Historya (Krasicki, 1830)/Xięga I/XVI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Krasicki
Tytuł Historya (Krasicki, 1830)
Pochodzenie Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym
Wydawca U Barbezata
Data wyd. 1830
Miejsce wyd. Paryż
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XVI. Nazwałem był dawniej mniemanego synowca Prosagorą, na tym więc fundamencie, już nie Straton, ale Prosagoras przez rok, który mi do powrotu zbywał objeżdżałem przyległe Cylicyi kraje, tęskniąc do Efezu, gdziem znowu miał zażywać szczęśliwego życia. Przyszedł ten czas pożądany, jam stanął na terminie. Żem od nikogo poznany nie był, sprawiła to różnica młodego wieku od zgrzybiałości; byli jednak takowi, którzy wielkie uznawali we mnie podobieństwo do mego stryja Stratona. Nazajutrz po moim przyjezdzie poszedłem do starszyzny miejskiej, bardziej mi znajomej, niżli się zapewne spodziewała; oddałem exemplarz moją ręką pisany tego listu, którym był przed rokiem na ratuszu złożył, i na tym fundamencie żądałem, abym do objęcia stryjowskich majętności był przypuszczony. Zamknęli się w sądowej izbie dwaj tegoroczni burmistrze, i byli tam więcej niż przez dwie godziny. Po tych wyszłych, przywołano starszego nad miejską milicyą : ten gdy wyszedł z ratusza, po małej chwili wrócił się z dwunastą żołnierzami, i mnie natychmiast łańcuchami skrępowanego, i w kajdany okutego do publicznego więzienia zaprowadził.
Niech sobie każdy imaginuje, w jakiej naówczas zostawałem sytuacyi, szczęściem miałem na sobie puszkę z balsamem, zagrzebałem ją, jakem mógł, w kącie mojej ciemnicy, i na dobro mi wyszła ta moja ostrożność. Tegoż albowiem prawie momentu wszedł jakiś suchy dzikiego wzrostu człowiek : ten wszystko, co miałem przy sobie, zabrał, i położywszy przy barłogu kusz wody i kawał chleba, wychodząc drzwi z wielkim trzaskiem za sobą zamknął. Straciłem naówczas nieoszacowanego waloru klejnoty, które mi się były dostały po śmierci Annibalowej : zapewne zostały łupem owego człowieka.
Siedziałem w owej ciemnej katuszy dwa miesiące; na początku trzeciego wśród nocy, wszedł do mnie inny człowiek, i rozkuwszy z kajdan w jak największej cichości z więzienia wyprowadził. Szedłem, wziąwszy puszkę z balsamem, za nim, nie wiedząc, co się zemną dzieje. Wyszliśmy z więzienia, i idąc pobocznemi ulicami przyszliśmy do jednej na ustroniu fórtki miejskiej, niedaleko ogrodu mojego na przedmieściu; tę ów mój przewodnik otworzył, i przebywszy przedmieścia, wyszliśmy w pole.
Gdyśmy uszli kilka staj, i przyszli do gaju poświęconego Dyanie, ów mój wybawiciel stanął, a zbliżywszy się ku mnie, te tylko słowa napół z płaczem przemówił : « Są jeszcze w Efezie poczciwi ludzie. » Dał mi zatem spory worek z pieniędzmi i kartę, i rzekł: uciekaj jak najprędzej, taj się, zaczyna świtać, ja wrócić muszę. Nie dał mi czasu do odpowiedzi prędkim krokiem wracając się ku miastu. Zadziwiony taką w jednymże czasie nieprawością i cnotą, podziękowałem Bogu za moje wybawienie : a gdy się nieco rozjaśniać poczynało, otworzyłem list, był zaś takowy:
» Ten, który szacował cnotę stryja twego, syn Neo
» -klesa, Leander, dociekł, że list, któryś przywiózł,
» zupełnie się zgadzał z exemplarzem Stratona zostawio-
» nym na ratuszu. Łakomstwo niegodziwe starszych
» chcąc z twojej majętności korzystać, nie tylko cię z
» nich wyzuło, ale nawet chciało cię z świata zgładzić.
» Dnia jutrzejszego miałeś być w więzieniu uduszony.
» Bądź zdrów. »
Tysiąckroć ucałowałem charakter poczciwej ręki. W worku znaczna była summa złota, i klejnoty wielkiego szacunku.
Nowym tym a niespodziewanym posiłkiem wsparty, jak najspieszniej oddalałem się od owego miasta, w którem niegdyś życie tak szczęśliwe wiodłem.
Świeże doświadczenie dało mi uczuć, jak mało ubezpieczać się można na darach fortuny, jak mniej jeszcze na ludziach. Postanowiłem więc u siebie w rozmaitych naukach, a osobliwie w Filozofji wsparcia gruntowniejszego szukać.
Lubo naówczas Ateny nie w tej, co przedtem, byty porze, nie straciły jednak zupełnie reputacyi, którą niegdyś ze szkół licznych i mistrzów wybornych miały. Następcy Platona, Arystotelesa, Dyogenesa, Zenona i Epikura, na sekty podzieleni, pod różnemi nazwiskami czynili osobne towarzystwa, każdy według własnego przeświadczenia żyjąc i ucząc.
Chcąc doskonałości w samem źródle czerpać, udałem się do Aten; że zaś nadto rozdrażniony byłem nieprawościami ludzkiemi, mniemając, iż reszta ludzi podobna była do Efezyanów, zostałem Cynikiem, i w pierwszym zapale popędliwości mojej heroicznej wrzuciłem w morze resztę pieniędzy, klejnoty zaś oddałem ziemi. Wziąłem kij w rękę, i wpół nagi udałem się pod ćwiczenie jednego mistrza tej sekty. Jużem był na wzór Dyogenesa chciał w beczce osiąść; ale mój mistrz większy jeszcze skrupulat od swego patryarchy, zabronił i tej, jak on nazywał, własności. Zacząłem więc filozofować wbrew wszystkim zwyczajom towarzystwa ludzkiego. Wielbił nas gmin, słuchały niewiasty; aleśmy w zepsowanym wieku nie wiele uczniów mogli zebrać.
Przyszedłszy do Tessaloniki zaczęliśmy filozofować, a że tamtejszy rządca Kwestor rzymski, ani nas uczcił, ani na słuchanie dysput naszych nie przyszedł, zaczęliśmy więc mówić przeciw cywilnej zwierzchności; oświecaliśmy lud, ażeby samem się tylko światłem natury rządząc, zrzucił jarzmo upadlające. Dowiedział się o tem ów Kwestor, i przez Liktora kazał nam z miasta wynijść; nie usłuchaliśmy tak, jak przystało filozofom, tych rozkazów. Przysłał więc nazajutrz sekretarza swojego, który imieniem Kwestora opowiedział nam wręcz : iż prawa rzymskie próżniaków i włóczęgów nie cierpią. Rozgniewany mój mistrz Dyokles, że ten barbarzyniec śmiał nazwać filozofa próżniakiem i włóczęgą, rzekł mu śmiele :
« Powiedz temu, któremuś wolność przedał, że filozof
« jest więcej, niż rządca, więcej niż monarcha, więcej
« niż człowiek : powiedz, że nasza doskonałość, gardzi
« prawami, które tylko dla omamienia gminu przemoc
« tyranów wymyśliła : powiedz, że filozof, gdy się zniżyć
« raczy do tego punktu, iż towarzystwo ludzi w osa-
« dach miejskich zamknięte odwiedza, większego tryum
« fu godzien niż jego konsulowie, którzy kradzież na-
« rodów i lepszych od siebie więźniów do Rzymu
« gromadzą. »
Rozśmiał się i ramionami wzruszył ów sekretarz z wielkiem naszem zgorszeniem : aleśmy się bardziej zgorszyli, gdy sześciu pleczystych Liktorów, mimo nasze krzyki, wypchnęli nas z Tessaloniki. Gdzie się mój mistrz podział, nie wiem, to wiem, iż uciekłszy z miasta odarty i bosy, w najpierwszym domku, którym przy drodze znalazł, zrzuciłem filozofskie gałgany, przeklinając nie tak ludzi, którzy mnie znieważyli, jak professyą, która mnie i wstydu i bolu nabawiła.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Krasicki.