Przejdź do zawartości

Flamarande/I

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor George Sand
Tytuł Flamarande
Data wyd. 1875
Druk A. J. O. Rogosz
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Flamarande
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


I.

Jako jeden z głównych aktorów sławnego romantycznego dramatu, który się odegrał w Flamarande, mogę z wszelkiemi szczegółami opowiedzieć jego dzieje. Miały one w swoim czasie wiele rozgłosu, jednak nikomu z prawdziwej nie są znane strony. Jestem właśnie w wieku, w którym zwykliśmy się sądzić bezstronnie. Powiem więc wszystko, co o zachowaniu się mojem w tej dziwnej przygodzie powiedzieć można, bez względu, czy dobrem to było czy złem. Mam obecnie lat siedemdziesiąt, a przed dziesięciu, laty porzuciłem służbę u rodziny Flamarande. Żyję z renty, a chociaż nie jestem bogatym, na niczem mi jednak nie zbywa. Mam więc czas wolny, chętnie go poświęcam opisaniu nie całego mojego życia, ale dwudziestu lat spędzonych na usługach tej rodziny.
W roku 1840 przyjąłem służbę pokojowca u pana hrabiego Alberta de Flamarande. Ludzie dzisiejsi nie łatwo sobie wyrobić mogą prawdziwe wyobrażenie o stanowisku takiego pokojowca przy dawnych rodzinach, a prawdę powiedziawszy, jestem zapewne ostatnim przedstawicielem tego typu. Ojciec mój piastował z godnością ten urząd w jednym z domów książęcych. Gdy rewolucja wybuchła, a państwo jego wyemigrowali, został pośrednikiem do załatwiania różnych interesów i udało mu się za pomocą wrodzonego swego sprytu zebrać mały mająteczek. Był to człowiek w swoim rodzaju zasłużony i słyszałem nie raz jak mówił, że w jego zawodzie użyteczną jest rzeczą używać podstępu, chcąc usłużyć prawdzie, i na dwóch stołkach siedzieć, chcąc być sprawiedliwym.
Karmiony takiemi wyobrażeniami, spędziłem młodość poważnie. Ojciec uczył mnie prawa, a praktyką kształciłem się nierównie lepiej niż książkami. Ulegając woli jego, nie chodziłem na żaden uniwersytet, gdyż nie chciał mnie widzieć adwokatem. Mówił mi często, że przy miernych zdolnościach, adwokatura jest najlepszym środkiem do zagłodzenia się. Wolał więc przekazać mi własne swoje sprawy w spuściźnie, niż widzieć mnie cudzym patronem i kupować urząd za gotowe pieniądze.
Nieszczęściem, poczciwy mój ojciec miał jedną wielką namiętność, a tą była gra w karty; w chwili więc, kiedy miałem objąć jego sprawy, ujrzeliśmy się tak obarczeni długami, że byłem zmuszony wyszukać sobie obowiązek jaki stosownie wynagradzany. — W tymże czasie hrabia Flamarande, który w swoich sprawach często u nas zasięgał rady, ofiarował mi miejsce u siebie z płacą trzech tysięcy franków rocznie i zaspokojenie wszelkich moich potrzeb na jego własny koszt.
Ojciec radził mi przyjąć jego propozycję, a i mnie osobiście miejsce to w zupełności odpowiadało. Tylko ten nieszczęśliwy tytuł pokojowca zrażał mnie a nawet oburzał. Żądałem od hrabiego koniecznie, aby mi wolno było zwać się komisarzem lub sekretarzem, ale wręcz się temu sprzeciwił. — „Nie wstępujesz ani do urzędnika, ani do literata, odpowiedział mi; nie chcę nikim krępować mojej niezależności, a pisaniny żadnej nie lubię, śmieszną by więc rzeczą było dla mnie trzymać sekretarza. Ja potrzebuję sługi dobrze wychowanego, któryby umiał na moje zapytania odpowiadać, rozumnego, aby mi mógł dobrze poradzić, jeślibym rady jego zasięgać potrzebował, nakoniec przywiązanego do mojej osoby. Tytuł ten chociaż ci się tak nie podoba, jest bardzo honorowym i w zupełności odpowiada twojemu stanowi, ponieważ ojciec twój bardzo go długo nosił; jeśli wzbraniasz się go przyjąć, dowodzi to tylko, że hołdujesz ideom rewolucyjnym, a w takim razie nie moglibyśmy się porozumieć.“
Przyjąłem więc służbę pokojowca tem bardziej, że innego nie miałem wyboru. Ojciec mój bowiem umarł w tym czasie zostawiając mi więcej długów niż majątku. Wychowany w zasadach honorowych, wzdrygałem się na myśl, bym miał uchodzić za bankruta, jedyną więc moją dążnością było, popłacić długi ciążące na pamięci ojca. Nie było to łatwą rzeczą nie mając grosza w kieszeni, a wierzyciele, z którymi starałem się ugodzić, żądali koniecznie jakiejś zaliczki na przyszłe spłaty. Zmuszony takiemi okolicznościami udałem się do mojego pana z zapytaniem, czy by nie zechciał zaufać mojej uczciwości i wypłacić mi na rachunek przyszłych trzech lat służby moje honorarjum. Gdy mu przedstawiłem powody skłaniające mnie do tego kroku, zapewnił mnie, że szanuje moją uczciwość i że przyjdzie jej w pomoc: „Winieneś 30 tysięcy franków, powiedział mi, chętnie więc za ciebie zaręczę, ale tylko w ten sposób, abyś połową twojej gaży spłacając ojcowskie długi mógł drugą połowę dla siebie zachować; nie możesz się ze wszystkiego wyzuwać, nie ścierpiałbym, aby ktokolwiek przy mnie cierpiał nędzę.“
Przy końcu pierwszego roku pan mój zupełnie ze mnie zadowolony, wypłacił w terminie bieżącym wszystkie nasze długi, czem tak mnie zobowiązał, że już bez wstrętu myślałem o moim tytule pokojowca i o zależności całego mojego przyszłego życia.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: George Sand i tłumacza: anonimowy.