Dwie sieroty/Tom V/IX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Dwie sieroty
Podtytuł Dorożka № 13
Wydawca J. Terpiński
Data wyd. 1899-1900
Druk J. Terpiński
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Fiacre Nº 13
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


IX.

Podwórze na które wychodziły okna jego sypialni nie było brukowane. Tu i owdzie rosły nędzne krzaki bzu, nie pielęgnowane, a kto wie nawet czy i sadzone ludzką ręką.
Zaniedbanię panowało w tym zakącie wszechwładnie.
Upatrzywszy miejsce dogodne między krzakami zakopał pudełko z pieniędzmi, a udeptawszy dobrze, spokojny wrócił do domu.
— Wynalazek bez rządowej gwarancyi!... wyszepnął śmiejąc się żartobliwie. Do takiej kasy, tylko wytrawny złodziej dostać się może. A teraz, dalej w drogę! — należy mi się trochę odpoczynku po tych wszystkich kłopotach. Sądzę że za trzy tysiące franków, dobrze ubawić się można.
Mimo że miałem przed chwilą wyrzucić ten stary pugilares, któż mi jednak zabroni wziąść go do swego użytku? Jest wprawdzie nieco zaduży, ale to tem szykowniej będzie wyglądało.
Włożywszy więc weń przygotowane pieniądze wyruszył do sławnej naówczas knajpy Niqueta.
Był to punkt zborny różnej kategoryi łotrów i złodziei. Sale były przez całą noc otwarte, a napływ gości tak wielki, że z trudnością tam miejsce wynaleść sobie było można.
Wszedłszy tam Jan Czwartek, za pomocą łokci przedostał się do ostatniego gabinetu. Z wewnątrz, dochodziły głosy wesołych śmiechów i żartów.
Nasz rzezimieszek zapukał do drzwi.
— Proszę wejść!... — ozwał się głos jakiś.
Zaledwie Czwartek ukazał się w progu, zebrane tam towarzystwo składające z siedmiu ludzi na wpół pijanych, powitało go wesołemi okrzykami.
— Kochani towarzysze!... — zaczął poważnie Jan Czwartek; — wasza przyjaźń, wielki mi zaszczyt przynosi, przekonam was wkrótce że na nią zasługuję. Powracam ze wsi, gdzie mnie nie lada szczęście spotkało. Otrzymałem spadek po moim wuju. Sumka wprawdzie nie wielka, ale wystarczy, na wygodne życie i ugoszczenie moich przyjaciół. Zaczynam więc od dzisiaj. Zapraszam was na kolację i na śniadanie Pojedziemy do Asnieres. Jeżeli czas wam pozwoli, możemy się udać i na obiad, na wyspę Saint-Ouen a^pobiedzie znów powtórzymy kolację, i tak w kółko, dopóki wystarczy grosza mojego wuja. Jakże się to wam podoba?
Program przedstawiony przez Czwartka, zyskał ogólne uznanie.
Oto powód dla którego Ireneusz Moulin nie zastał w domu starego rzezimieszka.


∗             ∗

Piotr Loriot właściciel a zarazem woźnica dorożki 13, po rozstaniu się ze swym synowcem pojechał natychmiast do biura naczelnika policji, któremu opowiedział zaszłe wypadki ze swym wehikułem.
Naczelnik wysłuchawszy cierpliwie rozlicznych szczegółów odesłał go do urzędnika delegowanego do spraw podobnych.
Ten poznał go natychmiast.
— Wszak to pan byłeś u mnie wczoraj ze skargą? — zapytał, — względem jakiejś dorożki, którą panu ukradziono?
— Tak; panie komisarzu.
— Przypuszczałeś pan, że już nie odnajdziesz swojej własności?
— Tak... byłem tego pewny.
— No i jakże się ta sprawa skończyła?
— Zwrócono mi wszystko.
— Jakim sposobem?
— Dziś rano zastałem moją dorożkę w cyrkule.
— A więc pan jesteś zadowolony?
— Nie, panie komisarzu, wcale nie jestem zadowolony, i dlatego przychodzę z zażaleniem i proźbą o dochodzenie kto i w jakim celu posługiwał się dziś w nocy moją dorożką. W dodatku bowiem do tego jeszcze mnie okradziono.
— Jakto okradziono? — zawołał urzędnik, wszakże panu zwrócono wszystko w całości?
— Przeciwnie, nie chodzi tu bowiem teraz o moją dorożkę.
— Skradziono więc panu coś innego?
— Opowiedz że mi pan więc szczegóły, ale w krótkości, bo czas dla mnie bardzo jest drogim.
— Wyjechawszy po obiedzie na miasto, wstąpiłem na kieliszek wina do kupca, przy ulicy de l’Ouest, zaczął Loriot, i w skrzynce w siedzeniu powozu zostawiłem paltot, w którego kieszeni znajdował się pugilares z licznemi notatkami i pięćset franków gotówką. Wszystko to razem skradziono mi wczoraj.
Piotr Loriot kłamał jak wiemy, lecz wiemy zarówno cel owego kłamstwa.
Słysząc to nędznik, zmarszczył czoło.
— To co mi pan mówisz, zmienia zupełnie postać rzeczy, odrzekł. Skoro dorożkę pozostawiono na publicznej drodze, można byłoby sądzić iż ktoś dopuścił się figla bez chęci szkodzenia. Teraz wszelako, na poważniejszą zakrawa to sprawę.
— Tak panie, na poważniejszą nawet niżeli się panu wydaje, odparł Loriot. Sam pan komisarz osądzi, skoro posłucha spostrzeżeń jakie poczyniłem obejrzawszy moją, dorożkę.
— Dobrze; ale odpowiadaj pan przedewszystkiem na moje zapytania.
— Słucham pana komisarza.
— Dla czego wczoraj wnosząc tu skargę nie wspomniałaś pan nic o paltocie ani o pieniądzach?
— Oszołomiony wypadkiem, w pierwszej chwili o tem zapomniałem, odparł Piotr nie tracąc spokoju.
— A czy jesteś pewien że je tam miałeś?
— Jaknajpewniejszy. Przypominam sobie nawet że uwijałem szczelnie paltot, aby się mógł pomieścić w skrzynce pod siedzeniem.
— W takim razie śledztwo jest konieczne, odrzekł urzędnik. Jakie są pańskie spostrzeżenia o których przed chwilą mówiłeś?
— Chciałbym to wszystko wytłumaczyć, lecz zdaje mi, że lepiej toby się udało gdy staniemy przed dorożką.
— A gdzie jest pańska dorożka?
— W podwórzu prefektury.
— Dobrze; zaraz tam idę.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.