Przejdź do zawartości

Hrabina Charny (1928)/Tom I/Rozdział XXIV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Hrabina Charny
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1928-1929
Druk Wł. Łazarski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La Comtesse de Charny
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XXIV.
BEZ MĘŻA. — BEZ KOCHANKA.

Jakkolwiek królowa sama hrabinę przyzwala, jakkolwiek czekała na nią, jednakże posłyszawszy oznajmienie Webera, zadrżała na całem ciele.
Oparta o stół, wyciągnęła Marja-Antonina rękę ku dawnej przyjaciółce.
— Witaj, rzekła, Andreo, dziś jak zawsze pożądana!..
Silna i na wszystko przygotowana, Andrea, zadrżała z kolei.
— Czy potrzebuję mówić Waszej królewskiej mości, że gdybyś zawsze tak się do mnie odzywała, nie potrzebowałabyś posyłać za mną tak daleko?...
Królowa skorzystała z tego początku:
— Niestety!... — odpowiedziała, powinnabyś wiedzieć znowu, ty piękna, czysta, niewinna Andreo, że ja prosiłam o ratunek, i że ty tak mi go wspaniałomyślnie ofiarowałaś...
— Królowa, rzekła Andrea... — mówi o tem, o czem ja zapomniałam, i sądziłam, że ona nie pamięta także.
— Odpowiedź to surowa, Andreo — powiedziała królowa, a jednakże zasługuję na nią; prawda, że będąc szczęśliwą zapomniałam o twem poświęceniu. Posądziłaś mnie o niewdzięczność Andreo, a była to niemoc jedynie.
— Miałabym prawo oskarżać was, Najjaśniejsza Pani, rzekła Andrea, gdyby kiedy królowa odmówiła memu życzeniu lub prośbie, ale jakże Wasza królewska mość chce, żebym się skarżyła, kiedym nie prosiła o nic nigdy?
— Andreo! Andreo! zapominasz, w jak strasznej pocieszałaś mnie okoliczności!
— Najjaśniejsza Pani, rzekła, gdyby Wasza królewska mość miała litość nad swą wierną sługą, oszczędziła by jej wspomnień, które ona od siebie oddaliła; od nikogo, nawet od Boga, nie żądam pociechy, bo i Bóg nawet nie leczy pewnych boleści.
Królowa utkwiła w Andrei wzrok czysty i głęboki.
— Pewnych boleści! rzekła, masz więc inne, oprócz tych, któreś mi powierzyła?
Andrea nic nie odpowiedziała.
— Nadszedł czas wyjaśnienia i dlatego cię wezwałam rzekła królowa. Kochasz pana de Charny?
Andrea zbladła jak trup.
— Tak!... — rzekła.
Królowa krzyknęła jak lwica raniona.
— A odkąd go kochasz?
— Od pierwszego widzenia.
Królowa cofnęła się z przestrachem przed marmurowym posągiem, który przyznawał, że ma duszę.
— O! rzekła — i milczałaś?
— Wiecie o tem lepiej, niż kto inny, Najjaśniejsza Pani.
— Tak... a teraz widzę, bo mnie już nie kocha. To chciałaś powiedzieć, nieprawdaż?
— Miłość lub obojętność pana hrabiego de Charny, są jego tajemnicą; nie do mnie, odkrywać ją należy, odparła Andrea.
— O! nietylko jego tajemnicą, bo sądzę, że ci ją dziś rano zwierzył, rzekła z goryczą królowa.
— Nie widziałam pana de Charny dziś rano.
Królowa zagłębiła w Andrei wzrok przenikliwy.
— Chcesz powiedzieć, że nie wiesz o odjeździe hrabiego?
— Wiem, Najjaśniejsza Pani, napisał do mnie list.
— A tego listu hrabiego zapewne nie masz przy sobie? — spytała królowa.
— Mylisz się, Najjaśniejsza Pani, oto jest.
Królowa czytała:

„Odmówiłem posłannictwa, które przedtem mi ofiarowano; myślałem bowiem, biedny szaleniec, że jakieś współczucie zatrzymuje mnie w Paryżu; ale odtąd, gdy przekonałem się niestety, że jest przeciwnie, z radością oddalam się od serc, którym jestem obojętny.
„Gdyby mnie podczas tej podróży, spotkać miał los biednego Jerzego, wszelkie środki przedsięwziąłem, abyś pani pierwsza uwiadomiona była o nieszczęściu mojem i o zwróconej ci wolności. Wtedy dopiero, dowiesz się jak głęboki zachwyt zrodziło we mnie twoje wielkie poświęcenie, tak źle nagrodzone przez tę, dla której, młoda, piękna i do szczęścia stworzona, poświęciłaś, młodość piękność i szczęście!...
„Proszę Boga i ciebie pani, abyś choć raz wspomniała o nieszczęśliwym, który tak późno przekonał się o wartości posiadanego skarbu.

„Sercem i czcią ci oddany
Hrabia Olivier de Charny“

Królowa oddała list Andrei, a ta wzięła go i opuściła z westchnieniem bezwładną rękę.
— Przebacz mi, Andreo!... — rzekła królowa. — Oh! ja tak cierpiałam!...
— Cierpiałaś! Śmieszże mówić przy mnie Najjaśniejsza Pani, żeś cierpiała! Cóż ja powiem w takim razie? Ty cierpiałaś, nie widziałaś jednak, żeby człowiek, któregoś kochała, obojętny na tę miłość, na klęczkach i z sercem w ręku odwrócił się ku innej kobiecie, nie widziałaś żeby brat twój, zazdrosny o tę inną kobietę; którą czcił w milczeniu jako poganin bóstwo swoje, bił się z człowiekiem przez ciebie kochanym, nie słyszałaś jak człowiek przez ciebie ukochany, raniony przez brata ciosem prawie śmiertelnym, przyzywał bez przytomności tę tylko inną kobietę, której ty byłaś powiernicą, nie widziałaś jak ta inna kobieta wciskała się w cień korytarzy gdzie i ty sama błądziłaś, by podsłuchiwać tych tonów szału, dowodzących, że jeżeli miłość szalona nie przeciąga się poza życie, towarzyszy przynajmniej aż na próg grobu, nie widziałaś jak ten człowiek, wracając do życia, cudem natury i nauki, zerwał się z łoża dlatego tylko aby upaść do nóg twojej rywalki, twojej rywalki... nie odeszłaś wtedy zrozpaczona, w dwudziestu pięciu latach życia, do klasztoru, by u zimnych stóp krucyfiksu zgasić tę pożerającą miłość. Ty, Najjaśniejsza Pani, w imię obowiązku, nie podjęłaś bezmiernego poświęcenia, ty nie kłamałaś przy ołtarzu, ty, po skończonej uroczystości małżeńskiej, nie pozostawiłaś małżonka swego kochankiem rywalki! Ah! — Najjaśniejsza Pani! trzy te ostatnie lata, to lata moje okrutne!
Królowa podniosła omdlałą rękę, szukając ręki Andrei.
Andrea usunęła swoją.
— Ja, która nic nie obiecywałam, rzekła, tyłem jednak dotrzymała! Ty, zaś, Najjaśniejsza Pani, przyrzekłaś mi dwie rzeczy... — Przyrzekłaś mi, że nie będziesz się już więcej widzieć z panem de Charny. Przyrzekłaś mi i to na piśmie, że mnie będziesz uważała za siostrę.
— Przebacz, przebacz mi, Andreo... myślałam, że on cię kocha!
— Sądziłaś więc, Najjaśniejsza Pani, że to prawo serca, że powinien kochać inną, mniej ciebie kochając.
— Andrea wycierpiała tyle, że już mnie tak nie kocha?... — rzekła z boleścią królowa.
Andrea nic nie odpowiedziała. Patrzyła na zrozpaczoną Marję Antoninę i coś jakby uśmiech zarysował się na jej wargach.
— Cóż więc uczynić, co uczynić mój Boże! aby tę uciekającą miłość, to jest życie moje utrzymać? — Jeżeli wiesz Andreo, przyjaciółko, siostro moja, powiedz mi, błagam cię, zaklinam...
Królowa wyciągnęła obie ręce do Andrei.
Andrea się cofnęła.
— Mogęż, odpowiedziała, wiedzieć o tem, ja, której nigdy nie kochał?
— Tak, ale może cię kochać... Kiedyś może błagać będzie u stóp twoich przebaczenia, za przeszłość, za wszystkie cierpienia twoje, których był powodem, a cierpienia tak się prędko zapominają w objęciach ukochanego.
— Zapominasz Najjaśniejsza Pani, że w razie takiego nieszczęścia, bo byłoby to nieszczęściem dla nas obydwóch, musiałabyś odkryć panu de Charny pewną tajemnicę, wielką tajemnicę, któraby w jednej chwili miłość jego zabiła; zapominasz, że musiałabym opowiedzieć mu to com tobie opowiedziała.
— Powiedziałabyś mu o twym strasznym wypadku?.. powiedziałabyś mu, że masz dziecko z Gilbertem?...
— Doprawdy, Najjaśniejsza Pani — powiedziała Andrea, za kogoż mnie masz, okazując podobną wątpliwość?
Królowa odetchnęła.
— Tak więc, rzekła, nie uczynisz nic, aby do siebie pana de Charny przyciągnąć?
— Nie, Najjaśniejsza Pani. a przynajmniej nic więcej niż dotąd.
— Nie powiesz mu, nie dasz uczuć, że go kochasz?
— Chyba, gdyby mi sam powiedział, że mnie kocha, Najjaśniejsza Pani.
— A jeżeli ci powie, że cię kocha, powiesz mu o swej miłości, przysięgasz mi...
— Najjaśniejsza Pani, przerwała królowej Andrea — czy mnie jeszcze o co zapytasz, czy masz mi wydać jakie rozkazy?
— Nie, nie, dziękuję. Chciałam wrócić ci moją przyjaźń, ale mi odmawiasz. Bądź zdrowa, Andreo, przyjmij chociaż wdzięczność moją.
Andrea ruchem ręki odepchnąwszy to uczucie, a oddawszy zimny, lecz głęboki ukłon, wyszła powoli i w milczeniu, jak zjawisko.
Królowa przyzwała Webera.
— Weberze, uprzedź damy moje, że położę się sama że jestem zmęczona i cierpiąca i że chcę spać jutro do dziesiątej. Pierwszą i jedyną osobą, którą przyjmę, będzie doktor Gilbert.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.