Dom tajemniczy/Tom V/XVIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Dom tajemniczy
Wydawca Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy
Data wyd. 1891
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Pantins de madame le Diable
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XVIII.
Przebudzenie.

Taki sam sygnał odpowiedział wiedźmie w tej chwili z po za muru, a jednocześnie żelazny hak, zręcznie rzucony, zaczepił się na wierzchołku tegoż muru.
Hak podtrzymywał sznurową drabinkę... Jakaś postać, zaledwie dojrzana, ukazała się w ciemności, a głos drżący, przytłumiony, głos pana de Rieux, zapytał:
— Czy to ty, Perino?... Czy to ty, naprawdę?...
— Tak... tak... odpowiedziała cicho wiedźma... ja...
— Co mi masz do powiedzenia?...
— Rzeczy najszczęśliwsze w świecie...
— Udało ci się?...
— Najzupełniej...
— Więc Janina?...
— Ocalona...
— Ocalona?... O!... Perino, niech cię Bóg błogosławi i wynagrodzi!!.. szeptał René z zapałem... Ależ mnie to szczęście przygniata!... słyszę cię, a nie śmiem ci wierzyć...
— Bądź pewny, panie markizie, że mówię prawdę... Żadne niebezpieczeństwo nie zagraża odtąd pannie de Simeuse... Jest przy mnie... za chwilę będzie wolną... i będzie w twojem objęciu...
René nie słuchał więcej.
Drżącą ręką pociągnął drabinę do siebie i przerzucił ją wewnątrz podwórza, następnie zesunął się po murze i spadł, jak piorun obok Periny i panny de Simeuse. Pochwycił Janinę w objęcia i tak silnie przycisnął do serca, że słaby jęk wyrwał się z ust biednego dziewczęcia.
— Janino... szeptał pan de Rieux przerażony... Janino, co ja ci zrobiłem?.. Ty cierpisz?... przebacz na Boga mojemu uniesieniu, nie mogłem zapanować nad sobą... Powiedz, czy mi przebaczasz?...
— Panie markizie... przerwała Perina... napróżno pan mówisz do niej... Nie może jeszcze ani pana poznać, ani go zrozumieć...
— A cóż jej rozum?... przytomność?...
— Śpią w tej chwili, tak samo, jak zasypiały wczoraj i dziś rano...
Ale za godzinę będzie zupełnie co innego, za godzinę odnajdziesz pan dawną narzeczoną swoję. Teraz, panie markizie, posłuchaj pan mojej rady... Nie pozostajmy tutaj ani sekundy dłużej... Niebezpieczeństwo może nam lada chwila zagrozić. Ociągać się byłoby nieostrożnością prawdziwą...
— Prawda!... odrzekł pan de Rieux, masz racyę najzupełniejszą!... Narażać Janinę byłoby zbrodnią... Uciekajmy zatem Perino, uciekajmy!...
— Czy pan czujesz się dosyć silnym, żeby przenieść pannę de Simeuse, objąwszy ją jedną tylko ręką?... zapytała wiedźma.
— Z największą zrobię to łatwością...
— A więc przytrzymuję drabinę... a pan wchodź co prędzej.
— Ale... wyszeptał René z widocznem wahaniem, a jakże ty potem wyjdziesz Perino?...
— Nie zajmuj się pan mną wcale... Ja dam sobie radę... Zresztą mniejsza o to?... Nie o moje ocalenie wszak chodzi... Wchodź pan... wchodź pan nareszcie.
René uczynił, co mu wiedźma kazała.
Wszedł bez trudności po stopniach silnie wyprężonych i usiadł na wierzchołku muru z drogim swoim ciężarem.
Wydostanie się wiedźmy było daleko trudniejsze, drabina lekko puszczona, obijała się o mur nieustannie.
O ostre kamienie kaleczyła sobie Perina palce.
Ale nakoniec i ona sama znalazła się obok Renégo.
Zejście było już głupstwem.
Drabina zajęła pierwotne miejsce.
Służący przyprowadzony przez Renégo i pozostawiony po za murem, wyprężył sznury.
Tym razem Perina zeszła pierwsza, René za nią.
Gdy stanął na ziemi, ukląkł, ażeby podziękować Bogu, ze łzami wdzięczności i radości.
O pięćdziesiąt kroków widać było światło latarni zapalonych przy karecie, a po upływie dwóch najwyżej minut, kareta ta uwoziła już wykradzioną a Salpetrière waryatkę.
Nie potrzebujemy opisywać uniesień radości pana de Rieux, gdy podczas szybkiej jazdy trzymał w swych rękach, rączki księżniczki.
Janina była wprawdzie jeszcze obłąkaną i nie czuła serdecznych uściśnień margrabiego; ale Perina obiecała przecie, że za godzinę przebudzi się dusza uśpiona.
René wierzył w to z całej duszy.
Poprosimy naszych czytelników, aby przenieśli się z nami do jednego z pokoików małego domku w parku Monceaux.
Spotkamy się tam znowu z panem de Rieux, z Janiną i wiedźmą.
Pokój ten z obiciem popielatem, w złoty deseń, z malowidłami jednego z uczniów Blancharda czy Verneta, z białem łóżkiem, ozdobionem amorkami i gołąbkami en relief z draperyami z chińskiej materyi, przedstawiał całość godną uwagi i pendzla, jakiego sławnego artysty.
Wielki ogień palił się na kominku, dwa kandelabry wesoło oświecały rzeźby i obiciu.
Jedenasta wybiła na zegarze rococo.
Na przeciw kominka na sofie w stylu Ludwika XV-go, Janina de Simeuse leżała wyciągnięta w prześlicznej pozie.
Przybrana w biały, długi szlafroczek, zasypiała najspokojniej.
Nic nie mogło wyrównać nadzwyczajnej piękności tej anielskiej bladej twarzyczki, otoczonej czarnemi włosami.
Twarz w tej chwili nie wyrażała tego bolesnego osłupienia, jakie tak cudownie Doyen odtworzył.
Zmarszczka, którą rozpacz wyryła pomiędzy brwiami zniknęła z czoła.
Usteczka zdawały się być gotowemi do uśmiechu.
René de Rieux, wpatrywał się w swoję narzeczoną wzrokiem, błyszczącym miłością i nadzieją.
Perina włożyła na siebie czarne ubranie, w jakim była rano w Salpetrière, zakryła twarz woalem i uklękła przy pannie de Simeuse, z tą samą flaszeczką w ręku, którą miała przed dwoma godzinami w celi młodej dziewczyny.
— Śpi... szepnął markiz.
— Tak, odpowiedziała wiedźma, ale przebudzenie jest już bardzo blizkie... Wkrótce dusza jej i ciało odżyją na nowo...
Mówiąc to, nalała sobie na dłoń parę kropel płynu z flaszeczki, posmarowała wolniutko skronie księżniczki, a potem przysunęła jej flaszeczkę do nosa.
Balsamiczny zapach rozszedł się po pokoju.
Twarz Janiny, jakby wykuta z marmuru, zarumieniła się lekko.
Perina zwróciła się do Renégo.
— Panie markizie, rzekła po cichutku, zbliż się pan i posłuchaj, co powiem...
René zbliżył się natychmiast.
— Kiedy panna de Simeuse otworzy oczy, mówiła wiedźma, zadanie moje będzie spełnione... Naprawię, o ile to w mojej mocy, wszystko złe, jakie uczyniłam... Janina będzie mogła poznać pana, słyszeć cię i rozumieć.
— Perino!... zawołał pan de Rieux, zapomniałem najzupełniej o twojej przeszłości i przyrzekam w imieniu Janiny, że i ona ci przebaczy...
Wiedźma wstrząsnęła lekko głową.
— Panna de Simeuse... szepnęła, nie będzie miała mi nic do przebaczenia, w tej chwili przynajmniej, bo przeszłość dla niej nie istnieje wcale...
— Jakto?... co chcesz powiedzieć?...
— Chcę powiedzieć, panie markizie, że narzeczona pańska, pamiętać nie będzie tego wszystkiego, co przecierpiała... Chcę powiedzieć, że od chwili, kiedy książę i księżna krzyknęli przy śmiertelnem jej łożu: „Córka nasza nie żyje!...“ aż do chwili obecnej, cały czas dla tego anioła jak sen upłynął. Za kilka minut, skoro się obudzi, sen zniknie bez śladu, jak znika mgła poranna przy wschodzie słońca...
— Tak sądzisz, Perino?...
— Pewną tego jestem i dla tego to prosiłam pana, ażebyś się zbliżył i posłuchał.
— Mów więc, mów... Słucham...
— Nie zapominaj, panie markizie, że umysł panny de Simeuse doznał strasznego przejścia... Nie zapominaj, że silne wstrząśnienie, mogłoby tym razem zniweczyć na zawsze powracającą inteligencyą... Potrzeba uniknąć wszelkich wzruszeń, potrzeba, aby się doskonale wzmocniła, sama się dowie, albo domyśli wypadków, jakie przechodziła... Szczególniej, pamiętaj pan, ażeby panna de Simeuse nie dowiedziała się, iż była obłąkaną... Najlepiej, żeby się nigdy o tem nie dowiedziała!...
— A więc, a więc... szeptał pan de Rieux z rozpaczą, cóż jej powiedzieć?... co odpowiedzieć na pierwsze jej pytania?...
— Kochasz ją pan... odwołaj się zatem do twojej miłości... a ona cię objaśni, jak masz postąpić.. Ale sza, panie markizie, milczenie!... dodała zaraz prawie... Oto przychodzi przebudzenie...
Ręce panny de Simeuse, skrzyżowane na piersiach, poruszyły się wolno.
Jedna opadła wzdłuż ciała, draga oparła się na piersi.
Oddech stawał się przyśpieszonym, powieki drżeć zaczynały.
Wiedźma cofnęła się, żeby nie ją zobaczyła księżniczka, gdy otworzy oczy i jednocześnie zmysły odzyska.
Pan de Rieux, przeciwnie pod wpływem przygniatającego go uczucia, zbliżył się bardziej do swojej narzeczonej.
Wszystko to stało się w daleko krótszym czasie, aniżeliśmy opisali.
Nagle René zadrżał i serce mu bić przestało.
Wydało mu się, że ziemia z pod nóg mu się usuwa.
Oczy Janiny otworzyły się i spojrzały na niego, jasnem, pogodnem wejrzeniem, w którem nie znać było żadnej nieprzytomności, w którem owszem było ździwienie, pomieszane z radością.
— René... szepnęła głosem bardzo słabym, ale zupełnie wyraźnie. — René... jesteś przecie!... O!... Dzięki Bogu, że na czas przybyłeś.. Tak się bałam umierać, nie zobaczywszy ciebie!...
Pan de Rieux zrozumiał w tej chwili, że wiedźma powiedziała mu najzupełniejszą prawdę, że Janinie zdawało się, iż to wczoraj wysłała taki rozdzierający list do swojego narzeczonego, ażeby jak najprędzej przybywał.
Pan de Rieux wysilał się gwałtownie na powstrzymanie wzruszenia i łez, co muz oczu płynęły.
Ukląkł obok panny de Simeuse i, okrywając całunkami rękę, którą mu podała, odpowiedział:
— Tak, to ja, moja najdroższa, przybyłem, a Pan Bóg ulitował się nademną... niebezpieczeństwo zupełnie minęło... żyć będziesz długo i szczęśliwie...
Rozkoszny uśmiech zaigrał na ustach Janiny.
— Czy to prawda, mój René?.. czy to możebne?...
— Janino, błagam cię, miej ufność, przysięgam ci, że jesteś ocaloną....
— O! wierzę ci... wierzę!... Życie taki ma urok, gdy się kocha i jest kochaną... Żal mi go było straszliwie!... bałam się bardzo śmierci... myśl o śnie nieprzespanym w głębi zimnego grobu, ścinała mi krew w żyłach... Sen mnie ogarnął... Zdawało mi się, że wszystko już dla mnie skończone... zdawało mi się, że już nie żyję... Ah!... cóż to za straszny był sen, mój René, ale co za prześliczne za to przebudzenie!... O jakże szczęśliwą być musi moja matka!...
— Z pewnością, odrzekł markiz, radość księżnej jest tak samo wielka, jak moja!...
— Ale gdzież jest matka?... zapytała Janina, dla czego niema jej przy mnie?... Pragnęłabym ją ucałować.. To dziwne, nieprawdaż, René?... Zdaje mi się, że już od bardzo dawna nie czułam ust matki na swojem czole...
— Księżna zaraz przyjdzie, odpowiedział młody człowiek, a pomieszanie jego wzrastało przytem co chwila.
Janina spostrzegła zakłopotanie Renégo i pierwszy raz od przebudzenia, rozejrzała się do okoła.
Spojrzenie jej napotkało rzeczy całkiem sobie nieznane.
— Gdzie ja jestem?... wykrzyknęła, unosząc się raptownie. To nie mój pokój... my nie jesteśmy w domu moich rodziców!...
— Prawda, odpowiedział René, blady i drżący, jesteś jednak w domu przyjaznym, i nie masz prawa wątpić o tem, droga Janino, skoro ja jestem przy tobie...
— Gdzież jednak jestem?... powtórzyła młoda dziewczyna nakazująco, odpowiedz mi René, bo ja chcę wiedzieć koniecznie...
— U mnie... wyszeptał pan de Rieux.
— U ciebie, René?... ależ to niepodobna!... Albo śnię jeszcze, albo zmysły postradałam!... Jakże jabym wyszła z pałacu?.. jakimże sposobem przeprowadziłeś mnie do swojego domu. Raz jeszcze powtarzam, że to niepodobna...
Pan de Rieux milczał, stracił zupełnie przytomność umysłu, boć nie mógł przecie powiedzieć całej prawdy.
Janina patrzyła wylękłym wzrokiem.
Dziwiło ją i gniewało milczenie narzeczonego.
Nagłe oczy jej się rozszerzyły, kolory bladość zastąpiła, zaczęła drżeć i głosem zmienionym spytała:
— Boże wielki!... boję się zrozumieć!... René, ty ukrywasz nieszczęście przedemną!... W czasie długiego snu mojego, śmierć może spadła na dom Simeusów, zabrała mi może ojca lub matkę?... René, René... czyż ja jestem sierotą?...
— Mylisz się, Janino!... wykrzyknął pan de Rieux, nie stało się nic podobnego...
— A więc, rodzice moi?...
— Żyją i są zdrowi zupełnie.
— Przysięgasz mi, René?...
— Przysięgam ci, kochana Janino.
— Na honor?...
— Na honor i na miłość naszą.
Swobodniejsze westchnienie wyrwało się z piersi młodej dziewczyny.
— Nie umiałbyś skłamać po takiej przysiędze... powiedziała, wierzę ci więc zupełnie... Ale raz jeszcze pytam, dla czego ja jestem tutaj?... Dla czego nie ma przy mnie mojej matki?...
— Kochana Janino, odrzekł pan de Rieux, jakkolwiek dziwną ci się wyda moja proźba, błagam cię na kolanach, nie pytaj mnie o nie w tej chwili. Księżna samą ci opowie to wszystko, co wiedzieć pragniesz.
— Kiedy?...
— Wkrótce.
— Czy matka jest także w tym domu?...
— Nie.
— No to odprowadź mnie de niej. Nie pozostajmy tu ani chwili dłużej, ani sekundy jednej... Chcę zobaczyć moję matkę... René, ja chcę iść zaraz do niej...
— Nie mogę cię zaprowadzić do matki, kochana Janino, ale przywiozę tu księżnę.
— Dobrze, niech przyjedzie, niech zaraz przyjedzie!.. Idź. idź prędko i przyprowadź ją!... Czekam na nią, wzywam jej i cierpię okropnie, że jej nie widzę. René, śpiesz się, jeżeli mnie kochasz na prawdę!...
— Idę już, powiedział René, zabierając się do wyjścia z pokoju.
Zawrócił go głos panny de Simeuse.
— Rene!... wyszeptała głosem, który wyrażał głęboki przestrach. Czy ja sama tutaj zostanę?...
Od kilku chwil wiedźma opuściła pokój i przeszła do zaimprowizowanego poprzedniej nocy laboratoryum.
W chwili zaś, kiedy Janina wymawiała ostatnie słowa, weszła po cichu.
— Nie zostanie pani sama, powiedziała ukazując się nagle.
Janina zadrżała, posłyszawszy Perinę, a bardziej się jeszcze przeraziła, gdy zobaczyła zbliżające się ku niej czarne, zawoalowane widmo.
— René, co to za kobieta?... zapytała.
Perina odpowiedziała w te słowa:
— Ta kobieta, proszę pani, to biedna istota, która z radości oddałaby życie za córkę Simeusów! Zapytaj się pani pana de Rieux, zapytaj go, czy wahałabym się przelać dla pani wszystką krew moję, kropla po kropli!...
— Tak jest, powiedział René, zaręczam ci, Janino, za tę kobietę... przysięgam ci, że, strzeżona przez nią, możesz być zupełnie bezpieczną!...
Janina skinęła głową.
— Nie rozumiem, rzekła po chwili, ale ci wierzę i jestem spokojną. Idź po moję matkę, a śpiesz się. Jestem złamana na ciele i duszy, i jedne tylko jej pocałunki, mogą mi przywrócić uciekające siły i zatrzymać życie ulatające.
Perina wzięła ze stołu srebrny kubek, przyniesiony z laboratorynm, zbliżyła się do Janiny i powiedziała:
— Niech się pani napije...
— Co to jest?... spytała młoda dziewczyna, nie przyjmując, ale i nie odpychając kubka.
— To prosty, ale bardzo wzmacniający napój, skutki jego poczuje pani od razu...
Panna de Simeuse zawahała się.
Wiedźma dała znak Renému.
— Kochana Janino, odezwał się pan de Rieux, proszę cię... wypij...
— Chcesz tego?...
— Proszę o to.
Janina wzięła kubek i duszkiem go wychyliła.
— Jakież to gorzkie!... szepnęła. I gorzkie i palące zarazem...
Zaledwie to wymówiła, opadła zaraz na sofę,
Jakaś ją ociężałość opanowała.
Przechyliła głowę w tył, zamknęła oczy i zasnęła głęboko.
— Perino, powiedział żywo René, co to ma znaczyć?... Cóżeś zrobiła?...
— To, co powinna byłam zrobić... odrzekła wiedźma. Przeraził mnie niepokój biednego dziecka. Widziałam powracającą gorączkę. Gorączki czepia się maligna, a maligna prowadzi do obłędu. Zwalczyłam złe i nic więcej, Panna de Simeuse jest uśpiona, jak pan widzisz, i spać będzie dwie godziny. Bądź pan więc tutaj za dwie godziny z księżną i księciem, a Janina, budząc się, zobaczy ich przy sobie. Dalej jedź pan, panie markizie!... jedź i co tchu powracaj.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.