Przejdź do zawartości

Dramaty małżeńskie/Część druga/XLVIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Dramaty małżeńskie
Podtytuł Powieść
Wydawca Piotr Noskowski
Data wyd. 1891
Druk Piotr Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les maris de Valentine
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XLVIIII.

Lionel nic nie odpowiedział.
— Gdzie idziesz? — powtórzyła pani de Rochegude.
— Odjeżdżam — wyszeptał młody człowiek.
— Opuszczasz Paryż?
— Tak.
— Dzisiaj?.
— Wieczorem.
— Dla czego?
— Czy nie możesz mi kilku dni poświęcić? Cieszyłam się tą nadzieją.
— Niepodobieństwo... Muszę powracać do pułku.
— Przysięgnij mi — ciągnęła hrabina, przerażona wyrazem twarzy syna — przysięgnij, że nie masz żadnej złej myśli!
Zapytany w ten sam sposób przez Walentynę, Lionel odpowiedziałby:br> — W łeb sobie palnę — i miał taki zamiar stanowczo.
Ale nie miał odwagi zadać tak strasznego ciosu sercu matki, nie chciał przyznać się jej do zamiaru odebrania sobie życia.
Zresztą po co się ma zabijać?
I tak tego, co go spotkało, nie przeżyje!
— Objawiłaś mi, matko, wolę swoję, szanują ją, bom ci winien posłuszeństwo... czegoż możesz więcej odemnie wymagać? Nie masz litości nademną. Poświęcasz niemiłosiernie, szczęście moje dla przesądu, bo nie uznaję i nigdy nie uznam, iżby połączenie się z uczciwą kobietą, mogło zaćmić honor, świetnego, jakie noszę, nazwiska. Ty, matko, sądzisz przeciwnie, ulegam zatem przekonaniom twoim.
— Ale ulegasz tylko, — przerwała pani de Rochegude.
— Tak — odrzekł. Lionel — spełniam tylko obowiązek synowski i nic zgoła więcej. Ucałuj mnie więc, matko, po raz ostatni, i pozwól odjechać.
— Nie chcę, ażebyś odjeżdżał — zawołała hrabina. — Chcę wiedzieć, co zamyślasz.
— Rozkazujesz mi, abym ci odpowiedział?
— Błagam cię o to.
— Chcesz wiedzieć, jaka mnie przyszłość oczekuje? Dobrze... dowiedz się zatem całej prawdy. Walentyna jest szczęściem mojem całem, żyć bez niej nie chcę i nie potrafię... Przez rok cały, gdym nie miał żadnej nadziei, cierpiałem okrutnie i nie chciałem się leczyć z tego cierpienia, straciłem ochotę do pracy, zbrzydły mi wszystkie przyjemności, nic mnie nie obchodziło na świecie, oprócz ciebie tylko, kochana matko. Dążyłem szybkim krokiem do grobu i cieszyłem się, że znajdę w ziemi spokój, skoro szczęścia nie znalazłem na ziemi! Na bramie cmentarnej, w miasteczku, w którem pułk mój kwateruje, wypisana jest po łacinie sentencya: „Szczęśliwi umarli, bo odpoczywają w pokoju.“ I powtarzałem sobie co chwilę: — Ja także będę wkrótce szczęśliwym, bo także się znajdę niezadługo w grobie! I pokochałem ów cmentarz i odwiedzałem go codziennie.
— Nieszczęśliwe dziecko! — szepnęła hrabina.
Lionel ciągnął dalej:
— Nagle... przed dwoma dniami... szalona mnie radość opanowała... Walentyna została wdową... Wolno mi było na nowo mieć zatem nadzieję... Zmartwychwstałem... odżyłem, poczułem, że mi młodość wróciła... O ile dotąd niecierpiałem życia, o tyle teraz przywiązywałem się do niego... Przyjechałem... Reszta ci wiadoma, moja matko... Dobry Bóg: zniweczył przeszkodę, jaka mnie od Walentyny oddzielała... Ale na miejsce tamtej stanęła inna, niepokonana tą razą zawada, stanęła wola matki, która bądź co bądź powinna być świętą dla syna. Skazany jestem nieodwołalnie... Wydałaś wyrok... i wszystko skończone już dla mnie. Powracam, żeby umrzeć... Ucałuj mnie, matko... i pożegnaj...
Pani de Rochegude długi czas siłą woli powstrzymywała wzruszenie.
Ale zabrakło jej sił gdy Lionel po raz drugi i powiedział: żegnam cię, matko!...
Nie mogła się już — pohamować i wybuchnęła głośnym płaczem.
— Jeżelim zrobił ci przykrość, to przebacz drogi matko — wyszeptał Lionel. — Chciałem był odejść w milczeniu, aleś mi mówić kazała... Zawiniłem, że byłem ci posłusznym... przebacz mi, matko!...
Pani de Rochegude roztworzyła ramiona, przycisnęła syna do piersi i okryła go czułemi pocałunkami.
Młody oficer poczuł, że mu serce także topnieje.
— I jabym, cię na śmierć skazywała! — wykrzyknęła hrabina... — Jabym zostać miała katem mego dziecka?... Nie! nie!... Ja chcę, żebyś żył i żebyś był szczęśliwym...
Lionel wygrał zatem sprawę w pałacu na Polach Elizejskich, jak ją wygrał przed godziną w hotelu przy ulicy Babylone.
Nie będziemy silić się na opisywanie, co się działo w jego duszy.
— Matko droga — zawałał powróciłaś mi życie!...
— I rzucił się znowu w objęcia hrabiny i znowu okrywał ją pocałunkami...
— Moje dziecko, — odezwała się pani de Rochegude, po chwilowem milczeniu. — — Ta młoda kobieta, którą tak ukochałeś, a którą i ja również pokocham, skoro córką moją zostanie, dała ci bardzo rozsądną radę... Aż do chwili, w której wolno się wam będzie połączyć, powinniście żyć zdala od siebie, chociaż wyda ci się to bardzo przykrem, ale dobry ton koniecznie wymaga tego...
— Nie myślę się uchylać — odrzekł Lionel. — Skoro jestem pewny przyszłości... o cóż mi więcej chodzić może?...
— Powiedz narzeczonej — ciągnęła pani de Rochegude — że znajdzie — wkrótce we mnie nie kobietę, która przyjmuje z rezygnacyą narzucony jej związek, ale matkę prawdziwą, przycisnę ją do serca, bez żadnego zgoła uprzedzenia... Zapowiedz jej wizytę moję... Chcę ją zobaczyć, chcę poznać, aby pokochać, bo z pewnością na to zasługuje, skoro ją tak uwielbiasz...
— O! matko, jakżeś dobra! — wykrzyknął Lionel, nieposiadając się z radości.
— Sprawiedliwą tylko jestem, moje dziecię... odpowiedziała hrabina, a potem dodała:
Skoro uspokoisz Walentynę słowami pociechy, z jakiemi cię do niej posyłam, opuść Paryż, nie tracąc czasu, wyjedź dzisiaj jaszcze, powróć do pułku i nie przyjeżdżaj, aż za kilka miesięcy... Czas zrobi tymczasem swoje; zapomną o smutnej sławie nazwiska Vogela... Zrobimy wszystko po cichu... postaramy się o milczenie dzienników... Ślub wasz odbędzie się bez żadnej okazałości, i zaraz potem wyjedziemy wszyscy troje do Loiret, gdzie przepędzimy rok cały... Kiedy powrócimy następnie do Paryża, ludzie zachwyceni młodą panię de Rochegude, nie będą pytać, jak się przedtem nazywała... Czy uznajesz, że tak będzie dobrze?...
— Uznaję z wdzięcznością mateczko...
— No, więc ucałuj mnie raz jeszcze, i jedź na ulicę Babylone. Gdy wrócisz, przyjdź mnie pożegnać i w drogę...
— Wyjadę, pociągiem pośpiesznym o ósmej...
Nie będziemy powtarzać krótkiej rozmowy Lionela z Walentyną.
Czytelnicy łatwo się sami domyślą, o czem młoda wdówka mówiła z oficerem huzarów.
Lionel dotrzymał słowa i wyjechał zaraz tego samego wieczora.
W następnym tygodniu otrzymał od matki list z temi słowy:
„Kochany chłopcze!... Widziałam Walentynę... pokochałam z całej duszy, wcale się nie dziwię twojej miłości. To anioł!...



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.