Dwie sieroty/Tom II/XII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Dwie sieroty
Podtytuł Dorożka № 13
Wydawca J. Terpiński
Data wyd. 1899-1900
Druk J. Terpiński
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Fiacre Nº 13
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XII.

Powiedziawszy to pan de la Tour-Vaudieu, zwrócił się ku wyjściu i za chwilę siedział już w oczekującej przed bramą cmentarza.
Nie odjeżdżaj dopóki na ciebie nie zawołam, — rzekł do woźnicy zamykając drzwiczki.
Przebiegły ów zbrodniarz chciał się przekonać naocznie o dokonanem przyaresztowaniu. W tym celu uniósł nieco storu i patrzył na Theifera, który właśnie dawał znaki porozumiewające się swoim agentom.
Ireneusz tymczasem szedł spokojnie, prowadząc panią Leroyer i oglądał się za jakimkolwiekbądź wehikułem ażeby ją odwieźć do domu.
Po drugiej stronie drogi stało kilka dorożek.
Zaledwie jednak Moulin postąpił parę kroków, chcąc przejść w poprzek ulicę, Theifer zastąpił mu drogę.
Moulin przystanął zdumiony.
Theifer zbliżył się bardziej ku niemu a kładąc rękę na jego ramieniu, rzekł:
— W imieniu prawa aresztuję pana.
Pani Leroyer wydała okrzyk przerażenia, drganie nerwowe owładnęło całą jej istotą.
Ireneusz cofnął się zdziwiony. Spostrzegłszy jednak stojących przy Theiferze dwóch ludzi, zapanował wprędce nad sobą.
— Aresztujesz mnie pan? to dziwne, — odrzekł, odzyskując krew zimną. Jakkolwiek lubię żarty niekiedy, ten jednak niepodoba mi się wcale.
— Na nieszczęście tak nie jest, — odparł Theifer.
— Zapewne podobieństwo moje do jakiejś wskazanej panu osoby w błąd go wprowadza, — ciągnął dalej Moulin.
— Bynajmniej; pana właśnie poszukujemy.
— Mnie? — zapytał z widoczną trwogą mechanik.
— Tak; wszakże pan jesteś Ireneuszem Moulin, mechanikiem przybyłym z Londynu? Niech więc to panu posłuży za dowód, że nie zachodzi tu żadna pomyłka. Pana polecono nam zatrzymać.
Łatwo wyobrazić sobie można osłupienie Moulina. Zaledwie od dni kilku przybył do Paryża już uwięzionym zostaje i za co? z jakiej przyczyny? Oburzony tem, podniósł głos, gniewnie wołając:
— Co to ma znaczyć? O co mnie obwiniają? chcę wiedzieć natychmiast.
— Proszę się uspokoić!... — zawołał gwałtownie Theifer, — wszelkie skandale i krzyki na nic się nie zdadzą. Wszakże pan widzisz, że siła i prawo są po mojej stronie.
Trzeba się poddać losowi niema rady! Pani Leroyer widząc pomięszanie biednego mechanika, pocieszać go zaczęła.
— Mój drogi chłopcze, — rzekła z tkliwością, — wypełnij proszę żądanie tych panów. Upewniam cię że to pomyłka, jaka wkrótce wyjaśnioną zostanie. Nie stawiaj oporu, zaklinam!... Idź dobrowolnie z tymi panami którzy zatrzymując cię, spełniają tylko nakazaną im powinność i wracaj do mnie jaknajprędzej. Z niecierpliwością oczekiwać cię będę.
— Tak; — odrzekł uspokojony nieco Ireneusz, jestem przekonany, że to pomyłka. Sumienie mam czyste, nie obawiam się niczego. Wracaj pani do domu i oczekuj na mnie. Stawię się, skoro mnie tylko uwolnią, co mam nadzieję, nastąpi niebawem.
— A teraz pozwól mi pani ucałować twą rękę.
— Z całego serca, — odpowiedziała, tuląc ku piersiom głowę zacnego tego człowieka, który przed chwilą okazał jej tyle życzliwości i skrzepił zwątpiałą iskierkę nadziei.
Ocierając łzy z oczu, wsiadła do dorożki, ręką jeszcze żegnając pozostałego Moulina.
— Teraz panowie, — rzekł on, — jestem gotów pójść z wami. Być może, iż zapytanie moje będzie niedyskrecją w tym razie, wszak radbym wiedzieć, gdzie macie zamiar mnie zaprowadzić?
— Do najbliższego odwachu, a potem do prefektury policyjnej.
— Idźmy więc... — rzekł uwięziony. — Możecie być panowie spokojni, nie myśląc o ucieczce bynajmniej. Jestem tak pewny swej sprawy, iż niepogorszałbym jej niestosownym zachowaniem się.
Odprowadzono Moulin a na odwach, znajdujący się przy rogatce du Maine. Theifer miał kilka powodów dla których niechciał stawiać obwinionego wprost do prefektury.
Przed wszystkiem należało mu wpisać nazwisko więźnia na rozkazie przyaresztowania, następnie potrzebował dowiedzieć się, gdzie mieszka Ireneusz, ażeby tę wiadomość sprzedać za grube pieniądze księciu de la Tour-Vandieu, a nakoniec musiał obmyśleć powód przyaresztowania i powód ten wymotywować starannie.
Pragnął zarobić przyobiecaną kwotę pieniędzy, lecz w każdym razie, o ile to było możebnem w zgodzie z swym własnem sumieniem i z jak najmniejszem narażeniem swojej osoby.
Książę Jerzy siedząc pod ten czas w karecie, uważał pilnie na wszystko co się działo.
Gdy się przekonał że Moulin uprowadzonym został przez Theifera, zapuścił odchyloną firankę u karety, wołając na stangreta:
— Jedź... na ulicę świętego Dominika.
W pół godziny później wchodził z dumnie wzniesioną głową do wspaniałego pałacowego przedsionku, sunąc między dwoma szeregami wygalonowanych lokai, oczekujących w kornej postawie na rozkazy możnego pana.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Przez cały czas tej przymusowej przechadzki do rogatki Maine, Ireneusz milczał, nieprzemówiwszy ani słowa.
Szedł ze spuszczoną głową, zatopiony w ponurem rozmyślaniu. Daremnie badał własne sumienie, nie znajdował w niem nic karygodnego. Nie pojmował zatem jaki mógł być powód tego nagłego przyaresztowania i za czyją winę przychodzi mu pokutować?
Przypomniał sobie wprawdzie, iż przed kilkoma dniami znajdował się w restauracji pod „Srebrnym krukiem“, w czasie najścia policji i że to wszystko może z tąd pochodzi?
— Ha! nie okradłem, ani zabiłem nikogo; — odpowiadał sobie w duchu, a jeśli mi trzeba będzie tłumaczyć zajście pod „Krukiem“, to powołam się na ojca Loupiata, który, mam nadzieję nie odmówi swojego poświadczenia, że jedynie chęć zobaczenia się z nim po tylu latach, powiodła mnie do jego knajpy. Karać mnie przecie za to nie będą żem stanął w obawie napastowanego komisarza, na nagrodę raczej zasłużyłem jak sądzę. Za co mnie jednak wsadzono do tego „ula“? — Jest w tem jakaś ukryta siła, która działa na moją zgubę. Nieznani teraz nikogo w Paryżu, i nikt mnie nie zna nawzajem, a jednak agent wymienił moje nazwisko?...
Tu zadumawszy, drgnął nagle.
Przyszły mu na myśl ostatnie wyrazy Theifera: „przybywasz pan z Londynu“. Słowa te roznieciły światło w jego umyśle.
Słyszał podówczas o różnych tajemnych stowarzyszeniach, dla których głównym siedliskiem były Włochy i Anglja, a szczególniej Londyn. Wiedział, iż zatrzymano przybywające z tych miejsc osobistości, zakłócające spokój społeczny.
— To jest zapewne przyczyna, mówił sobie, dla której mnie wzywają do prefektury. Dowiedziano się o moim nazwisku w hotelu „pod Blachą“ i śledzą mnie jako przybyłego z Londynu, a wreszcie zatrzymują, i to jeszcze w tak ważnej chwili gdym odnalazł tę nieszczęśliwą kobietę... Co począć, aby wywikłać się z tego najprędzej?
Niewątpliwie rozpoczną śledztwo, myślał po chwili zadumy. Będę zmuszony być może odwołać się do tych poczciwych Anglików u których w fabrykach pracowałem lat tyle. Oczekiwać wypadnie na odpowiedź, a biedna pani Leroyer w trwodze i niepokoju będzie dni spędzała, czekając na ów list przyobiecany przezemnie... I kto wie z resztą, czy przeszukując moje mieszkanie nie zabiorą mi tego dokumentu na którym opieram wszystkie moje nadzieje?
Wyraz głębokiej rozpaczy zawidniał na twarzy zacnego człowieka. Tak pięknie osnute plany, niweczyła w jednej chwili ręka fatalności!
Odegnał ją wprędce.
— Nie!.. nie, nie upadajmy, pomyślał. Jeżeli panowie agenci nie mają adresu mego obecnego mieszkania, nie wydam go im dopóki ów cenny papier nie będzie się znajdował AV ręku pani Leroyer. Jak się do tego wezmą, niewiem, lecz w każdym razie ufam w miłosierdzie Boże!
Wśród tych rozmyślań doszli do wskazanego odwachu.
— Wejdź pan! rzekł Theifer nakazująco.
Moulin wszedł bez oporu.
W pierwszej izbie ujrzał kilku żołnierzy.
Theifer przywołał dyżurnego oficera szepcąc coś z nim cicho, poczem zapytał:
— Macie oddzielny areszt?
— Mamy panie, odrzekł zapytany.
— A zatem, mówił dalej inspektor, przeprowadzić tego przybysza do kozy. Niech tam posiedzi dopóki go nie zawezwą.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.