Historja Kogii Hassan Alhabbala

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Bracia Grimm
Tytuł Historja Kogii Hassan Alhabbala
Pochodzenie Powieści z 1001 nocy opracowane dla dzieci
Wydawca Księgarnia Popularna
Data wyd. 1928
Druk S. Sikora
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Historja Kogii Hassan Alhabbala.

W dużem mieście, zwanem Bagdadem, żyło dwóch przyjaciół: Saad i Meram. Pewnego wieczoru przechadzali się razem w ogrodach tego miasta i rozprawiali o tem, jakby tu najlepiej zaradzić na świecie nędzy, która tak często się szerzy. Saad był zdania, iż najlepiej by było ubogim ludziom rozdać po pewnej sumie pieniędzy, która by im pozwoliła odrazu stanąć na nogach, zakupić potrzebne do pracy materjały i pracując nadal uczciwie pozbyć się nędzy. Meram zaś był zdania, iż same pieniądze, aczkolwiek dużo pomagają, jednakże nie wystarczą, i trzeba również by los poszczęścił; gdyż czasem i bez pieniędzy zawdzięczając jedynie przypadkowi jakiemuś, do dużego dobrobytu dojść można.
— Co tu długo mówić — odparł Saad — najlepiej uwidocznić to można na przykładzie. Dzięki Niebu, jestem dość zamożny i mogę pozwolić sobie na taką próbę. Dam jakiemu ubogiemu człowiekowi pewną sumę, a zobaczysz Meramie, iż postawi go to zaraz na nogi.
To mówiąc wyszli właśnie na plac podmiejski nad rzeką Tygrem, gdzie pracował w oddali jakiś powroźnik.
— Oto widzę tam jakiegoś ubogiego człowieka — rzekł Saad — zróbmy z nim próbę.
— Poczekaj — odparł Meram — trzeba najpierw upewnić się, czy człowiek ów godzien jest zapomogi. Tam widzę stragan jakiejś przekupki, spytajmy jej się, co to za człowiek.
To mówiąc podeszli do owej przekupki, która objaśniała ich, że powroźnik ten imieniem Hassan Alhabbal, jest najpoczciwszym człowiekiem w świecie, tylko ogromnie ubogim.
Saad zadowolony, że znalazł odrazu właściwego człowieka, podszedł razem z Meramem do Hassana, zapytując go jak mu się powodzi.
— O, nie bardzo dobrze mój panie — odparł Hassan — pracuję cały dzień bez wytchnienia, chcąc sobie jakikolkolwiek zapasik na większy zakup konopi uciułać, lecz zawsze kiedy jestem już na najlepszej drodze do zebrania, wypadną w domu jakieś większe koszta, czy to choroba, czy kupno czegoś większego i wszystko zaoszczędzone — rozbiega się.
— Więc by wam się jakaś zapomoga stanowczo przydała — rzekł Saad. — Oto widzicie — rzekł wyjmując z kieszeni dość gruby worek, w tym worku jest 200 cekinów; jest to dług odebrany prze ze mnie, którego się już mało spodziewałem. Postanowiłem to komuś ubogiemu ofiarować.
Hassan z początku wahał się, czy mu to przyjąć wypada, lecz gdy Saad nalegał, ze łzami w oczach przyjął ów worek i z radości zapomniał nawet podziękować.
Przyszedłszy do domu, nie chciał Hassan żonie, ani nikomu pieniędzy tych pokazywać, z obawy, by zaprędko się na niepotrzebne rzeczy nie rozeszły. 10 cekinów pozostawił tylko sobie w worku, a resztę 190 cekinów zaszył w turbanie, będąc pewnym, iż tam nikt ich chyba nie wykryje.
Potem wyszedł na miasto, by kupić konopi. Przechodząc koło jatki z mięsem, przypomniał sobie, iż bardzo dawno nie było u nich w domu mięsa, kupił więc kawał mięsa i wracał uszczęśliwiony do domu. Naraz zleciał sęp zgłodniały widocznie i chciał Hassanowi koniecznie wydrzeć z ręki ów kawałek mięsa. Przy odpędzaniu ptaka Hassanowi zleciał z głowy turban. Widząc to sęp pochwycił turban w swoje szpony i zanim się Hassan spostrzegł, uleciał z nim w powietrze. Hassan oniemiał z rozpaczy — nie mogąc sobie darować, iż pozwolił na porwanie turbanu; lecz w końcu widząc, iż już nic nie poradzi, wrócił do domu i nie mówiąc nic żonie, udał się na spoczynek by nazajutrz znów w nędzy życie zaczynać.



Minęło od tego czasu blizko pół roku, a Saad z Meramem znów przechadzali się po ogrodach.
— Ciekawym — rzekł Meram — jak tam naszemu Hassanowi się powodzi.
— A przypuszczam, iż mu się powodzi — odparł Saad — zresztą zdaje mi się, że nie daleko jesteśmy od tego miejsca gdzieśmy go wtedy spotkali, moglibyśmy się wybrać, zobaczyć go. Zapewne nie pracuje już sam, lecz najął sobie pomocników.
Meram chętnie się zgodził i razem z Saadem wybrali się w stronę, gdzie Hassan dawniej pracował. Jakoż ujrzeli go, lecz nie zdradzał bynajmniej zamożniejszego stanu jak przedtem; przeciwnie suknie jego były jeszcze więcej wyniszczone.
— Nie zdaje mi się, by pieniądze twoje pomogły mu, rzekł Meram.
Gdy podeszli do niego, spytał go Saad o powody takiego wyglądu. Gdy Hassan opowiedział mu przygodę z sępem, nie chciał Saad temu wierzyć; lecz Meram dawał Hassanowi zupełną wiarę i twierdził, iż sępy przeważnie rzucają się na to, co upadnie. Saad niezadowolony, iż próba mu się nie udała, postanowił przyjść Hassanowi jeszcze raz z pomocą, zwłaszcza, iż znający go ludzie zeznawali, że Hassan przez ten czas bynajmniej nie hulał, lecz tak jak zawsze ciężko codzień pracował. Dał mu więc znów worek z 200 cekinami, upominając, by był tym razem ostrożniejszy.
Hassan nie posiadał się z radości. Odliczył znów 10 cekinów i schował je do woreczka, zaś ze 190 ma chodził po mieszkaniu, poszukując, gdzieby je tu w ukryciu przechować. W w końcu zaszedł na strych i znalazł tam stary popękany garnek ze słodzinami. Schował owe 190 cekinów pod słodziny, pewien, iż nikt chyba napewno takiej kryjówki nie odkryje.
Poczem wyszedł na miasto po zakupy. Powróciwszy spostrzegł, iż żona szykuje się do prania i porozkładała świeże kawałki mydła na stole.
— Skądże ty wzięłaś to mydło — spytał — skoro w domu nie było pieniędzy.
— A, przejeżdżał tu koło domu mydlarz na osiołku, więc dałam mu garnek ze słodzinami, co stał na strychu, a on mi za to ofiarował mydło — odparła.
— A może mu i garnek ofiarowałaś — wykrzyknął Hassan.
— Właśnie, a cóż może przepłaciłam to mydło. Garnek był stary i popękany i ledwie się trzymał.
Hassan z rozpaczą złapał się za głowę i opowiedział żonie, jak to drogo za owe mydło zapłaciła. Oboje byli zrozpaczeni przyczem żona gderała, iż to zawsze tak bywa, gdy mąż coś ukrywa przed żoną. I znów Hassan w biedzie pracował dalej.
Minęło od tej pory znów pewnie kilka miesięcy, kiedy Saad z Meramem znowuż się w tych stronach znaleźli. Saadowi przyszedł na myśl Hassan i zaprojektował odwiedzić go. Gdy podchodzili do placu, na którym pracował Hassan, oczom swoim nie chciał wierzyć Saad, iż Hassan jeszcze nędzniej niż przedtem wyglądał.
— A widzisz — rzekł Meram — mówiłem ci, że nie zawsze pieniądze skutkują. Temu biednemu człowiekowi znów się coś przytrafić musiało.
— Masz rację — odparł Saad — ale tylko dlatego, iż do próby mej wybrałem niewłaściwego człowieka. Hassan jest oszustem, który rozmyślnie udaje przed nami ubóstwo, przypuszczając, iż go ciągle wspomagać będę.
Gdy doszli do Hassana i ten ze łzami w oczach opowiadał im zdarzenie z owym garnkiem, Saad ironicznie się uśmiechnął. Widząc to Hassan, rzekł:
— Macie panie wszelkie prawo nie wierzyć mi, lecz nie myślcie, bym był zdolny kiedykolwiek przyjąć od was więcej pieniądze — to mówiąc szedł, kręcąc powróz.
Saad i Meram szli obok niego. Naraz Meram potknął się o coś, podniósł z ziemi kawałek ołowiu. Obracając się do Hassana rzekł:
— Ode mnie Hassanie, nigdy nic jeszcze nie otrzymałeś, więc oto teraz ofiarowuję ci ten kawałek ołowiu, a jestem przekonany, iż jeżeli los będzie chciał, to i on ci szczęście przynieść może.
Saad śmiał się z tego, by kawałek ołowiu mógł szczęście przynieść, Hassan zaś podziękował grzecznie, lecz obojętnie wsadził go do kieszeni.
W sąsiedztwie Hassana mieszkał pewien rybak. W kilka dni potem spotkaniu z Saadera i Meramem, już późno w nocy, usłyszał Hassan pukanie do okna. Gdy wstał i otworzył okiennicę, zobaczył pod oknem żonę owego rybaka, która objaśniła, iż mąż jej udaje się jutro rano na połów, zapomniał sobie kupić ołowiu, który mu jest niezbędny do przyrządzenia sieci i wysłał żonę, by poszukała u sąsiadów ołowiu. Wszyscy zaś już przeważnie spali i nie chciało im się szukać ołowiu.
— Wiem ja dobrze — mówiła — iż nie macie go pewnie, lecz chcąc męża zadowolnić, chciałam i do was zapukać.
To mówiąc zabierała się do odejścia. Lecz Hassan zatrzymał ją, mówiąc, iż omyliła się myśląc, iż on nie ma ołowiu i wręczył jej ofiarowany przez Merama kawałek ołowiu.
Rybak gdy dowiedział się, że wszędzie odprawiono ją z kwitkiem, dopiero Hassan obdarzył ją dużym kawałkiem ołowiu, taką poczuł dla niego wdzięczność, iż zaprzysiągł ofiarować mu cały jutrzejszy pierwszy połów.
I rzeczywiście nazajutrz pod wieczór zaszedł do Hassana rybak, przynosząc mu piękną dużą rybę i mówiąc.
— Oto, proszą was Hassanie, przyjmijcie ode mnie tę rybę, ze wszystkiem, co się w niej znajduje. Postanowiłem ofiarować wam cały połów pierwszy, lecz tylko tę rybę wyciągnąłem.
Hassan podziękował mu serdecznie. Poczem żona wzięła się do rozkrajania jej, by przygotować rybę na wieczerzę. Gdy rozkrajała ją, wyleciał ze środka kamień duży i niezwykle świecący. Dzieci Hassana zaczęły odrazu nim się bawić i narobiły takiego krzyku, iż Hassanowa musiała im go odebrać i położyła wysoko na półce. Wieczorem kamień zajaśniał tak, iż nie potrzeba było lampy zapalać.
Na drugi dzień przyszła sąsiadka Hassanów żydówka, żona jubilera i pytała o powód takiego hałasu wczorajszego. Gdy dowiedziała się o przyczynie, chciała kamień zobaczyć. Gdy zobaczyła — chciała kamień koniecznie nabyć. Z początku dawała 2 cekiny, lecz przy ciągłych targach, kiedy Hassan zauważył, że jest to jakiś drogi kamień i zażądał 100 tysięcy cekinów, żydówka obiecała przysłać swego męża. Znów po długich targach żyd zgodził się dać 100 tysięcy.
Hassan czuł się w obowiązku odniesienia tych pieniędzy rybakowi. Lecz ten ani chciał słyszeć o tem, cieszył się bardzo, iż Hassanowi zdarzyło się takie szczęście.
Hassanom zaś od tego czasu inaczej życie płynąć zaczęło. Hassan skupywał towary wszystkich powroźników bagdadzkich, a sam wybudował olbrzymie składy pięknie urządzone.
Posiadał również ładny pałac. Wreszcie kupił sobie dobra ziemskie z pięknym zamkiem w okolicy.
Zdarzyło się znów w jakiś czas potem, iż Saad z Meramem przez Bagdad przejeżdżali. Nie zapomnieli wypytać się o Hassanie; gdy dowiedzieli się, jak on teraz żyje, Saad rzekł:
— Oto napewno z moich pieniędzy Hassan tak się wzbogacił, a oszukiwał nas temi przypowieściami o sępie i garnku.
Nie omieszkali odwiedzić go. Hassan ogromnie się ucieszył i pokazywał im wszystkie bogactwa, a także opowiedział im ową historję z djamentem w brzuchu rybim. Saad ciągle nie chciał wierzyć, lecz przypisywał to swoim pieniądzom. Gdy po obiedzie siedzieli u Hassana w ogrodzie, naraz synowie Hassana spostrzegli na drzewie gniazdo sępie w turbanie, które zdjęli z drzewa i pokazywali gościom. Hassan rozpoznał w tem swój porwany przez sępa turban i rzeczywiście po rozpruciu okazało się w środku 190 cekinów zaszytych. Saad zaczął się powoli przekonywać. Wracając zaś od Hassana, który ich od prowadzał, zechcieli napoić konie przed jednym domem, w którym mieszkał ubogi mydlarz, żona mydlarza wyniesła garnek ze słodzinami, by wyjąwszy słodziny, nalać w niego wody. I znów Hassan rozpoznał w nim swój garnek. Po wyjęciu słodzin, na spodzie okazało się 190 cekinów. Wtedy Saad zaczął przepraszać Hassana — przekonany już najzupełniej. Wkrótce potem kalif Bagdadu zasłyszawszy o dziwnych przygodach Hassana, zaprosił go do siebie i kazał je sobie opowiadać. A potem zwiedzali razem skarbiec kalifa, gdzie uwagę zwracał olbrzymi djament, ten właśnie, który Hassan sprzedał żydowi jubilerowi, a który potem nabył kalif.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Bracia Grimm.