Dramaty małżeńskie/Część pierwsza/XVI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Dramaty małżeńskie
Podtytuł Powieść
Wydawca Piotr Noskowski
Data wyd. 1891
Druk Piotr Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XVI.

Narzędzia pomocnicze, potrzebne Karolowi Laurent, składały się z masy papierów podłużnych, szarych i niebieskawych, ozdobionych winietkami sztychowanemi nadzwyczaj delikatnie, w pośród których wypisane były przeróżnemi charakterami pisma, nazwiska przeważnie cudzoziemskie.
Domyślają się zapewne nasi czytelnicy, że te podłużne papierki przedstawiały weksle; niektóre wypełnione były zupełnie, nie miały tylko daty, niektórym brakowało jeszcze cyfry pieniędzy i podpisów, niektóre nakoniec były już widocznie w obiegu i miały na sobie pokwitowanie z banku.
Obok tego leżało tam jeszcze mnóstwo przedmiotów różnego rodzaju: płyty stalowe, rylce do sztychowania, miniaturowa prasa drukarska, pęki piór gęsich, pudełka stalówek, puszki z farbą drukarską, pieczątki używane w urzędach pocztowych, z wyrytemi nazwiskami miast: Londyn, Wiedeń, Berlin i t. p., atramenty czerwony, czarny i niebieski i niezliczona moc innych przedmiotów, jakich nawet wyliczyć trudno.
Karol Laurent zrzucił na podłogę rupiecie z jednego krzesła, przysunął go do stołu i poprosił gościa, aby zajął miejsce.
— Czy chcesz obejrzeć ostatnią robotę moję? tę, jaką byłem zajęty w chwili, kiedyś zapukał? — zapytał następnie.
— Miałem cię o to poprosić... — odpart Vogel.
Gospodarz wybrał z pomiędzy różnych papierów weksel kompletnie wypełniony, podpisany, z przekazami na odwrotnej stronie, pokryty pieczęciami i znakami hieroglificznemi, położonemi niby w rozmaitych domach bankowych.
Brakowało jedynie daty puszczenia w obieg i także daty ekspiracyi wekslu.
Karol Laurent podał ten dokument kasyerowi Jakóba Lefebre, a jednocześnie podał mu lupę mocno powiększającą.
Vogel wziął jedno i drugie, i za pomocą lupy przypatrywał się podpisom i pieczęciom, jak to czyni wytrawny znawca i amator starych obrazów, jeżeli podejrzywa, że mogą być tylko kopiami.
— No cóż? — zapytał Laurent, gdy badanie się przeciągało.
— Podaj mi wzór... — odpowiedział Herman, zamiast zaopiniować, czy dobrze lub źle znaśladowane.
Karol wyszukał weksel, położył go przed gościem i patrzył, jak tenże porównywał pismo, pieczątki i podpisy...
Poczem, widząc zadowolenie malujące się na twarzy przyjaciela, zapytał powtórnie:
— Cóż ty na to?
— Na honor, mój drogi — wykrzyknął Vogel, można ci powinszować, a wiesz przecie z doświadczenia, że nie lubię słów próżnych... Stanowczo coraz lepiej robisz... Ten weksel jest arcydziełem... Żyranci sami, gdyby im pokazać ten kawałek papieru, przyznaliby się do własnoręczności podpisów...
— Jesteś zatem zadowolony?
— Najzupełniej...
— Dla czego zatem nie chcesz przystać na moję propozycyę, jaką ci już tyle razy robiłem?
— Ażeby podrabiać bilety banku francuzkiego i banków zagranicznych na wielką skalę?...
— Tak właśnie. — Nie rozumiem twego wahania... Z pomocą fałszywych weksli, zaledwie wegetujemy... Ileż to niezliczonych trudności, co za straszne obawy!... Przeciwnie jest z biletami bankowemi, w krótkim czasie zrobilibyśmy ogromną fortunę, porzucilibyśmy niebezpieczne zajęcie i używali rozkoszy całą gębą, nie obawiając się co rano, aby agenci prefektury nie przyszli obrywać dzwonków naszych, bez względu na sen nasz spokojny, aby nie przebudzili nas wcale nieprzyjemnie...
— Ile czasu potrzebowałbyś na puszczenie w obieg biletów trzech głównych banków: francuzkiego, angielskiego i niemieckiego?...
— Podejmuję się wygotować trzy płyty metalowe w przeciągu roku — odrzekł pseudo-hrabia de Lorbac.
— W przeciągu roku!... powtórzył kasyer. To za długo... Zobaczymy to później... Obecnie potrzeba nam na gwałt pieniędzy... Potrzeba nam natychmiast weksli na grube sumy. Dla tego właśnie przyszedłem do ciebie...
— O cóż chodzi?
— Powiem ci zaraz...
Herman Vogel począł opowiadać Karolowi Laurent drobiazgowo z czem przyszedł do niego, ponieważ jednak szczegóły te nie zajęłyby czytelników naszych, nie powtórzymy ich tutaj.
— Czy zrozumiałeś? — zapytał Herman skończywszy.
— Zrozumiałem — odparł pseudo-Lorbac.
— Zanotuj-że to sobie. Potrzebujemy na 27 b. m.  przekazu na ośmnaście tysięcy franków banku handlowego Veil-Picard z Besançon; także weksla na dwanaście tysięcy, wystawionego przez bank Juliusza Courielle z Vésoul — i przekazu na dziesięć tysięcy domu handlowego Echalie w Dijon, wszystko płatne na okaziciela, a wystawione na bank mego pryncypała. Masz tu wzory zleceń, wzory podpisów bankierskich, jako też i poręczycieli na wekslach... Z łatwością przyjdzie znaśladować nagłówki zleceń, ponieważ odbijane są pieczątką zwykłą. Oprócz tego, potrzeba nam dziesięć tysięcy franków w czekach, od tysiąca do tysiąca pięćset frankowych na „Stowarzyszenie Powszechne“ i na towarzystwo „Kredytowe Bieżące“... Daję ci czeki czyste, wypełnij je podług notatki załączonej. Co się tycze podpisów, te znasz przecie dobrze, nie raz już miałeś z niemi do czynienia...
— Dużo, bardzo dużo roboty — mruczał Karol Laurent — postaram się jednak zdążyć, skorę powiadasz, że to konieczne...
— Konieczność nie cierpiąca zwłoki, gwałtowna — dodał Vogel z naciskiem.
— Licz zatem na mnie...
— Ma się rozumieć, że liczę na ciebie...
— Z tych piędziesięciu tysięcy franków, jakie stworzę — podjął fałszerz — ile do rąk na czysto dostaniemy?
— Dziesięć tysięcy.
— Podzielimy się na połowę, jak zawsze?...
— Naturalnie...
— Czy nie znajdujesz przypadkiem, drogi przyjacielu, że taki podział jest niesprawiedliwym?.
— Nie może być niesprawiedliwym, ponieważ jednakowa suma nam wypada — odrzekł kasyer.
— Przepraszam, po sprawiedliwości mnie się należy dwie trzecie, ponieważ cały ciężar pracy mnie się dostaje.
— Tak, lecz gdyby nie moje wskazówki, to twoja praca nicby nie znaczyła, a następnie, gdybym ja nie zajął się eskontowaniem weksli, to tyleby miały wartości, co prosta bibuła...
— O! ty masz na wszystko odpowiedź...
— Bo tak jest rzeczywiście.
— Dajże mi choć cokolwiek na rachunek przypadających mi pięciu tysięcy...
— Ile potrzebujesz?
— Jak najwięcej. Jestem kompletnie goły...
— Przewidziałem twoje żądanie i choć sam jestem w tej chwili w strasznych opałach, przygotowałem się, aby ci dogodzić.
Herman Vogel otworzył pugilares, wyjął kilka asygnat i podał koledze.
— Masz dwa tysiące franków — dodał.
— Dziękuję.
— Otrzymasz resztę przy oddaniu mi weksli i czeków 27 b. m....
— Niech i tak będzie, ale wierzaj mi, pomyśl o moim projekcie... Będzie to lepsze, niż te małe obrywki, które nawet pragnienia nie zaspakajają...
— Pomyślę... pomyślę, przyrzekam ci... Teraz nawet myślę już o tem, lecz powtarzam, nie mamy czasu, ani chwila stosowna nie nadeszła jeszcze! Cierpliwości, cierpliwości!... do dyabła!... A teraz o czem innem: Wyprawię niezadługo kolacyjkę... W wigilię uczty napiszę do ciebie z zaproszeniem, a ty, ma się rozumieć, przyjdziesz. No cóż, zgadzasz się?
Karol Laurent odpowiedział z uśmiechem:
— Ależ ma się rozumieć! Hrabia de Lorbac nie omieszka stawić się na łaskawe zaproszenie barona de Précy...



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.