Historja o bladej dziewczynce z pod Ostrej-Bramy/VII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Historja o bladej dziewczynce z pod Ostrej-Bramy
Wydawca Księgarnia Gubrynowicza i Schmidta
Data wyd. 1872
Druk Kornel Piller
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
VII.

Z ciekawością, z niepokojem nieopisanym, Edward upatrywał postępów swojej wychowanki. Z początku były one bardzo powolne; czytała niejako z przymusu, z nakazu, póki nie chwyciła ją ciekawość, zapał, póki zrozumianych słów kilka, zwyciężoną trudnością nie wwiodły ją w dalszą drogę. Jakkolwiek Edward dobierał książek; nie mogły one być dla niej zupełnie stosowne, ztąd nie raz gdy ich pojąć nie mogła, wytłumaczyć sobie nie umiała, traciła ochotę. Ale to były początki tylko: w miarę jak oswojona z językiem, z słowy, z myślami, wchodziła w świat pisany, tak różny od jej ulicznego świata, żądza poznania, dowiedzenia się, nauczenia, ogarniała jej duszę.
Razem znowu z postępem tym, rodził się w jej piersiach smutek, tęsknota, niepokój. Ucząc się więcej, poznając, pojmując, zaczynała jakby brzydzić się sobą, jakby tęsknić za czem lepszem. Broniła ją wprawdzie pobożność, lecz dziewczynka nie mogła bez pomocy cudzej wznieść się tak wysoko duszą, aby w młodości pogardzić wszystkiem a niczego nie żałować... Wzdychała mimo woli do Matki Bożej, pytając, czemu tak była biedną. Niedawno jeszcze ubogi kramik i licha izdebka były dla niej wielkiem szczęściem, teraz gorączka powolna trawić ją zaczynała, spoglądając na siebie, na otaczających, których już nie rozumiała, którzy jej nie pojmowali, a z którymi jednak żyć musiała.
Wszystko to rodziło się stopniami, powoli, jedno z drugiego... Edward nie postrzegał nic, prócz zadziwiającego wkrótce postępu dziewczyny.
Jak w samych początkach oporem szła nauka, tak gdy próg tylko przestąpiła, poleciała, schwyciwszy nić, wiodła się nią szybko, nie potrzebując objaśnień, połowę zgadując, połowy się domyślając, niektóre rzeczy zdając się sobie przypominać, jak gdyby je kiedyś wiedziała. Jest wiele umysłów które jakby przypominają sobie tylko ucząc się: znak to usposobień wielkich po większej części. Powtarzamy, Edward upojony radością, coraz z rozmowy, z uwag, z prośb o nowe książki przekonywając się o postępach dziewczynki, nie uważał zmiany jej humoru, pewnego smutku, który się codzień widoczniej rozlewał po twarzy i wymykał ustami, pewnego niepokoju, którego nawet pobożność zwyciężyć nie potrafiła. On szczęśliwy, że rozpromienił tę duszę, doznawał nie opisanych roskoszy, słysząc ją mówiącą teraz cale inaczej, pojmującą inaczej. Czuł się twórcą.
Każdą iskierkę, łapał w rozmowie, nosił w sercu, egzaltując się i rojąc nadal więcej a więcej jeszcze. Podobny był w tej chwili podróżnemu, który naniosłszy gałęzi, długo ogień dmucha, a gdy rozpali go, cieszy się z płomieni, choć one jutro las cały pochłoną. Zaślepiony na wszystko swem szczęściem, młody nauczyciel goręcej jeszcze przywiązywał się do uczennicy. Ze swej strony Julka, coraz śmielsza z nim i poufalsza, nie obawiała go się, a mimowolnie codzień go widując, coraz bardziej ceniąc i serce i umysł, przywiązywała się do niego.
W tej chwili obojga ich ku sobie uczucie nie było jeszcze namiętnością, nie było nawet gwałtownem przywiązaniem, a miłości, owej wielkiej, choć może były już zarody, drobne jednak i niedojrzane. On widział ją piękną, ale myślał najgoręcej o ukształceniu które przedsięwziął i z którego uczynił sobie rodzaj próby, interesującej jego miłość własną... Ona widziała go dobrym, litościwym, ale go miała za zimnego. Czasem mimowoli przemyśliwała, jak to być może, żeby tak młody człowiek nigdy jej słówka nie powiedział którego się obawiała... i tłumaczyła to sobie swojem ubóstwem, poniżeniem, przypisywała sobie głupotę, poczynała nie wierzyć piękności. Świat którego kątek ujrzała już czytając, świat wesoły, bogaty, strojny, nie raz oczy jej ku sobie pociągał i serce. Myślała, gdybym na nim była... wszystkoby się znalazło, czego mi braknie... piękności dodałyby stroje, rozumu piękność: w nędzy, w pracy, cóż się wydać może? Czuła jednak że coś była warta, czuła jak wszyscy jej podobni, że może tyle, może więcej nawet warta była od innych.
Najlepszym dowodem złego wyboru środków ukształcenia, jakie obrał Edward, były ich skutki. Powiedzieliśmy już jak Julka w miarę postępu, traciła wesołość, swobodę, stawała się ponurą, zamyśloną, niespokojną, czuła się jakby nie na swojem miejscu. Wkrótce ten rodzaj życia zbrzydł jej zupełnie, nudziło ją siedzenie z kramikiem, nudzili ją kupujący, nudziły przekupki, które się z niej przedrwiwały, modlitwą tylko słodziła życie zatrute wiadomością złego i dobrego, wprzód spokojne i szczęśliwe o ile być mogło, teraz nieznośne. Powrót do dawnego był niepodobny, drzwi się za nią zamknęły na wieki... człowiek wszystkiego nauczyć się i dowiedzieć potrafi, tego co mu najmocniej cięży zapomnieć nigdy. Jakiejże to potrzeba uwagi w wyborze myśli któremi się żywim, kiedy raz wzięte, mogą nas na wieki nieszczęśliwymi uczynić, a pozbyć się ich potem niepodobna.
Edward jeszcze był ślepy, jeszcze innej odmiany prócz postępu nie widział, może też dziewczynka taiła przed nim myśli i uczucia swoje, wstydząc się ich trochę, przez dumę. Nie chciała dać poznać, że żądała czegoś więcej nad to co miała. Czując się strutą i nieszczęśliwą, Julka jednak nie odpychała trucizny, coraz to co innego dawał jej czytać Edward, coraz to żwawiej pożerała, a on tylko zdolnościom się dziwił. Tak rok i więcej ubiegł, rok który zmienił przyszłość ich obojga, zarodami które zostawił po sobie. W istocie chłodny nawet widz musiałby przyznać, że prosta dziewczynka, która ledwie czytała książki nabożne, cudownie postąpiła, gdy w końcu czytała i rozumiała wszystko, co zwykle najlepiej wychowane czytają kobiety. Edward już mógł z nią swobodnie rozmawiać, pewny był że go pojmie, nie wstrzymywał się jak dawniej, nie pilnował ustawicznie, był sobą samym. Naówczas nie mogąc się dość nasycić, nacieszyć dziełem swojem, wymykał się z domu, uciekał od wszystkich, biegł do niej i wpatrując się w czarne oczy, które już zwykły mówić do duszy, bo dusza była, żyła i objawiała się: wyobrażał sobie że schwytał anioła lecącego nad ziemią i przytrzymał za skrzydła.
Kiedy pierwszy raz wylał się z myślami, i uczuł się zrozumianym, pojętym, kiedy pierwszy raz poznał z jej odpowiedzi, że stali na jednym świecie... Edward uczuł nagle że kochał... Tak być musiało.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.