Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego (1815–1852)/Okres V/12
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego (1815–1852) |
Część | Okres V |
Rozdział | Misya generała Willisena |
Wydawca | Drukarnia nakładowa Braci Winiewiczów |
Data wyd. | 1918 |
Druk | Drukarnia nakładowa Braci Winiewiczów |
Miejsce wyd. | Poznań |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Dnia 5 kwietnia stanął w Poznaniu komisarz królewski generał Willisen, by przedsięwziąć przyrzeczoną reorganizacyą narodową W. Księstwa Poznańskiego.
Wilhelm v. Willisen urodził się w Strasburgu 1790 roku z ojca oficera i w szkole kadetów odebrał wychowanie. W roku 1806 jako 16 letni chłopiec walczył pod Auerstädt, a po zmniejszeniu armii otrzymawszy dymisyą, kształcił się w Hali i przy wielkich zdolnościach i usilnej pracy dokazał, że po roku przyjęto go do tamtejszego uniwersytetu. Gdy jednak major Schill ukazał się pod miastem, wstąpił Willisen do jego oddziału. W roku 1809 walczył w wojsku austryackiem pod Wagram, a w roku 1812 nie chcąc ruszać w korpusie księcia Schwarzenberga na Moskwę, powrócił do Hali. Tam go Francuzi aresztowali i zamknęli w fortecy w Kasslu. W rok później uciekł z niewoli do Czech i znowu wstąpił do wojska pruskiego. Odtąd do roku 1815 walczył jako oficer generalnego sztabu pod Lipskiem, Laon, Ligny i Waterloo. Po ukończeniu wojen Napoleońskich pozostał przy generalnym sztabie w Berlinie. W czasie naszego powstania listopadowego pisywał znakomite artykuły do Millitärwochenblatt, w których wykazywał nieudolność generałów rosyjskich. Sympatye jego do Polaków ściągnęły na niego taką niechęć poselstwa rosyjskiego, że sam król pruski objął rolę cenzora jego artykułów, a wreszcie całkiem mu pisać zakazał. Ale młodsi oficerowie podziwiali Willisena, a dzieło jego p. t. „Theorie des grossen Krieges” zjednało mu wielkie wzięcie także wśród Polaków. W r. 1832 mianowany został szefem sztabu 5 korpusu w Poznaniu, gdzie miał sposobność poznać osobiście Polaków i stosunki w W. Księstwie Poznańskiem. Bezwzględne postępowanie Flottwella i zacięta nienawiść do Polaków generała komenderującego Grolmana wywołały w nim tem większe sympatye do uciśnionego ludu. Chociaż Willisen był pruskim patryotą i nawet dla swego stanowiska nie bywał w polskich towarzystwach, wysłano taki o nim raport do Berlina: „Jest prawdziwem nieszczęściem dla prowincyi poznańskiej, że polscy rewolucyoniści zyskali w Willisenie mądrego i zręcznego przywódcę. Jawnie występuje jako przeciwnik rządu i znajduje ogólny poklask.”
Po 9 latach pobytu w Poznaniu, przeniesiono go do Wrocławia, gdzie 1848 r. otrzymał stopień generała brygady landwery.
Jak szlachetnie mąż ten myślał, wynika ze słów jego, iż zdolność przejęcia się nieszczęściem innego ludu jest pewną rękojmią miłości ojczyzny, oraz z listu otwartego, który ogłosił w odpowiedzi na zjadliwe zaczepki majora Voigts-Rhetza. W liście tym taki zachodzi ustęp:
„Nigdy nie mogłem pozbyć się przekonania, że nasze panowanie nad Polakami na niczem innem nie opiera się jak na gwałcie i że to nakłada na nas niezmierne obowiązki, przedewszystkiem wiecznej łagodności, ciągłego przebaczania i zapomnienia.”
Zaraz po przybyciu swojem do Poznania, 5 kwietnia, udał się Willisen do generała Colomba, ale na nieszczęście nie zastał go w domu, a służący zaniedbał donieść panu swemu o odwiedzinach. Colomb czuł się bardzo obrażonym rzekomym nietaktem generała Willisena, który stopniem wojskowym stał niżej od niego, i to wpłynęło bardzo ujemnie na stosunek ich wzajemny. Colomb wszystkie usiłowania Willisena krzyżował. Widocznem było, że chciał udaremnić misyą jego i przemocą stłumić ruch narodowy w W. Księstwie Poznańskiem bez względu na to, co ministrowie w imieniu króla obiecywali Polakom. Winą było rządu, że Willisenowi nie dał dyktatorskiej władzy.
Willisen w ten sam wieczór, kiedy przybył do Poznania, nie poradziwszy się nikogo, taką oddał do drukarni odezwę, którą nazajutrz, 6 kwietnia, ogłoszono:
„Przyrzeczona przez N. Pana reorganizacya prowincyi ma się rozpocząć: mam potrzebne ku temu pełnomocnictwo. Tuszę sobie, że w trudnem tem przedsięwzięciu wspierać mnie będzie zaufanie całej ludności; gdybym tej nadziei nie miał, nie byłbym się nigdy podjął tego zresztą tak zaszczytnego polecenia.”
„Polacy! Chcecie mieć rząd narodowy i postępowanie sądowe w waszym języku; będziecie mieli i jedno i drugie. Jako pierwszą tego rękojmię rozkazał N. Pan, aby Polak stanął na czele władzy administracyjnej, oraz aby wolny wybór landratów przywrócony był prowincyi. Chcecie narodowej siły zbrojnej, macie ją już w landwerze; nie masz siły bardziej narodowej nad tę. Wszystko, czego sobie życzyć możecie, da się z nią łatwo połączyć, i chętnie przyjmę propozycyę mężów doświadczonych z pośrodka was względem zmian, jakichbyście sobie życzyć mogli, jako to względem oznak i języka służbowego.”
„Niemcy! Nie miejcie żadnej obawy; prawa, jakie wam język wasz nadaje, są nieskazitelne; całe Prusy ręczą wam za nie. Zasadą przyszłych instytucyi będzie, aby każdy miał rząd i sąd w własnym swoim języku. Nikt nie będzie potrzebował odzywać się do jakiejkolwiek władzy w innym języku jak tylko w swoim własnym; tylko w własnym języku będzie każdy odbierał odpowiedzi i wyroki. Miejcie zaufanie do Polaków, waszych współkrajowców: pomimo naturalnego wzburzenia, w ostatnim czasie najsilniejszego dokładali starania, aby nikt z was ukrzywdzonym nie był. Pojedyńcze wypadki są wyjątkami, nad którymi oni sami ubolewają, a i pomiędzy wami byli tacy, którzy granice umiarkowania przekroczyli.”
„Dla tego pierwszą jest rzeczą zaniechać wzajemnych obwinień, miejsce tylko całość na oku, bądźcie pobłażającymi i łagodnymi w przypadkach szczególnych. W jedności jesteście silnymi, w rozdwojeniu wystawienia na wszelką nawałnicę, któraby zewnątrz spaść mogła.”
„Po tem ogólnem oświadczeniu przystąpimy natychmiast do dzieła. Atoli jeden poprzednio kładę warunek: pierwej porządek i prawność przywrócić całkiem należy. Nie może być w kraju żadnej władzy, która nie pochodzi z ręki rządu ani przezeń nie jest uświęcona. Z istniejących komitetów tylko te potwierdzić mogę, które jedynie miejscowe cele, t. j. bezpieczeństwo publiczne na uwadze mają i których istnienia władze miejscowe pragną, wszystkie inne muszą się natychmiast powstrzymać od wszelkich publicznych czynności.”
„Wszelkie oddziały ochotników nie regularnie uzbrojone najlepiej postąpią w interesie własnej narodowości, gdy się natychmiast rozejdą. W tej chwili żadne jeszcze nie grozi niebezpieczeństwo zewnątrz; gdyby zaś zagrozić miało, ja pierwszy odezwałbym się do patryotyzmu krajowców i ich poświęcenia. Na teraz spokojnie do domów waszych powrócić możecie. Wasze niebezpieczeństwo jest i naszem niebezpieczeństwem, a w takim razie wspólnie stawimy mu czoło. Co się dotąd uczyniło, próżnem jest zmarnowaniem sił i pieniędzy.”
„Kto się służbie zbrojnej poświęcić pragnie, niech się do dowódcy obrony krajowej zgłosi; jeżeli jest zdolnym do służby, będzie do niej przyjętym.”
„Polacy! Najszlachetniejsi mężowie z pośród was przyrzekli mi swą pomoc ku przywróceniu porządku, którego domagać się muszę, w ich towarzystwie wnet się przekonam, czy wszystkie moje życzenia wszędzie są spełnione, a wtedy czemprędzej przystąpimy do dzieła. Aż do tego czasu tylko przygotowawcze mogą być narady. Przywołam do tego ludzi każdego stanu i każdego języka w należytym stosunku, w tej nadziei, że takie tylko Jego Król. Mości propozycye się przełożą, które będą miały znamię słusznego uwzględnienia wszystkich interesów.”
„A zatem raz jeszcze powtarzam: porządek, spokojność, prawo! Bez porządku niemasz wolności, a wy Polacy weźmijcie na uwagę, w jak niespodziewanej pełnej mierze używacie wraz z nami obywatelskiej i politycznej wolności, którą nas ostatnie obdarzyły tygodnie. Któż z nas spodziewał się jej dożyć? Ale, jeżeli naszej wolności używać chcecie, musicie się i do porządku naszego zastosować. Jeżeli do niego wracając, udacie się spokojnie do domów waszych, zaręczam wam wyjednanie najzupełniejszej amnestyi u N. Pana za wszystko, co się dotąd stało.”
Poznań, dnia 6 kwietnia 1848.
Król. Komisarz i prezes komisyi reorganizacyjnej dla W. Księstwa Poznańskiego.
Willisen, generał-major.
Odezwa oburzyła Niemców, bo Willisen nie stawał po ich stronie przeciwko Polakom. Zaraz więc 6 kwietnia udała się deputacya Niemców do niego i krzykliwie domagała się wyraźnego publicznego oświadczenia, że prowincya pozostanie połączoną z państwem pruskiem, domagała się też natychmiastowego rozwiązania polskich oddziałów i odroczenia posiedzeń komisyi, dopóki pokój nie będzie przywrócony.
Ta natarczywość obraziła Willisena. Deputacyą zimno odprawił, czego skutkiem było, że żywa wśród Niemców rozpoczęła się przeciwko niemu agitacya.
Ale i Polacy nie byli zadowoleni z odezwy, bo, jeśli miała nastąpić organizacya wojskowa, nie było potrzeby rozpuszczać ochotników, wzmianka zaś o amnestyi nie była na swojem miejscu, bo Polacy nie poczuwali się do żadnej winy. Sam Willisen, zmiarkowawszy się, tłomaczył się, że ten ustęp przez omyłkę sekretarza dostał się do odezwy.
Ze słów Willisena, że mu „najszlachetniejsi mężowie przyrzekli pomoc w przywróceniu porządku”, wynika, że byli Polacy, którzy nic dobrego nie obiecywali sobie po uzbrojeniu się ludu.
Dnia 7 kwietnia rozwiązał Willisen komisyą reorganizacyjną i utworzył nową, w której zasiadło 5 Polaków: ks. Brzeziński, Maciej Mielżyński, Potworowski, Libelt i Stefański, i 4 Niemców: radca Ziemstwa Treskow, sędzia Küttner, obywatel wiejski Zedwitz i chirurg Grunwald.
Komisya ta nie miała być władzą, lecz tylko ciałem obradującem, której uchwały miały być przedłożone ministeryum do potwierdzenia, a przedewszystkiem miała się zająć uspokojeniem kraju. Polakom, którzy zażądali jak najszybciejszego przeprowadzenia reorganizacyi, odpowiedział Willisen, że najprzód trzeba stwierdzić szkody, jakie ponieśli poszczególni Niemcy przez gwałtowne rekwizycye miejscowych komitetów, a gdy arcybiskup Przyłuski, Mielżyński i Potworowski zaręczali majątkiem swoim wynagrodzenie szkód, wezwał Willisen Polaków, aby podali kandydata na naczelnego prezesa, który w 3—4 dniach potwierdzony zostanie. Wymieniono Potworowskiego i Kraszewskiego. Zgodzono się też na zawieszenie w urzędzie mianowanych przez rząd dotychczasowych radców ziemiańskich i zastąpienie ich przez mężów zaufania komisyi reorganizacyjnej. Zresztą, miał być stan z r. 1815 przywrócony.
Co do wojska, to Willisen dał przyrzeczenie, że wycofane zostaną liniowe pułki z kraju, a z landwery składającej się prawie z samych Polaków i polskich ochotników stworzy się narodowe wojsko W. Księstwa Poznańskiego z polskim językiem służbowym; gdyby W. Księstwo Poznańskie chciało nadto na własny koszt utworzyć osobny korpus, państwo nie będzie się temu sprzeciwiać.[1] Ostateczne jednak załatwienie tej sprawy uczynił zawisłem od odpowiedzi z Berlina na list swój z 6 kwietnia, w którym wzywał ministeryum, aby się zgodziło na utworzenie osobnego korpusu polskiego z narodowemi kokardami i sam się ofiarował uformować taki korpusik w sile 1000 ludzi, nad którymby wyższy oficer pruski objął dowództwo.
Ale wtenczas już inne zawiały wiatry w Berlinie, czego przyczyną była silna agitacya Niemców poznańskich. Na wnioski więc swoje co do wojska otrzymał Willisen 8 kwietnia odpowiedź odmowną, zresztą potwierdziło ministeryum wszystkie inne jego rozporządzenia.
Tymczasem generał Colomb nie zważając wcale na misyą pokojową Willisena już 7 kwietnia rano zapowiedział mu, że nazajutrz uderzy na obóz średzki. Z biedą tylko udało się Willisenowi wymódz na nim trzydniową zwłokę.
Postępowanie Colomba było istotnie niesłychanem.
Po odebrani odpowiedzi z Berlina wydał Willisen 9 kwietnia odezwę, w której oświadczał, że na wniosek jego o utworzenie wojska liniowego narodowego ministeryum przystało tylko na to, aby ochotnicy wstąpili do pułków jazdy i piechoty dotychczasowej dywizyi poznańskiej, więc uzbrojone oddziały mają się rozejść bez rozbrojenia w następujący sposób:
Zebrane siły zbrojne podzielą się na trzy klasy:
1) Wszyscy do służby wojskowej nieobowiązani, jako i wszyscy dla podeszłego wieku do tejże służby niezdolni mają się natychmiast oddalić do domów.
2) Landwerzyści pierwszego i drugiego powołania mają się udać do właściwych sztabów. Żaden z nich nie będzie do odpowiedzialności pociągany za nieprawne wstąpienie do nowoutworzonych oddziałów. To samo odnosi się do rezerwistów.
3) Wszyscy do służby zdolni oczekiwać będą, bez rozbrojenia, pod dozorem „krajowych” oficerów rozstrzygnięcia, w jaki sposób teraz lub później zaciągnięci zostaną.
Czas wypełnienia warunków zostawia się do 11 kwietnia.
Odezwę swą zakończył Willisen temi słowy:
„A teraz zwracam się jeszcze raz z usilną prośbą do tych wszystkich, którzy drogą swą ojczyznę kochają — apel, na który polskie serce nigdy nieczułem nie pozostaje — aby się spokojnie poddali tym rozporządzeniom. A im prędzej pokój przywrócony będzie, tem prędzej odbędzie się narodowa reorganizacya, a zwłaszcza obiór polskiego naczelnego prezesa i obiór landratów, za co ręczę najświęciej z całem współczuciem, jakie zawsze w piersiach moich żywiłem dla losów Polski, a którego, jak wszyscy wiedzą, nigdy się nie zaparłem. To mi jednak też nadaje prawo żądać, aby zapewnieniom moim ufano, moich rozporządzeń usłuchano. To prawo wobec was Polaków roszczę sobie z zupełnem zaufaniem. Co powiedziałem, ma się stać prawdą. Będę się jednak mniemał uprawnionym, moją misyą, która jest pokojową, uważać za ukończoną, jeśli gdziekolwiek trzeba będzie użyć przemocy. Sposoby, aby tego nie było potrzeba, w waszych spoczywają rękach.”
Dnia 10 kwietnia Willisen, otrzymawszy od Colomba za pośrednictwem arcybiskupa Przyłuskiego jeden dzień zwłoki, opuścił Poznań w towarzystwie Libelta i Stefańskiego jako członków komisyi reorganizacyjnej, by skłonić Polaków do rozejścia się. W Tulcach zatrzymał się, Libelta zaś i Stefańskiego wysłał do obozów.
Zdziwienie ich było niemałe, gdy się w Wrześni przekonali, że znaczna większość oficerów z dowódcą Józefem Garczyńskim na czele skłonną się okazała do pójścia za ich radą. Tak było i gdzieindziej. Ze wszystkich dowódców jedyny tylko Feliks Białoskórski trzymał się ściśle rozkazów Mierosławskiego, który ani myślał ustępować. Sam Mierosławski udał się do Wrześni i skłonił Garczyńskiego do cofnięcia danego Libeltowi i Stefańskiemu przyrzeczenia, a dowiedziawszy się 10 kwietnia, że nazajutrz generał Duncker miał uderzyć na Środę, w tę stronę skierował wszystkie siły i pospieszył do Środy, gdzie nocą gorączkowe czynił przygotowania do odparcia nieprzyjaciela.
Tymczasem generał Wedell, nie otrzymawszy wiadomości o 24 godzinnej zwłoce, ruszył 10 kwietnia na Trzemeszno. Major Słubicki z bardzo małemi siłami stawił opór. Przez wysłanego czemprędzej kuryera Willisen walkę powstrzymał, ale kosynierzy, rozjątrzeni na żydów trzemeszeńskich, że podczas walki wspierali Prusaków, okropną im sprawili chłostę.
W potyczce pod Trzemesznem polegli: Walenty Dalbor, syn Antoniego i Jadwigi z Szymańskich, uczeń gimnazyalny, Leon Dobrzyński z Pakości, Antoni Sindajewski, sługa z Powidza, Wincenty Chachulski alias Palewski, Tomasz Kujawski syn Benedykta, Maciej Przepierski z Trzemżala, Wojciech Anikowski z Płaczkowa, Piotr Marcinkowski (umarł z ran), Antoni Wendt, sługa z Byszewa, Maciej Kondolewicz, sługa z Strzelna (umarł z ran).[2]
Wśród takich okoliczności zgodzili się w Jarosławcu pod Środą delegaci komitetu narodowego Libelt i Stefański oraz Anastazy Radoński, komisarz powiatowy średzki, w imieniu wszystkich swoich kolegów na spełnienie żądań, zawartych w odezwie Willisena z 9 kwietnia.
Wtem przybył do Jarosławca Mierosławski z Białoskórskim, Apolinarym Kurnatowskim, Garczyńskim, Wiktorem Szołdrskim i kilku innymi oficerami; przybył też Wojciech Lipski.
Przy stole z jednej strony stał generał Willisen i Francuz Didier, którego Lamartine przysłał do W. Księstwa Poznańskiego, by zbadał tutejsze stosunki, po drugiej stronie Libelt, Stefański i Anastazy Radoński. Pomiędzy nimi na stole leżał dokument konwencyi, ale jeszcze bez podpisów. Chwila była dramatyczna, bo już generał Duncker zbliżył się na czele 11,000 wojska do Środy, gdzie było około 6000 Polaków.
Mierosławski szybko przeczytał akt konwencyi. Drwiąco odezwał się do delegatów, aby podpisali, co ułożyli, i poprosił Willisena do drugiego pokoju. Tu oświadczył mu, że nic nie ma przeciwko przyrzeczonej dywizyi, ale że zbrojny lud, w którego imieniu przemawia, zadawalnia się tą dywizyą, którą sam utworzył, że więc dać mu tylko należy w miejsce kos karabiny i ubrać w nowe mundury. Żądał wreszcie, aby polskim ochotnikom wyznaczono 5 obozów, gdzieby na nieograniczony czas przebywać mogli. Od tego żądania Mierosławski odstąpić nie chciał, musiał więc Willisen rozpocząć układy na nowej podstawie.
Wtem wpadł galopem pruski oficer na czele oddziału huzarów na podwórze z doniesieniem, że, ponieważ czas zawieszenia broni minął, rozpocznie się atak na Środę.
W ostatniej więc chwili, pospiesznie taki zawarto układ:
Ludzie, nieobowiązani do służby wojskowej, mają w tym samym dniu, t. j. 11 kwietnia być rozdzielenia na oddziały podług powiatów i przez wybrane z pośród siebie osoby odprowadzeni do domów swoich; broń i kosy mogą ze sobą zabrać, ale na wozach. Landwerzyści mają nazajutrz być odprowadzeni do sztabów, chyba, że im Generał Colomb pozwoli zaraz udać się do domu. Reszta ma pozostać w 4 obozach i to we Wrześni, Książu, Pleszewie i Miłosławiu, ale w żadnym obozie nie ma być więcej jak 600 piechoty i 120 jazdy. W obozach odczekać mają postanowienia, w jaki sposób będą połączeni z dywizyą poznańską, oddani zaś zostaną tymczasem pod nadzór wyższego oficera pruskiego i utrzymywani przez swych rodaków. Wszystka inna broń, strzelby, pałasze, kosy, moździerze itd. będą oddane owemu oficerowi do rozporządzenia. Nikt nie będzie do odpowiedzialności pociągnięty, cudzoziemcom zaręcza się, że nie będą wydani, wszelka własność prywatna, poniewoli dana, będzie w naturze zwrócona, żadnych przymusowych rekwizycyi przedsiębrać niewolno.
Do spełnienia tych warunków otrzymały obozy 3 dni czasu: średzki począwszy od 11, wrzesiński od 12, ksiąski od 13, pleszewski od 14 kwietnia.[3]
Konwencyą podpisali Willisen, Libelt, Stefański, Garczyński i Anastazy Radoński.
W dodatkowym akcie złożył Willisen takie oświadczenie:
„Na uczynione mi pytanie, jak w szczegółach reorganizacya narodowa ma być rozumianą i jakie w szczególności rozporządzenia mają ją w rzeczywistość obrócić, niniejszą wedle mego rozumienia składam deklaracyę:
1) Co do administracyi cywilnej to wszystkie gałęzie administracyi, sądownictwa, ceł i oświecenia mają mieć Polaków na czele, a zresztą obsadzone być osobami w stosunku do narodowości, ażeby każdy w swoim języku mógł być rządzonym i sądzonym. Skład rozmaitych kolegiów dałby się tem czyściej przeprowadzić, gdyby np. te pograniczne powiaty, w których ludność niemiecka albo przeważa albo ludność całkiem jest niemiecką, w administracyi częściowo lub zupełnie oddzielone zostały, bo natenczas nie tylko naczelnicy Polacy, ale i skład cały kolegiów mógłby być polski.
2) Co się tyczy narodowego uzbrojenia, to reorganizacya narodowa ma tu być zaprowadzoną w całem znaczeniu tego wyrazu. A zatem rekruci poznańscy nie będą mogli być wcielani do pułków śląskich albo jakichkolwiek niemieckich ani na odwrót, rekrut niemiecki nie będzie mógł wstępować w szeregi pułków poznańskich. Wojsko ma mieć mustrę i komendę w swoim własnym języku i otrzymać własne narodowe oznaki, t. j. kokardy i kolory. Oficerom niema być stawiana żadna inna przeszkoda przy wstępowaniu do służby krom wymagalności wychowania i znajomości sztuki wojskowej. A zatem: wojsko poznańskie stanowić będzie we wszystkich gatunkach broni jedną osobną narodową całość, tak, że W. Księstwo Poznańskie w całem znaczeniu tego wyrazu będzie wyosobnioną i zaokrągloną w sobie całością.”[4]
Ten akt dodatkowy podpisali Willisen, Libelt i Stefański.
Wiadomość o zawarciu konwencyi oburzyła wojsko pruskie. Landwerzyści, a zwłaszcza kirasyerzy otoczyli powóz, w którym siedział Willisen z asesorem Brunnermannem, obrzucili generała błotem i plwali na niego. „Taki los — pisze Schmidt[5] — zgotowała mężowi, który przed wszystkimi innymi życie dla niemieckiej wolności poświęcał, zwierzęca dzikość tych, którzy w 3 tygodnie później jak zające pierzchali przed słabszym nieprzyjacielem.
W ten sam dzień 11 kwietnia wieczorem pospólstwo niemieckie pod dowództwem żyda zbiegło się pod mieszkanie Willisena w Poznaniu, wygrażając mu i złorzecząc, szczęściem że tenże był właśnie u naczelnego prezesa, który go całą noc u siebie zatrzymał z obawy przed gwałtami. Napróżno baron Kolbe v. Schreeb, który niedawno w Odeum ognistemi mowami roznamiętniał Niemców, starał się uspokoić pospólstwo. Pokój nastąpił dopiero, gdy generałowie Colomb i Steinäcker, ukazali się na placu Wilhelmowskim i dali uroczyste zapewnienie, że prawa niemieckiej narodowości nie będą ukrócone i że Willisen opuści Poznań.
Nazajutrz rano odbyła się w rejencyi narada pomiędzy Willisenem, Beurmannem i Colombem. Po długich namowach dał się Colomb nakłonić do uznania konwencyi jarosławieckiej, chociaż właściwie natychmiast bez wszelkiego oporu uznać ją był powinien, bo Willisen przecież działał w imieniu, z polecenia i wedle instrukcyi rządu pruskiego. Jest zupełnie niepojętą rzeczą, że Colomb śmiał występować tak, jakoby wszystko od niego zależało.
W tym samym dniu, 12 kwietnia, wyjechał Willisen z Poznania, aby dopilnować wykonania warunków konwencyi.
I na Polakach sprawiła ona niemiłe wrażenie. W Środzie, gdy Libelt wśród łez oznajmił, co postanowiono w Jarosławcu, kosynierzy z okrzykiem: zdrada! podnieśli kosy i byliby go rozsiekali, gdyby go nie byli zasłonili Esman i ks. Kegel. Dopiero Mierosławski, który nadbiegł w krytycznej chwili, uspokoił wzburzonych. I okazało się, jak głęboką niechęć czuli chłopi do rządu pruskiego za ucisk, jakiego od dwóch lat doznawali ze strony urzędników, obcych im religią i pochodzeniem. Rozejść się nie chcieli, uczynili to dopiero, gdy ich Mierosławski zapewnił, że daje im tylko urlop i że ich pod broń powoła, skoro będzie potrzeba.
Ale, skoro zaczęli opuszczać obóz, landwerzyści pruscy, widząc, że kosy mają w ręku, a nie na wozach, jak chciała konwencya, rzucili się na nich, bili ich, łamali kosy, lżyli w ohydny sposób,[6] a oficerowie przyglądali się tym scenom, nie próbując nawet powstrzymać rozszalałych. „Barbarzyństwo landwery wobec bezbronnych przewyższała tylko jej niesubordynacya.”[7]
Nic dziwnego, że niejeden kosynier powracał do obozu, komu zaś udało się przemknąć przez rozjuszoną zgraję landwerzystów, tego doganiała jazda pruska i nad nim znęcała się.
Sam generał Colomb widział się zniewolonym wydać dnia 16 kwietnia taki rozkaz do korpusu:
„Wczoraj, podczas przechodu wojska pod Środą, ludzie, należący do pewnego pułku obrony krajowej, a będący przy bagażach, popełnili występki, sprzeciwiające się karności, gdy księdza pewnego złupili, wytłukłszy mu okna.”
„Prócz tego doszły mnie raporty o rozmaitych innych nadużyciach.”
„W tym względzie rozpoczęło się śledztwo i postąpi się jak najsurowiej przeciwko winnym stosownie do praw istniejących.”
„Występki tego rodzaju, gdyby się powtórzyć miały, byłyby dowodem niekarności i shańbiłyby cały korpus.”
„Wzywam przeto wszystkich panów komenderujących, tudzież oficerów i podoficerów, aby dbali jak najbardziej i jak najściślej o zachowanie porządku.”
„Ktokolwiek w tej mierze okaże się opieszałym, przeciwko temu postąpię sobie z bezwzględną surowością.”
„Ludziom zaś nakazuję oświadczyć, iż tyle mam zaufania do ich poczucia własnej godności, że sami będą dbali o to, aby przez poszczególne parszywe owce nie zostali shańbieni.”
Środa, dnia 16 kwietnia 1848.
Generał komenderujący Colomb.[8]
W Wrześni oficerowie na wezwanie Libelta i Stefańskiego, którzy tam przybyli 12 kwietnia, w towarzystwie Słomczewskiego, już dnia 13 kwietnia rozpoczęli zmniejszać swe oddziały. To samo uczyniono w Książu.
W Miłosławiu, gdzie teraz dowodził Brzeżański, wystąpiła energicznie przeciwko konwencyi Babska, żona emigranta, piorunując przeciwko niej i namawiając żołnierzy, żeby się nie rozchodzili, ale Henryk Szuman, sprawujący tam urząd audytora, kazał trzem ułanom pochwycić ją i wyrzucić z Miłosławia z przestrogą, że, gdyby wróciła i dalej burzyła, zamkniętą zostanie o chlebie i wodzie.[9]
Zauważyć należy, że Mierosławski wbrew konwencyi jarosławieckiej i poleceniu Libelta, działającego w imieniu komitetu narodowego, który Polacy uznali za najwyższą swą władzę, rozkazał dowódcom obozów, aby w szeregach trzymali zawsze tylko 720 ludzi, a drugie tyle poza obozem w odwodzie; miano się zaś luzować co tydzień.[10] Ale dowódcy obozów nie byli zobowiązani stosować się do tego rozkazu, bo Mierosławski po zawarciu konwencyi, którą sam uznał, był mianowany przez komitet narodowy tylko inspektorem czterech obozów i miał dozorować je wraz z pułkownikiem Brandtem ze strony pruskiej.
Bardzo zależało wszystkim na tem, aby chłopi nie odeszli do domów z uczuciem zawodu. Spodziewali się bić za kraj, a tu kazano im wracać do zagród. „My tam o życie nie stojema — mówili chłopi z Kielczewa pod Kościanem — byle Polska była, a te Niemcy nad nami nie przewodziły!”[11]
Chcąc ich tedy uspokoić, wydał komitet narodowy dnia 16 kwietnia taką do nich odezwę:
„Bracia Polacy! Daliście w obecnej chwili nowe i rozliczne dowody miłości Ojczyzny. Dla tego właśnie krew wasza jest tak droga, tak święta. Nie można, nie godzi się narażać jej bez potrzeby na rozlew. Może niezadługo nadejdzie pora, w której ją wszyscy Ojczyźnie naszej w ofierze nieść będziemy. Nie można, nie godzi się rozlewać jej w bitwach, któreby nas do celu nie wiodły. Nie od dzisiaj naród nasz cierpi. Pamiętajcie, że ta krew męczeńska, co już płynęła i jeszcze się toczy, wybłaga nam u Boga odkupienie Ojczyzny naszej. Bracia! Zaufaliśmy wielkiej zasadzie braterstwa, które się pomiędzy narodami rozwija. Mamy odtąd wolność formowania obrony krajowej i pułków polskich w wojsku poznańskiem z komendą i znakami polskimi, słowem reformowanie W. Księstwa Poznańskiego na stopę narodową.”
„Na mocy ugody, za której niezłomność ręczy sam duch czasu, rozeszło się pospolite ruszenie i liczba ochotników ograniczyła się na cztery bataliony i tyleż szwadronów, które się teraz formować, a potem do pułków dywizyi poznańskiej przyłączyć mają. Lecz tu nie koniec pracy około wskrzeszenia Ojczyzny naszej, za nią jeszcze się i bić pewno będziem, jeżeli jej Bóg na drodze pokoju nie przywróci do życia.”
Gotowości i wytrwałości Bracia! Niech żaden z nas ofiar i poświęcenia nie szczędzi dla dopięcia nam wszystkim równie świętego celu.”
„Co komitet narodowy wam przyrzekł, Bracia, Polska, Ojczyzna nasza, skoro będzie wolna i niepodległa, dotrzyma; tymczasem, że skutkiem ostatnich patryotycznych wysileń część ludności wiejskiej i miejskiej zawiesiła zarobkową pracę i przez to zostaje w chwilowej potrzebie, komitet narodowy tej potrzebie zaradzić postanowił.”
„Natychmiast przez dobrowolne składki zebrane zostaną potrzebne fundusze częścią w zbożu, częścią w pieniądzach. Fundusze te i zasoby w zbożu rozdzielone będą na powiaty i oddane pod dyspozycyą komitetów powiatowych.”
„Komitety te rozpoznają najprzód, czy zgłaszający się o pomoc był zaciągniony do obozu i jest jej godzien.”
„Po takiem przekonaniu się komitety powiatowe wyznaczą dopiero zgłaszającemu się stosowną pomoc w zbożu lub gotowiźnie.”
„Zważywszy dalej, że po rozpuszczeniu pospolitego ruszenia i niezdatnych do służby wojskowej, reszta ochotników wstępować będzie częścią do batalionów i szwadronów formujących się, częścią do pułków dywizyi poznańskiej, zważywszy do tego, że wojsko to, z ochotników złożone, dawało i ciągle daje dowody miłości Ojczyzny, komitet stosuje do nich wyłącznie przyrzeczenia co do nadania gruntu na własność i stanowi powtóre:
„Wszyscy ochotnicy, których spis podadzą komendanci oddziałów z wyrażeniem miejsca zamieszkania, nabyli każdy prawo do trzech mórg roli średniej gruntu magdeburskiego na własność lub stosownie do tej wartości w pieniądzach.”
„Ponieważ nadanie tych własności w obecnych okolicznościach odbyć się tylko może drogą dobrowolnych ofiar i wymaga załatwienia przeszkód hipotecznych, ustanowioną będzie komisya, która obmyśli sposób, w jaki się to nadanie uskutecznić może, oraz czas, w którym się uskuteczni.”
„Tymczasem każdy z ochotników, zapisany do pułków, otrzyma od tej komisyi dowód na piśmie uzyskanego prawa do własności trzech mórg ziemi.”
„Aby uzyskać taki dowód, trzeba przedłożyć komisyi:
1) świadectwo komendanta oddziału, że do tego oddziału zgłaszający się jako ochotnik zapisany został z oznaczeniem stanu służby;
2) świadectwo komitetu powiatowego, że zgłaszający się ani żadną zbrodnia, ani rabunkiem, ani ucieczką nie splamił się. Świadectwo to i przez dowódcę oddziału zastąpionem być może, jeżeli mu stosunki ochotnika dostatecznie są znane. Dowody na to uwłaszczenie dołączone komisyi, są tylko ważne dla tego, na którego nazwisko są wystawione. Gdyby zaś miał umrzeć, dostaje się ta własność jego spadkobiercom. Dowód każdy zostanie urzeczywistnionym, t. j. posiadacz tego dowodu wnijdzie w posiadanie trzech mórg gruntu po upływie czasu, który komisya wyznaczony, jeżeli z służby pułków narodowych nie wystąpi.[12]
Pomimo konwencyi i próśb Willisena Colomb nie przestawał wysyłać ruchomych kolumn i podsuwał swe wojsko pod obozy, jakby umyślnie chciał wywołać starcie. Napróżno Willisen rozpisywał listy do pruskich dowódców, przedstawiając im, aby cofnęli wojska, bo Polacy sumiennie wykonują warunki konwencyi.
Colomb krzyżował wszystkie rozporządzenia Willisena. Nagle zażądał wydania Wrześni na postój dla jazdy pruskiej. Willisen powołał więc do Gułtów Garczyńskiego, i poprosił go, by obóz swój przeniósł do Nowegomiasta. Gdy o to toczyły się układy, obóz Garczyńskiego wysłał oficerów Władysława Kosińskiego i Ignacego Bnińskiego jako parlamentarzy do generała Hirschfelda, który stał pod Wrześnią, z zapytaniem, co znaczy zbliżanie się wojsk pruskich, ale Hirschfeld kazał im się wynosić, a landwera przyrządziła obydwóch okropnie kijami i kamieniami. Widok powracających w opłakanym stanie parlamentarzy oburzył do najwyższego stopnia Polaków. Wtem padł strzał. „To żydzi!” krzyknął ktoś i zaraz kosynierzy, którzy właśnie dowiedzieli się o gwałtach, popełnionych przez żydów w Trzemesznie, rzucili się na znienawidzonych szpiegów pruskich. Na szczęście powrócił właśnie Garczyński i kazał uderzyć w bębny, wołając, że Prusacy nadchodzą. I to dopiero upamiętało kosynierów. Nie zwlekając i chwili, wyprowadził Garczyński swe wojsko do Nowegomiasta, o czem doniósł listownie Mierosławskiemu.
Wkrótce potem zażądał generał Colomb także Pleszewa. Ponieważ podpułkownik Bonin już stanął pod miastem, przeto Willisen poprosił polskich komisarzy i Bonina do Witaszyc, dokąd też przybyła deputacya komitetu pleszewskiego: szambelan Unrug, Lisiecki, Mikusiński, wójt z Popówka, Jankowski, wójt z Witaszyc, Konkowski i Franciszek Żychliński z prośbą o pozostawienie polskiej załogi w Pleszewie.
Po długim wzbranianiu się Białoskórskiego postanowiono, aby w Pleszewie pozostało 30 strzelców dla utrzymywania porządku i tyleż w Jarocinie, reszta zaś rozłożyć się miała w Baszkowie i Odolanowie. Gdy za zgodą Stefańskiego i drugie obozy zamierzano gdzieindziej przenieść, przybył niespodzianie Mierosławski i oświadczył, że konwencyi do ostatniej kropli krwi bronić będzie. Odstąpiono więc od zamiaru.
W Witaszycach upoważnił Willisen Franciszka Żychlińskiego z Twardowa, którego mianował komisarzem powiatu pleszewskiego, do doniesienia Colombowi i Beurmannowi, co postanowiono.
Żychliński spełnił polecenie.
Z Boguszyna pod Książem wydał generał Willisen dnia 17 kwietnia takie ogłoszenie:
„Gdy wszystkie warunki konwencyi jarosławieckiej na wszystkich punktach, gdzie w swym czasie zostały ogłoszone, najsumienniej i z wielkiem natężeniem przywódców wykonane zostały, gdy zatem zgromadzenia zbrojne oprócz tych, na którą konwencya zezwala, a które zostają pod mymi rozkazami i chętnie je wypełniają, nigdzie więcej się nie znajdują, przeto długo upragniony pokój prowincyi za zupełnie przywrócony uważać można. Składając niniejszem me najszczersze i serdeczne dzięki tym, którzy w ten lub ów sposób przyłożyli się do osiągnięcia zamierzonego celu przez najroztropniejsze wstrzymywanie siły zbrojnej i największe umiarkowanie dzieła, jeszcze przed paru dniami za niepodobne uznanego, dają zarazem to zapewnienie, że teraz bezzwłocznie reorganizacya narodowa w myśl JKMci rozpocznie się i że w tym względzie nawet już pierwsze kroki wykonane zostały, a to przez zaprowadzenie komisarzy, którzy jako ciągli deputowani powiatowi obok landratów ustanowieni zostali. Komisarze ci jak z jednej strony wspierać będą landratów przy przywróceniu i utwierdzaniu porządku, tak z drugiej strony mają obowiązek czuwać nad dobrem mieszkańców.”
„Przecież spodziewam się w czasie jak najkrótszym wystąpić jeszcze z innymi środkami, które pokażą, z jaką gorliwością i szczerością i rząd o tem myśli, aby dane obietnice sprawdzone zostały.”[13]
Atoli Willisen zbyt różowo zapatrywał się na sprawę.
Rząd pruski pomimo protestu generała Colomba potwierdził dnia 14 kwietnia konwencyą jarosławiecką, ale już 11 kwietnia zaprotestował Międzyrzec przeciwko zapowiedzianej reorganizacyi i poddał się rejencyi frankfurtskiej. Dnia 12 kwietnia zawezwał Rawicz Willisena, aby złożył swój urząd, dnia 14 kwietnia oświadczyło Leszno, że się z jego misyą liczyć nie myśli, dnia 15 kwietnia Niemcy bydgoscy zażądali przyłączenia całego W. Księstwa Poznańskiego do Rzeszy niemieckiej, a nazajutrz zawezwali ministeryum pruskie, aby Willisena postawiło w stan oskarżenia. Dnia 18 kwietnia zaś wydała rejencya bydgoska, na której czele stał polakożerca Schleinitz, urzędowe oświadczenie, że nie ulega żadnej wątpliwości, iż cała okolica nadnotecka, t. j. zagarnięta przez Fryderyka W. ziemia, jest narodowo-niemieckim okręgiem że nie tylko 7 powiatów tego okręgu powinny być wyłączone od reorganizacyi, ale także Gniezno, Wągrówiec i Mogilno, więc cały obwód rejencyjny bydgoski, wreszcie, że radcy ziemiańscy otrzymali polecenie odparcia siłą zakusy pociągnięcia tego obwodu pod reorganizacyą. Dnia 16 kwietnia miasto Bydgoszcz wysłało do Berlina petycyą, aby Willisena stawiono pod sąd wojenny.[14]
W Poznaniu już 14 kwietnia naradzali się Niemcy i żydzi, czy nie wyrazić Willisenowi wotum niezaufania, oparli się jednak temu Kolbe v. Schreeb i Crousaz. Atoli nazajutrz uczyniono to jednak, a centralny komitet niemiecki zażądał, aby nie tylko północna i zachodnia część W. Księstwa Poznańskiego pozostała pod niemiecką administracyą, ale także sam Poznań, oraz, aby miasto Poznań i powiat poznański wcielono do Rzeszy niemieckiej.[14]
Ministeryum pruskie potwierdziło wprawdzie pro forma wszystkie rozporządzenia Willisena, zastrzegając się jednak, że nie tyczą się niemieckiej ludności. Dnia 21 kwietnia upoważniono nawet naczelnego prezesa do wyznaczenia tymczasowo komisarzy powiatowych dla polskiej części kraju.
Jakoż w Środzie i Wrześni dodano radcom ziemiańskim komisarzy powiatowych, ale radca ziemiański w Krotoszynie Bauer nie chciał przyjąć komisarza polskiego, skutkiem czego Willisen zawiesił go w urzędzie. Także rady ziemiańscy rejencyi bydgoskiej okazali się nieposłusznymi. Juncker von Ober-Conreuth napisał nawet bezczelny list do Willisena, aby nie ważył się przybyć do Czarnkowa, gdzie ludność niemiecka zowie psy jego nazwiskiem.[15] Aresztował też każdego Polaka, który zbierał podpisy przeciwko przyłączeniu do Rzeszy niemieckiej, komitet niemiecki zaś w Czarnkowie wydał dnia 21 kwietnia odezwę, w której napiętnował Willisena jako zdrajcę.[16] Przeciwko Willisenowi wystąpili także Niemcy i żydzi ze Śremu, Kępna i Krotoszyna.
Szczytem grubiaństwa i nienawiści był następujący list, do generała Willisena adresowany:
„Generale! Posług pisma Pańskiego z dnia 17 b. m. miał nasz landrat hrabia von der Golz przybyć 19-go do Gniezna wraz z komisarzem, dla naszego powiatu zamianowanym. Człowieku, czyś stracił rozum? Nasz landrat tak chlubnie miejsce swe zajmuje, że gdybyś Pan, Generale, zlał się z psem-komisarzem swoim, zaledwieby tak doskonała całość powstała. Radzę Panu, Generale, jeżeli wartość kładziesz na kości swych komisarzy, których my niżej cenimy od gatunku, za który baron Hangsdorf z Damelongu po 15 sgr. za centnar (t. j. kości psów) płaci, abyś ich zdala trzymał od naszego okręgu. Jeśliby jednak odwiedzili nasze miasteczko wraz z godną Pańską osobą, Panie Generale, wtedy proszę uprzejmie stanąć w mojej oberży; mam tęgiego służącego, którego właściwością jest zabijanie i pożeranie wszystkich psów bez różnicy rasy. W końcu mogę dać zapewnienie, że Pan wiele posiadasz miłości w naszym obwodzie nadnoteckim, a każdy dobrze myślący obywatel co dzień w modlitwie wyraża życzenie, aby Wszechmocny umieścił Pana jak najprędzej w Owińskach lub Szpandawie.”
Chodziez, dnia 16 kwietnia 1848.
Burchard Stahl.[17]
Gdy 19 kwietnia wieczorem Willisen pokazał się u bram Poznania, zabroniły mu władze poznańskie wstępu pod pozorem, że obecność jego mogłaby zakłócić pokój. Willisen przenocował więc na Winiarach, a nazajutrz rano, 20 kwietnia, ekstrapocztą wyjechał do Berlina, pozostawiając W. Księstwo Poznańskie własnemu losowi.
Tak się skończyła misya Willisena.
Dnia 12 maja podał Willisen ministerstwu obszerny memoryał o czynnościach swych, stawiając zarazem wniosek o zarządzenie śledztwa co do zachowania się jego w powierzonej mu misyi. Ale ministerstwo odmówiło wdrożenia śledztwa, a nadto oświadczyło Willisenowi „uznanie za sługi jego, zachody i działalność pełną ofiarności” — przeciwko któremu to uznaniu magistrat i radni miasta Poznania, a z nimi zgraja szowinistów niemieckich z prowincyi uchwalili i ogłosili protest.[18]
- ↑ Schmidt, 201.
- ↑ Przegląd Wielkopolski. R. 1914, str. 550.
- ↑ Zur Beurtheilung itd. 34, 35.
- ↑ Gazeta Polska, nr. 35.
- ↑ Die polnische Revolution. 237.
- ↑ Brandt H. III, 102.
- ↑ Ib. str. 103.
- ↑ Gazeta Polska, nr. 22.
- ↑ Szuman H. Wypadki z r. 1848.
- ↑ Kosiński. Odpowiedź itd. str. 21.
- ↑ Gazeta Polska, nr. 23.
- ↑ Koźmian, Pisma I. 84. Gazeta Polska, nr. 23.
- ↑ Gazeta Polska, nr. 24. Gazeta W. Księstwa Poznańskiego nr. 92.
- ↑ 14,0 14,1 Schmidt H. 256-259.
- ↑ Schmidt H. 260. Juncker v. Ober-Conreuth, doszedł w nagrodę zasług do tytułu rzeczywistego radcy tajnego i ekscelencyi, oraz wysokich orderów.
- ↑ Tamże.
- ↑ Gazeta Polska, nr. 60.
- ↑ Willisen wysłany został później w misyi dyplomatycznej do Austryi i Włoch, mianowany generałem pomocnikiem do dyspozycyi. W dwa lata później, w marcu 1850 r. stawiony na czele 27,000 armii walczącej przeciwko Danii, nieszczęśliwie potykał się pod Idstet i Missunde, jak i w zamachu i szturmie na twierdzę Fridericia. Odwołany, przeniósł się do Paryża, później do Śląska, a życie zakończył 1879 r. w Dessau, mając lat 89. Szuman H. Ze wspomnień marcowych 1848 r.