Dwa lata pracy u podstaw państwowości naszej (1924-1925)/I/Rozdział 11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Władysław Grabski
Tytuł Dwa lata pracy u podstaw państwowości naszej (1924-1925)
Wydawca Księgarnia F. Hoesicka
Data wyd. 1927
Druk Drukarnia Narodowa w Krakowie
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Rozdział XI.

Drugie pełnomocnictwa.


Ponieważ podejmowałem się rządów w celu przeprowadzenia reformy walutowej, więc z chwilą, gdy ją przeprowadziłem, należało po skończeniu tego terminu pierwszych pełnomocnictw odejść i pozostawić Sejmowi troskę o dalsze sprawowanie rządów.
Sejm nie był rad z tego, że reformę walutową przeprowadził rząd pozaparlamentarny. Ale Sejm obalać rządu mego nie chciał, bo nikt w Sejmie nie widział sposobu, jak można by powołać do życia rząd parlamentarny. To co się stało możliwem w końcu 1925 r. t. j. połączenie części prawicy z socjalistami, które wtedy nastąpiło, stało się wynikiem moich długich w tej sprawie zabiegów, godzących te sprzeczności. Ale w roku 1924 coś podobnego było nie do pomyślenia. Sejm nie chciał brać władzy w swoje ręce, ale nie chciał również pozwolić, by rząd pozaparlamentarny umocnił swoją władzę.
Zdawałem sobie z tego sprawę i, jeżeli nie zdobyłem się na rezygnację już w połowie 1924 roku, uczyniłem to dlatego, że w ciągu całego życia mojego uważałem pełnienie obowiązków publicznych nie jako pole popisu, ale jako funkcję życia, którą się wypełnia zgodnie z poczuciem obowiązku. Skoro Sejm brać władzy nie chciał i obalać mnie również nie chciał, nie mogłem się podawać do dymisji, gdyż byłoby to niespełnieniem swego obowiązku.
Mogłem natomiast uczynić co innego: sprecyzować tak swoje warunki, by na podobieństwo pierwszych pełnomocnictw mogły posłużyć drugie do dokonania dalszych poważnych postępów w dziedzinie sanacji naszego życia gospodarczego.
Gdybym był jednak takie pełnomocnictwa sprecyzował, było by to z mej strony wyraźną prowokacją pod adresem Sejmu, a przecież rok 1926 wykazał dowodnie, że Sejm nawet sponiewierany i rządzony pod terrorem nie jest gotów poddawać się na tyle, by podpisywać pełnomocnictwa z zamkniętemi oczami.
Wielu osobom się zdawało, że gdybym po przeprowadzeniu reformy walutowej, zażądał od Sejmu pełnomocnictw w dziedzinie ustawodawstwa socjalnego, byłbym je otrzymał, a wtedy mógłbym, w ich mniemaniu, uratować produkcję a zatem i walutę. Jest to trochę romantyczne ujęcie zagadnienia. Niezależnie od tego, czy jądro sprawy leżało w ustawodawstwie socjalnem, o czem będę mówił później, należy uświadomić sobie, że nigdyby Sejm żadnemu rządowi takich pełnomocnictw wówczas nie dał. Jeżeli rządowi Marszałka Piłsudskiego po wypadkach majowych Sejm nie dał pełnomocnictw w sprawach podatkowych, szkolnych i innych, cóż dziwnego, że i mnie nie byłby dał wszystkiego, czego bym zażądał. — Zresztą los tak zwanych „drugich pełnomocnictw” w całej pełni wykazał, że rachować na Sejm już wtedy, pomimo, że dopiero dwa miesiące upłynęło od zaprowadzenia złotego, było dla mnie bardzo trudne.
Gdybym drugie pełnomocnictwa zredagował w sposób dla Sejmu prowokujący, gdybym zażądał tego, co było niemożliwością otrzymać, wtedy jasnem byłoby, że byłoby to z mej strony jedynie manewrem w celu podania się do dymisji i w celu usunięcia się od kierowania nawą państwową po spełnieniu swego głównego zadania, ale przed zmierzeniem się z głównemi trudnościami, jakie mnie czekać musiały.
Dla tego też postanowiłem wystąpić o pełnomocnictwa, ale takie, któreby mogły nie psuć mego stosunku do Sejmu, a pomogły jednak w dalszem sprawowaniu władzy ku pożytkowi państwa i kraju. — Wysunąłem przeto na czoło nie sprawy socjalne, a oszczędnościowe, żądając pełnomocnictw w zakresie redukcji urzędów i ograniczania wynagrodzeń w tych działach służby państwowej, w których powstały pewne uprzywilejowane stanowiska (gdzie urzędnicy mają zarobki z racji ich fachu, jak lekarze, weterynarze i architekci). — Pełnomocnictwa w sprawach socjalnych ograniczyłem do sprawy kasowania świąt, co było od dłuższego czasu debatowane w Sejmie, ale bez żadnej decyzji. Pozatem pełnomocnictwa zawierały szereg upoważnień w zakresie przeważnie kredytowym i administracyjnym, szczegółowo sprecyzowanych, dających w sumie swojej pole do pożytecznej pracy rządu w wielu dziedzinach.
Teren Sejmowy okazał się trudnym dla rządu. Choć pełnomocnictwa były zredagowane w sposób jasny, konkretny i na tyle szczegółowy, że nie dawały pola do posądzenia rządu o chęć stanięcia ponad Sejmem, były one jednak zwalczane. Najwięcej występowali przeciwko mnie socjaliści. Rozpoczęli oni wówczas opozycję przeciwko rządowi, obawiając się, by Rząd nie poszedł na zwiększenie dnia pracy. — Sprawa stała się aktualną, ze względu na wprowadzenie 10 godzin pracy w hutach górnośląskich, o czem będziemy mówili jeszcze później.
Pomimo, że reforma walutowa była wielkiem dobrodziejstwem dla całej rzeszy tych, którzy żyją z zarobków czy pracy fizycznej, czy umysłowej, gdyż ustalała wartość tych zarobków i to na poziomie wysokim, pomimo to socjaliści nie wahali się zająć stanowiska opozycyjnego z pierwszą chwilą, gdy widzieli niebezpieczeństwo dla ich programu socjalnego.
Działo się to w lipcu 1924 r. Ponieważ poprzednio piastowcy parokrotnie wyrażali swoje niezadowolenie z rządów, jeden z przewódców P. P. S. zwrócił się do jednego z głównych przedstawicieli piastowców (nie do Witosa) z propozycją, ażeby łącznym wysiłkiem obalić rządy Grabskiego, nie uchwalając mu pełnomocnictw. Reprezentant Piasta odpowiedział wówczas: „Nie, bo gdybyśmy teraz obalili Grabskiego, musielibyśmy się składać następnie na postawienie mu pomnika, a gdy poczekamy do następnej zimy, to sam upadnie.” Gdy przyszła ta następna zima leader Piasta przypomniał tę propozycję leaderowi P. P. S., ale ten ostatni odrzekł: „że teraz socjaliści obalać rządu Grabskiego nie myślą”.
Pełnomocnictwa drugie zostały przeto uchwalone, ale z trudem i z obcinkami. — Głównie skreślono cały szereg punktów tyczących się oszczędności. Nie było ani jednego punktu oszczędnościowego, któryby skupił za sobą całą izbę, wiele zostało obalonych, tylko niektóre mniej ważne ocalały.
Do jakiego stopnia Sejm bał się dać rządowi pełnomocnictwa oszczędnościowe, choć często robił zarzuty, że rząd oszczędności nie przeprowadza, widać z tego, że w pierwszych pełnomocnictwach, jakie w styczniu otrzymałem, Sejm odrzucił jeden jedyny ich punkt dotyczący oszczędności drogą zmian i organizacji zakresu działania i postępowania władz i urzędów. Te właśnie zmiany mogły były i mogą i dziś jeszcze dać największe co do oszczędności rezultaty, ale tego właśnie Sejm zawsze się najwięcej obawiał. Ten sam Sejm, który w końcu 1925/26 dał nie jeden raz świadectwo temu, że żąda i wymaga oszczędności w budżecie, wziął na swoją odpowiedzialność w 1924 r. odmówienie rządowi lub wielkie skrócenie pełnomocnictw oszczędnościowych. — Pozwoliło mnie to powiedzieć w Sejmie 15 lipca. „Jest rzeczą Sejmu dać możność sprawdzenia, czy Sejm przyczyni się do robienia oszczędności. Im więcej Sejm wykreślił z pełnomocnictw punktów programu oszczędnościowego, tem mniejsze będzie pole i mniejsza będzie odpowiedzialność Rządu w jego następnej działalności.”
Wypowiadając taką opinję byłem w błędzie. Czem większą była wina Sejmu, że oszczędności okazały się nie wystarczającemi, czem silniej Sejm ukrócił program oszczędnościowy pełnomocnictw Rządu w lipcu 1924 r. i bardziej rozszerzył zakres wydatków budżetowych 1924 r. i 1925 r., czem więcej upominał się o wydatki poza budżetowe, — tem bardziej, w późniejszym biegu wypadków, gdy ujawniły się zgubne tego skutki, bezceremonjalnie zdjął z siebie całą za to odpowiedzialność i włożył ją na jednego człowieka — na mnie.
W połowie 1924 r. zbłądziłem nie przez to, że się nie podałem do dymisji, dla ułatwienia sobie sytuacji, ale, że nie rozumiałem tego, że psychika ciała zbiorowego takiego jak Sejm jest przeniknięta atmosferą walki o własny autorytet do tego stopnia, że na istotną współpracę z rządem pozaparlamentarnym bez szczególnych okoliczności rachować nie można.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Władysław Grabski.