Dramaty małżeńskie/Część pierwsza/VI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Dramaty małżeńskie
Podtytuł Powieść
Wydawca Piotr Noskowski
Data wyd. 1891
Druk Piotr Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


VI.

„W pięć minut po tej rozmowie... ciągnął dalej prawnik — Maurycy wchodził do pokoju, w którym siostra jego siedziała za biurkiem, założonem rejestrami; pomimo bowiem wielkiej fortuny, panna Klotylda prowadziła księgi buchalteryjne, a w dodatku zajmowała się kasą.
„Elegancki dwudziestokilkoletni młodzieniec, pierwszy komisant zakładu stał obok, dyktując pięknej damie rachunek jakiś kupiecki.
„— Leonie — rzekł Maurycy do komisanta — zostaw nas na chwilę, proszę cię bardzo o to... Potrzebuję pomówić z siostrą...
„Leon odszedł zaraz, zamieniwszy wyraziste z młodą panienką spojrzenie.
„— O co chodzi, kochany bracie? — zapytała. Dziwnie mi jakoś wyglądasz...
„— Ma to swój powód, siostrzyczko... Przynoszę ci wielką nowinę... Za dwa tygodnie będziemy mieli wesele...
„— Któż mianowicie za mąż wychodzi?...
„— Ty, kochanko.
„Młoda kobieta pobladła.
„— Ja? — szepnęła. — Żartujesz!
„— Przeciwnie, mówię zupełnie seryo... Wyjdziesz za poczciwego chłopca, którego znasz dobrze, który jest zakochany w tobie od dawna, oświadczył mi się o ciebie przed chwilą.
„Maurycy wymienił nazwisko przyjaciela.
„— Nigdy! — zawołała Klotylda, zrywając się z krzesła. — Nigdy! — powtórzyła — nigdy a nigdy!
„— Co... co mówisz? — zapytał brat osłupiały...
„— Mówię, że twój przyjaciel jest zacnym człowiekiem, że oddaję mu wszelką sprawiedliwość... za jego wybór. Zaszczyt mi przynosi tem, ale żoną jego nie zostanę...
„— Dla czegóż to?
„— Bo go nie kocham.
„— To nie wymówka!... Najpierw idzie się za mąż, a potem myśli się o miłości... Przyrzekłem mu, musisz go przyjąć...
„— Źleś uczynił, rozporządzając moją osobą, bez mojego zgodzenia się na to.
„— Być może, żem źle uczynił, ale klamka zapadła.
„— Odrobi się wszystko jeszcze...
„— Dałem słowo.
„— Odbierzesz je...
„— Niepodobieństwo!... Wyglądałoby to, jak gdybym nie miał znaczenia w rodzinie, a przyrzekał lekkomyślnie!... Na śmiesznośćbym się naraził!...
„— A ja byłabym całe życie ofiarą! To właśnie jest niepodobieństwem.
„Maurycy zaciął usta, zmarszczył brwi i milczał czas jakiś.
„Bezwątpienia burza wrzała pod jego czaszką z włosów ogołoconą. Pohamował się jednak i zaczął z pozornym spokojem:
„— No, no, siostrzyczko, wiem, że jesteś dobrą dziewczyną, a zawsze ceniłem w tobie rozumny i zdrowy sąd o rzeczach... Porozmawiajmy poważnie. Czy pozwalasz?
„— Najchętniej, kochany bracie.
„— Że pragnę twojego szczęścia, to wiesz zapewne o tem, a że nikt w świecie nie zapewni ci go lepiej. niż mój przyjaciel... za to zaręczam uroczyście.
„— To twoje zdanie, ale nie moje...
„— Czy możesz co zarzucić memu kandydatowi?
„— Nie... Powtarzam, że go szanuję, że mam dużo dla niego przyjaźni, lecz więcej nic mu dać nie mogę.
„— Starszym jest o pięć lat od ciebie, co jest zupełnie właściwem... przystojny jest, a charakter ma wielce miły... Czy możesz zaprzeczyć temu?
— Niczemu nie zaprzeczam, owszem, podzielam przekonania twoje.
— Fabryka jego jest w stanie kwitnącym... majątek równy naszemu... Nakoniec, ja, który pragnę tego małżeństwa, a sam nigdy się nie ożenię, przekażę dzieciom twoim wszystko, co posiadam.
Klotylda zrobiła ruch pogardliwy.
— Ależ braciszku! — odrzekła — co mnie obchodzą pieniądze! Gdybyś mi skarby całego świata ofiarował, i takbym nie zmieniła zdania.
— Gdybym cię błagał? Gdybym ci powiedział, że twój upór boleść mi sprawia?
— Żałowałabym cię, lecz błagałbyś napróżno, nie ustąpiłabym bezwarunkowo.
— Nie odmawiaj przynajmniej stanowczo, bo byłby to policzek dla mojego przyjaciela. Odłóż odpowiedź... namyśl się jeszcze...
— Po co? Za tydzień, za miesiąc, za rok, odpowiem zawsze tak samo: Nigdy!
Maurycy przywykły do uległości i biernego posłuszeństwa Klotyldy, nie spodziewał się znaleźć tyle w niej energii, stracił zatem panowanie nad sobą.
— A to czyste szaleństwo! — zawołał. — Inaczejbyś mówiła, gdybyś nie oddała już serca komu innemu!
Klotylda podniosła głowę, spojrzała śmiało bratu w oczy i odparła z zimną krwią:
— Skończmy już tę sprawę i niech więcej o niej nigdy mowy nie będzie...
Masz racyę!... Gdybym wolną była, mogłabym się wahać, namyślać, a w końcu uledz, ale już nie należę do siebie! Jak przed chwilą powiedziałeś, oddałam serce innemu!
Maurycy odskoczył na bok.
— To tylko wymówka! To wykręt! — odezwał się głosem świszczącym. — Kłamiesz, nie wierzę ci!...
— Takie grubijańskie zadawanie kłamstwa kobiecie, siostrze, nie godnem jest szlachetnego mężczyzny — odpowiedziała Klotylda poważnie.
— A dla czego mnie draźnisz?... Uniosłem się co prawda, lecz to twoja wina. Do czego ta jakaś miłość wymyślona naprędce, z potrzeby?... Gdyby tak było jak mówisz, czyżbyś się była przedemną ukrywała? Znalazłabyś się w wielkim kłopocie, gdybym ci kazał wymienić nazwisko człowieka, którego kochasz niby!...
— Sądzisz, że byłabym zdolną kochać, gdy bym potrzebowała wstydzić się uczucia mego? Ten, którego kocham, którego żoną zostanę, nazywa się Leon...
Maurycy zachwiał się; bladość zielonawa rozlała, się na jego twarzy.
Brzydki z natury, stał się teraz ohydnym prawdziwie.
— Leon? — powtórzył z wściekłością. — Ten wykolejony szlachcic, ten komisant na moim żołdzie!... ten niegodziwiec, co jedząc mój chleb, bałamuci siostrę moję!... O! tego już za wiele, to woła o pomstę do nieba!... Wypędzę intryganta! Wyrzucę na bruk nędznika!... Ani chwili nie zostanie pod moim dachem, wypędzę jak złodzieja, który mnie okrada, a potem wyszydza jeszcze.
Maurycy rzucił się do drzwi.
Klotylda go uprzedziła.
Stanęła na progu zimna, zdecydowana, z rękami założonemi i błyskawicą w oczach.
— Puszczaj mnie! — wrzasnął Maurycy.
— Nie! — odpowiedziała dziewczyna, powiedz najpierw, co zamyślasz...
— Dobrze, powiem ci w tej chwili!... Chcę skończyć jak najprędzej z tym panem!...
— Mówiłeś, że wypędzisz Leona?
— Mówiłem, i tak zrobię...
— Nie radzę ci!...
— Któż mi zabroni?
— Ja.
Maurycy wzruszył ramionami wołając:
— Zapominasz, że ja tu panem!...
„— Przeciwnie, pamiętam, że ty panem, a ja panią tu jestem! Dom jest moim, tak samo jak twoim, nie służy ci żadne prawo pierwszeństwa. Mamy władzę zupełnie równą, mój bracie. Leon jest twoim podwładnym tak samo jak moim... Ty chciałbyś go wypędzić, a ja chcę, żeby został... i zostanie!
„Dziwi cię ton mojej mowy... Przyzwyczajaj się do niej... Ustępowałam ci z własnej woli... Pozwoliłam ci rządzić, prowadzić interesy, o ile chodziło tylko o majątek... Wierzyłam także w twoje przywiązanie do mnie... niestety! dziś widzę, że grubo się myliłam.
„Postępowanie twoje było samolubnem, uczyniłeś ze mnie sługę swoję...
„Ale wyzwolę się nakoniec z pod twego panowania! Nie spodziewaj się, że mi narzucisz wolę swoję, że potrafisz rozporządzać życiem i uczuciami mojemi, nie myśl, że uchylę głowy przed tobą... Mam prawa moje i wymagam, żeby je szanowano! Nie zależę od ciebie, ani od nikogo na świecie...
„Wolno mi rozporządzić moją ręką, tak jak majątkiem moim. Nie wyjdę za człowieka, którego mi narzucasz, pod pozorem przyjaźni.
„Kocham Leona i zostanę jego żoną...



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.