Flamarande/XVIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor George Sand
Tytuł Flamarande
Data wyd. 1875
Druk A. J. O. Rogosz
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Flamarande
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XVIII.

Podczas kiedy hrabia snuł tak złowrogie projekta, jego biedna żona czuła się najszczęśliwszą kobietą w świecie. Julja chętnie ze mną rozmawiała, wiedziałem więc zawsze co z sobą mówiły. — Pani ma dziwne usposobienia — mówiła Julja — piękną jest jak model rozwiniętej kobiety, a w rzeczywistości jest dzieckiem. Nie rozumie życia i nie czuje się wcale nieszczęśliwą w położeniu, któreby inną do rozpaczy doprowadzało; zdolna jest kochać nawet swego męża, który może być sobie zasłużonym człowiekiem. ale dla niej jest opryskliwy, nieznośny. Pan nie wchodzisz do pokojów pani, nie słyszysz więc, jak do niej przemawia sucho i wyniośle, jak zawsze jej przygania i podchwytuje każde jej słowo jak złośliwy stary nauczyciel, który wprawdzie nie nabiera z góry małej pensjonarki, ale szydzi z niej bezustannie, aby odebrać jej odwagę i poniżyć jej miłość własną. Gdyby do mnie tak mówił, wiedziałby z kim ma do czynienia, ale to biedne trusiątko nic mu nie odpowiada, drży tylko i zamyka oczy. Zdaje się jej że za głupia dla niego, więc zasługuje na takie obchodzenie się i że powinna uważać jako wielkie szczęście, że ją raczył zaślubić. Nie pozwala nic na niego powiedzieć i powiada, że jest zupełnie szczęśliwą. Gdyby ją zamknął w piwnicy o chlebie i wodzie, jeszczeby nie powiedziała, że jest niesprawiedliwym.
Pytałem się później Julji czy jej pani nie wspomina z żalem o pobycie w Montesparre i czy jej się nie nudzi w tym odludnym zamku: — Z początku, odpowiedziała — nudziła się. ale sobie samej przypisywała winę, że nie umie tak się zająć jak jej mąż, który zamyka się i czyta u siebie. Próbowała czytywać historyczne książki ale nie podobały się jej i bezustanku ziewała. Ale teraz zmieniła się zupełnie. Wybiega naprzód myślą do miłości swego dziecka jak kobieta która żadnej innej nie zaznała; we śnie i na jawie myśli tylko o swojem dziecięciu, wyobraża sobie jego postać, modli się, płacze i śmieje się, naprzemian. Kocha w swoim mężu ojca tej dzieciny. Powiada, że dobrze uczynił, iż przywiózł ją do tej samotni, gdzie będzie mogła wyłącznie zająć się swojem dzieckiem; szyje zawzięcie pieluszki i haftuje czepeczki. Chce się sama kształcić aby mogła kierować pierwszem wychowaniem swego dziecka; czyta więc, robi różne wypisy, rysuje i gra na fortepjanie; słowem czuje się najszczęśliwszą istotą na świecie! Wielka to łaska Boga dla niej, że ją stworzył tak mało wymagającą.
— Prawdę powiedziawszy, przerwałem jej, przypisujesz jej panna jak wszystkie kobiety za mało i rozsądku i trzeźwego sądu?
— Czyż pan jesteś innego zdania? odpowiedziała Julja.
Hrabia umyślnie ją sobie wybrał aby mógł sam w domu przewodzić — to leży w jego usposobieniu.
Pani była już blizką rozwiązania, kiedy hrabiemu zachciało się jechać na zimę do Sévines, blizko Orleanu, nad brzegiem Loary. Nie tłumaczył się nikomu z tej fantazji a pani nie pytała nawet o przyczynę tylko przygotowywała się do drogi.
Sévines chociaż położone w okolicy wesołej, samo w sobie było smutną miejscowością; ta duża rzeka rozlewająca się po równej płaszczyźnie i spłukująca szerokie piasczyste brzegi, nie warta była widoku tamtych urwistych nadmorskich skał. Obszerny park był wcale piękny, ale tylko dla amatorów wielkich zacieni; drzewa ogołocone z liści a zawsze obsiadłe krakającemi kawkami, przedstawiały śmiertelnie nudny widok. Od śmierci swego ojca hrabia jeszcze nie był w Sévines. Zaraz po przybyciu pierwsze swe kroki skierował na parafjalny cmentarz by zwiedzić grób ojca, co niezmiernie zdziwiło służbę. Stary furman, najstarszy ze sług domowych, gdy zobaczył hrabiego klęczącego na stopniu pomnika rzekł: — Jeżeli pan hrabia przemawia teraz łagodnemi słowy do swego ojca, są to zapewne pierwsze, jakie stary od niego usłyszał; być może że się kochali ale obadwa mieli to samo upodobanie w sprzeczkach i zawsze się z sobą kłócili.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: George Sand i tłumacza: anonimowy.