Dobra nowina robotnikom wiejskim/O tem, jak możemy zdobyć sobie teraz lepszą dolę?

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Edward Abramowski
Tytuł Dobra nowina robotnikom wiejskim
Pochodzenie Pisma. Pierwsze zbiorowe wydanie dzieł treści filozoficznej i społecznej. Tom IV
Wydawca Związek Spółdzielni Spożywców
Data wyd. 1928
Druk Drukarnia Zrzeszenia Samorządów Powiatowych
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom IV
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
DOBRA NOWINA ROBOTNIKOM WIEJSKIM.
O tem, jak możemy zdobyć sobie teraz lepszą dolę?[1].
CZĘŚĆ I.
I.
Robotnicy wiejscy cierpią biedę, bo panowie ich pracę wyzyskują.

Ciężko żyć na świecie robotnikom wiejskim! Bieda ich gnębi, w biedzie żyją, rodzą się i umierają. Wiedzą sami oni o tem najlepiej, jakie ich życie ciężkie. Widzą dobrze, że z każdym rokiem gorzej i żyć coraz trudniej. Szczęśliwy jeszcze taki robotnik co ma swoją chałupę i parę grządek ziemi, przynajmniej ma kąt własny, chociaż to chleba nie daje! Inni za to, a takich najwięcej, muszą wycierać cudze kąty i służyć za parobków we dworze lub u zamożniejszych gospodarzy wiejskich.
Ładna to dola tych parobków, albo czeladzi dworskiej jak to nazywają! Nory zamiast mieszkań, jedzenie takie, że człowiek zawsze głodnym się czuje, mięsa to ledwie parę razy na rok co powąchać dadzą, a roboty za to po same uszy. Od wschodu do zachodu słońca rób i rób ciągle czy słota, czy słońce piecze, robić każą przez cały dzień boży, aż wszystkie kości bolą.
Robotnik wiejski, ze wszystkich bodaj robotników ma najcięższą dolę. Przy siejbie, orce, w czasie żniw czy na burakach, w czasie wozowicy i młócenia, przy wszystkich zresztą robotach, jakie się odbywają w gospodarstwie, pracuje on przez cały dzień, od wschodu do zachodu z małym tylko odpoczynkiem. Poci się, resztki sił dobywa, zapracowuje się tak, że od tego życie sobie skraca, zdrowie psuje i śmierć przybliża.
A co mu za to dają ci panowie i gospodarze co do pracy wynajmują? Jaką za to ma zapłatę? Zarobek robotnika wiejskiego jest tak mały, że ledwie na chleb mu wystarczy; a gdy ma rodzinę do utrzymania i dzieci kilkoro, to mu często i na kawałek prostego chleba nie staje. Od złego pożywienia, od głodu, często mu wymierają dzieci, lub stara matka i ojciec co już pracować nie mogą.
Za swoją ciężką pracę robotnicy wiejscy mają nędzę.
Czy ze swego zarobku starczy im kiedy na porządne ubranie, na jedzenie lepsze, na zabawienie się, na doktora jak kto z rodziny chory, na oszczędzenie cokolwiek grosza, żeby nie przyszło się żebrać lub z głodu umierać jak roboty zabraknie? Gdzie tam! Robotnik wiejski choć jak wół pracuje, ma za to tyle tylko, żeby mógł żyć nędznie.
A przytem jeszcze robotnika wiejskiego nie jak człowieka a jak bydlę traktują.
Pan, a nawet ekonom, rządca lub lada jaki urzędnik pozwala sobie krzyczeć i wymyślać, a nawet kijem grozić, jak gdyby rzeczywiście robotnik do pracy wynajęty był tylko bydlęciem roboczem, bez ludzkiej duszy i ludzkiego honoru.
Przed każdym darmozjadem i próżniakiem, trzeba czapkę zdejmować i wymyślań ich słuchać z pokorą!
A wieluż to wiejskich robotników włóczy się po świecie jak jacy żebracy i nigdzie sobie zarobku znaleść nie mogą? A wieluż to z nich umiera z nędzy i głodu. Toż piszą uczeni, że, w jednej tylko Galicji umiera każdego roku z głodu pięćdziesiąt tysięcy robotników! A w Królestwie Polskiem, w Poznańskiem, na Śląsku, czy to wiadomo wiele tysięcy ginie ludzi co pracy i chleba nie mają.
Przy takiej doli wiejskiego robotnika, nie ma czemu dziwić się, że tylu ich wyjeżdża do Brazylji i do Ameryki, dając się oszukiwać różnym żydowskim agentom, bo tam także czeka ich zguba i nędza. I nic dziwnego także, że tylu ludzi rozpija się — ot poprostu z rozpaczy, widząc, że za swą ciężką pracę takie nędzne mają życie.
A czy to zawsze każdemu uda się znaleść zarobek?
Jeden go znajdzie, drugi nie. Jednego roku ma się pracę i kawałek chleba, a na drugi może nie być ani jednego ani drugiego. Bo czyż to dolą robotników wiejskich kto się opiekuje? Nie myśli o tem ani cesarz, ani papież, ani księża. Bogatym to czynią oni różne grzeczności i bronią ich interesów. Wszystko właśnie zależy od interesów bogatych panów. Jak panowie chcą, tak robią z robotnikami: wiele chcą tyle im płacą, wielu im trzeba robotników tylu i biorą do roboty, a reszta niech sobie z głodu umiera i na drogach przepada, ich to nic nie obchodzi.
Taką to dolę mają robotnicy wiejscy: praca ciężka i nędza, albo brak pracy i śmierć głodowa.
A przecież, tylko dzięki robotnikom wiejskim, i dzięki tylko ich pracy, jest chleb na świecie i różne bogactwo. Przecież nie panowie, ani żadni urzędnicy, tylko oni sami, własnemi rękami, własną pracą uprawiają ziemię i dobywają z niej plony wszelakie. Im świat zawdzięcza, że jest chleb, cukier z buraków, i mnóstwo innych rzeczy, z których ludzie korzystają. Dla tego więc, że robotnicy wiejscy pracą swoją tyle dają rzeczy użytecznych dla wszystkich ludzi, dlatego powinni mieć dobrobyt, swobodę i wszystkie wygody życia.
Kto pracuje, ten ma prawo do tego, żeby żyć w dostatku, żeby mu niczego nie brakowało.
Kto pracuje, ten ma prawo do szacunku i poważania u ludzi.
Kto swoją pracą wydobywa z ziemi bogactwa, ten ma prawo, żeby sam z tych bogactw korzystał.
Jest to słuszne i sprawiedliwe. A jednak jak widzimy dzieje się na świecie zupełnie inaczej. Robotnicy pracują od rana do wieczora, pracą swoją dobywają wszystkie skarby, jakie ziemia daje, a za to wszystko mają tak małą zapłatę, że muszą ciągle biedować i na starość nawet nie mają zabezpieczonego bytu. Panowie, darmozjady i próżniacy różni bogacą się z pracy robotników, a ci co pracują żyją w nędzy. Stąd i wszystko złe na świecie.
Robotnik wiejski dostaje mniej niż jego praca warta. Pan za dużo sobie zabiera, za mało daje robotnikowi. Nie daje mu tyle, ile mu się słusznie za jego pracę należy.
To się nazywa, że pan wyzyskuje robotnika.
I dla tego to u panów dostatek, a u robotników nędza. Dlatego zamożny gospodarz przysparza sobie pieniędzy i ziemię dokupowuje, a jego parobcy całe życie biedę gryzą.
W tem to i prawda cała: robotnikom wiejskim płacą za mało, wyzyskują ich, gdyż praca ich więcej warta niż to co zwykle zarabiają.
Dla czego tak jest? Oto dlatego że panowie rozporządzają się sami i płacą wiele sami chcą, a chcą zawsze zapłacić jak najmniej. Przytem robotników mają sobie za nic, przyzwyczaili się ich jak bydło swoje traktować. Sami w kraju rządzą i z urzędnikami razem pomagają sobie wzajemnie okradać i krzywdzić roboczy naród.
Stąd też i taka dola robotników wiejskich: mały zarobek, ciężka praca, niepewność jutra i poniżenie ludzkiego honoru. Dola ta nie od Boga pochodzi, jak to księża umyślnie gadają, bo Bóg tylko sprawiedliwe rzeczy robi; dola ta pochodzi od panów bogatych, od różnych wyzyskiwaczy, którzy bogacą się krzywdą robotników i tylko za zyskiem pieniężnym gonią.

II.
Miejski robotnik to jedyny brat i przyjaciel robotnika wiejskiego.

Dla wiejskiego robotnika wrogiem jest pan i ekonom, dzierżawca, zamożny gospodarz i żyd handlarz: wrogiem mu jest każdy urzędnik, komisarz i żandarm, a po większej części i ksiądz nawet jest mu nieprzyjacielem. Wszyscy ci ludzie chcą go tylko oszukać i obedrzeć z pracy. Ciągle zmawiają się między sobą, żeby go jak najtaniej wynająć do roboty, ciągle pilnują, żeby jak najwięcej dla nich zrobił. Do tego panom dopomagają ekonomowie, dozorcy, a często także komisarz i żandarmi. Księża także robotników wiejskich wyzyskują dla siebie jak tylko mogą, a w kościele zamiast prawdziwych słów bożych, gadają, że trzeba jak najwięcej dla panów pracować, panów i urzędników słuchać, a nędzę z pokorą znosić, bo to niby od Boga. Takiem gadaniem tylko Boga obrażają, a ludziom tumanią głowy.
Zamożny gospodarz wiejski, co to ma ziemi sporo i różnej chudoby poddostatkiem, jak wynajmuje sobie robotników do pomocy, to tak samo dobrze jak pan albo żyd umie ich wyzyskać. Pędzą tak roboty, że nigdy odpocząć nie można, a wynagradza często gorzej jeszcze od pana.
Więc wiejscy robotnicy nie mają przyjaciół ani między panami ani włościanami zamożnymi, ani między urzędnikami i księżmi. Wszystko to są ich wyzyskiwacze, ich wrogowie, co tylko na ich pracę czyhają i są sprawcami ich nędznej doli. Jedyny brat wiejskiego robotnika — to robotnik miejski.
Miejscy robotnicy tak samo jak wiejscy nic nie mają oprócz dwojga rąk roboczych; tak samo jak i wiejscy sprzedają tylko swą pracę, wynajmują się do roboty i z tego żyją. Jak miejscy, tak i wiejscy są wyzyskiwani, za dużo pracują, a za mało dostają za swą pracę. Wiejskich robotników wyzyskują panowie, gospodarze wiejscy, żydzi, dzierżawcy. Miejskich robotników, którzy pracują w fabrykach, warsztatach różnych, kopalniach, wyzyskują fabrykanci, majstrowie, i różni bogacze miejscy, do których te fabryki i kopalnie należą.
A wiadoma rzecz, że ten tylko może być naszym przyjacielem i bratem kto taką samą ma dolę jak i my.
Panowie z robotnikami nie pogodzą się nigdy, bo panom chce się zawsze wyzyskać pracę robotników, a robotnikom nie chce się być wyzyskiwanymi.
Tak samo zamożny gospodarz wiejski, co chowa w komorze pieniądze, prędzej się pobrata i porozumie z żydem lichwiarzem, aniżeli z robotnikiem, który nic nie ma.
Bogaty z bogatym zawsze znajdzie jakiś wspólny interes dla swych pieniędzy, a z biednym nie ma żadnego interesu wspólnego, bo chciałby tylko jego pracę wyzyskać.
Robotnik tylko robotnika zrozumie i współczuje mu, bo mają taką samą dolę i tych samych wrogów.
Wiejscy i miejscy robotnicy, pomiędzy sobą tylko porozumieć się i pobratać się mogą. Wspólna niedola najwięcej ludzi łączy i przyjaźni.


III.
Czego trzeba, żeby było lepiej robotnikom wiejskim?

Przedewszystkiem — trzeba większej płacy i krótszej roboty dziennej.
Trzeba żeby panowie, gospodarze i żydzi, którzy wynajmują robotników do jakiej bądź pracy, płacili im więcej, niż teraz płacą. Trzeba żeby tyle płacili, żeby za tę płacę robotnik wiejski mógł i siebie i swoją rodzinę utrzymać w dostatku, żeby on i jego rodzina nie zaznali nigdy nędzy i głodu. Taką zapłatę powinni mieć robotnicy wiejscy, taka należy się im według sprawiedliwości.
Oprócz tego, trzeba żeby robotnicy wiejscy mniej w ciągu dnia pracowali niż teraz pracują. To jest bardzo ważne dla nich, bo od takiej długiej i męczącej pracy, jaką teraz mają, psują sobie zdrowie i skracają życie. Uczeni wykazali już, że w tych krajach gdzie robotnik wiejski krócej pracuje tam i żyje dłużej i mniej choruje. Zamiast pracować od wschodu do zachodu słońca, jak to jest teraz, robotnicy wiejscy powinni pracować tylko 8 godzin a resztę czasu niech mają sobie na odpoczynek, na zabawy i rozmowy wspólne, na różne swoje własne potrzeby i zajęcia.
Nie jednemu to czytając przyjdzie do głowy że żaden pan, ani gospodarz, nie mógłby się zgodzić na tak krótką pracę, bo zanim by robotnicy skończyli swoją robotę, to jemu by i zboże przepadło na polu i mnóstwo innych strat miałby w gospodarstwie, we wszystkich tych robotach co nie mogą czekać i przepadają od zwłoki czasu.
Ba! to prawda! lecz na to, żeby zboże i inne rzeczy nie przepadały w gospodarstwie, jest bardzo prosty sposób, tylko panowie nie chcieliby go użyć, bo by ich więcej kosztował. Niech by tylko więcej robotników wynajmowali, a wszystkie roboty mogłyby być w czas skończone, mimo to, że każdy robotnik pracowałby tylko, 8 godzin dziennie. Przecież to jasne jak słońce! Jeżeli 5 ludzi dziennie może zrobić jakąś robotę w przeciągu dziesięciu godzin, to 10 ludzi tę samą robotę zrobi w przeciągu 5 godzin.
Otóż gdyby robotnicy wiejscy pracowali tylko ośm godzin na dobę, to panowie musieliby wtenczas więcej wynajmować robotników, a przez to każdemu byłoby łatwiej znaleść sobie zarobek i nie byłoby, jak teraz, ludzi co bez pracy i chleba z głodu umierają.
A przytem wiadoma rzecz, że jak panowie bardzo potrzebują robotnika, to wtenczas więcej mu płacą, więc i płaca za robotę wtedy by większą była.
Dwóch więc trzeba rzeczy dla robotników wiejskich, żeby im lepiej było żyć na świecie: większej płacy i krótszej pracy w ciągu dnia.
Trzeba żeby robotnicy wiejscy mniej pracowali a większą mieli zapłatę, wtenczas polepszy się ich dola i jutro zapewnione mieć będą.
Miejscy robotnicy dawno już o tem wiedzą i domagają się tego ciągle.
Robotnicy wiejscy co się na cały rok wynajmują do pana, powinni oprócz większej zapłaty i krótszej pracy, mieć także lepsze mieszkania, a nie takie chlewy jak teraz im dają.

∗             ∗

Jeszcze jednej rzeczy trzeba do tego, aby dola robotników wiejskich zupełnie się polepszyła.
Robotnicy są ludźmi, mają duszę i honor swój: im się należy największy szacunek, gdyż oni swoją pracą wszystkich karmią i bez nich najpiękniejszy kraj stałby się pustynią.
Trzeba więc żeby panowie i urzędnicy nauczyli się ich szanować; trzeba żeby ich nie traktowali jak bydlęta robocze.
Niech więc sami robotnicy czują swój honor i zamiast zdejmować czapkę przed lada próżniakiem bogatym lub jakimś kpem urzędnikiem, niech patrzą im śmiało w oczy i czują godność swoją, nie pozwalają sobą poniewierać.
Większa płaca, krótsza praca dzienna i poważanie u ludzi — ot czego trzeba żeby robotnikom wiejskim lepiej było, żeby im zaświeciła dobra dola.


IV.
Jak robotnicy zdobywają sobie lepszą dolę?

To nie dosyć wiedzieć, czego trzeba żeby lepiej było robotnikom wiejskim, ale jak to zrobić, jak zdobyć sobie większy zarobek, pracę krótszą i poszanowanie u ludzi?
Zdawałoby się, że to nie tak łatwo wymyśleć na to sposób. Ale my nad tem głowy sobie suszyć nie potrzebujemy, gdyż robotnicy miejscy dawno już wiedzą jakim sposobem można sobie zdobyć lepszą dolę.
I nie tylko, że wiedzą, ale już nie raz tego sposobu używali i to z dobrym skutkiem.
Opowiemy, jak to robili garbarze.
Wszyscy garbarze z różnych warsztatów i fabryk zmawiają się między sobą, że tego a tego dnia porzucą robotę i będą żądać od swoich panów fabrykantów większej zapłaty i krótszej pracy dziennej. Do tego dnia zbierają pomiędzy sobą i pomiędzy innymi robotnikami pieniądze i tworzą swoją wspólną kasę. Inni robotnicy także do tej kasy dają co mogą, bo przecież robotnik robotnika, chociażby z innego miasta i fachu, za swego brata uważa.
Gdy oznaczony dzień nadszedł, wszyscy garbarze rzucają robotę i mówią właścicielom, że wtedy do niej powrócą, gdy im podwyższą zapłatę o 2 złote dziennie i skrócą pracę o 2 godziny w ciągu dnia. Na razie, właściciele fabryk odmawiają, ale czas upływa, fabryki stoją, roboty niema, właściciele na tem dużo tracą, a garbarze tymczasem żyją sobie z tych pieniędzy co do wspólnej kasy zebrali, przechodzi tak 4, 5 dni, czasem tydzień i więcej, właściciele widzą, że coraz większe straty ponoszą na swoim interesie wskutek przerwania robót, a robotnicy ciągle trwają przy swojem.
W końcu panowie właściciele garbarni bojąc się jeszcze większych strat radzi nie radzi muszą ustąpić robotnikom i po długich targach dają im to czego żądali — płacę wyższą i krótszą pracę dzienną (czyli krótszy dzień roboczy).
Jak robotnicy zwyciężyli, to na nich wszyscy zaczęli inaczej patrzeć: panowie fabrykanci i różni dozorcy bali się już ich źle traktować, bo zobaczyli że już zrozumieli swoje interesy kiedy się połączyli i umieli postawić na swojem. Takich robotników ludzie szanują, a wrogowie się boją.
Taki sposób zdobywania sobie większej płacy i krótszego dnia roboczego — przez rzucenie robót, nazywa się strejkiem — albo zmową.
I zliczyć nie można by było, wielu to już robotników po miastach różnych, zdobyło sobie tym sposobem lepszą dolę. Bywały takie strejki, że robotnicy zdobywali sobie od panów fabrykantów dwa razy większą płacę i o kilka godzin krótszą pracę dzienną.
Opowiemy kilka takich strejków, jakie były w Polsce i w innych krajach; bo żeby pisać o wszystkich zmowach robotniczych, to na to i dużej książki by nie starczyło.
Ot jak naprzykład strejkowali robotnicy w fabryce noży S. Kobylańskiego w czerwcu zeszłym roku. Jest to duża fabryka za Wolskiemi rogatkami w Warszawie. Wszystkich ludzi pracuje 75, i wszyscy oddawna połączyli się ze sobą w braterski związek, aby sobie pomagać i mieć na wypadek strejku zebrane pieniądze. 1-go maja wszyscy obchodzili oni święto robotnicze, do fabryki nikt nie przyszedł i — stała cały dzień pustkami. Na drugi dzień fabrykant i komisarz policyjny pytali się robotników, po co oni świętowali, mówili, że takie świętowanie to jest niby bunt i grozili. Ale robotnicy nie dali sobie dmuchać w kaszę, z gróźb nic sobie nie robili i powiedzieli, że chcą mieć większą zapłatę i nie chcą tak długo pracować jak dotąd. Takie ich śmiałe i zgodne wystąpienie przestraszyło fabrykanta, ale chciał on spróbować, czy nie można oszukać robotników obiecanką. Powiedział im, że teraz nie może ich życzeń wykonać, ale prosił, żeby poczekali miesiąc jeden, to zrobi wszystko, jak oni chcą. Myślał on, że robotnicy po miesiącu już nie będą tacy zgodni pomiędzy sobą i że ich zapał ostygnie. Na dobitkę chciał on jeszcze przez ten miesiąc powydalać tych robotników, którzy jak jemu się zdawało rej wodzili w fabryce i najlepiej rozumieli sprawę robotniczą. Robotnicy przystali na to, ale panu fabrykantowi nie udało się ich oszukać. Kiedy chciał powydalać tych „największych pyskaczy“, jak on nazywał najrozumniejszych robotników, to zobaczył, że inni na to nie pozwolą, i że z innych fabryk w całem mieście żaden czeladnik nożowniczy nie zgodzi się pójść na ich miejsce. Bo już przedtem robotnicy Kobylańskiego ostrzegli swoich towarzyszy po fachu, aby do tej fabryki nie najmowali się i im w walce nie przeszkadzali.
Po miesiącu, czyli 19 czerwca, okazało się, że robotnicy nie zapomnieli obiecanki fabrykanta i tak samo zgodnie, jak 19-go maja, zażądali aby spełnił, co przyrzekł. Ale fabrykant swego słowa nie myślał dotrzymać i odmówił wykonania życzeń robotniczych. A wtedy robotnicy rzucili robotę i powiedzieli, że do fabryki nie wrócą, dopóki on podług ich woli nie zrobi.
W ten sposób nie pracowali oni 5 dni. Fabrykant wołał sobie na pomoc policję. Gdzie pan, czy fabrykant ma spór z robotnikiem, tam zawsze carska policja jest do pomocy przeciw robotnikowi i na jego usługi. A kiedy policjanci czy inni słudzy carscy udają, że chcą niby to dobra robotnika i że stają po jego stronie, to znaczy, że poprostu chcą wydusić większą łapówkę od pana. Tak i tu było. Ale robotnicy nic sobie nie robili z żadnych strachów i stali twardo na swojem. To też po 5 dniach zwyciężyli i fabrykant zgodził się na ich żądania i prosił tylko, aby do roboty powracali, bo miał już wielkie straty. Od tego czasu w fabryce Kobylańskiego robią o jedną godzinę dziennie krócej, a wielu robotnikom podwyższono płacę dzienną z 5 złotych na 6 złotych i 10 groszy.
Większymi jeszcze zuchami są warszawscy białoskórnicy. Cech to, jak może wiecie, nie duży. Czeladzi w całej Warszawie we wszystkich warsztatach razem jest niewielu więcej nad stu ludzi. A za to majstrów, co mają warsztaty i wynajmują czeladź, dużo. Wiadomo zaś, że lepiej jest mieć do roboty z jednym wielkim panem, niż z wieloma półpankami. A to tak samo na wsi, jak w mieście. Łatwiej byłoby białoskórnikom wytargować sobie jakie polepszenie u jednego wielkiego fabrykanta, niż u kilkunastu drobnych majsterków. Taki majsterek, co obdziera tylko paru czeladzi, to wnet sobie obliczy, że jak on im zapłaci bodaj o złotówkę więcej, to już o trzy kufle piwa mniej będzie mógł wyżłopać. A potem jak w małych warsztatach pracuje tylko po paru ludzi, to i mniej mają śmiałości niż w dużej kupie, naprzykład w fabryce, gdzie robi paręset. Zresztą ile to trzeba chociażby nachodzić się, aby porozumieli i złączyli się ludzie, rozsypani w drobnych warsztatach po wszystkich końcach miasta! A jednak wszystkie te zawady nie przeszkodziły dzielnym białoskórnikom.
Latem zeszłego roku strejkował cały ten fach. Czeladnicy we wszystkich warsztatach nie robili aż trzy tygodnie, ale postawili na swojem! Skrócono im pracę i podwyższono zapłatę! W tej sprawie dzielnie spisali się robotnicy ze wszystkich innych fachów w Warszawie, którzy wspierali białoskórników, żeby ci bez biedy mogli wytrzymać taki długi czas bez zarobku. Najwięcej pomagali garbarze.
Dużo już było zmów robotniczych w naszym kraju, i były też nieraz wielkie zmowy: strejkowało czasem po parę tysięcy ludzi odrazu. Ale zawsze zagranicą były daleko większe strejki: tam to nie raz rzuca robotę pięćset tysięcy ludzi albo i więcej. I nie dziwota, bo u nas robotnicy walczą o lepsze życie dla siebie dopiero zaledwie z jakie piętnaście lat, a za granicą już przeszło od stu lat.
Weźcie naprzykład Amerykę. Daleki to kraj, co prawda, aleć niejeden robotnik, niejeden chłop polski dotarł aż tam — za morze — pędzony nędzą z kraju w świat daleki. To też niejeden z was może już dowiedział się z listów jakiegoś krewnego w Ameryce, jak tam lud roboczy umie sobie radzić. Otóż w tej Ameryce w ciągu 6 lat od 1881 do 1887 roku strejkowało z górą jeden miljon i trzysta dwadzieścia trzy tysiące robotników i pomiędzy nimi było siedem tysięcy dwieście pięćdziesiąt jeden wiejskich robotników, czyli parobków. Strejki tych siedmiu tysięcy parobków odbywały się w piętnastu różnych majątkach. Tamtejsi panowie zwykle opierali się żądaniom robotników. Ale po większej części musieli ustąpić.
A ile wiecie ich ten opór zgodnym żądaniom zmówionych robotników kosztował? Otóż uczeni wyliczyli, że przez ten czas, co robotnicy strejkowali, to panowie stracili przeszło czterysta tysięcy rubli!
Jeszcze dotychczas w polskich miastach, to robotnicy mało co zdobyli od właścicieli fabryk ale za to w niemieckich miastach, francuskich i innych, gdzie brali się do tego porządnie i zrozumieli dobrze swoje interesy, to tam bardzo już wiele zyskali i los swój bardzo polepszyli.
W Niemczech i Anglji robotnicy miejscy różnych fachów, którzy dawniej pracowali po 13 i 15 godzin na dobę i brali za to tak mało, że w nędzy żyli, teraz pracują tylko 10 godzin, a gdzieniegdzie tylko 8 godzin dziennie i biorą trzy lub cztery razy większą zapłatę niż dawniej. Tam robotnicy już mogą żyć porządnie, nie obawiają się głodu, mają zdrowe jedzenie, mieszkanie dobre, mają dużo czasu wolnego na wypoczynek, naukę i zabawę. A oprócz tego jeszcze tam panowie boją się robotników, i rząd ich się boi, a wszyscy ludzie szanują i za równych sobie uważają. Wszystko to zdobyli oni sami, swoimi strejkami, zmowami. Strejki im się udawały, bo łączyli się ze sobą, zgodnie postępowali, dopomagali sobie wzajemnie i wytrwale żądali od panów fabrykantów wyższej płacy i krótszego dnia roboczego. Żądali dopóty, dopóki nie zdobyli sobie jednego i drugiego.
Teraz mogą chlubić się z tego, że sami sobie los poprawili, że dzieci swoje ocalili od głodu i nędzy.
Mogą być dumni z tego, że różni urzędnicy i panowie, którzy nimi dawniej pomiatali jak swojem bydłem roboczem, teraz boją się ich i ciągle na nich uwagę zwracać muszą.
To zrobili robotnicy miejscy różnych krajów — przez łączenie się wzajemne, dopomaganie sobie, przez zmowy i dobre rozumienie swych interesów.

∗             ∗

Powiecie pewno teraz, że dobrze to robić takie rzeczy miejskim robotnikom, bo ich jest dużo w jednem miejscu i wszyscy skupieni razem, to im porozumieć się i strejkować łatwo. Ale co innego wiejskim!
To prawda: wiejskim robotnikom trudniej taki strejk urządzić niż miejskim, bo wieś od wsi daleka, więc i zmówić się trudniej. Trudniej, ale to nie znaczy, że zupełnie nie można. Powiedzmy prawdę, że największą przeszkodą dla robotników wiejskich do poprawienia swej doli jest to, że dotąd jeszcze nie wiedzieli o tem jak ją poprawić mogą; że nie nauczyli się jeszcze tak dobrze strejkować i zdobywać sobie od panów różne ustępstwa, jak miejscy robotnicy. Ale gdy się nauczą, gdy spróbują raz i drugi, gdy zaczną więcej myśleć i radzić ze sobą, jakby to od panów uzyskać większą płacę i krótszy dzień roboczy, to wtenczas zobaczymy że robotnikom wiejskim tak samo dobrze pójdzie jak i miejskim w tylu miejscach już dobrze poszło.
Niech tylko robotnicy wiejscy zrozumieją dobrze jakie są ich interesy, niech tylko zaczną łączyć się i zmawiać ze sobą, to z pewnością osiągną zwycięstwo nad tymi wszystkimi co ich teraz wyzyskują i krzywdzą.
U nas w Królestwie, Galicji i Poznańskiem, wiejscy robotnicy dotąd jeszcze cicho siedzą, w milczeniu znoszą swą nędzę, swój los bydlęcy. Ale gdzieindziej już tak nie jest.
Naprzykład w takim kraju jak Anglja, miljon wiejskich robotników połączyło się ze sobą, utworzyli sobie wspólne kasy i ciągle zdobywają od panów coraz to większą płacę i coraz krótszą pracę dzienną. Zdobywają takim samym sposobem jak miejscy robotnicy. Oto jak tam odbywa się ta zmowa wiejska.
Robotnicy całej okolicy zmawiają się że nie pójdą do roboty (na żniwa naprzykład) jeżeli panowie nie zwiększą im płacę i nie skrócą dnia roboczego. Panowie czekać długo nie mogą, bo zboże im przepada; udają się więc do dalszych okolic, lecz i tam robotnicy są już zmówieni ze sobą, żeby tego samego żądać. Panowie widząc to, chcieliby w końcu sprowadzić sobie z innego kraju robotników lecz to dużo kosztuje i nie tak łatwo znaleść takich, co by dla nędznego zarobku chcieli w dalekie i obce jechać strony. A tu niema czasu do stracenia i żniwa zacząć trzeba a bez robotników nie można. Więc niema rady i angielscy panowie muszą robotnikom ustąpić i dać im czego żądają — płacę wyższą i dzień roboczy krótszy.
Tym sposobem robotnicy wiejscy w Anglji w przeciągu kilku lat znacznie swój los polepszyli; przez podwyższenie swoich zarobków żyją lepiej i zdrowiej niż dawniej; przez skrócenie swej pracy dziennej mają czas wolny dla siebie i zdrowie lepsze; a oprócz tego, sami mniej pracując, zmusili przez to panów, że więcej wynajmują robotników niż dawniej, a przez to w ich kraju coraz to mniej jest ludzi, co bez pracy i chleba po drogach się włóczą i z głodu umierają.


V.
Jak to zrobić u nas żeby robotnikom wiejskim lepiej było?

Jeżeli robotnicy wiejscy w Anglji i innych krajach mogą sobie zdobywać od panów wyższą płacę i krótszy dzień roboczy, to czemużby polscy robotnicy wiejscy, w Królestwie, Galicji i Poznańskiem, nie mogli tego zrobić?
Przecież polscy robotnicy nie są bydlętami a ludźmi, czują jak ciężka ich dola, czują niesprawiedliwość i rozum mają żeby zrozumieć, że takiej nędzy i poniżenia dłużej znosić nie powinni.
Czyż to zawsze ma być tak, że lada jaki pan, żyd lub niemiec bogaty będzie wyzyskiwał i uciemiężał roboczy naród?
Panowie myślą, że polski chłop-robotnik jest tylko głupiem bydlęciem, co zawsze daje się popędzać kijem do roboty i nigdy nie upomni się o swoje prawa.
Dotąd tak było, ale już dosyć tego!
Robotnicy wiejscy pokażą swym panom, że nie są oni głupiemi bydlętami i że potrafią zdobyć sobie lepszą dolę i nakazać szacunek dla siebie.
I nie tak to trudno, jak się zdaje.
Niech się robotnicy wiejscy zmawiają pomiędzy sobą, w jednej wsi, w drugiej, trzeciej, dziesiątej; im więcej robotników się zmówi, tem będzie lepiej.
Niech zmawiają się o to, że nie pójdą do roboty inaczej jak tylko za większą zapłatę i z tym warunkiem, że będą krócej w ciągu dnia pracowali (naprzykład tylko 10 lub 8 godzin, a nie cały dzień jak teraz).
Niech do swojej zmowy wciągają także i tych różnych małych gospodarzy wiejskich, którzy także panom do roboty się wynajmują; niech im wytłumaczą, że to jest także ich interesem żeby była większa płaca i krótsza robota na dzień.
Przyjdzie czas robót śpiesznych, żniwa naprzykład, panom trzeba na gwałt robotników, a tu wszyscy zmówieni i mówią do panów: „pójdziemy wam robić, ale wtedy tylko jak nam dacie większą zapłatę i pod warunkiem, że tylko 8 godzin będziemy pracować dziennie“.
Panowie zgłupieją wtenczas; czekać długo nie można, bo żniwa nie czekają, więc radzi nie radzi będą musieli ustąpić robotnikom i dać im to czego żądają.
I tak robić trzeba każdego roku, przy każdej zaczynającej się robocie, przy każdym najmie.
Tym sposobem możecie dojść do tego, że wam za 8 godzin dziennej pracy będą dwa, albo trzy razy więcej płacić niż teraz.
A wtedy zacznie się zupełnie inna dola. Robotnik wiejski będzie mógł żyć tak jak jaki zamożny gospodarz; nie zabraknie mu dobrego pożywienia, będzie miał pieniądze na porządne ubranie, na zabawy i na wszelkie swoje potrzeby. Będzie miał dużo czasu swobodnego dla siebie; mniej pracując będzie zdrowszy i żyć będzie dłużej. Każdemu będzie łatwiej o zarobek, bo gdy każdy robotnik tylko 8 godzin dziennie będzie pracował dla pana, to panowie wtedy będą potrzebowali więcej ludzi do każdej roboty. Ci co teraz, bez pracy i chleba, całymi tysiącami rok rocznie wymierają z głodu będą ocaleni dzięki temu, że robotnicy wiejscy zdobyli sobie krótszą pracę dzienną.
A czy myślicie, że wtenczas lada bogaty pan lub urzędnik jaki, będzie tak jak dzisiaj wami pomiatał?
Zobaczycie! tak się was bać będą, że pierwsi wam będą z drogi ustępowali i kłaniali się grzecznie.
I nic dziwnego! bo dopóki każdy z robotników oddzielnie sobie radzi, a mało rozumie jeszcze swoją sprawę, to wtedy nie boją się robotników i rządzą nimi jak bydłem. Ale niechże tylko robotnicy ze sobą się połączą i zmówią, niech tylko poznają swoje interesy, to wtenczas wszyscy ci bogacze i urzędnicy, ba! nawet cesarze i króle bać się ich zaczynają i radzi by przed nimi w mysie nory się pochować.
A to dlatego, że jak przysłowie mówi „gromada to wielki człowiek“, a robotników jest straszna moc w każdym kraju na miljony ich liczą i mogliby wszystkich panów i urzędników i cesarzy czapkami swojemi zarzucić.
Tak więc bracia robotnicy! dosyć już waszej nędzy i upokorzenia! pokażcie światu, że wami nie można ciągle jak bydłem kierować!
Nie zniechęcajcie się jeżeli od pierwszego razu wam się nie uda od panów zdobyć sobie, czego zażądacie. Może się nie udać raz i drugi — ale w końcu udać się musi tak jak i robotnikom w innych krajach.
Im więcej będzie was zmówionych — tem łatwiej uda się wam panów zwyciężyć. Cała rzecz w tem tylko, żeby panowie nie mogli znaleść sobie robotników nie zmówionych. Jak tylko tak będzie to wtedy dadzą wam wszystko, czego tylko zażądacie.
Zmawiajcie się więc ze sobą!
Żądajcie wytrwale od panów większej zapłaty i krótszej pracy dziennej; nie idźcie robić dopóki wam tego nie dadzą, a zobaczycie że z wami będzie zwycięstwo i dola wasza jasną się stanie.
Nie dawajcie się nikomu okpić! Nie wierzcie fałszywym doradcom i przyjaciołom! Jeżeli tylko kto wam będzie inaczej niż my doradzać, temu nie ufajcie, bo on znaczy z panami trzyma a tylko chce was oszukać i z dobrej drogi sprowadzić.
Nie dawajcie się wyzyskiwać i pomiatać sobą! Patrzcie prosto i śmiało w oczy panom i urzędnikom bo za wami jest Prawda, Sprawiedliwość i Zwycięstwo!

VI.
Powszechne święto robotnicze.

Robotnicy miejscy na całym świecie obchodzą Pierwszy dzień Maja jako święto robotnicze. W dniu tym wszyscy rzucają pracę i żądają płacy wyższej i ośmiogodzinnego dnia roboczego.
Jak świat wielki i szeroki, tak w dzień ten żadna fabryka nie idzie, żaden rolnik nie pracuje. Kto pracuje tego uważają za odstępcę od wielkiej robotniczej rodziny, która we wspólnych swych interesach dopomaga sobie wzajemnie.
Robotnicy wiejscy! Pierwszy Maj i waszem świętem być powinien.
W dzień ten nie godzi się wam pracować; bo kto w ten dzień pracuje, ten znaczy się nie chce ani płacy wyższej, ani krótszego dnia roboczego, ten nie chce polepszenia swej doli.
Kto tego święta nie obchodzi, ten wyrzeka się łączności ze swymi braćmi robotnikami, ten po stronie panów staje.
Tak umówili się ze sobą robotnicy wszystkich krajów.
Dla was, robotnicy wiejscy, byłby wstyd i hańba gdybyście nie świętowali Pierwszego Maja razem z robotnikami całego świata.
Nie świętując zaszkodzilibyście tylko sobie, bo rząd i panowie zobaczyliby, że wam nie chodzi o płacę wyższą i 8 godzinny dzień roboczy.
A gdy robotnicy w końcu zdobędą sobie 8 godzin pracy dziennej i większą zapłatę, to wy wtedy tego nie dostaniecie, jeżeli z nimi razem nie będziecie tego żądać i święcić dzień Pierwszego Maja.
Pierwszy Maj trzeba święcić, jak teraz święcicie Wielkanoc. Wielkanoc — to święto Zmartwychwstania Tego co umarł na krzyżu za dolę biednych, za dolę robotników. Pierwszy Maj — to święto Zmartwychwstania Narodu Roboczego, który dotąd był gnębiony przez bogaczy, a poczuł swą siłę i zdobywa sobie dolę lepszą.
Jezus Chrystus pragnął szczęścia dla biednych, dla robotników, niech więc dzieje się Jego Wola — niech robotnicy to szczęście zdobywają sobie.
Tak bracia robotnicy! Ciężka teraz dola wasza, ale już przyszedł czas, że wy zrozumiawszy o co chodzi, sami ją sobie poprawicie i razem z miejskimi robotnikami będziecie się cieszyli zwycięstwem.








  1. (Przyp. Wyd.). Przedruk dwu broszur będących rzadkościami bibljograficznemi, wydanych w r. 1892 pod nazwiskiem Stanisławy Motz-Abramowskiej. W r. 1917 Abramowski umieścił je w wykazie książek napisanych przez siebie.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Edward Abramowski.