I my, poeto, dwa mieszczuchy,
Jak romantyczne lecąc duchy,
Ujrzymy piekło, nędzę, nudę,
Zbrodnię i przemoc i obłudę,
I usłyszymy głuchy grzmot.
To wzdłuż, to wpoprzek ponad miastem,
[69]
Fruwając z sercem, jak z balastem,
Które obciąża dumny lot...
Zanim poezji zniknie zwid już,
Pamiętaj, że jest prawda szczera.
Lepszy jest Roentgen, niż Owidjusz,
I Pasteur większy od Homera.
Przemija twoja próżna glorja,
Zasługa bierze w świecie prym,
Ja zbudowałem sanatorja
Piękniejsze, niźli rym.
POETA:
Ach, wiersze, wiersze! kto je czyta?
Próżno me serce o nie pyta,
Napróżno pisze tysiąc rąk
Tyle zbytecznych słodkich ksiąg...
O, mój Wergili! mój Horacy!
Ukaż mi swą poezję pracy,
Przemysł, maszyny, rozpęd, szał...
I żartem proszę cię. Wergili,
Pozostań przy mnie od tej chwili,
Żebym się z tobą razem śmiał...
Masz rację, pyszny inżynierze,
Zaproponuję ci przymierze, —
[70]
Do ciebie dziś należy świat,
A do mnie, do mnie — ty należysz,
Jeżeli słowom-gwiazdom wierzysz,
Wykwitłym z wczesnych lat...
O, dosyć, dosyć, dosyć wierszy!
Olbrzymie życie wstaje pieśnią nową!
Mów przyjacielu-inżynierze pierwszy,
Do mnie należy Ostatnie Słowo.
|