Góra Chełmska/Wstęp/VIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Wincenty Ogrodziński
Tytuł Góra Chełmskawstęp
Podtytuł Wysłowienie
Wydawca Instytut Śląski
Data wyd. 1938
Druk Drukarnia Dziedzictwa w Cieszynie
Miejsce wyd. Katowice
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst Wstępu
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
WYSŁOWIENIE
Język „Góry Chełmskiej“

Pod względem językowym nie różni się drugi wielki poemat Bonczyka zbytnio od pierwszego zwłaszcza w wydaniu II i mógłby z tą samą słusznością co tamten uchodzić za napisany „w narzeczu górnośląskim“. Jeżeli Bonczyk określenia tego zaniechał, to uczynił to widocznie dlatego, że zabarwienie narzeczowe nie odbiera poematowi zasadniczej cechy, iż jest napisany po polsku, i że to zabarwienie utrzymało się w granicach, do których wolno dojść każdemu autorowi piszącemu literacką polszczyzną. Pod tym względem nie różni się od autorów Młodej Polski, którzy w podobnych rozmiarach zabarwiali swój język narzeczem rodzinnej miejscowości czy okolicy; Bonczyk robi to od nich wcześniej. Ubocznie działać mógł także wzgląd na pozorną tendencję separatystyczną poematu, na której korzyść tłumaczyliby niejedni dopisek w tytule: w narzeczu górnośląskim, gdyby go autor umieścił; brak właśnie tego oznaczenia każe i na treść spojrzeć z większą ostrożnością.
Narzecze w formie surowej wprowadził Bonczyk do Góry Chełmskiej obficiej niż do Starego Kościoła Miechowskiego; tam użył go tylko raz w III 67, tu trzykrotnie: III 25—32, IV 264—265 i 276—277 dla ożywienia opowieści humorystyczną paplaniną jakiejś kumoski bytomskiej lub „zdrowymi odpowiedziami“ Śniadka i III 350—374, gdzie poważnie daje się próbki gwar śląskich i słowackiej, nie zawsze udatne może z powodu uproszczonej transkrypcji. Mamy więc tu zdania w narzeczu: spod Pszczyny, Hulczyna, Opola, Głogówka, Olesna, Bytomia, Wieszowy, Cieszyna i Trenczyna, ale w pewnej ich części narzeczowość ogranicza się do jakiegoś charakterystycznego wyrazu, gdzie indziej przejął zdania z książki nabożnej. Za narzeczowe uznać można tylko wypowiedzi śpiewaków w III 356, 360—361, 363, 364—366, 368—369 i 370. Nie wchodząc w dokładność oddania cech wymowy, zaznaczyć musimy pewną jakby sprzeczność czy przeoczenie poety. Przewodnikiem kompanii bytomskiej jest Spinczyk, który w poemacie do swoich krajanów przemawia językiem literackim, a w III 364—366 do o. Atanazego mówi narzeczowo. Wprawdzie Bonczyk zaznacza tu doborem liter tylko wymowę, ale pozostaje zawsze pytanie, dlaczego to zrobił. Odpowiedź, że ze względu na specjalny charakter tego ustępu, mnie przynajmniej nie zadowala i sądzę, że także w tym wypadku Bonczyk oddał rzeczywistość. Spinczyk, przemawiając do podwładnej sobie kompanii, idzie za przykładem księży i stara się o literackie wysłowienie, wobec o. Atanazego następuje odprężenie i powrót do potocznego języka.

Objawy fonetyczne

Poza tymi 3 miejscami język poematu ma tylko naleciałości narzeczowe, które wypada pokrótce rozpatrzeć. W zakresie głosowni nader nieliczne są objawy mazurzenia lub mylnego jego unikania. Rzecz ogranicza się do wyrazu: zyzny (p. obj. II 17) i niezyzny (p. obj. V 324), ale w VI 62 mamy: użyźnione. Rzekome mazurzenie usunięto w wyrazie: szkarbona (III 338), tak jak to było już w St. Kościele Miech. II 283. Obficie występuje ó tam, gdzie go nie ma w literackim języku, ale w zakresie tych objawów brak podobnie jak w St. Kościele Miech. konsekwencji, powstają często oboczności i to w tym samym wyrazie jak np.: owoż (III 40, VI 117) obok owóż (V 256, 410). Mamy więc: przeniósły, podnióśli, stósuje, ółtarz, ółtarzem, chłódnych, w chłódku, chłódził, ale chłodna (III 480), tór, chłónęły, pochłónęło, przywióźli, rozwiózli, mógło, dróga, drógi, drógo, dródze, ale drogę (11 404), jakóżeś, jakóż, papióry, szkólne, klasztór, gróbek, wóla (V 436 dla rymu), obok tego zaś: tłomacze, tłomaczenie, tłomoczki, nożki, spolnie itd. W zakresie nosówek zauważyłem tylko: głęb (I 423 i V 78) zamiast: głąb. Oboczność: -a- zamiast -e- zachodzi w wyrazach: dzisiajszy (III 116, V 60) i tutajszy (III 350), na odwrót zaś: w dziele zamiast w dziale (I 497). Zamiast -y- mamy -e- w: ceniany = cynowy (I 112).
Zmiękczenia odmienne od języka literackiego, współczesnego Bonczykowi, przejawiają się w takich tworach jak: śrebra, śrebrne, śrebrzyste, śrebrnodźwięczne (ale w III 339: srebra), śpiegują, śpieg, Frańciszka, oraz: jedzine (III 375), maniewrujące (V 371). Osobno wspomnieć należy o chwiejności zmiękczenia w wyrazie: gorzeć, gdyż obok: gorał (VI 251), wygorało (LII 218), gore (IV 360) mamy: gorzały (I 508); chwiejność ta pojawiła się już w St. Kościele Miech.
Wymienione poprzednio objawy rzucają światło na wymowę Bonczyka, którą sam utrwalił graficznie, obok tego jednak należy zwrócić uwagę na jego rymy, z których wynika, że wymowa jego: -e- i czasem -ę- zbliżała się do wymowy: -y-; widać to nie tylko na takich rymach jak: podwyższenie — słynie, ponalewaj — powzywaj, wyżenie — księżynie, kazaniem — na nim, wzdycha — echa, praktyka — zwleka, lecz także: wieczystym — gęstym, będzie — obejdzie, płynęły — łączyły, odpoczęły — były, usłyszał — zamięszał, a nawet spoczął — zboczył.

Objawy morfologiczne i składniowe

W zakresie słowotwórstwa zauważymy kilka objawów, częścią znanych nam już ze Starego Kościoła Miechowskiego, częścią nowych, na odwrót zaś brak jest nie których dawnych, do których użycia bądź nie było sposobności, bądź autor nie miał już skłonności. Pozostaje więc w użyciu przyrostek: -ątko w 2 wyrazach już znanych tj. duszątko i łaszątko. Z przyrostkiem: -ina utworzy Bonczyk nowy rzeczownik na oznaczenie lasku brzozowego: brzozowina. Nie wystarcza mu szczenię ani psina, wysunie więc zdrobniały wyraz rodz. nij.: psię, który u innych autorów występuje tylko w liczbie mnogiej. Czasem użyje rzeczownika z innym od zwykłego zakończeniem, np.: kłębo zam. kłąb, lub przekąsek zam. przekąska. Objawem działania analogii będą takie twory jak: trumnienka (V 297), przypominająca dopełn. l. mn.: trumnien (St. K. M. VI 705) i leśnisty (V 314). Częstsze niż poprzednio są przymiotniki z przyrostkiem: -ochny, a więc: szerokochny i wielochny, odrębny zaś twór przedstawia: hrabiański (III 202) obok: hrabski (V 133). Przymiotniki od nazw miejscowości tworzy Bonczyk tak jak w narzeczu śląskim od tematu krótszego; nie ma więc różnicy między: ujezdzki od Ujazdu lub czarnowąski od Czarnowąsów, a brzosławski od Brzosławic, bogucki od Bogucic, milkucki od Mikulczyc, mysłowski od Mysłowic, poniszowski od Poniszowic, sławięcki od Sławięcic i tarnowski od Tarnowskich Gór, a raczej Tarnowic; raz tylko zamiast katowski, dla rymu pojawia się: katowiecki od Katowic. Liczby rzadkich form przymiotnikowych dopełniają: ceniany = cynowy (I 112), rzęsny = rzęsisty (IV 273, V 449), takusinki (III 8) i rozmiły. Użycie przymiotników z przedrostkiem: prze- jest umiarkowańsze niż w St. Kościele Miech. i ogranicza się do pospolitszych tworów tego rodzaju jak: przedrogi, przebłogi i prześwięty. Nowość w Górze Chełmskiej stanowią przymiotniki złożone: śrebrnodźwięczny, stokroćbarwny, kroćtysięczny, mnogokształtny, mnogowieżny, błogowrogi i błogocześnie, z których najciekawsze znaczeniowo są: błogowrogi = będący dobrą wróżbą i błogocześnie = w błogi czas, w dobrą porę. Przedrostki nadają często słowom złożonym odmienne znaczenie niż w języku literackim: zadążać = podążać, zniepokoić = zaniepokoić, wskazać się = ukazać się, zagrześć = pogrzebać, zamięszać = zmieszać, zatłaczać = wtłaczać, zeznać się = przyznać się, zeżyć lub zżyć = przeżyć itp. Bardzo częstym przedrostkiem jest: u-, a więc: ubogacać, upiękniać, upewniać = zapewniać, usiąść = osiąść, a nawet: ulot = polot (I 49) i uroda = przyroda (V 326, 356).
W odmianie rzeczowników mamy kilka znanych nam już ze St. Kośc. Miech. objawów, a więc: 1) dopełn. l. poj. rzeczowników żeńskich na: -e, użyte dla rymu: z chwile, do Leśnice; 2) bezspójkowe narzędniki l. mn. jak: sandałmi, ustmi, latmi, krzyżmi; 3) narzędniki l. mn. na: -y także w rzeczownikach żeńskich obok nijakich: z tajemnicy wyższymi (I 293), pismy (II 102), godziny dwiema (IV 96), barwy stokrotnymi (V 83); 4) wahania w mian. l. mn.: franciszkani (I 283) ‖ franciszkanie (III 141); 5) dwukrotnie użytą formę: tydnia; 6) tak samo formę: domie w wołaczu (III 55) i w miejscowniku (V 69); 7) dla rytmu użyty dopełniacz l. mn.: wszelkich rozkosz (V 122); 8) wahania zależne od tego, czy forma użyta jest dla rymu, czy nie, w celown. l. poj. po przyimku: ku, a więc albo: ku klasztoru (II 258), ku stoliku (V 167), albo dla rymu: ku niebie (II 453) i ku zrębie (V 383). Dorzucić tu można jeszcze onomatopeiczny: ruch (VI 106) i mian. l. mn.: równie (I 44) do równia lub rownia.
Do odmiany przymiotników prowadzi nas kapryśna nieco odmiana imion własnych: Atanazy, Aleksy, Protazy i Jukundy. Mieszają się tu formy przymiotnikowe z rzeczownikowymi: z Jukundym (V 250) i z Jukundem (V 274), Atanazem (V 467, VI 300), Protazem (III 61), Jukunda (IV 122), ale Jukundemu (V 172), a nawet: o Protazie (II 166) dla rymu. Objaw znany ze St. Kośc. Miech. (p. obj. I 591) stanowią sporadyczne formy celownika na -ymu: Atanazymu (I 302), Aleksymu (V 192), ku małymu (V 282) i ku nimu (I 199). Mamy także 3 okazy użycia przymiotników l. mn. w znaczeniu rzeczownikowym: mężni = mężowie (III 383), klasztorni = zakonnicy (VI 318) i zakonni = zakonnicy (I 232, 512, II 227, VI 108).
W odmianie zaimków zauważymy bierniki l. poj. rodz. żeńskiego na -ę: swoję (I 29) i twoję (II 26). W liczebnikach forma: dwiema służy także rodzajowi nijakiemu: dwiema oknami, a nadto: dwie a dwie światła (III 59). Dla oznaczenia dwu osób różnej płci występują formy męskie: dwóch ludzi popełniło (III 170), obu (V 274, 292), dwaj szczęśliwi (VI 128). Objawem, znanym nam ze St. Kościoła Miech., jest brak odmiany liczebnika jak np.: z sto rzek wody (V 75).
Czasowniki na ogół niewiele wykazują odstępstw od form ogólnopolskich. Czas ter. od: dawać, stawać i złożonych z nimi brzmi: dawa, udawa, nastawa, ustawa; podobnym tworem są: domniewa (IV 394) i domniewają (II 395), krywali się (I 437). Analogię widać w formach: szeptnął (I 242, V 509), weźm (III, 236, IV 398) i tęsknąc (VI 288), Narzeczowo brzmią: usuty, zrośniony, chowie, znaje się, archaizmem trącą bezokoliczniki: grześć (II 80) i zagrześć (VI 318), oraz 3 os. l. mn.: porzą (V 380). Dość rozbieżne są formy od znaleźć: znalazę (VI 259), znależą (I 366) i znajdzione (V 409). Dopełniają tych form czasownikowych imiesłowy przeszłe od słów niedokonanych: miawszy (III 439), słyszawszy (V 276) i szanowawszy (V 322).
Z zakresu przysłówków wymienimy: łatwie i zbytnie, a na odwrót: dumno, baczno i pilno, najprzód (I 408), dości (II 54, 96, IV 192), niegdyś w znaczeniu: kiedyś (np. II 28). Z przyimków wyróżnia się raz użyte: skiż (I 395), które zachowujemy w pisowni Bonczykowej zamiast etymologicznej: skirz.
Wzmacnianie znaczenia wyrazów za pomocą wyrazków jest niemniej częste, niż w St. Kościele Miech., mamy więc: cudnać, którać, dusza-ć, toć, źle-ć, śpiewamy-ć, tegoć, toć, aleć, takci, wszakci, dlategoć, alić, trudnoć, boć, dokądź, wolnoż-li, którymż, ba-li, miejmyż, tenż itd.
Składniowo ciekawe są takie wyrażenia jak: bądź twej służby gotowym (I 134), mną się litować (VI 163), łaknąc do słów błogich (IV 132), po puszczy bezdroża (V 461) itp. Zdania czasowe zaczynają się często od: nim = kiedy, np. III 49, 79, 390, 482, IV 174, V 117, 503; gdyż = skoro (I 64, 67, III 431, IV 9); podwiel, podwiele = dopóki np. I 245, III 365, IV 159; niż = nim np. IV 142, V 442, VI 238.

Słownictwo

Słownictwo Bonczyka w Górze Chełmskiej nie wykazuje zbyt wielu zmian w porównaniu z St. Kościołem Miech., pewne wyrazy wprawdzie znikają, inne pojawiają się po raz pierwszy, ale te objawy, związane są na ogół z odmienną treścią. Najlepiej może widać to na rzadkich czy to pod względem użycia czy też znaczenia wyrazach obcych. W Górze Chełmskiej jest ich o wiele mniej niż w Starym Kościele Miechowskim i najczęściej występują jako terminy charakterystyczne; pochodzą przeważnie z języka niemieckiego lub łacińskiego, czasem z języków innych, a wtedy zwykle za pośrednictwem niemieckim jak np. altana i bandalerz z włoskiego, galociska z francuskiego, kocynder z angielskiego. Z niemieckiego wprost wzięto: ercprister, faterland, ganek, mustrować, obszacować, prezmut i szulinspektorowski, z łaciny: cingulum, cyboryum = kielich z komunikantami, śradusy, mizera i paterek, z włoskiego: intrada, z francuskiego: lamować, z czeskiego zapewne: chachar.
Tylko u Bonczyka występują z nich: bandalerz, cingulum, ercprister, faterland, prezmut i szulinspektorowski, o ile na zbadanie tej sprawy pozwalają dotychczasowe słowniki jęz. polskiego. Inne wyrazy właściwe tylko Bonczykowi, wzgl. przez niego wprowadzone do literatury, czy to ze względu na brzmienie czy na znaczenie są: baj (z gwary głogowskiej), błogocześnie, błogowrogi, brzozowina, ceniany, dobrocizna, duszątko, hrabiański, jękać = jęczeć, jutrni, łaszątko, nieszpornik, nie w nos w komu, opusta, pamiętać = ocucić, podzimowy, poić = spajać, półkoło = półkole, przybrzeg, szczele = szczelina, szkarbona, ulot = polot, uroda = przyroda, zalecanie dusz, zrębina = zarośla po wyciętym lesie, zwietrzać = przelatywać, zyzny. Niektóre występowały już w St. Kościele Miechowskim. Jest także nieco archaizmów, z których jako najważniejsze wspomnimy: młodziec (VI 79), rodzaj = pokolenie (II 82, 182), wradzać (II 15), wzdy (I 246, V 369). Typ podobny do skróconego ze szczeliny: szczele przedstawiają mniej skrócone i stąd wyraźniejsze co do swego pochodzenia: kanclaryja zam. kancelarii (V 40), mizera zam. mizerii (II 140), czworbok (III 54) obok: czworobok (V 239) i uniżnie (III 415) obok: uniżenie (III 464).
Na charakterystyczne zabarwienie języka Bonczykowego składają się prócz wymienionych wyżej objawów używane stosunkowo często takie wyrazy jak: tamstąd zam. stamtąd, tustąd zam. stąd, tedy = wtedy, zaś = znowu, nuż = teraz, już. Są to rzeczy znane przeważnie ze St. Kościoła Miechowskiego. Ograniczone za to jest użycie przysłówkowego wyrażenia: niedziw, które w St. Kościele Miech. w I wyd. występowało 11 razy, w II zaś wyd. pozostało tylko w 5 miejscach, a w Górze Chełmskiej pojawia się tylko raz (II 392): Dróga się pod ciężarem ludu niedziw łamie, ale wypadek ten jest o tyle ciekawy, że w podobnym wyrażeniu (St. Kośc. Miech. VI 283): brama… w natłoku ludu aż się niedziw łamie, w II wyd. niedziw zastąpiono przez: prawie. Po 3 latach Bonczyk wrócił znowu do: niedziw. Za to: możno nie pojawia się w Górze Chełmskiej ani raz, choć było miejsce, które prosiło o nie przez analogię do St. Kośc. Miech. VII 587: Suchodolski... lecz skąd, nie wiem, możno z Polski (w II wyd. poprawiono na: może); otóż w Górze Chełm. I 385: ojciec Gomolski… rodem może z Polski, dostosował się Bonczyk do literackiego języka. W St. Kościele Miech. I 286—295 pokpiwała gromada miechowska z używania, czy nadużywania przez Forbaszkę wyrazu: aż = bardzo, całkiem, tymczasem w Górze Chełmskiej takie użycie pojawia się kilkakrotnie i to nie żartobliwie, lecz zupełnie na serio np. V 328 (p. obj.), 543.
W języku więc Bonczyka znać pewną powolną ewolucję, w której równoważy się usuwanie jednych elementów narzeczowych na korzyść literackości wyrażenia z wprowadzaniem nowych, poprzednio nieużywanych, przy czym pozostaje trzon zasadniczy, świadczący wyraźnie o jego skłonności do narzeczowego zabarwienia języka. Szczegółowsze i obfitsze, ale rozproszone uwagi o języku Bonczyka znajdują się w objaśnieniach, tutaj daję tylko najogólniejszy zarys. Słownictwo będzie można śledzić dokładniej na materiale, który zawarty będzie w Słowniczku na końcu III tomu Pism poetyckich Bonczyka.

Zabarwienie retoryczne

We wstępie do Starego Kościoła Miechowskiego omówiłem obszernie sprawę zabarwienia retorycznego tego poematu, przytaczając tylko z 2 pierwszych ksiąg przykłady najrozmaitszych figur i tropów, użytych tam przez Bonczyka. Jeżeli idzie o Górę Chełmską, uważam tak szczegółowe rozpatrywanie zagadnienia za mało celowe, zwłaszcza że łatwo byłoby przeoczyć las, zwracając uwagę na drzewa.
Wystarczy przyjrzeć się początkowi I pieśni Góry Chełmskiej lub któremukolwiek z patetyczniejszych miejsc jak np. I 468—520, II 9—82, 399—462, III 140—187, 204—239, 300—325, IV 1—116, 156—186, V 9—20, 75—116, 302—345, 523—572 i całej niemal pieśni VI, aby spostrzec, jak obficie posłużył się poeta aparatem tropów i figur retorycznych, jak niektóre z tych środków poetyckich doprowadził do pokaźnych rozmiarów, np. apostrofy i porównania. Pod tym względem jest on pojętnym uczniem Wergilego, chociaż stara się także przejmować środki retoryczne od Homera i poetów polskich w. XIX. Ogólne wrażenie Bonczykowej retoryki nie jest zbyt silne, gdyż z większością jej kolorów i dźwięków wykształcony literacko czytelnik oswoił się już przy lekturze autorów klasycznych i Pisma św., głównych źródeł i wzorów poetyckiej wymowy Bonczyka. Tkwi w nim przekonanie, wpojone bodaj jeszcze na ławie gimnazjalnej, że dobroć środków retorycznych zależy od udokumentowania ich przykładem mistrzów; ta zasada dotyczyła głównie przenośni i rzeczywiście Bonczyk okazuje w przenośniach najmniej samodzielności. Dzięki tej zależności od wzorów zabarwienie retoryczne Bonczyka zatrąca silnie klasycyzmem z pewną przymieszką stylu biblijnego, nadającą się doskonale do poematu, którego treść obraca się około zagadnień religijnych. Ten klasyczny aparat retoryczny w pierwszej chwili zadziwia czytelnika, który nie spodziewa się spotkać z nim pod koniec XIX w. w poemacie poniekąd ludowym. opiewającym wydarzenia niemal współczesne. Nie mógł Bonczyk wyzwolić się od tej spuścizny szkolnego wykształcenia i języka zawodowego; poezja klasyczna starożytna podczas nauki gimnazjalnej przemawiała najpełniej do jego serca i umysłu i utrwaliła swój wpływ na stałe, skoro przeciwdziałanie lektury poetów polskich XIX w. nie szło przez szkołę i nie wrażało się w pamięć dzień po dniu jak tamta. Słaby, a nawet, jeśli idzie o polskie poematy Bonczyka, niemal żaden jest wpływ wysłowienia nowszej poezji niemieckiej, widocznie nic nie było w jej skarbach dla poety górnośląskiego. Wpływ klasyczności utrwalali polscy pisarze dawniejsi jak Kochanowski i Skarga, najbliżsi duchowo nie tylko br. Aleksemu, lecz także jego piewcy. Te okoliczności tłumaczą nam dostatecznie klasyczność wysłowienia Bonczykowego, klasyczność często twardą i surową, nie mającą nic wspólnego z gładkością pseudoklasyczną, skoro poeta niejednokrotnie sam sobie torował w polszczyźnie drogę. Bonczyk nie wysila się na swój styl, nie miał zresztą na to przy pisaniu Góry Chełmskiej czasu, wspomniane zabarwienie retoryczne jest stałą częścią składową jego stylu, należy niejako do dobrodziejstw inwentarza. Aby te stwierdzenia nie wydawały się komuś gołosłowne, warto zanalizować pierwszy lepszy ustęp, nie zawierający szczytowego punktu, np. V 491—522. Spostrzeżemy tam szereg tropów i figur dość obfity jak na 32 wiersze: 2 wyraźniejsze asyndeta (V 497—499, 514—517), aposiopesis („Tu krótkie pożegnanie“), figurę etymologiczną („dzielnie dzieli tłum ludów“), stopniowanie („zawarł oczy, zbladł, ostatnie siły wychudłe ciało jakby opuściły, byłby upadł na ziemię“), epanaforę („Nie odejdę, nie mogę“). Czasem w jednym wyrażeniu mieszczą się 2 środki retoryczne np. wykrzyk i metonimia: „Któreżby serca go nie znały“, lub w przytoczonym już stopniowaniu także asyndeton. Uderza w tym ustępie obfitość nie tyle epitetów ozdobnych, ile skojarzeń rzeczownika z odpowiednio przystającym do niego, czasem spospolitowanym w użyciu przymiotnikiem: świat boży, wojska ukochane, szczęśliwy zgon, ostatnie siły, wychudłe ciało, czułe objęcia, twarda pościel, powierny sługa, święta służba, proboszcz śmiały, sławny Engel, czuła pamięć, wdzięczna ludność.

Znamienne środki poetyckie

Jeżeli idzie o całość poematu, to zamierzony jego charakter przejawia się najwyraźniej prócz epitetów ozdobnych i powtórzeń tych samych wyrażeń na modłę Homerową, przede wszystkim w personifikacjach i apostrofach, oraz w większych porównaniach. Personifikacja jest środkiem zrozumiałym w poemacie, którego właściwym bohaterem jest przedmiot martwy: Góra Chełmska z klasztorem św. Anny i kalwarią. Przybiera ona różne formy, a więc przypuszczalnej przyszłości (I 41—44), wizji (I 513—514), rzeczywistości dla spojrzenia poetyckiego (II 54—66), współdziałania z ludźmi (V 452—458). Oczywiście, za przykładem góry ożywiają się także inne szczegóły krajobrazu jak np. wyschłe koryto rzeczne (V 313—326), formalnie wszakże przybierając kształt apostrofy. Apostrofy w poemacie są dwojakiego rodzaju: jedne niejako pierwszorzędne, obszerne, spełniające rolę jakby zastępczą inwokacji poszczególnych pieśni, drugie krótsze, ograniczone do celów czysto retorycznych. Pierwszy gatunek to apostrofa do Śląska (II 9—28) i do serca ludzkiego (V 9—26), a poniekąd także zdetronizowana z pierwotnego, inwokacyjnego stanowiska apostrofa do Góry Chełmskiej (I 1—32). Mniejsze znaczenie mają takie apostrofy jak do „szczytnego plemienia Gaszynów“ (I 478—481), do Leśnicy (II 75—82) włączona w personifikację klasztoru, do Dworu Rajskiego (II 399—408), do stacyj Męki Pańskiej (IV 108—113) i najciekawsza z nich, bo ubrana w formę streszczonego kazania, apostrofa ks. Engla do Góry św. Anny (V 523—536), oraz kończąca poemat apostrofa do kościoła klasztornego (VI 321—323), przechodząca w pytania retoryczne i wykrzyk.
Obok krótkich lub tkwiących jeszcze jakby w zarodku porównań posługuje się Bonczyk porównaniami obszernymi o wykształconych należycie i epicko rozlewnych członach: takimi są zwłaszcza porównanie morza zlanego ze stu rzek i gromad ludzkich kroczących w pobożnym zapale (V 75—92), oraz obłoków na niebie i pochodu pielgrzymów (V 331—342). Mniejsze rozmiarami porównania to: czynności wodza w bitwie i przewodnika kompanii pątniczej (II 103—110), hojności Józefa patriarchy i św. Anny (IV 35—40), Mojżesza i o. Atanazego (V 109 — 116), głosu z oddali i dźwięku harfy eolskiej (V 569—570), zespolenia się kropel i serc (VI 27—28). Większość tych porównań znajduje się w pieśni V, stanowiącej punkt szczytowy opowieści o Górze św. Anny i uroczystych na niej obchodach. W pieśni I natomiast obok porównań krótkich, np. domku pustelniczego br. Aleksego z gniazdkiem wśród kwiecia (I 154), pałacu i szkoły klasztornej (I 369—371), są porównania nierozwinięte i formalnie jako takie niezaznaczone np. trwałości klasztoru i Góry Chełmskiej (I 244—246, 254—255) czy dawnych wyśnań zakonu i grożącego mu obecnie (I 339—353), różańca z krzyżem i oręża (I 355—357, por. VI 103—104), lub obrazy analogiczne, przetworzone z porównania istniejącego we wzorze tj. u Wergilego (I 294—306).
Na uwagę szczególną zasługuje trzykrotnie powtórzone (II 344—346, 384—386, V 302—304) porównanie Spinczyka jako kapelmistrza z komenderującym jenerałem, porównanie na pierwszy rzut oka przesadne i jakby z lekka ironiczne, lecz po skonfrontowaniu z innymi częstymi w poemacie wyrażeniami stanowiące ważne w całości ogniwo. W całym bowiem poemacie podzwania jakby nuta militarna, jakby niedomówione porównanie wszystkiego, co się w nim dzieje, z akcją wojskową. Pomijając nawet wcześniej napisany wstęp (I 1—54), z tonem tym spotykamy się już w inwokacji nie tylko w wzmiance o łamaniu kajdan przez nasz naród, lecz także w przeciwstawieniu „wieku tego pełnego zbroi szczęku“ pokojowi potrzebnemu lutni do opiewania Góry św. Anny. Wnet potem Gwardian sławi ludek prosty jako mężne wiary rycerstwo, dojrzałe w duchu, choć na zewnątrz poślednie, lecz w sercu wspaniałe (I 204—206), różaniec z krzyżem jest niezawodną bronią zakonnika (I 355—357). Kompanie przybyłe na odpust formują się w „trzy hufce“ (II 341), na czele jednego z nich staje Spinczyk „jak jenerał w komendzie“, cała zaś procesja w przenośni zmienia się w armię i wojska (II 355—356). Gdy poeta chce zobrazować przedostanie się kompanii bytomskiej przez św. Gradusy, nasuwa mu się porównanie z bitwą, do której wódz uzbroił siebie i swoich wszechmogącym Bogiem (III 103—110). Krzyże kalwaryjskie są świętymi sztandarami (IV 55), o. Atanazy nowym wodzem ludu, Mojżeszem (V 109—116), prowadzącym go w niezmierne osiadłości, procesja wydaje się nie tylko jemu, lecz także poecie i pustelnikowi Aleksemu wojskiem stubarwnym czy ukochanym (V 118, 339, 494); jeszcze wyraźniej zaznacza się ta analogia w rozprawie o. Atanazego z wąsalem krnąbrnej twarzy o znaczeniu symbolów religijnych i wojskowych (V 471—484), a jak gdyby snop światła stanowi przemówienie ks. Engla (V 523—536), głoszące walkę za wiarę, za życie dusz i niechybne zwycięstwo ludu w boju „o swe prawo do życia“, jeżeli sam siebie nie zdradzi i „póki pomny swej wielkiej i świętej przeszłości słowem, czynem pokaże, iż godzien przyszłości“.

Nie jest to już środek tylko retoryczny, lecz świadomie w nim zamknięta idea przewodnia poematu, że potędze wiary ulec muszą najlepiej zorganizowane moce ziemskie. Pozostaje tylko jeszcze zastanowić się, czy wiara ta obejmuje tylko życie religijne, czy także narodowe.
Wierszowanie

Zanim wszakże przejdziemy do tendencji poematu, trzeba jeszcze uzupełnić wywody o wysłowieniu króciutkim ustępem o formie wiersza w poemacie. Jest on napisany prócz kilkudziesięciu wierszy trzynastozgłoskowcem epickim rymowanym na ogół parzysto. Trzynastozgłoskowiec ten dzieli się zwykle na 2 cząstki przez średniówkę położoną po siódmej zgłosce, średniówkę niejako mechaniczną dla nadania jednostajnego rytmu, pokrywającą się przeważnie z średniówką myślową. Czasami jednak średniówka myślowa wypada w innym miejscu i wtedy wytwarza się średniówka poboczna po 7 zgłosce obok średniówki głównej, oddzielającej od siebie odrębne myśli lub zrozumiałe cząstki tej samej myśli. Dla przykładu wystarczy kilka przytoczeń z pieśni I: w w. 105 dalszy ciąg zdania wtrąconego z poprzedniego wiersza: „haftowały je ręce hrabianek“ ma wprawdzie po 7 zgłosce miejsce na przestanek, ale prawdziwa średniówka wypada dopiero po 10 zgłosce; podobnie w. 368: „Dałem rękę, otwarłem drzwi“ wyraźnie wyznacza przerwę po 8 zgłosce, w. 370: „Nie byłyby tak drogim gniazdem“ po 9 zgłosce, w w. 434 zaś: „Więc wyszedłem!“ trudno gdzie indziej umieścić średniówkę niż po 4 zgłosce.
Do rymu nie przywiązuje Bonczyk większej wagi w Górze Chełmskiej niż w Starym Kościele Miechowskim, nigdy się nań nie wysila, do czego zapewne przyczynił się pośpiech w pisaniu. Rymy to pospolite, często gramatyczne, lecz na ogół czystsze niż w Starym Kościele Miechowskim, zwłaszcza jeżeli uwzględnimy wymowę narzeczową poety. Do asonansów ucieka się tylko 7 razy (p. obj. II 119—120), rymów zaś wadliwych unika. Rzadkie są także wiersze podpórkowe (tibicines), bo tylko 2 w całym poemacie, i powtórzenia tego samego wyrazu na końcu dwóch lub więcej następujących po sobie wierszy w celu emfatycznym: wesoło (I 300—301), padała (III 28—31) i znaczenie (V 483—484).
Z techniki powieści poetyckich przejęta jest wstawka liryczna w IV 302—387, której jedna zwrotka, nieco zmieniona, powtarza się na końcu poematu (VI 326—330). Formę tej wstawki omówiliśmy już poprzednio pod koniec rozdziału o wzorach. Prawdopodobnie wstawka ta powstała w innym czasie niż całość poematu, a więc wcześniej i należała do tej fazy pomysłu, kiedy skupiał się on około osoby ostatniego z Gaszynów i zakrawał raczej na powieść poetycką. Treściowo łączy się ona dość ściśle z pieśnią VI, która znowu wygląda na jakiś skrót pierwotnego, może niewykończonego opracowania.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Wincenty Ogrodziński.