Dramaty małżeńskie/Część pierwsza/XXV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Dramaty małżeńskie
Podtytuł Powieść
Wydawca Piotr Noskowski
Data wyd. 1891
Druk Piotr Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXV.

Słowo: „Nigdy!“ wymówił Lionel z takim ogniem, z takim akcentem przekonania, że aż Walentyna się rozśmiała.
— Choćby jednak miał otrzymać odpowiedź nieprzychylną — zaczęła — musi jednak przyjaciel pański raz się zdecydować przecie na przerwanie milczenia, chyba, że będzie wołał przeciągnąć niepewność swoją do nieskończoności...
— Nie wahałby się z pewnością, gdyby, jak każdy uczciwy człowiek mógł ofiarować ukochanej i serce i nazwisko zarazem... Niestety! są ku temu przeszkody...
— Nieprzezwyciężone?
— Dzięki niebu, nie... — Przyjaciel mój na nawet pewność, że przeszkody te usunie, trzeba mu jednak na to wiele usiłowań i cierpliwości...
— Nigdy nie czytałam romansów — rzekła Walentyna, uśmiechając się znowu — jeżeli jednak podobne są do pańskiego opowiadania, muszą być niesłychanie zajmujące... Wybacz pan, że jestem trochę ciekawą... ale jakiego rodzaju są owe przeszkody?
— Przyjaciel mój — odpowiedział Lionel — stracił ojca bardzo dawno, lecz ma najlepszą matkę, którą gorąco kocha i przez którą jest nawzajem kochanym...
— Cóż z tego?
— Otóż hrabina (pozwól pani na ten tytuł, bo mi nazwiska wymienić nie wolno), hrabina tedy ma inne zamiary i jest przekonaną, że szczęście syna od urzeczywistnienia tychże zamiarów zależy... Czy pani mnie zrozumiała?
— Hrabina pragnie syna ożenić?
— Tak...
— I wybrała już dlań żonę?
— W tem właśnie całe nieszczęście! Hrabina przyzwyczaiła się uważać jako swoję synowę, jedyną córkę swego szwagra.
— Jestem pewną, że musi być prześliczną...
— Rzeczywiście, bardzo jest ładną...
— Ale jej przyjaciel pański nie kocha?...
— Owszem, bardzo nawet, lecz tylko jako blizką krewną... Z czasem spokojne to przywiązanie możeby się w miłość było zamieniło, przyjaciel mój atoli napotkał kobietę, którą uwielbia... Bezwiednie od pierwszego widzenia zawładnęła nim ona zupełnie. Odtąd do niej tylko należy duszą i ciałem. Należy do niej aż do śmierci!
— Chociaż biedną jest i skromnego pochodzenia, wszak tak pan powiedziałeś — podjęła Walentyna.
— Bardzo jest biedną — odparł Lionel — ale z zacnej pochodzi rodziny. Ojciec był szlachcicem starej daty.
— Zupełnie jak mój — szepnęła sierota — na «co jednak przyda się nazwisko bez majątku?
A głośno dodała:
— Młoda panna, przeznaczona pańskiemu przyjacielowi, musi być bardzo bogatą?
— Tak, pani, niezmiernie jest bogatą.
— Matka pańskiego przyjaciela pragnie połączyć jej miliony z milionami syna. Zaręczam, że nie odstąpi od zamiaru tak rozsądnego i powziętego od dawna.
— Będzie musiała odstąpić, bo to się nigdy nie spełni.
— Przyjaciel pański jest dobrym zapewne synem, czy będzie więc miał dość odwagi udręczać matkę swoję?
— Pomimo głębokiej miłości synowskiej, nie potrafiłby złożyć w ofierze szczęścia i przyszłości swojej, aby oszczędzić hrabinie przemijającego zmartwienia. Ulegając woli matki, nietylko samego siebie poświęciłby, narażałby także przyszłość niewinnego dziewczęcia, zaślubianego bez miłości.
— Cóż zatem uczyni, aby uniknąć tego podwójnego nieszczęścia?
— Powie wszystko hrabinie, przekona ją, iż sprawa jego jest świętą, otrzyma wyrzeczenie się żądań niepodobnych do spełnienia, ubłaga pokochanie tej, którą syn wybrał sobie.
— Czy otrzyma to wszystko?
— Musi, lubo nie łudzi się, iż przyjdzie mu to z łatwością. Hrabina w pierwszej chwili stawi z pewnością opór. Spróbuje dowieść mojemu przyjacielowi, iż jest pod wrażeniem złudzenia i że jak szaleniec leci w przepaść na oślep. Przywoła na pomoc łzy i błagania. Skoro jednak zobaczy następnie że to, co uważała za szaleństwo, jest postanowieniem niezłomnem, skoro się przekona, iż dziewczę, które chce jej dać za córkę, godnem jest w zupełności tego, skoro zrozumie, że życie syna zależy od jej przyzwolenia; łzy zastąpi uśmiech i całą czułość macierzyńską przeleje na sierotę, odepchniętą z razu.
— Wierzysz pan w taki rezultat?
— Wierzę, bo jest najpewniejszym, tylko proszę pani potrzeba przecie trochę czasu na to.
— Dla czegóż zatem pański przyjaciel odkłada rozmową z matką?
— W tej chwili poszedłby do niej, gdyby miał pewność, że ta, którą kocha, ma serce wolne i że pokocha go także... z czasem...
— Najlepiej wprost zapytać jej o to... — rzekła Walentyna z uśmiechem.
— Mówiłem już, że mój przyjaciel niema odwagi — odparł Lionel — mówiłem także, co mu śmiałość odbiera...
— Zapewne słuszne to bardzo powody, zdaje mi się jednak, iż nic nie przeszkadza pańskiemu przyjacielowi wyjaśnić położenie tej, którą kocha, jak to pan w tej chwili uczyniłeś...
— Zatem, zdaniem pani, przyjaciel mój powinien zapytać się bez obawy?...
— Gdyby zażądał mojej rady, takąbym mu udzieliła jedynie. Niepodobna zbaczać na fałszywa drogę, gdy się ma za przewodnika sumienie...
— Pozwolisz pani zadać sobie jedno pytanie?
— I owszem....
— Gdybyś pani była na miejscu młodej panienki, która nas zajmuje, i gdyby mój przyjaciel powiedział pani to, co ja ci mówię, jakąby odpowiedź otrzymał?...
— Czyż mi podobna rozwiązywać taką trudną zagadkę? — odparła Walentyna. — Czy mogę odgadnąć uczucia nieznanej mi osoby... Lepiej zamilczeć, niż wygłaszać zdania niedorzeczne lub błahe... Należy zapytać osoby interesowanej...
— Niepodobna zbaczać na fałszywą drogę, gdy się ma za przewodnika sumienie! — powtórzył hrabia de Rochegude uroczyście. — Pani to przed chwilą powiedziałaś... sprawiedliwie i wzniośle... Pójdę zatem prosto do celu z prawością godną szlachcica, z otwartością godną żołnierza, z głębokim szacunkiem, należnym istocie czystej i doskonałej od uczciwego człowieka. Mówić będę bez wahania...
Wzruszony głęboko Lionel zamilkł na chwilę. Ledwie wyrzekł: „mówić będę bez wahania!“ a jednak zawahał się pomimo woli.
Niedługo jednak trwała ta przerwa...
Przywołał całą siłę woli i zaczął:
— Cokolwiek nastąpi po wyznaniu tak nagłem i nieprzewidzianem, po wyznania tak niezręcznie dziś właśnie uczynionem, milczeć dłużej nie będę!... Ja wcale nie kłamałem, ukrywałem prawdę jedynie... Obecnie zrzucam maskę i mówię... że ten mój przyjaciel, to ja, Lionel de Rochegude... Hrabina, to matka moja, kobieta święta i najszlachetniejsza... Piękna sierota, czyste, anielskie dziecię, to ty, panno de Cernay, ty Walentyno!... Ja kocham panią bez granic!...



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.