Druga ojczyzna (Verne, 1901)/XX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Juliusz Verne
Tytuł Druga ojczyzna
Wydawca „Ziarno” (tygodnik)
Druk A.T. Jezierski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Helena S.
Tytuł orygin. Seconde Patrie
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 


XX.
Okrzyk Franka. — Co to za wybrzeże? — Pasażerowie szalupy. — Ziemia niknie we mgłach. — Ziemia się ukazuje. — Południowe fale. — U wybrzeża.

„Ziemia! ziemia!”
Był to okrzyk Franka, a brzmiał jak okrzyk zbawienia. Stojącemu na przodzie Frankowi zdawało się, iż spostrzega niewyraźnie zarysowujące się wybrzeże, w miejscu, gdzie mgły się rozdarły. Natychmiast uchwycił oburącz linę i wdrapał się na szczyt masztu, a tam uczepiony, patrzył uparcie w tę stronę.
— Zobaczyłeś ziemię?..
— Tak... tam... pod pasem tej czarnej chmury... zakrywającej teraz horyzont...
— Czy nie omyliłeś się?..
— Nie, retmanie, nie!.. Chmura opadła na dół, lecz ziemia jest po za nią... widziałem ją... przysięgam...
Jenny podniosła się i chwytając rękę męża:
— Trzeba wierzyć Frankowi... wzrok ma bystry... nie może się mylić.
— Nie mylę się — powtórzył Frank. Wierzcie, tak jak wierzy Jenny... Doskonale odróżniłem wzniesienie... widoczne było przez minutę w przerwie chmury... Lecz wyspa, czy ląd stały, ziemia jest tam!..
Jakże można wątpić w to, czego Frank jest taki pewny? Lecz do jakiej ziemi należy to wybrzeże, dowiedzą się może, skoro szalupa dostanie się tam kiedy...
— W tej chwili — mówił Fritz — obchodzi nas jej odległość. Otóż biorąc pod uwagę wysokość, z jakiej została spostrzeżona, i stan mglisty w powietrzu, odległość może wynosić pięć do sześciu mil...
— Zatem, z pomyślnym wiatrem północnym, wystarczy dwie godziny na przybicie do lądu.
— Na nieszczęście — rzekł Frank — wiatr jest niepewny i skłania się do zmiany kierunku. Można się obawiać, że nam przeszkodzi...
— A wiosła?.. odpowiedział Fritz. Czy James i ja, nie możemy ująć za wiosła, podczas kiedy ty ujmiesz za ster, retmanie... Nie zbraknie nam sił na kilka godzin...
— Do wioseł!!. zakomenderował Harry Gould, słabym głosem.
Droga przebyta od rana do południa zaledwie wynosiła milę. Wreszcie retmanowi zdawało się, że wiatr popycha ich w przeciwną stronę. Może mu się tylko tak zdawało?..
Około drugiej po południa, John Block zawołał:
— Wiatr pociąga, czuję!.. Żagiel trójkątny więcej zrobi, niż nasze wiosła!
Retman się nie mylił. W kilka chwil lekkie fałdy ukazały się na powierzchni morza i biaława piana zaczęła pluskać o spód szalupy.
— Oto pierwsze zwiastuny. Jednakże wiatr taki słaby, iż nie puszczajmy wioseł...
— Nie puszczajmy, panie Fritz, aż do chwili kiedy żagle będą mogły przyholować nas do ziemi...
— Gdzie ona jest?.. zapytał Fritz, który napróżno starał się przebić mgły wzrokiem.
— Przed nami.
— Czy to pewne, Blocku?..
— A gdzieżby miała być — odpowiedział retman — jeżeli nie po za temi przeklętemi mgłami na północy?..
— My tak chcemy — rzekł James Wolston — lecz to nie wystarcza, chcieć...
Dopiero po trzeciej z południa powiewanie żagli dało znać, że można się niemi posługiwać.
Wciągnięto wiosła; Fritz i Frank podniósłszy maszt, wyprężyli żagiel z całej siły.
Dwadzieścia minut jeszcze chwiał się, zanim wydął się cały. Szalupa mknęła teraz ze znaczną szybkością. Fritz i retman pytali nawet, czy nie minęła wyspy, jeżeli wogóle była jaka wyspa...
I znów zwątpienie powróciło... Czy Frank rzeczywiście widział ziemię w kierunku północnym?
— Jest-żeś pewny John Block — że szalupa ciągle szła na północ?
— Może być, żeśmy płynęli w złym kierunku — oświadczył retman. To też sądzę iż, najlepiej poczekać aż się horyzont rozjaśni, choćbyśmy mieli noc całą stać na miejscu...
Szalupa tedy stanęła z żaglem spuszczonym, przodem na północ.
W końcu wszelka niepewność znikła, kiedy około godziny szóstej wieczorem, słońce ukazało się na chwilę przed zapadnięciem po za falą.
— Tam jest północ! — rzekł Fritz, wskazując punkt trochę więcej na lewo, niż ten, ku któremu przód szalupy był zwrócony.
Prawie zaraz odpowiedział mu okrzyk ze wszystkich piersi:
— Ziemia!... ziemia!...
Mgły się rozwiały i wybrzeże odrzynało się w odległości pół mili.
Retman zwrócił w tę stronę szalupę. Maszt się nadął, w pół godziny szalupa przybiła do wybrzeża piaszczystego i zapuściła kotwicę poza długą skałą, w miejscu bezpiecznem od przypływu.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Juliusz Verne i tłumacza: anonimowy.