Hrabia Monte Christo/Część VI/Rozdział III

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas
Tytuł Hrabia Monte Christo
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia Literacka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Comte de Monte-Cristo
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część VI
Indeks stron
ROZDZIAŁ III.
BERTUCIO.

Po upływie sześciu zaledwie minut hrabia znalazł się już u siebie; przez ten czas widziało go zaledwie kilkunastu z młodzieży, znających dobrze cenę pięknej uprzęży. Obejrzeli oni dokładnie ekwipaż, wyciągniętym kłusem pędzący i osądzili, że każdy koń był wart conajmniej piętnaście tysięcy ranków.
Ali wybrał na mieszkanie dla hrabiego dom położony po prawej stronie pól Elizejskich. Był to zresztą pałac raczej, położony wśród obszernych ogrodów; przed pałacem znajdował się olbrzymi klomb, który okrążać musiały zajeżdżające powozy.
Pałac zupełnie odosobniony, miał dwa wjazdy, jeden od pól Elizejskich i drugi dla służby, od ulicy Ponthieu.
Zanim stangret zdołał krzyknąć na oddźwiernego, już żelazna ze złoceniami krata zaskrzypiała na zawiasach i hrabia znalazł się natychmiast otoczony liczną i baczną służbą, gotową na każde jego skinienie.
Przed bogatym przedsionkiem, po objechaniu klombu, powóz się zatrzymał i na czele dwóch lokajów przyjął pana domu Ali, który z niewypowiedzianą radością uśmiechał się do hrabiego, szczęśliwy, że jego długa rozłąka z panem już się skończyła.
Gdy hrabia wysiadł z powozu, stanął przed nim jeszcze jeden mężczyzna, czarno i poważnie ubrany, kłaniający się nisko na powitanie.
— Dzień dobry ci, panie Bertuccio — rzekł doń Monte Christo — notarjusz już jest?
— Oczekuje w małym salonie na pana hrabiego.
— A karty wizytowe, które kazałem zamówić, są już gotowe?
— Znajdzie je pan hrabia na swem biurku. W mojej obecności kazałem przygotować kamień, pierwszą gotową kartę zanieść poleciłem, w myśl pańskich rozkazów, do pana barona Danglarsa, deputowanego, na ulicę Chausse d‘Antin Nr. 7.
— Która godzina?
— Dochodzi czwarta.
Hrabia Monte Christo oddał rękawiczki, kapelusz i laskę świeżo przyjętemu służącemu, paryżaninowi, a następnie udał się do małego salonu, w towarzystwie Bertuccia, który wskazywał drogę.
— Cóż to za nędzne marmury w tym przedsionku? — zauważył — spodziewam się, panie Bertuccio, że je każesz usunąć.
Intendent skłonił się jedynie z uszanowaniem.
Notarjusz, zgodnie z zapowiedzią, oczekiwał w małym salonie.
Urzędnik był sobie nikłą, niepozorną poczciwiną z XVIII okręgu Paryża, wyniesioną najniespodziewaniej dla niego samego do godności rządowego notarjusza.
— Czy to pan jesteś tutejszym rejentem i czy masz prawo sprzedania letniego pałacyku, który pragnę kupić? — zapytał Monte Christo.
— Tak jest, panie hrabio — odparł zapytany.
— Akt sprzedaży jest już gotowy?
— Gotowy, panie hrabio, mam go przy sobie, oto jest.
— Gdzież to znajduje się ta posiadłość, którą zamierzam nabyć? — zapytał niedbale Monte Christo, zwracając się do intendenta i do notarjusza.
Bertuccio rozłożył ręce, na znak, że nie jest mu to wiadome, zaś notarjusz spojrzał z nieukrywanem zdziwieniem na pytającego.
— Jakżeż to — powiedział — to pan hrabia nie wie, gdzie ten pałacyk się znajduje?
— A skądże mam wiedzieć?... u djabła! Przed paroma godzinami zaledwie przybyłem z Kadyksu do Paryża, w którym nie byłem nigdy w życiu przedtem.
— Jeżeli tak... zauważył notarjusz — pałac, który pan hrabia nabyć zamierza, znajduje się w Auteuil.
Na te słowa Bertuccio zbladł widocznie.
— Przy ulicy?...
— Aleja Fontaine Nr. 28, w cudownym cienistym lasku. Bardzo blisko przytem Paryża. W lasku bulońskim przecież?...
— Więc to tak blisko miasta? Jak mogłeś w takim razie, panie Bertuccio, wybrać mi na rezydencję letnią miejscowość jakby na przedmieściu, tuż przy rogatkach Paryża?!
— Ja? — zawołał intendent — ja tego domu bynajmniej nie szukałem! Mnie pan hrabia nie dawał w tej mierze żadnego polecenia! Raczy pan hrabia przypomnieć sobie.
— Prawda! — przyznał Monte Christo — przypominam teraz sobie. Ja sam to załatwiłem. Wyczytałem w jakimś dzienniku, ogłoszenie, które mnie złudziło kłamliwym tytułem: „mieszkanie letnie do wynajęcia“.
— Niema nic straconego — zauważył Bertuccio — ten dom nie został przecież jeszcze kupiony.
— Mniejsza oto — powiedział z lekceważeniem hrabia — kiedy już jest ten, niechże będzie.
— Pan hrabia ma słuszność — wtrącił skwapliwie notariusz, któremu chodziło o honorarjum, rzecz prosta — Auteuil jest uroczym zakątkiem, a i sam pałacyk jest prześliczny, aczkolwiek w stanie nieco opuszczonym. Za to i meble są stare, a antyki teraz w ogromnej są cenie.
— Dom jest więc obszerny i wygodny, jak pan powiadasz?
— Tak jest, położony przytem we wspaniałym angielskim parku.
A więc nie traćmy drogiego czasu i kończmy tranzakcję. Proszę o kontrakt, panie rejencie.
Hrabia wziął do ręki podany sobie akt kupna i nie czytając go nawet podpisał, rzuciwszy zaledwie okiem na miejsce, na którem był zaznaczony adres posiadłości.
— Intendent wypłaci panu pięćdziesiąt tysięcy franków.
Bertuccio spełnił natychmiast wydane polecenie, kładąc przed notarjuszem paczkę banknotów.
Rejent przeliczył je uważnie.
— Więc wszystkie formalności zostały już załatwione?
— Wszystko, panie hrabio.
— Klucze pan masz przy sobie?
— Są one w rękach odźwiernego domu. A oto rozkaz do niego by wprowadził pana hrabiego w stan posiadania.
— Doskonale, a więc żegnam pana.
I Monte Christo dał ręką notarjuszowi znak, który mówił wyraźnie: już cię nie potrzebuję, możesz odejść.
— Przepraszam — rzekł notarjusz — pan hrabia omylił się zapewne, dostałem bowiem okrągłe pięćdziesiąt tysięcy, gdy prawnie należy mi się pięć tysięcy prowizji.
— A!... wybaczyć mi zechciej, lecz ja, jako cudzoziemiec, nie znam zwyczajów tutejszych, Bertuccio wypłać temu panu dodatkowo tysięcy piętnaście.
Pięć tylko ...
— Należy ci się coś przecież za fatygę — rzekł hrabia, życzliwym gestem żegnając poczciwca.
Notarjusz spojrzał zdumiony i odszedł, kłaniając się nisko. Pierwszy raz, od chwili jak objął urzędowanie, zdarzyło mu się trafić na klijenta tak hojnie płacącego.
Gdy tylko drzwi się zamknęły za notarjuszem, który wyszedł odprowadzony przez Bertuccia, hrabia wydobył z pugilaresu notesik, otworzył go małym złotym kluczykiem, wiszącym na szyi, na cieniutkim łańcuszku również złotym, i zaczął się zastanawiać nad jedną kartką tego notatnika, a następnie dane tam zawarte porównał z temi, jakie się znajdowały w kontrakcie tylko co podpisanym przez notarjusza.
— Auteuil, aleja Fontaine, Nr. 28... to samo. Czy mam wierzyć teraz wyznaniu, złożonemu pod wpływem religijnego strachu?... Za godzinę jednak wszystko będzie wiadome.
— Bertuccio — zawołał następnie, uderzając srebrnym młoteczkiem w metalowe naczyńko — Bertuccio!
Intendent wbiegł z pośpiechem.
— Mówiłeś mi kiedyś, panie Bertuccio, że ongi, w młodości swej, podróżowałeś po Francji?
— Tak jest, panie hrabio.
— A okolice Paryża czy są ci znane również?
— Tych, panie hrabio, nie znam zupełnie — odpowiedział intendent wstrząsany nerwowem drżeniem.
— To źle, to bardzo źle — wyraził swe niezadowolenie hrabia — żeś nigdy nie był w Paryżu i jego okolicach. Jedziemy bowiem obejrzeć naszą nową posiadłość, byłbyś więc mógł w drodze udzielić mi nieco informacyj dotyczących Passy, Auteuil, lasku Bulońskiego etc.
— Jechać do Auteuil! — zawołał Bertuccio, którego cera oliwkowa zżółkła nagle jak cytryna — ja mam jechać do Auteuil?
— A cóż w tem tak dziwnego? Mieszkać tam będziemy przecież niezadługo?
Bertuccio spuścił głowę, uderzony rozkazującym wzrokiem hrabiego i, nie odpowiadając, stał nieruchomy.
— Cóż to znów takiego, panie Bertuccio? Każesz mi raz drugi wołać o powóz?... zdumionym głosem zawołał Monte Christo, tonem Ludwika XIV, wymawiającego: „Ja muszę czekać?...“
Bertuccio wybiegł z pośpiechem z saloniku do przedpokoju i zawołał chrapliwym głosem:
— Konie dla pana hrabiego!
Monte Christo napisał tymczasem list.
— Powóz już czeka, panie hrabio.
— A więc bierz rękawiczki i kapelusz — rozkazał pan domu.
— Czy koniecznie pan hrabia rozkazuje mi jechać ze sobą?
— A to co znów za pytanie, panie Bertuccio?... Przecież musisz urządzić dom, w którym mam mieszkać?
I pojechali.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.