Historya (Krasicki, 1830)/Xięga II/IV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Krasicki
Tytuł Historya (Krasicki, 1830)
Pochodzenie Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym
Wydawca U Barbezata
Data wyd. 1830
Miejsce wyd. Paryż
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


IV. Ciekawość widzenia krajów, i poznania ludzi zapędziła mnie w głąb Gallji. Jechałem ponad brzegi Rodanu uważając z ukontentowaniem piękne jego brzegi i żyżne okolice. Znalazłem się jednego czasu na temże samem miejscu, gdziem niegdyś z Annibalem tę rzekę przebywał. Słodka pamięć wielkiego owego bohatyra zatrzymała mnie tam przez czas niejaki; jużem miał dalej jechać, gdym się dowiedział, iż w pobliższym gaju miał się odprawować doroczny obrządek zebrania z dębu jemioły poświęconej.
Skoro nazajutrz świtać poczynało, udałem się do owego gaju, i zastałem wielką gromadę ludzi rozmaitego stanu. Przed samym wschodem słońca zaczęły się processye; szły naprzód w białych szatach panny parami, i dalej tymże porządkiem młodzieńcy, za nimi niewiasty zamężne, następowali po nich mężczyzni; prowadzono zatem bydlęta do ofiar, szli dalej Druidowie śpiewając pieśni na cześć bogów : kończył processyą starzec poważny, przybrany w białe szaty, i niósł w ręku sierp złoty. Byłto najwyższy kapłan, i zwał się Astyorynx.
Gdy się zbliżyli do najokazalszego dębu, zaczęto bić bydlęta, odezwała się muzyka krajowa, Druidy zaczęli pieśń, którą powtarzały na przemiany chóry panien i młodzieńców, przybranych w wieńce; na końcu kapłan najwyższy uczyniwszy pokłon bogom: trzy razy kadząc obszedł drzewo, wstąpił na schody przystawione, i doszedłszy wierzchołka, zerżnął owym złotym sierpem jemiołę i obwinioną w jedwabną tuwalnią zniósł z uszanowaniem, i na ołtarzu położył. Część jej spalono bogom na ofiarę, inne udzielał niektórym z przytomnych, resztę oddał Druidom do schowania.
Gdy się kończyły obrządki, zaczęła się uczta publiczna na stołach z darnia poświęconych. Astyorynx zaprosił mnie do swojego; a gdy potrawy zebrano, zaczęli Druidowie śpiewać dzieła przodków, cała albowiem historya narodu w pieśniach zawarta była. Słuchali tych pieśni wszyscy z wielką attencyą, osobliwie młodzież, na której znać było impressye powzięte z tych szacownych powieści. Gdy się pieśni skończyły, zaczęła młodzież tańce; starsi zaś okazywali w rozmaitych igrzyskach rycerskie sztuki. Przepędziliśmy dzień cały w wesołości, w tych zaś biesiadach nie mogłem się wydziwić modestyi, ludzkości, wstrzemięźliwości i porządkowi.
Zapatrując się na ich uczciwe i niewinne rozrywki, nie mogłem zgodzić tego widoku z ideą, którą miałem o okrucieństwie, zabobonach i dzikości tego narodu. Spodziewałem się zamiast bydląt, ludzi prowadzonych na rzeź : mniemałem, iż koniec tego obrządku będzie w zgiełku, rozpuście i zbytkach, sądziłem, iż sierp ów złoty oprze się na karku jakiego Rzymianina. Te i inne myśli zabawiały innie podczas biesiady, zapominałem się przeto, i nie wiedziałem, jak mam sądzić o tem, co się przedemną działo. Postrzegł to Astyorynx, i gdy jemiołę w zwykłem miejscu złożono, zaprowadził mnie do swojego domu. Był on nie daleko w pięknej dolinie. Weszliśmy w zasadzone za domem chłodniki, i gdyśmy usiedli nad rzeczką w cieniu wyniosłej topoli, tak do mnie mówić zaczął :
Domyślam się, co było dotąd przyczyną twojego zamyślenia. Zrazu rozumiałeś, iż ołtarze bogów zakrwawimy krwią ludzką, i ciągnąc dalej podobnymże sposobem obrządki, uczynimy cię świadkiem dzikości naszej. Zamiast takowych obrzydliwości, widziałeś pobożność przykładną, radość niewinną, prostotę uczciwą. Juliusz Cezar chcąc może usprawiedliwić niesłuszne, które nam czynił, prześladowania, opisał nas w komentaryuszach swoich, jako ludzi okrutnych, nieludzkich i dzikich. Nie ujął nam odwagi dla tego tylko podobno, żeby swojej sławie dogodził, resztę najniegodziwszych przymiotów zyskaliśmy z łaski jego i jemu podobnych. Nie szkodzi osławienie istotnej cnocie, ale bolesna rzecz jest, widzieć się być niesłusznie oczernionym. Żebym cię ze złej, którąś powziął o nas, opinji wyprowadził, wzywam największego u nas zaklęcia na dowód, że szczerze mówię : dotknij się siwych włosów moich.
Wyperswadowany o rzetelności jego, nie chciałem tej próby; lecz gdy mnie naglił, uczyniłem z respektem to, czego odemnie żądał. On zaś tak dalej mówił : Duma Greków, przemoc Rzymianów przyznały dzikość narodom, i jakby w darach swoich dla nich się tylko wysiliła natura, ledwo nas raczą ludźmi nazywać. Stąd tysiączne uprzedzenia bardziej krzywdzące ich niebaczność, niż naszę reputacyą. Gdyby ci niesprawiedliwi obyczajów naszych wybadacze, chcieli się zastanowić nad tem, co w istotnem tłumaczeniu swojem to słowo dzikość znaczy, nie szafowaliby nazwiskiem, które im bardziej, niżeli nam służy. Mają oni nauki i kunszta, ale nie na tem obowiązki prawego człowieka są zasadzone; mędrzec nieludzki dzikim jest, a ten, i który mocą i przemysłem niewinnych zgnębił dla tego, i że jest wielkim bohatyrem, nie został prawym człowiekiem : choćby dzikich ludzi pokonał, gdy ich pokonał niesprawiedliwie, dzikszym jest, niż oni.
« Takim sposobem zapatrujemy się na Rzymian : ich Juliusz, nieprawy nas zwyciężca, położony jest u nas i w liczbie barbarzyńców nie dla tego, że nas zwyciężył, byłbyto skutek prywatnej zemsty; ale dla tego, iż niewinnych ludzi zaczepił, a w krzywdzie cudzej zasadzając sławę swoję, dla próżnego dobra czynił złość istotną. Na cóż się Rzymianom zdały nieprawe zwycięztwa? Wierz mi, gmach ten źle sklejony, samą się swoją ogromnością zniszczy, i własnym ciężarem nadwątlony upadnie. Ci dumni a okrutni ludzie najechali naszę własność; żeśmy się bronili mężnie, nazwali nas dzikimi, nieludzkimi, okrutnymi. Że rozpacz nasza w zemście nad ich niewolnikami szukała folgi, zmyślali, iż wszystkich, którzy w ręce nasze wpadną, męczymy bez litości, iż czynimy z nich ofiary bogom. Nie usprawiedliwiam ja tej naszej, która się niekiedy mogła trafić, zemsty; ale z nich wzięliśmy przykład. Naznaczyli oni tryumf Juliuszowi, że nas blizko miliona wygubił, myśmy ich i setnej części nie umorzyli. Znosimy teraz po części ciężar ich niewoli, byłby nieznośny, gdyby się naszej rozpaczy nie bali. Zlecamy bogom zemstę naszę; jest jeszcze Opatrzność, która tylko do czasu gwałcicielów ludzkości cierpi.
Prosiłem go razu jednego, aby mi chciał wyłuszczyć, jakim sposobom wolność utracili, i stali się łupem Rzymianów? Tak mi na to odpowiedział : Każde państwo ma swój kres, i rozmaitemi sposobami do niego zmierza. Nasze niegdyś szczęśliwe i wolne, przez wiele wieków miejsce nie poślednie trzymało między innemi narodami. Żyliśmy w kunszta i nauki, prawda, nie zbyt zamożni; aleśmy mieli wolność i bezpieczeństwo, a nadewszystko cnotę nienadwerężoną.
Męztwo Gallów sławne było przed wieki, i ten Rzym, który nas teraz gnębi, sprobował niegdyś waleczności naszej, i gęsiom winien swoję całość. Byliśmy panami ich stolicy, a wojska nasze zwycięzkie dalej się jeszcze oparły, czego świadkiem Gallacya, osada nasza w Azyi. Rzymska potęga coraz rosła, przysunęli się nakoniec w nasze sąsiedztwo podbiwszy Liguryą. Byliśmy natenczas w stanie nader niebezpiecznym, bo między dwóma zbyt potężnemi sąsiadami, Kartagińczykami i Rzymiany. W okolicznościach takowych nieczuli na naszę sytuacyą, zamiast tego, cobyśmy się mieli wzajemnie coraz bardziej jednoczyć i wzmacniać, pod różnemi, a płochemi zawsze pretextami, wadziliśmy się ustawicznie. Każdy miał w ustach dobro publiczne, żarliwość o religią, a żaden szczerze, ani o religji, ani o ojczyznie nie myślał. Mamy na wzór sąsiadów naszych Niemców, prorokinie, te się w sprawy publiczne wdały, a niosąc wśród obrad kobiecą popędliwość, zajątrzyły umysły jeszcze bardziej.
Obywatele nasi przez różne, a po większej części mniej godziwe sposoby przyszli do wielkiej możności. Nierówność kondycyj Rzeczompospolitym zawsze fatalna, bogatych uczyniła tyranami ubogich, ci zaś tyranowie jedni drugim przemożności zazdroszcząc, zaufani w podlej kupie jurgieltników swoich, ustawicznie walczyli o pierwszeństwo, a interes publiczny odłogiem leżał. Uchodziło nam to przez czas długi, nakoniec postrzegli sąsiedzi niebaczność naszę, zrazu i Rzymianie, i Kartagińczykówie z niej korzystali, nakoniec Rzym przemógł Kartaginę, a nas jak łup gotowy pochłonął.
Bawiłem się czas nie jaki u tego zacnego starca, i wiele się od niego nauczyłem względem ich obrządków, praw, obyczajów, historyi; pożegnawszy go nakoniec nawiedziłem pobliższe osady, i po kilkumiesięcznej podróży, wróciłem się do Marsylji.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Krasicki.