Dokumenta mające związek z osnową Marii

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Antoni Malczewski
Tytuł Maria
Podtytuł Powieść ukraińska
Pochodzenie Antoni Malczewski, jego żywot i pisma
Wydawca Jan Milikowski
Data wyd. 1843
Druk J. P. Sollinger
Miejsce wyd. Lwów, Stanisławów i Tarnów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst Marii
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


DOKUMENTA
mające związek z osnową Marii.

I.
Działo się w króleskim zamku w Warszawie, w sobotę przed uroczystością świętego Egidiusza opata, to jest dnia 28 sierpnia, roku pańskiego tysiąc siedmset siedmdziesiątego trzeciego.

Przed urzędem i niniejszemi aktami grodzkiemi, starościńskiemi, warszawskiemi, stanąwszy osobiście jaśnie wielmożny Jakób hrabia Komorowski, kasztelan santocki; nowosielski, podlisiecki starosta, przedłożył temuż urzędowi i jego aktom swój manifest, w języku polskim napisany, następującej treści. Powszechne nieszczęście i rozmaite klęski po całym kraju rozszerzone, położyły tamę wymiarowi sprawiedliwości w całem prawie królestwie, i wstrzymywały pokrzywdzonych od wnoszenia skarg bezskutecznych, chociaż ich krzywdy były nieznośne i całemu społeczeństwu niebezpieczeństwem groziły. Prócz tego miłość, którą jaśnie wielmożny Stanisław hrabia Potocki, starosta bełzki od dawnego już czasu ku mojej córce powziął, miłość nie dająca się odstraszyć przedstawieniem dobrze wprzód obliczonych trudności, jakie ztąd wyniknąć mogły, ta miłość przyzwoitym sposobem wzniecona, statecznie pielęgnowana, nie znajdująca się wreszcie niżej jego stanu, albowiem obie przezacne rodziny były już od dawna z sobą spokrewnione, wszelkiemi duchownemi obrzędami prawnie potwierdzona, nie płonną dawała otuchę, że jw. Franciszek Salezy Potocki wojewoda kijowski, ojciec pomienionego jw. starosty bełzkiego, po spełnieniu na dniu 13 lutego 1771 roku szkaradnej zbrodni (niżej obszernie opisanej) ochłonąwszy z pierwszego gniewu, słusznością i prawami przekonany, zwyciężony sumieniem, pobudzony wreszcie opinią powszechną: że przez niego dany był rozkaz do wykonania tej zbrodni, chcąc udowodnić swoję niewinność, a temsamem zbić to krzywdzące o sobie mniemanie, niezaniedba zwrócić mężowi nieprawnie uwiezioną małżonkę, rodzicom gwałtem wydartą córkę, i uznać ją za żonę prawną swego syna, jak mu to jego powinność nakazowała. Niemniej można się było spodziewać po jw. staroście bełzkim, że powróciwszy z zagranicy, pierwsze swoje staranie w to włoży, aby wynaleźć ukochaną i wybraną przez siebie małżonkę, z czegoby się okazało, ile ma poważania dla tych którzy mu rodowitością równi, ile posiada tęgości charakteru, tego przymiotu wielkodusznych, i ile sobie ceni wierność małżeńską, tylu obietnicami ztwierdzoną, a co największa, dobrowolnie i rozmyślnie przed bogiem zaprzysiężoną. Oto przyczyny które mi zamykały usta ilekroć do przedłożenia krzywdy mnie i całemu społeczeństwu wyrządzonej gotowe, i powściągały rękę, do podania urzędownie napisanego manifestu wyciągnioną. Lecz gdy miasto spodziewanej poprawy, tak słuszne zobowiązania w niepamięć poszły, ba nawet ze wzgardą prawie odrzucone zostały, gdy na rozsądne i łagodne przedstawienia zacnych przyjacioł, niedano dostatecznej odpowiedzi, a żądane z ich strony, z naszej zaś z powolnością zachowane milczenie o całej tej sprawie, po niedotrzymaniu z ich strony obietnic pokazało się oczywistym podstępem, niemającym innego celu, jak tylko puszczenie tej sprawy w przewłokę; ustaje tedy długiem oczekiwaniem znękana cierpliwość, a boleść powiększona przenikając wskróś serce, zmusza mię ogłosić przed całym światem moją żałobę. Słuchajcie i patrzcie wszyscy! z jaką zuchwałością rozpasana przemoc, wsparta bogactwy targnęła się na zdeptanie równości, jak zemsta dumą rozdmuchnięta niewzdrygała się dla dogodzenia swej żądzy okrutną z niewinności zrobić ofiarę, jak szkaradnie prawa boskie, duchowne i świeckie, miłości bliźniego i pospolitego bezpieczeństwa są pogwałcone tą od wieków niesłychaną zbrodnią, której wierny opis ze wszystkiemi szczegółami, jakie ją poprzedziły, dla oczyszczenia złośliwą obmową czernionej niewinności mojej i dla wykazania sprawcy tej zbrodni, pod sąd powszechny oddaję.
Bliskie sąsiedztwo i długoletnia przyjaźń z domem jw. Potockiego wojewody kijowskiego, w której ja niniejszą żałobę zanoszący, zostawałem, łatwo nastręczała sposobność jw. staroście bełzkiemu częstego widywania najstarszej córki mojej imieniem Gertrudy, i rozpatrzenia się w jej przymiotach, usilnem rodziców staraniem i hojnym nakładem na wychowanie odpowiedne przezacnemu jej rodowi do wysokiego doskonałości stopnia doprowadzonych. Teto przymioty, które jej szacunek powszechny zjednały, tak mocno ujęły serce jw. starosty, i tak wysoko przez niego były cenione, iż wróżąc sobie najpewniejsze na przyszłość szczęście, skoroby ją za towarzyszkę życia uzyskał, nieomieszkał oznajmić nam natychmiast, że pała ku niej najczystszą miłością i po dokładnej rozwadze, powziął myśl stanowczą starać się o jej rękę. Sama przyzwoitość i obowiązki należne przezacnego rodu młodzieńcowi, niepozwalały mi odrzucić tak uroczyście i dobitnie oznajmionego żądania jw. starosty. Wszelako niezaniedbałem z mojej strony udzielić mu zbawiennej rady, aby przedewszystkiem odkrył ten zamiar swoim rodzicom i zastosował się w tej mierze do ich woli. Tej rady nieprzyjął jw. starosta, dając tę pozorną przyczynę, że jest wprawdzie obowiązany powodować się wolą rodziców we wszystkich innych rzeczach, lecz co się tyczy wyboru przyszłej towarzyszki życia, sądzi to za rzecz własnej swojej woli, upraszał przytem najusilniej, aby tego postanowienia jego nierozgłaszać, i upewniał nas że nie może ztąd wyniknąć nic złego, albowiem ojciec nieraz mu przyrzekał dać przyzwolenie swoje na własny jego wybór, a na przypadek, gdyby tenże dla jakiejbądź przyczyny przyzwolenia swego nie dał, natenczas będzie można usunąć przeszkodę, częścią przez niepodobieństwo cofnienia tego, co się już raz stało, częścią przez usilne zabiegi. Jednakże dałem czas namyślenia się dobrze tak jw. staroście, jako i mojej córce; pozwoliłem im widywać się z sobą w naszej tylko, lub przyjacioł naszych przytomności; i ociągałem umyślnie blisko pół roku, mimo usilnych i ustawicznych nalegań jw. starosty, spełnienie jego żądania, w nadziei, że ta rzecz tak długo się ciągnąca doniesie się wreszcie do domu jw. wojewody, i rodzice dowiedzą się o zamiarze swego syna. A gdym stosowną ku temu celowi otrzymał wiadomość, że jw. wojewoda dowiedziawszy się o częstem bywaniu swojego syna w domu moim, kazał wołać do siebie koniuszego i innych sług, którzy mu w tych odwidzinach towarzyszyli, grożąc pierwszemu utratą łaski i służby, drugim zaś karą surową, jeśliby się ważyli rozgłaszać tę okoliczność, która im tylko samym wiadoma była; przecież ani synowi swemu niezakazał bywać w moim domu, ani sługom słuchać jego rozkazów, natenczas wniosłem, ufając powyższym zapewnieniom które mi dawał jw. starosta, że chociaż jw. wojewoda wie o skłonności swojego syna, jednakże nie znachodzi w tem nieprzyzwoitości i zdaje się na to przyzwalać, radby ją tylko, dla jakowychś jemu tylko wiadomych przyczyn, zachować przez czas niejaki w skrytości. Przekonawszy się w ciągu dawania przestróg, że jw. starosta w zamiarze swoim jest niewzruszony, a jego miłość najmniejszej nie ulega zmianie, z drugiej zaś strony ujrzawszy w córce mojej równą ku niemu przychylność, przyrzekłem mu jej rękę. Po odbytych więc zaręczynach, i otrzymanym od przewielebnego oficiała chełmskiego indulcie, na żądanie strony obojej (jak świadczy list jw. starosty, pełen uprzejmych nalegań), odbył się po kilku tygodniach w przytomności miejscowego parocha ucziwie i uroczyście ślub. Wzywam w tem miejscu wszystkich, niech wolnym i nieuprzedzonym umysłem, po dokładnem rozważeniu wszystkich szczegółów, rozstrzygną, czy rodzice, którzy dzieci swoje z wrodzonego popędu kochają, a przeto troskliwie ich szczęścia pragną, powinni się odstraszać początkowemi drobnemi trudnościami, na których rzadko gdzie zbywa, i niedawać swego przyzwolenia na połączenie dwóch serc związanych czystą i stateczną przychylnością? a szczególniej wtedy, gdy równość urodzenia i wszelkich zaszczytów w ojczyznie, dojrzały wiek oblubieńca i według praw wszelkich należąca mu wolność obierania sobie stanu i przyszłej życia towarzyszki, nadto, wszelkie podobieństwo, że ojciec nie jest temu przeciwny, gdy mówię te i tym podobne okoliczności upewniały ich, że w takowem postępowaniu nic złego i nieprzyzwoitego zdarzyć się nie może... Jednakże pokazało się potym że jw. wojewoda nadspodziewanie całkiem innego był w tej mierze mniemania; albowiem skoro się o ożenieniu syna dowiedział, wpadł najprzód w oburzenie i gniew tak przeciw synowi, jako i jego przyjaciołom; wkrótce potym przybrał postać udobruchanego, jął synowi radzić, aby się nie smucił, szczególniej zaś aby nieokazywał najmniejszego zmartwienia przed matką; a że od dawnego czasu przerwane z naszej strony bywanie w domu jw. wojewody mogło w synu wzniecać niejakie podejrzenie, pokazał mu więc swój list własnoręcznie do nas napisany, w którym nas do swego domu zapraszał, i kazał mu napisać podobnyż list do swej żony z usilną proźbą aby przyjechała, i wyrazić w nim, że rodzice nic jeszcze niewiedzą o tem co się stało. Z listem swojego syna na jego rozkaz pisanym posłał jw. wojewoda sześciokonnym powozem swojego dworzanina nazwiskiem Wilczka, zatrzymawszy swój list u siebie. Ten chociaż zapewniał, przybywszy do naszego domu, że przyjechał bez wiedzy jw. wojewody i tylko na rozkaz jw. starosty, jednakże ja mając z poprzednich wiadomości pewność, że jw. wojewoda wie o ożenieniu syna, a w jego do żony liście właśnie przeciwnie wyczytawszy, domyślałem się łatwo że to rzecz umówiona, odezwałem się tedy w te słowa: Gdyby mię o to prosił jw. wojewoda, natenczas przywiózłbym własnym moim powozem najukochańszą córę moję, a jego synowicę w dom jego, dla złożenia mu mego uszanowania. Chcąc się przekonać o prawdzie wyprawiłem umyślnego do jw. starosty posłańca, wywiadując się od niego jak rzeczy stoją. Jw. starosta będąc już pozbawionym wolności pisania czego innego, a przytem pilnie strzeżony odpisał mi ołówkiem te słowa: „Co się dzieje? i na jaki koniec posłano tego człowieka z powozem? o tem zgoła nic nie wiem. List ten kazał mi pisać ojciec, który pokazywał mi oraz list swój do jmćpaństwa zapraszając ich w dom swój. Zresztą nic nie wiem. Ojciec mój ciągle mi tylko powtarza: bądź dobrej myśli, niedaj po sobie poznać zgryzoty, aby tego matka niepostrzegła. Jednakże wybadywa mię przez jednego z ojców trynitarzy. Jak długo trwać będzie, i dokąd zmierza to fałszywe ze mną postępowanie? niewiem. Bardzo się dobrze stało żeście niedowierzali tej posyłce, a ja mocno upraszam dać pilną baczność na osobę, od której, chociaż tu nieobecnej, moje życie i zdrowie zawisło.“ Skorom ten list dnia 4 lutego otrzymał, postanowiłem dla uniknienia podobnych pokuszeń na przyszłość, wyjechać pode Lwów do dóbr moich Nowesioło, zwłaszcza, że z powodu słabości mojej żony trzeba mi było mieć w bliskości lekarzów. Lecz oto przed samym wyjazdem przysyła jw. wojewoda umyślnego posłańca z listem tym samym który pokazywał pierwej synowi (jakto poprawiona data oczywiście dowodzi) i zaprasza mię z całą familią na ostatki zapust do siebie. Chociaż tą razą poprzednicza przestroga dana mi w liście jw. starosty słuszny natrącała domysł, że tu idzie o to, aby, po nieudaniu się pierwszego zamachu, przyprowadzić go do skutku innym sposobem; sądziłem jednak, że zbliżenie się przyjacielskie i wyłuszczenie ustne nienagannych powodów naszego postępowania potrafi ułagodzić choćby największym gniewem oburzone umysły, postanowiłem więc korzystać z tej sposobności. Odprowadziwszy tedy moję coraz słabszą małżonkę do pomienionych dóbr, i przedsięwziąwszy środki ku jej uzdrowieniu, udałem się sam w drogę do wojewody, wysławszy przodem dworzanina mego do Krystianopola, aby mi tam zamówił gospodę. Ten skoro się tam na miejscu pokazał, obskoczyli go natychmiast dworacy jw. wojewody, i przetrząsali do koszuli, wywiadując się czy niewiezie jakich listów. Spatrzywszy porę sposobną, wyrwał się on od nich, i przybiegł do mnie opowiedzieć co się z nim działo. Przerażony taką nieludzkością, i nieupatrując sposobu złagodzenia umysłów zemstą pałających, oddałem się nadziei, że je sam czas ostudzi, i wróciłem z drogi do pomienionych dóbr moich pode Lwowem, niespodziewając się, aby z obrazą praw krajowych jakakolwiek napaść wydarzyć mi się mogła. Lecz nad wszelkie spodziewanie rozpasana zuchwałość urągająca się z praw najświętszych, nie zostawiła mię na długo w spokoju. Albowiem dnia drugiego po moim powrocie, około dziesiątej godziny w nocy, tłum ludzi zbrojnych napada mój dom, odmienia mowę udając się za Moskalów, biciem i groźbą rozpędza służbę i poddanych, którzy według zwyczaju odbywali straż nocną, otaczają ówczesne moje mieszkanie tak, że żadnej drogi do ucieczki niebyło; kilku z nich w dziwacznym stroju i z twarzą zaczernioną wpada z przeraźliwym wrzaskiem powtarzając te słowa: Kondraty! (konfederaty) rubi! wiaży! koły! do pokoju, w którym siedziałem ja z moją małżonką i córką przy stoliku, strzelają do nas kulami, które jednak osobliwszem zrządzeniem opatrzności w ścianach pokoju utkwiły; a gdy ochraniając żonę moję i córkę do drugiego pokoju ich prowadziłem, strzelają do mnie raz jeszcze tak blisko, że kula przetarła mi włosy na głowie. Szlachetnie urodzonego Łukasza Trzaskowskiego, który się podówczas u mnie znajdował, i usiłował zamknąć drzwi do drugiego pokoju wiodące, a tym sposobem wstrzymać tłum cisnący się, okrutnie kaleczą w chwili gdy, po wyważeniu drzwi przez nich, zasłaniał moją na ziemię obaloną małżonkę przed ich ciosami, jak to poświadcza urzędownie zrobiona obdukcia ran tak jemu jako i innym sługom zadanych, i obejrzenie sądowe kul w ścianach pozostałych. Inni podziurawili bagnetami pawilon nad łóżkiem. Nakoniec postrzegłszy moją córkę, małżonkę jw. starosty, stojącą między osobami płci swojej i drzącą z przelęknienia, zawołał jeden między nimi, który ją zapewne znał, te słowa: Woźmit jei! ona znajet o kondratach (weźcie ją, ona wie o konfederatach) poczem porywają ją z sobą, bez względu na jej płeć delikatną i wiek młodociany, i wloką najokrutniejszym sposobem między końmi przez kilka staj, jak to poświadczały ślady jej stóp na śniegu zostawione. Dalej zaś uwożą ją bez futra lub jakiejkolwiek przed zimnem osłony, czyto sankami, które we wsi widziano, czy też innym sposobem, o czem dokładnie wiedzić nie można. Przestraszona tak niespodzianym napadem małżonka moja, niemogąca uciekać dla słabego zdrowia, przywlokła się z wielką trudnością do bramy, a z tamtad do najbliższej chaty jednego z poddanych, padając razporaz w zaspy śniegu wiatrem nawiane. W mniemaniu, że godzą na życie i majątek nas wszystkich, przebiera się aby ją niepoznano w najlichszą odzież wieśniaczą, i każe się zawieść temuż chłopowi do Lwowa, aby przynajmniej swoje życie ocalić mogła. Ja z mojej strony skoro postrzegłem, że mi moją kochaną córkę zrabowano, tknięty najgwałtowniejszą boleścią serca, zebrałem naprędce moich rozproszonych ludzi, i posłałem ich za rabusiami w pogoń; lecz nadaremnie; albowiem oni podzielili się zaraz za wsią na kilka oddziałów, i rozbiegli się w różne strony, aby zniweczyć wszelkie usiłowania pogoni. Ciemność nocy w tej porze roku, dała im sposobność oddalenia się tak, że ludzie moi, niedowiedziawszy się dokąd się rabusie z moją uwiezioną córką udali, powrócili do domu. — Możnaż się było spodziewać, że jeszcze coś okrutniejszego nasze rodzicielskie serca dotknie, jak to gwałtowne wydarcie córki z taką troskliwością wychowanej, obok jej wysokiego urodzenia wszystkiemi cnotami ozdobionej, będącej właśnie w tym wieku i stanie, w których można się było po niej spodziewać tak pożądanej naszych długoletnich trudów nagrody? A jednak zemsta niczem nieubłagana, i nienasycona osiągniętym skutkiem najokrutniejszego przedsięwzięcia, wynalazła podwójny środek pomnożenia naszych umartwień do rozpaczy nas przywodzących. Pierwszym z tych środków był manifest zrobiony przez jw. starostę bełzkiego, dnia 6 lutego w Krystianopolu przed xiędzem, którego tylko imię Gabriel wymieniono, w przytomności dwoch wynalezionych świadków, mocą którego uznaje tenże swój małżeński związek, o którego ważności wątpić niemożna, za nieważny, ogłasza swój indult, o który w liście swoim tak nalegał za zmyślony, łącząc do tego najdotkliwsze, i cienia prawdy niemające, naszą zaś uczciwość nader krzywdzące zarzuty. Drugim środkiem była dawniej już szerzona i dotąd jeszcze bezczelnie powtarzana pogłoska, której żaden człowiek rozumny wiary dać nie może: jakoby rodzice sami własną swoją córkę uprowadzić i skryć kazali, gdy przeciwnie my sami mimo usilnych starań i nieszczędzenia wydatków nie tylko jej wynaleźć niemożem, lecz żadnej nawet zasiągnąć pewności, czy ona żyje, lub nie.
Ktoż z tego rzetelnego wyłuszczenia powszechnie wiadomych okoliczności nie odgadnie prawdziwego tej zbrodni sprawcy? Mogłożbyto być, aby mąż tak dostojny, którego zdanie powszechne prawdopodobieństwem wsparte jako sprawcę tej zbrodni potępia, nie czuł się obowiązanym, lub niemiał dostatecznych środków, do ratowania sławy swojej (jeżeliby to oszczerstwem być miało) przez wykrycie prawdziwych tej zbrodni sprawców, i pokazanie nam stroskanym rodzicom innej drogi do odzyskania ukochanej córki? Lub czy godziwa i przyzwoita, aby małżonek swoję małżonkę, której za usilnem staraniem i poprzedniczą rozwagą wierność zaprzysiągł, i którą własnoręcznie najognistszemi wyrazami o stateczności przywiązania swego upewniał, obojętnie, bez iskry czucia, niepewnemu losowi zostawił? Aby nie użył jak najrychlej środków jakie ma pod ręką, i nie wyrwał jej z tak nieszczęśliwego położenia? Wszystko przeciwnie postrzegać można w postępowaniu jw. starosty, albowiem tenże oddala od swego boku ludzi podejrzanych o udział w tej zbrodni, dawszy zaręczenie, że jeśli rzecz tego wymagać będzie, przystawić ich nieomieszka, a tem samem w wywiedzeniu się o losie mojej córki od owych wskazanych przezemnie ludzi, i wymierzeniu sprawiedliwości na zbrodniarzach staje mi na zawadzie, kładzie więc kres mojej cierpliwości, która jedynie na szlachetnem przypuszczeniu mojem, o jego stałości dla żony, polegała.
Tak tedy nieznośnem okrucieństwem rozzuchwalonej przemocy uciśniony, wzywam po bogu, mojej najpierwszej ochronie, waszego miłosierdzia wy wielkoduszni monarchowie, wy, którzy światem rządzicie, i macie od boga sobie powierzoną władzę dla ratowania uciśnionych i prześladowanych. Wy, którzy biorąc władze przyrzekliście zabezpieczyć wolność każdego z waszych poddanych, przywróćcie mi dziś moją, przez udzielenie mi skutecznej pomocy. Ciebie w szczególności najjaśniejszy Stanisławie Auguście! mój najmiłościwszy królu i panie błagam o pomoc. Was wszystkich zacni spółobywatele, was rodzice, którzy mocą praw przyrodzonych kochacie wasze dzieci! Z tak bezprzykładnem i nieukróconem zuchwalstwem na mojej osobie popełniona zbrodnia, powinna wzbudzić waszą spółlitość o bespieczeństwo własne. Wzywam nakoniec was wszystkich, którzy mi stanem równi jesteście, i którzy litując się mej krzywdy, zechcecie mi podać rękę pomocną. Klęska bowiem narodu jest klęską każdego obywatela, a skrzywdzenie jednego uważać wypada za obrazę równości, że nierzekę, za zupełne jej zniesienie. Niegodziwość przeciw jednemu wymierzona, dosięgnąć może i drugich. Bogdajby ta żałoba nasza o pokrzywdzenie szlacheckiej równości i zuchwałe praw pogwałcenie, stała się powodem do postanowienia sprawiedliwej i najsurowszej kary na sprawców i wykonywaczy tak nieludzkiego czynu, takoweto postanowienie położyłoby tamę najmocniejszą bezprawiom; a bogdajby też przyczyniło się do powrócenia nam stroskanym rodzicom wydartej córki.
Pragnąc oglądać skutek sprawiedliwych moich żądań, protestuję urzędownie niniejszem przeciw wyżspomnianym osobom, które niegdy jw. Franciszkowi Salezemu Potockiemu ręką i radą były pomocne, których imiona i nazwiska nateraz się nie wymieniają, lecz w swoim czasie wymienione będą, a to: o lekceważenie szlacheckiej równości, i jawnego zamiaru jej obalenia, o gwałtowny napad mego domu przez umyślnych na to wysłańców, o najniegodziwsze targnienie się na nasze życie, o pobicie i zranienie szlachetnie urodzonego Trzaskowskiego, i okrutne z naszymi ludźmi obejście się, o rabunek, uwiezienie i ukrycie naszej kochanej córki, tak, że do tej chwili niewiemy czy żyje,[1] o niegodziwe i fałszywe oczernienie naszej czci dotąd nieskalanej, i podejmuję się udowodnić to wszystko.
Jakób hrabia Komorowski kasztelan santocki, starosta nowosielski i podlisiecki, ręką własną. Złożył w przygotowanym odpisie, i własną ręką podpisał. (L. S.) Puchała, ręką własną. Czytał Swieżawski.



II.

Między jaśnie wielmożnymi jmć państwem Jakóbem na Susznie i Niestanicach hrabią z Liptowa i Antoniną z hrabiów z Werbna Pawłowskich Komorowskimi małżonkami; nowosielskimi, podlisieckimi starostami z jednej, a jaśnie wielmożnym jmć panem Stanisławem z złotego Potoka Potockim, starostą bełzkim, jaśnie wielmożnych Franciszka Salezego i Anny obojga z złotego Potoku Potockich wojewodów, jenerałów ziem kijowskich małżonków synem z drugiej strony, staje w niżej opisanych punktach intercyza ślubna. Iż jaśnie wielmożny Potocki starosta bełzki wielkich antenatów znamienitemi w ojczyznie zasługami zaszczyconych, pierwszemi honorami wyniesionych potomek domu Potockich przeszło już pięcią wiekami najpierwszemi godnościami wsławionego władzą kilkudzesiąt walecznych najwyższych wodzów zaszczyconego, senatorskich krzeseł więcej pięciudziesiąt zaszczytem sławnego, pierwszemi ministeriami i urzędów koronnych wielością znakomitego, dziełami rycerskiemi w boju i pokoju, chwalebnemi czynami nieprzerwanie zawsze słynącego, namiestniczą godnością królów w trzech wiceregach wygórowanego, w zagranicznych nadto królestwach wysokiemi honorami znamienitego, dziedzic imienia wielkiego Potockich i krwi przezacnej z pierwszych familij polskich z xiążęcych domów, królewskich tronów i wyniesionych w Europie monarchów, wypływającej i podział mającej sukcesor, a ze wszech miar godnych rodziców jaśnie wielmożnych wojewodów jenerałów ziem kijowskich nieodrodny syn, władnącej sercem i wolą boga wszechmocności oprzeć się niemogąc, przeznaczenie wyroków nieba, ile w zupełnej doskonałości zostając, jawnie poznawając, i nieodmienną determinacią dalszego pożycia swego z przepaścistego boskiego rozrządzenia widoczną mając, wraz i skłonnością serca i rozporządzeniem boskiem wyższem nad wolą ludzką zniewolony do jaśnie wielmożnej jmć panny Gertrudy hrabianki Komorowskiej, starościanki nowosielskiej godnej córki jaśnie wielmożnych jmć państwa Jakóba i Antoniny z Pawłowskich hrabiów Komorowskich, starostów nowosielskich, podlisieckich; w tym domu tedy jaśnie wielmożnych hrabiów z Liptowa Komorowskich, niegdyś gniazdowym królestwa węgierskiego i wysoce zaszczyconym, tu od trzechset lat przy przeniesieniu się do królestwa polskiego już senatorskiemi godnościami i różnemi koronnemi urzędami dawniej zaszczyconym, teraz świeżo prymacialną godnością i kilku senatorskiemi krzesłami wygórowanym, skoligaceniem zacnych familij i krwi zacnością znakomitym, dożywotniego przyjaciela szacunek nad wszystko przechodzącego z samejże boskiej ordynacii znajdując i upatrując, którejto jaśnie wielmożnej Giertrudzie hrabiance Komorowskiej starościance nowosielskiej nietylko dary natury, to jest zacność imienia, godność krwi od przodków przez rodziców wlana zalecenie dają, ale dary od boga obficie wlane w przymiotach zacnych i rozlicznych talentach jakoby w jedno zebranych dank, szacunek i estymę czynią, a ztąd z wymiaru darów boskich i tak znacznych talentów wysokiemu, jakie ją potyka, postanowieniu z przewidzenia boskiego przeznaczona zostaje, za zarządzeniem więc boskiem idąc jaśnie wielmożny Potocki starosta bełzki wszelkie usilne starania o dożywotnią przyjaźń tejże jaśnie wielmożnej hrabianki Komorowskiej łożyć nieustając; jaśnie wielmożni hrabiowie Komorowscy, starostowie nowosielscy, rodzice, poważając sobie tak zacność konkurenta, skłonność prawdziwego serca i affektu z obu stron poznawając, oprzeć się nieodstępnemu żądaniu jaśnie wielmożnego starosty bełzkiego niemogąc, zagradzać szczęścia od boga przeznaczonego ukochanej córce swojej za niesłuszną rzecz być sądząc, wyrozumiewając oraz już od samych niebios wyroki, poddając wolą swą pod wolą najwyższego, nakłaniając się żądaniu jaśnie wielmożnego starosty bełzkiego, w związek i stan małżeński tęż córkę swoją jaśnie wielmożną jmć pannę Gertrudę hrabiankę Komorowską starościankę nowosielskę, nieodmiennym słowem deklarują i dzień ślubu poprzysiężenia sobie wiary obopólnie małżeńskiej w dobrach swych Niestanicach dzień dwudziesty ósmy miesiąca grudnia w roku teraźniejszym 1770 naznaczają, na któren akt ślubu jaśnie wielmożny starosta bełzki przybyć ma. Po którejto jaśnie wielmożnej Gertrudzie hrabiance Komorowskiej starościance nowosielskiej, jaśnie wielmożni hrabiowie Komorowscy rodzice, sto tysięcy złotych polskich w gotowiźnie tym czasem wypłacić posagu z dóbr ojczystych i macierzystych naznaczają i deklarują, oprócz wyprawy, która nietylko stanowi i kondycii jaśnie wielmożnej hrabiance przystojna być ma, ale jako w tak zacny dom idącej powiększona zostanie, po długiem zaś da bóg pożyciu obojga jaśnie wielmożnych hrabiów Komorowskich rodziców, równy podział ojczystej i macierzystej substancii między wszystkich sukcesorów nastąpić powinien. Jaśnie wielmożny zaś starosta bełzki z własnej woli i szczerego affektu przyszłej małżonce swej jaśnie wielmożnej Gertrudzie hrabiance Komorowskiej summę[2] — — — — — — prostego długu niniejszą zapisuje intercyzą, któren zapis moc grodowej tranzakcii mieć ma; oraz dożywocie na wszystkiej substancii tym samym kontraktem ślubnym zeznaje, a po doszłym da bóg związku małżeńskim wspólne dożywocie wzajem sobie przyszli małżonkowie uczynić mają, jura communicativa, na wszelkie królewszczyzny z szafunku łask królewskich pozyskiwane jaśnie wielmożny starosta bełzki dla przyszłej małżonki swej wyrabiać obliguje się. Jako zaś wielkiej zacności i charakteru jaśnie wielmożny starosta bełzki, tak przyszłej małżonkij swej do żadnych tranzakcij gwałt i pokrzywdzenie prawom jej czyniących pociągać nie będzie i nie ważne zostałyby. Którento kontrakt ślubny czyli intercyzę strona stronie aktami grodu któregokolwiek, którejkolwiek prowincii roborować pozwala i podpisami rąk swych przy użytych i przytomnych przyjaciołach stwierdzają. Działo się w zamku suszeńskim dnia ośmnastego listopada 1770 roku.


separator poziomy




  1. Porwana zadusiła się kiedy ją wieźli, bo aby niekrzyczała, zawiązano jej usta; rabusie znalazłszy ją nieżywą rzucili w odnogę Bugu koło Jastrzębicy.
    p. w.
  2. W oryginale tej intercyzy zostawione tu białe miejsce.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Antoni Malczewski.