Dom tajemniczy/Tom V/XIX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Dom tajemniczy
Wydawca Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy
Data wyd. 1891
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Pantins de madame le Diable
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XIX.
Połączenie.

Było już blizko północy, gdy pan de Rieux, przeleciawszy Paryż co koń wyskoczy, zatrzymał go, pokrytego pianą przed bramą pałacu de Simeuse.
Zeskoczył na ziemię i silnie zadzwonił, ale zanim mu otworzono, musiał rozmówić się ze szwajcarem, pełniącym obowiązki odźwiernego, który nie chciał wpuścić gościa tak zapóźnionego, oświadczając, że księżna i książę nie przyjmują nikogo o podobnej porze.
Wymieniwszy z dziesięć razy swoje nazwisko, wpuszczony został nareszcie na podwórze i szybko pośpieszył na peron.
Tu czekały go nowe trudności ze strony kamerdynera, odpowiadającego z uszanowaniem, ale stanowczo, iż księstwo od godziny już udali się do swoich apartamentów, i że nie śmiałby im przeszkadzać.
René nalegał... kamerdyner nie chciał ustąpić... Bohater nasz zamierzał już pokonać przemocą etykietę, ale na szczęście nadeszła jedna z pokojówek, zaciekawiona głośną rozmową i pobiegła zawiadomić panią o tem, co zaszło.
Księżna jeszcze nie spała... Wydała rozkaz, ażeby przyprowadzono do niej natychmiast Renégo i uprzedzono księcia.
— Drogie, kochane dziecię... wykrzyknęła szlachetna dama, całując markiza z macierzyńską czułością... jakże jestem zdziwioną i zarazem szczęśliwą, że cię widzę!... Po naszem ostatniem pożegnaniu, myślałam, żeś wyjechał... myślałam, że daleko jesteś od Francyi...
— Nie opuszczałem Paryża... księżno...
— No, to jesteś bardzo wiernym, kochane dziecię... powiedziała księżna z wymówką... żeś nie przypomniał sobie choć na chwilę o tych, co cię tak kochają...
— Nie oskarżaj mnie, księżno... Myśl moja bezustannie była przy was, ale musiałem ukrywać obecność moję w Paryżu...
— Dla czegoż ta tajemnica?...
— Dla tego, że poprzysiągłem sobie nie widzieć się z wami, dopóki nie spełnię obowiązku...
— Cóż to za obowiązek, o którym mówisz?...
— Zwrócenia wam waszej córki...
Pani de Simeuse wlepiła w Renégo spojrzenie, pełne obawy i potem zamieniła je z księciem, który wszedł właśnie i posłyszał ostatnie słowa młodego margrabiego.
— Czy rozpacz pomieszała zmysły panu de Rieux?...
— Zwrócić nam córkę!... powtórzył stary magnat, ściskając ręce Renégo... czy ja dobrze słyszałem?...
— Dobrze, mości książę...
— Co chcesz powiedzieć przez to, kochane dziecię?... bo my cię nie rozumiemy... Jakże mógłbyś nam zwrócić Janinę, która nie jest dla nas straconą?... Jeżeli zagraża jej jakie niebezpieczeństwo, to bylibyśmy przy niej, żeby ją bronić, a widzisz przecie, że jesteśmy zupełnie spokojni...
— Dla tego, że nie wiecie... wykrzyknął René... bo gęsta zasłona zasłania przed wami przepaść, której ja zmierzyłem głębokość...
— Raz jeszcze, proszę cię, wytłomacz się, mój René...
— Zaraz to zrobię, ale najprzód błagam was, wydajcie rozkaz obudzenia ludzi i każcie zaprzęgać, bo nie powinniśmy się spóźnić, kiedy nadejdzie godzina, a ta godzina zbliża się właśnie...
Pan de Simeuse, wobec tej niepojętej zagadki nabrał przekonania, że René nie był przy zdrowych zmysłach, że rozpacz... że patrzenie na Janinę w objęciach rywala doprowadziło go do obłąkania.
Ponieważ jednakże chciał ukryć przed markizem bolesne przekonanie, zadzwonił i kazał zaprzęgać.
— A teraz, moje dziecię... rzekł, kiedy lokaj wyszedł... teraz mów, co masz mówić...
— Po to przyszedłem... odrzekł René... dowiecie się wszystkiego, ale na Boga, bądźcie mężni, uzbrójcie się w odwagę, żeby nie upaść pod ciosem strasznego, nieprzewidzianego wzruszenia... Oddalcie trwogę, która was ogarnie po pierwszych słowach moich... Szczęśliwą wam wiadomość przynoszę... godzina sprawiedliwości wybiła... otchłań puściła swoję ofiarę!...
Pan de Rieux mówił z uniesieniem, ani jednak spojrzenie jego, ani postawa, ani głos nie zdradzały pomieszania... Książę i księżna zaczęli ulegać wzruszeniu i mimowolnie czuli się zaniepokojeni.
René mówił dalej:
— Janina de Simeuse żyje... jest wolną... woła was... oczekuje was... za godzinę będzie w waszych objęciach, oddając wam uścisk za uścisk, pocałunek za pocałunek... Ale nie w hotelu Dyabelskim odnajdziecie waszę córkę... Żona barona Kerjean, albo raczej jego kochanka, bo małżeństwo zawarte pod fałszywem nazwiskiem, jest tylko parodyą świętokradzką... ta kobieta zupełnie dla was obcą, to nędznica, to wróg zapamiętały... Nie była ona nigdy dziecięciem waszem!... Ukradła słodkie imię Janiny, jak ukradła wasze przywiązanie i wasze złoto!... Ta niegodna istota, ta przeklęta awanturnica, skazana na śmierć, to nie Janina de Simeuse, to Carmen... cyganka...
René zamilkł na chwilę.
Księciu i księżnej zamarł oddech w piersiach, zdawało im się, że są igraszką jakiegoś snu szczególnego.
René mówił dalej:
— Więcej to niż szczególne, to co powiedziałem... To niepojęte!... niedorzeczne!... niemożliwe... Wiem o tem dobrze. Kiedy kto utrzymuje podobne rzeczy, musi być waryatem, albo mieć ręce pełne dowodów. Otóż ja nie jestem waryatem, a oto są moje dowody. Słuchajcie.
I René rozpoczął od początku do końca opowiadanie faktów, które znamy.
Opowiadanie było tak zwięzłe a tak dokładne, że od razu rozjaśniło ciemności.
Książe i księżna od razu zostali przekonani, prawda ukazała im się w całej jasności, błyszcząca jak słońce.
— René! kochany René... wykrzyknęła pani de Simeuse, ocierając łzy spływające po twarzy i całując młodego człowieka z czułą wdzięcznością. Niech będzie błogosławiony Bóg sprawiedliwy, który mi przez ciebie oddaje dziecię moje, który pozwoli mi nazwać cię synem moim!...
— Janina na nas czeka! Janina nas woła!... dodał książe. Wszak René powiedział to przed chwilą! Chodźmy do niej. Śpieszmy się, śpieszmy!...
Zaprzężona kareta czekała przed peronem.
Księżna owinęła się w okrycie, pan de Simeuse zarzucił płaszcz na ramiona i oboje wraz z Reném wsiedli i popędzili zaraz w kierunku wskazanym przez margrabiego.
Przez drogę opowiedział on ojcu i matce o zaleceniu wiedźmy, i o konieczności trzymania w tajemnicy wszystkich okropnych wypadków, w których Janina odegrała rolę heroiny albo ofiary.
Zachować w tym względzie milczenie, nie było ani niemożliwem, ani zbyt trudnem.
Ale jakiem zręcznem kłamstwem, jakim pretekstem wytłómaczyć młodej dziewczynie przebudzenie się jej w domu Renégo, kiedy tak dobrze pamiętała, że zasnęła w domu rodziców.
Kiedy wszyscy troje łamali sobie nad tem głowy, księżna się odezwała.
— Janina... rzekła, wie o podwójnej przepowiedni, w której zagrożoną była nieuniknioną prawie śmiercią, w ciągu dwudziestego roku... Wytłómaczę jej bez trudności, że widząc ją od dwudziestu czterech godzin pogrążoną w strasznym letargu, poszłam powtórnie zapytać wyroczni i dowiedziałam się od niej, że dziecko moje nie może być ocalone, jak tylko w nieobecności rodziców i pod dachem narzeczonego.
Lubo nieprawdopodobną była cała ta historya, przyjęto ją za dobrą.
W tej właśnie chwili kareta się zatrzymała,
— Czyśmy już przybyli?... zapytała pani de Simeuse, a serce zaczęło jej bić gwałtownie.
René wychylił głowę z karety.
— Nie jeszcze... odpowiedział.
— A więc dla czego stoimy?...
Stangret rozwiązał tę zagadkę.
Dojechał do pustych placów płaszczyzny de Monceaux i nie wiedział w którą się stronę skierować.
René wsiadł na kozioł, bo najdokładniejsze objaśnienie nie zdałoby się na nie w takiej ciemności i po dziesięciu minutach zatrzymał się znowu, ale tą razą przed bramą domu.
Pan de Rieux sam otworzył furtkę i wszystko troje weszli w aleję prowadzącą do małego domku, René wprowadził ich na schody pierwszego piętra, a potem do pokoju, w którym pozostawił uśpioną Janinę.
Na szczęście nie przebudziła się jeszcze... na szczęście, powiadamy, bo księżna nie mogła zapanować nad sobą i wybuchła głośnym, konwulsyjnym płaczem, gdy zobaczyła córkę swoję wybladłą i wynędzniałą, gdy na twarzyczce jej dostrzegła ślady niedostatku, ciężkiej niedoli.
— Dziecię moje! drogie moje kochane dziecię... wołała z rozpaczą, czy ja spodziewałam się taką cię zobaczyć... O!... cóż ze mnie za okrutna matka. Byłam szczęśliwą i spokojną... Żaden głos nie ostrzegł mnie. Twoja córka cierpi... twoja córka znosi głód i zimno!... Janino, Janino, przebacz mi, bo ja sobie nigdy nie przebaczę!...
Perina zbliżyła się do księżnej.
— Pani... na Boga... na córkę twoję zaklinam cię... rzekła, bądź pani mężną... Panna de Simeuse zaraz się przebudzi... Nie powinna widzieć łez pani.
Księżna zrozumiała tę konieczność i starała się przybrać wyraz spokoju, jakiego wcale w sercu nie miała.
Otarła oczy, wstrzymała się od płaczu, zmusiła usta do uśmiechu i czekała.
Upłynęło parę minut i Janina się ocknęła.
Pierwsze jej spojrzenie padło na matkę klęczącą przy sofie i wyciągającą do niej drżące swoje ręce.
Biedne dziewczę wydało jeden z tych okrzyków, jakie idą z głębi serca, uniosła się jak zgalwanizowana i padła szczęśliwa w objęcia pani de Simeuse.
Bóg jest wielki, sprawiedliwy!... Matka i córką połączyły się nakoniec... połączyły się, żeby odtąd nie rozłączyć się już nigdy!..
Cała godzina upłynęła na rozkosznych uściskach.
Upojenie macierzyńskie księżnej granic nie miało.
Biedna matka naprawdę teraz odnalazła swoję córkę, i rozkoszując się jej pieszczotami, porównywała ją z zimnem, przymuszonem przywiązaniem Carmeny cyganki.
I przeklinała sama siebie, że dała się tak oszukiwać nikczemnej ladacznicy.
Pan de Simeuse ujął Renégo pod rękę i poprowadził w głęboką framugę okna.
— Moje dziecię... rzekł, cóż postanowiłeś zrobić dalej, albo raczej, co mamy wspólnie zrobić teraz?... Twoje szlachetne postępowanie daje ci niezaprzeczone prawo do decydowania o przyszłości... Cóż zatem postanawiasz?...
— Mości książe... odpowiedział René, albo raczej, mój ojcze, skoro pozwolisz mi nazywać się tem słodkiem imieniem... położenie jest szczególne: W oczach świata, awanturnica, nazywająca się dziś baronową de Kerjean, wchodzi za waszę córkę... Zdemaskować godną towarzyszkę rozbójnika, byłoby rzeczą bardzo łatwą... policya chętnieby nam w tem dopomogła, gdybyśmy się do niej udali... Sędziowie kryminalni z Nantes poznaliby nędznicę, skazaną przez nich na karę śmierci i kat zabrałby swoję zdobycz!... Zdaje mi się jednakże, a zapewne książę zechcesz podzielić tę opinię, że powinniśmy unikać procesu, w którym nazwisko de Simeuse nie zostałoby wprawdzie skompromitowane, ale...
— Zupełnie tak samo myślę, jak ty, mój synu... odrzekł starzec.
— W takim razie... ciągnął René, jest z tego położenia jedno tylko jedyne wyjście... Muszę dokończyć sam tego, co sam rozpocząłem...
— Sam chcesz ukarać barona de Kerjean?... zapytał książe z widoczną obawą.
— Tak, i uczynię to bez wahania, bez obawy...
— Strzeż się René, strzeż się, mój zięciu!...
— Dla czego, mój ojcze!...
— To łotr bardzo niebezpieczny... Wiesz z doświadczenia, że nie cofa się on przed niczem... jest silny i możny!...
— Ja jestem silniejszym i potężniejszym od niego, bo Bóg i sprawiedliwość ze mną.... Czyż nie jest widocznem, że Niebo się mną opiekuje, skoro pozwoliło mi wyjść cało z tylu zasadzek, zastawionych na mnie przez niegodziwca... Zwróciłem wam Janinę, a sam ją odnalazłem, i oto rzecz najważniejsza, reszta wszystko to już głupstwo. Pozwólcie mi uwieńczyć dzieło... nie obawiajcie się wcale o mnie!...
— Dobrze zatem, drogie moje dziecię!... wykrzyknął książę, podniecony ufnością Renégo, idź i niech cię Bóg nie opuszcza!... Pamiętaj wszakże zawsze o tem, że należysz do Janiny i że nie masz prawa lekceważyć swojego życia...
Po tych słowach nastała chwila milczenia. René przerwał ją pierwszy.
— Ojcze... powiedział, rozumiesz zapewne dobrze, że nikt na świecie nie powinien się domyślać w tej chwili istnienia drugiej Janiny, i że moja narzeczona nie powinna powrócić do hotelu de Simeuse, dopóty, dopóki baronowa de Kerjean będzie królowała w hotelu przy ulicy l’Enfer!... Zanim ukaże się prawdziwa, musi fałszywa zniknąć.
Pan de Simeuse przyznał racyę temu twierdzeniu.
— Postanów książę coś stanowczego... ciągnął René... i postanów bezzwłocznie... opuść oto Paryż tej zaraz nocy... Zabierz księżną i Janinę... i ukryj narzeczonę moję w którym z majątków waszych... dniami i nocami czuwajcie nad tym skarbem, czekajcie, aż przyjadę wam powiedzieć, co niezadługo nastąpi: „Oto wszystko skończone... Zły duch ostatecznie pokonany!... Ojcze i matko, pobłogosławcie dwojgu swoich dzieci!...“
— Niech się stanie wola twoja, mój synu... odrzekł książę, przyciskając młodzieńca do piersi i pokrywając pocałunkami.. Za godzinę wyjedziemy...


∗             ∗

Świtało.
Pan de Rieux stał w otwartem oknie i przysłuchiwał się coraz słabszemu turkotowi oddalającej się karety, która Janinę de Simeuse uwoziła.
Nareszcie wszystko ucichło.
René zamknął okno i odwrócił się.
Perina stała przed nim.
Ex-mieszkanka Czerwonego Domu i szlachcic zamienili spojrzenia i oboje szepnęli:
— Teraz zabierzmy się do zemsty!...



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.