Przejdź do zawartości

Dwie sieroty/Tom II/XVII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Dwie sieroty
Podtytuł Dorożka № 13
Wydawca J. Terpiński
Data wyd. 1899-1900
Druk J. Terpiński
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Fiacre Nº 13
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XVII.

— Pomówię z nim później, rzekł do Ireneusza. Od tygodnia nie miałem w ustach nic ciepłego; zamknięty o chlebie i wodzie, a takie pożywienie sam przyznasz licho pokrzepia żołądek.
— Pozostaw dla innych swą zupę, rzekł Moulin. Przyniosą mi zaraz śniadanie którym chętnie podzielę się z tobą. Później zaś dla lepszego pokrzepienia żołądka, kupię ci szklankę wina w sklepiku.
Na wspomnienie o takim śniadaniu, oczy Jana radością zabłysły.
— Rzeczywiście pan mnie zapraszasz na śniadanie? pytał z niedowierzaniem.
— Zapraszam z całego serca.
— Przyjmuję... przyjmuję z wdzięcznością!... odparł uradowany... Jestem bardzo biedny... Nie mogę sobie nic kupić w naszym sklepiku, gdzie za najmniejszą drobnostkę każą płacić potrójne ceny.
Gdy tak rozmawiali dało się słyszeć wołanie:
— Ireneusz Moulin!...
Mechanik zbliżył się do więziennego stróża, który mu podał koszyk zapełniony różnemi prowjantami przejrzanemi poprzednio w kancelarji.
Czwartek zacierał ręce z ukontentowania.
Ireneusz przywołał go do siebie, i siadłszy na jednej ławie, jeść razem zaczęli.
Jeżeli Moulin’a trapiły różne myśli w więzieniu do którego niewinnie został wtrąconym, to i druga z osób należąca do całej tej sprawy niezaznała również spokoju.
Mówimy tu o księciu de la Tour-Vandieu.
Powiadomiony przez Theifera o upornym milczeniu mechanika, nie mógł sobie wybaczyć zbytecznego pospiechu w przyaresztowaniu go przed cmentarzem. Lepiej byłoby dla księcia w rzeczy samej, gdyby Moulin nie wiedząc o grożącym sobie niebezpieczeństwie wskazał im był swój adres, którego teraz wyjawić nie chciał.
— Bądź co bądź, nadejdzie ta chwila, w której uwięziony będzie zmuszonym przerwać milczenie w jakim trwa dotąd, pocieszał się Jerzy...
Chodzi tylko o to czy na czas powiadomionym zostanę? Czy zdołam się wemknąć do jego mieszkania przed rewizją sądową, i zabrać ów papier przeklęty, jaki zagraża mojemu spokojowi i spędza mi sen z powiek.
Na samą myśl o chybieniu obietnicy uczynionej przez Theifera, książę bladł, i trząsł się jak w febrze.
Wydał polecenie usłużnemu inspektorowi ażeby pilnie baczył na mieszkanie pani Leroyer. To jednak do żadnego nie doprowadziło rezultatu, bo oprócz Edmunda Loriot, nikt do obu tych biednych kobiet nieprzychodził, natomiast Theifer dowiadywał się codzień w prefekturze, kiedy Ireneusz Moulin powołanym zostanie do badania?
Jedną i też samą odpowiedź mu udzielano, iż przy niezwykłym nawale spraw, trzymać się muszą kolei numerów.
Czując jak pomieniona zwłoka jest wielce ważną i niebezpieczną dla księcia de la Tour-Vandieu, gotów był dać znaczną sumę pieniędzy, byle tylko zmienić numer aktu oskarżenia. To jednak dokonać się nie dało.
W sobotę nakoniec dowiedział się, że w nadchodzący poniedziałek Moulin do indagacji wezwanym zostanie.
Z radosną tą wiadomością pobiegł co prędzej na ulicę Świętego Dominika.
Można byłoby sądzić że Theifer wypełniał ślepo polecenia księcia, niewchodząc w rozbieranie powodów swojego dobroczyńcy. Tak jednak nie było. Ów inspektor oddziału publicznego bezpieczeństwa, obdarzony rzadką bystrością umysłu i sprytem, odgadywał wiele.
Mimo że książę Jerzy nie powierzył mu swojej tajemnicy i obaw, ani dał poznać przewodniczego powodu dla którego pragnął przytrzymać Moulin’a, on jednak pojął od razu że skompromitowanie się polityczne ze strony mechanika, było tylko pozorem za którym ukrywała się inna bardzo ważna dla księcia przyczyna.
Znając od dawna rozwiązłą i hulaszczą młodość Jerzego, domyślał się że cała ta sprawa była zabytkiem z burzliwej przeszłości pana de la Tour-Vandieu, który obecnie prawie wcale nie wydalał się z domu, oczekując na Theifera, od którego spodziewał się ważnych wiadomości.
Przykazał swojemu kamerdynerowi aby o każdej dnia porze, a nawet wśród nocy, wprowadził inspektora skoro tenże przybędzie.
Gdy więc tylko Theifer ukazał się w pałacu, wprowadzono go do gabinetu Jerzego.
— I cóż tam słychać? zagadnął żywo, czy masz dla mnie panie Theifer jaką pomyślną wiadomość?
— Mam mości książę.
— Cóż takiego?
— Nasz mechanik staje w poniedziałek do pierwszego badania.
— A! jakże to wszystko powoli się wlecze!... odparł Jerzy z niezadowoleniem.
— Tak zrządziły okoliczności... musimy się z tem pogodzić. Można byłoby wprawdzie przyspieszyć sprawę powiadomiwszy sędziów że waszej książęcej mości wiele na pospiechu zależy, a książę nie życzył sobie tego.
— Tak, mój kochany, ale o jedno jeszcze jestem w obawie.
— O cóż takiego?
— Przychodzi mi na myśl czy czasem Moulin nie porozumiał się już z tą kobietą? Niech książę będzie spokojnym. Kazałem strzedz pilnie domu przy ulicy Notre-dame des Champs, i upewnić mogę że do tej chwili nikt obcy nie był u pani Monestier.
— Monestier? powtórzył Jerzy zdziwiony.
— Tak; pod tem nazwiskiem znaną tam jest ta rodzina. Jeden tylko doktór, odwiedza je codziennie. Ten który leczył syna, leczy teraz matką.
— Jest ona więc chorą?
— Umierającą!... Sąsiedzi mówią, że zaledwie dni kilka do życia jej pozostaje.
— Ha! gdybyż było to prawdą!... zawołał pomimowoli pan de la Tour-Vandieu i zamilkł. Jestżeś więc pewny panie Theifer, zaczął po chwili, że ani matka ani córka nie starały widzieć się z uwięzionym?
— Mogę zapewnić księcia, że nawet nie wiedzą gdzie on się znajduje? Żadna prośba o zezwolenie na widzenie się z nim nie była dotąd podawaną. Gdyby uczyniono jakiekolwiek bądź kroki w tym względzie, natychmiast księcia powiadomił bym o tem.
— Dziękuję ci za twą życzliwość panie Theifer. Jesteś roztropnym nad wyraz.
Przebiegły policjant spoglądał z pod oka na Jerzego.
— Czynię wszystko co jest w mojej mocy, odrzekł po chwili, czując, że wasza książęca mość narażoną jest na niebezpieczeństwo. Ta myśl pobudza mnie do czujności i poświęcenia.
Widząc pan de la Tour-Vandieu jaki obrót biorą rzeczy, postanowił zmienić dotychczasową taktykę.
— Masz słuszność, odrzekł. Niebezpieczeństwo poważne zagraża mi w istocie... Mógłbym drogo przypłacić, szalony wybryk młodości. Mam zaciętych wrogów gotowych do skorzystania z mego dawniejszego niedoświadczenia.
— Zwalczymy ich książę, paraliżując im plany.
— Czyś pan już robił poszukiwania o jakie pana prosiłem?
— Co do Klaudji Varni?
— Tak.
— Zarządziłem je.
— I cóżeś się pan dowiedział?
— Że wbrew twierdzeniu waszej książęcej mości żadna Klaudja Varni nie mieszka w Paryżu.
— A jam posądzał ją o zmowę z mojemi nieprzyjaciółmi odparł Jerzy.
— Nic nas nie upoważnia do takich wniosków.
— Wszak ona zamieszkiwała w Londynie?
— Tak, przed osiemnastoma laty wyjechała do Anglji, i odtąd zatraciliśmy zupełnie jej ślady.
— Od kogóż by więc pochodził ten list o którym mówił Ireneusz, ktoby go napisał, i kto jemu doręczył?
— Cierpliwości mości książę, dowiemy się o wszystkiem.
— W jaki sposób?
— Nasz uwięziony mechanik przybyły z Londynu nie może odmówić sędziemu śledczemu wyjawienie swojego adresu, chyba gdyby się zgodził na dożywotnie więzienie. Skoro się więc tylko dowiemy gdzie mieszka, udamy się tam aby uprzedzić rewizję sądową. Ale poważyłbym się zwrócić uwagę waszej książęcej mości na pewną drobną okoliczność...
— Na cóż takiego?
— Zdaje mi się, że dobrze byłoby ażeby książę na czas pewien wyjechał z Paryża...
— Co mówisz? zawołał Jerzy, zejść z placu boju przed bitwą?
— Nie dla cofnięcia się, bynajmniej, ale dla urządzenia strategicznego manewru. Jeżeli nieprzyjaciele których szukamy znajdują się w Paryżu, mogliby wobec rozpoczętej sprawy posunąć się do jakiego skandalu, od jakiego uchroni księcia chwilowe wydalenie się. Wszak wiemy, że nieobecność zmniejsza rozjątrzenie, łagodzi nienawiść...
— Zobaczę... rozważę to, odrzekł Jerzy. Ale przed wszystkiem, muszę sam, osobiście przeszukać mieszkanie Moulin’a.
— Wasza książęca mość niema dla mnie nowych poleceń?
— Nie, oprócz prośby ażebyś przyjął ten mały datek...
To mówiąc, podał Theiferowi dwa banknoty po tysiąc franków każdy.
Otrzymawszy je ów agent policyjny, drożył się nieco, ale o wiele mniej jak za pierwszym razem i wsunąwszy w kieszeń pieniądze, z ukłonami opuścił gabinet.
Przekonywamy się z powyższej rozmowy, że Jerzy de la Tour-Vandieu niezapomniał o Klaudji Varni, a raczej zaczął o niej myśleć na nowo. Odgadywał instynktownie, że ona wmięszaną zostanie do tajemnych knowań jego nieprzyjaciół. Wszak mimowolnie podała broń straszną w ręce Moulin’a w postaci strzępka bruljonu z tego listu.
Wiadomości przyniesione przez Theifera mimo, że dobre z pozoru, nie uspokoiły Jerzego.
Klaudja myślała również jak wiemy o swoim dawnym kochanku. Wiedziała, że książę zamieszkiwał ciągle w pałacu przy ulicy świętego Dominika, że posiadając miljony żył po magnacku, oraz, że poprawił się z dawniejszych hulaszczych obyczajów, zostawszy poważnym dyplomatą.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.