Dobra nowina robotnikom wiejskim/całość

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Edward Abramowski
Tytuł Dobra nowina robotnikom wiejskim
Pochodzenie Pisma. Pierwsze zbiorowe wydanie dzieł treści filozoficznej i społecznej. Tom IV
Wydawca Związek Spółdzielni Spożywców
Data wyd. 1928
Druk Drukarnia Zrzeszenia Samorządów Powiatowych
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom IV
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
DOBRA NOWINA ROBOTNIKOM WIEJSKIM.
O tem, jak możemy zdobyć sobie teraz lepszą dolę?[1].
CZĘŚĆ I.
I.
Robotnicy wiejscy cierpią biedę, bo panowie ich pracę wyzyskują.

Ciężko żyć na świecie robotnikom wiejskim! Bieda ich gnębi, w biedzie żyją, rodzą się i umierają. Wiedzą sami oni o tem najlepiej, jakie ich życie ciężkie. Widzą dobrze, że z każdym rokiem gorzej i żyć coraz trudniej. Szczęśliwy jeszcze taki robotnik co ma swoją chałupę i parę grządek ziemi, przynajmniej ma kąt własny, chociaż to chleba nie daje! Inni za to, a takich najwięcej, muszą wycierać cudze kąty i służyć za parobków we dworze lub u zamożniejszych gospodarzy wiejskich.
Ładna to dola tych parobków, albo czeladzi dworskiej jak to nazywają! Nory zamiast mieszkań, jedzenie takie, że człowiek zawsze głodnym się czuje, mięsa to ledwie parę razy na rok co powąchać dadzą, a roboty za to po same uszy. Od wschodu do zachodu słońca rób i rób ciągle czy słota, czy słońce piecze, robić każą przez cały dzień boży, aż wszystkie kości bolą.
Robotnik wiejski, ze wszystkich bodaj robotników ma najcięższą dolę. Przy siejbie, orce, w czasie żniw czy na burakach, w czasie wozowicy i młócenia, przy wszystkich zresztą robotach, jakie się odbywają w gospodarstwie, pracuje on przez cały dzień, od wschodu do zachodu z małym tylko odpoczynkiem. Poci się, resztki sił dobywa, zapracowuje się tak, że od tego życie sobie skraca, zdrowie psuje i śmierć przybliża.
A co mu za to dają ci panowie i gospodarze co do pracy wynajmują? Jaką za to ma zapłatę? Zarobek robotnika wiejskiego jest tak mały, że ledwie na chleb mu wystarczy; a gdy ma rodzinę do utrzymania i dzieci kilkoro, to mu często i na kawałek prostego chleba nie staje. Od złego pożywienia, od głodu, często mu wymierają dzieci, lub stara matka i ojciec co już pracować nie mogą.
Za swoją ciężką pracę robotnicy wiejscy mają nędzę.
Czy ze swego zarobku starczy im kiedy na porządne ubranie, na jedzenie lepsze, na zabawienie się, na doktora jak kto z rodziny chory, na oszczędzenie cokolwiek grosza, żeby nie przyszło się żebrać lub z głodu umierać jak roboty zabraknie? Gdzie tam! Robotnik wiejski choć jak wół pracuje, ma za to tyle tylko, żeby mógł żyć nędznie.
A przytem jeszcze robotnika wiejskiego nie jak człowieka a jak bydlę traktują.
Pan, a nawet ekonom, rządca lub lada jaki urzędnik pozwala sobie krzyczeć i wymyślać, a nawet kijem grozić, jak gdyby rzeczywiście robotnik do pracy wynajęty był tylko bydlęciem roboczem, bez ludzkiej duszy i ludzkiego honoru.
Przed każdym darmozjadem i próżniakiem, trzeba czapkę zdejmować i wymyślań ich słuchać z pokorą!
A wieluż to wiejskich robotników włóczy się po świecie jak jacy żebracy i nigdzie sobie zarobku znaleść nie mogą? A wieluż to z nich umiera z nędzy i głodu. Toż piszą uczeni, że, w jednej tylko Galicji umiera każdego roku z głodu pięćdziesiąt tysięcy robotników! A w Królestwie Polskiem, w Poznańskiem, na Śląsku, czy to wiadomo wiele tysięcy ginie ludzi co pracy i chleba nie mają.
Przy takiej doli wiejskiego robotnika, nie ma czemu dziwić się, że tylu ich wyjeżdża do Brazylji i do Ameryki, dając się oszukiwać różnym żydowskim agentom, bo tam także czeka ich zguba i nędza. I nic dziwnego także, że tylu ludzi rozpija się — ot poprostu z rozpaczy, widząc, że za swą ciężką pracę takie nędzne mają życie.
A czy to zawsze każdemu uda się znaleść zarobek?
Jeden go znajdzie, drugi nie. Jednego roku ma się pracę i kawałek chleba, a na drugi może nie być ani jednego ani drugiego. Bo czyż to dolą robotników wiejskich kto się opiekuje? Nie myśli o tem ani cesarz, ani papież, ani księża. Bogatym to czynią oni różne grzeczności i bronią ich interesów. Wszystko właśnie zależy od interesów bogatych panów. Jak panowie chcą, tak robią z robotnikami: wiele chcą tyle im płacą, wielu im trzeba robotników tylu i biorą do roboty, a reszta niech sobie z głodu umiera i na drogach przepada, ich to nic nie obchodzi.
Taką to dolę mają robotnicy wiejscy: praca ciężka i nędza, albo brak pracy i śmierć głodowa.
A przecież, tylko dzięki robotnikom wiejskim, i dzięki tylko ich pracy, jest chleb na świecie i różne bogactwo. Przecież nie panowie, ani żadni urzędnicy, tylko oni sami, własnemi rękami, własną pracą uprawiają ziemię i dobywają z niej plony wszelakie. Im świat zawdzięcza, że jest chleb, cukier z buraków, i mnóstwo innych rzeczy, z których ludzie korzystają. Dla tego więc, że robotnicy wiejscy pracą swoją tyle dają rzeczy użytecznych dla wszystkich ludzi, dlatego powinni mieć dobrobyt, swobodę i wszystkie wygody życia.
Kto pracuje, ten ma prawo do tego, żeby żyć w dostatku, żeby mu niczego nie brakowało.
Kto pracuje, ten ma prawo do szacunku i poważania u ludzi.
Kto swoją pracą wydobywa z ziemi bogactwa, ten ma prawo, żeby sam z tych bogactw korzystał.
Jest to słuszne i sprawiedliwe. A jednak jak widzimy dzieje się na świecie zupełnie inaczej. Robotnicy pracują od rana do wieczora, pracą swoją dobywają wszystkie skarby, jakie ziemia daje, a za to wszystko mają tak małą zapłatę, że muszą ciągle biedować i na starość nawet nie mają zabezpieczonego bytu. Panowie, darmozjady i próżniacy różni bogacą się z pracy robotników, a ci co pracują żyją w nędzy. Stąd i wszystko złe na świecie.
Robotnik wiejski dostaje mniej niż jego praca warta. Pan za dużo sobie zabiera, za mało daje robotnikowi. Nie daje mu tyle, ile mu się słusznie za jego pracę należy.
To się nazywa, że pan wyzyskuje robotnika.
I dla tego to u panów dostatek, a u robotników nędza. Dlatego zamożny gospodarz przysparza sobie pieniędzy i ziemię dokupowuje, a jego parobcy całe życie biedę gryzą.
W tem to i prawda cała: robotnikom wiejskim płacą za mało, wyzyskują ich, gdyż praca ich więcej warta niż to co zwykle zarabiają.
Dla czego tak jest? Oto dlatego że panowie rozporządzają się sami i płacą wiele sami chcą, a chcą zawsze zapłacić jak najmniej. Przytem robotników mają sobie za nic, przyzwyczaili się ich jak bydło swoje traktować. Sami w kraju rządzą i z urzędnikami razem pomagają sobie wzajemnie okradać i krzywdzić roboczy naród.
Stąd też i taka dola robotników wiejskich: mały zarobek, ciężka praca, niepewność jutra i poniżenie ludzkiego honoru. Dola ta nie od Boga pochodzi, jak to księża umyślnie gadają, bo Bóg tylko sprawiedliwe rzeczy robi; dola ta pochodzi od panów bogatych, od różnych wyzyskiwaczy, którzy bogacą się krzywdą robotników i tylko za zyskiem pieniężnym gonią.

II.
Miejski robotnik to jedyny brat i przyjaciel robotnika wiejskiego.

Dla wiejskiego robotnika wrogiem jest pan i ekonom, dzierżawca, zamożny gospodarz i żyd handlarz: wrogiem mu jest każdy urzędnik, komisarz i żandarm, a po większej części i ksiądz nawet jest mu nieprzyjacielem. Wszyscy ci ludzie chcą go tylko oszukać i obedrzeć z pracy. Ciągle zmawiają się między sobą, żeby go jak najtaniej wynająć do roboty, ciągle pilnują, żeby jak najwięcej dla nich zrobił. Do tego panom dopomagają ekonomowie, dozorcy, a często także komisarz i żandarmi. Księża także robotników wiejskich wyzyskują dla siebie jak tylko mogą, a w kościele zamiast prawdziwych słów bożych, gadają, że trzeba jak najwięcej dla panów pracować, panów i urzędników słuchać, a nędzę z pokorą znosić, bo to niby od Boga. Takiem gadaniem tylko Boga obrażają, a ludziom tumanią głowy.
Zamożny gospodarz wiejski, co to ma ziemi sporo i różnej chudoby poddostatkiem, jak wynajmuje sobie robotników do pomocy, to tak samo dobrze jak pan albo żyd umie ich wyzyskać. Pędzą tak roboty, że nigdy odpocząć nie można, a wynagradza często gorzej jeszcze od pana.
Więc wiejscy robotnicy nie mają przyjaciół ani między panami ani włościanami zamożnymi, ani między urzędnikami i księżmi. Wszystko to są ich wyzyskiwacze, ich wrogowie, co tylko na ich pracę czyhają i są sprawcami ich nędznej doli. Jedyny brat wiejskiego robotnika — to robotnik miejski.
Miejscy robotnicy tak samo jak wiejscy nic nie mają oprócz dwojga rąk roboczych; tak samo jak i wiejscy sprzedają tylko swą pracę, wynajmują się do roboty i z tego żyją. Jak miejscy, tak i wiejscy są wyzyskiwani, za dużo pracują, a za mało dostają za swą pracę. Wiejskich robotników wyzyskują panowie, gospodarze wiejscy, żydzi, dzierżawcy. Miejskich robotników, którzy pracują w fabrykach, warsztatach różnych, kopalniach, wyzyskują fabrykanci, majstrowie, i różni bogacze miejscy, do których te fabryki i kopalnie należą.
A wiadoma rzecz, że ten tylko może być naszym przyjacielem i bratem kto taką samą ma dolę jak i my.
Panowie z robotnikami nie pogodzą się nigdy, bo panom chce się zawsze wyzyskać pracę robotników, a robotnikom nie chce się być wyzyskiwanymi.
Tak samo zamożny gospodarz wiejski, co chowa w komorze pieniądze, prędzej się pobrata i porozumie z żydem lichwiarzem, aniżeli z robotnikiem, który nic nie ma.
Bogaty z bogatym zawsze znajdzie jakiś wspólny interes dla swych pieniędzy, a z biednym nie ma żadnego interesu wspólnego, bo chciałby tylko jego pracę wyzyskać.
Robotnik tylko robotnika zrozumie i współczuje mu, bo mają taką samą dolę i tych samych wrogów.
Wiejscy i miejscy robotnicy, pomiędzy sobą tylko porozumieć się i pobratać się mogą. Wspólna niedola najwięcej ludzi łączy i przyjaźni.


III.
Czego trzeba, żeby było lepiej robotnikom wiejskim?

Przedewszystkiem — trzeba większej płacy i krótszej roboty dziennej.
Trzeba żeby panowie, gospodarze i żydzi, którzy wynajmują robotników do jakiej bądź pracy, płacili im więcej, niż teraz płacą. Trzeba żeby tyle płacili, żeby za tę płacę robotnik wiejski mógł i siebie i swoją rodzinę utrzymać w dostatku, żeby on i jego rodzina nie zaznali nigdy nędzy i głodu. Taką zapłatę powinni mieć robotnicy wiejscy, taka należy się im według sprawiedliwości.
Oprócz tego, trzeba żeby robotnicy wiejscy mniej w ciągu dnia pracowali niż teraz pracują. To jest bardzo ważne dla nich, bo od takiej długiej i męczącej pracy, jaką teraz mają, psują sobie zdrowie i skracają życie. Uczeni wykazali już, że w tych krajach gdzie robotnik wiejski krócej pracuje tam i żyje dłużej i mniej choruje. Zamiast pracować od wschodu do zachodu słońca, jak to jest teraz, robotnicy wiejscy powinni pracować tylko 8 godzin a resztę czasu niech mają sobie na odpoczynek, na zabawy i rozmowy wspólne, na różne swoje własne potrzeby i zajęcia.
Nie jednemu to czytając przyjdzie do głowy że żaden pan, ani gospodarz, nie mógłby się zgodzić na tak krótką pracę, bo zanim by robotnicy skończyli swoją robotę, to jemu by i zboże przepadło na polu i mnóstwo innych strat miałby w gospodarstwie, we wszystkich tych robotach co nie mogą czekać i przepadają od zwłoki czasu.
Ba! to prawda! lecz na to, żeby zboże i inne rzeczy nie przepadały w gospodarstwie, jest bardzo prosty sposób, tylko panowie nie chcieliby go użyć, bo by ich więcej kosztował. Niech by tylko więcej robotników wynajmowali, a wszystkie roboty mogłyby być w czas skończone, mimo to, że każdy robotnik pracowałby tylko, 8 godzin dziennie. Przecież to jasne jak słońce! Jeżeli 5 ludzi dziennie może zrobić jakąś robotę w przeciągu dziesięciu godzin, to 10 ludzi tę samą robotę zrobi w przeciągu 5 godzin.
Otóż gdyby robotnicy wiejscy pracowali tylko ośm godzin na dobę, to panowie musieliby wtenczas więcej wynajmować robotników, a przez to każdemu byłoby łatwiej znaleść sobie zarobek i nie byłoby, jak teraz, ludzi co bez pracy i chleba z głodu umierają.
A przytem wiadoma rzecz, że jak panowie bardzo potrzebują robotnika, to wtenczas więcej mu płacą, więc i płaca za robotę wtedy by większą była.
Dwóch więc trzeba rzeczy dla robotników wiejskich, żeby im lepiej było żyć na świecie: większej płacy i krótszej pracy w ciągu dnia.
Trzeba żeby robotnicy wiejscy mniej pracowali a większą mieli zapłatę, wtenczas polepszy się ich dola i jutro zapewnione mieć będą.
Miejscy robotnicy dawno już o tem wiedzą i domagają się tego ciągle.
Robotnicy wiejscy co się na cały rok wynajmują do pana, powinni oprócz większej zapłaty i krótszej pracy, mieć także lepsze mieszkania, a nie takie chlewy jak teraz im dają.

∗             ∗

Jeszcze jednej rzeczy trzeba do tego, aby dola robotników wiejskich zupełnie się polepszyła.
Robotnicy są ludźmi, mają duszę i honor swój: im się należy największy szacunek, gdyż oni swoją pracą wszystkich karmią i bez nich najpiękniejszy kraj stałby się pustynią.
Trzeba więc żeby panowie i urzędnicy nauczyli się ich szanować; trzeba żeby ich nie traktowali jak bydlęta robocze.
Niech więc sami robotnicy czują swój honor i zamiast zdejmować czapkę przed lada próżniakiem bogatym lub jakimś kpem urzędnikiem, niech patrzą im śmiało w oczy i czują godność swoją, nie pozwalają sobą poniewierać.
Większa płaca, krótsza praca dzienna i poważanie u ludzi — ot czego trzeba żeby robotnikom wiejskim lepiej było, żeby im zaświeciła dobra dola.


IV.
Jak robotnicy zdobywają sobie lepszą dolę?

To nie dosyć wiedzieć, czego trzeba żeby lepiej było robotnikom wiejskim, ale jak to zrobić, jak zdobyć sobie większy zarobek, pracę krótszą i poszanowanie u ludzi?
Zdawałoby się, że to nie tak łatwo wymyśleć na to sposób. Ale my nad tem głowy sobie suszyć nie potrzebujemy, gdyż robotnicy miejscy dawno już wiedzą jakim sposobem można sobie zdobyć lepszą dolę.
I nie tylko, że wiedzą, ale już nie raz tego sposobu używali i to z dobrym skutkiem.
Opowiemy, jak to robili garbarze.
Wszyscy garbarze z różnych warsztatów i fabryk zmawiają się między sobą, że tego a tego dnia porzucą robotę i będą żądać od swoich panów fabrykantów większej zapłaty i krótszej pracy dziennej. Do tego dnia zbierają pomiędzy sobą i pomiędzy innymi robotnikami pieniądze i tworzą swoją wspólną kasę. Inni robotnicy także do tej kasy dają co mogą, bo przecież robotnik robotnika, chociażby z innego miasta i fachu, za swego brata uważa.
Gdy oznaczony dzień nadszedł, wszyscy garbarze rzucają robotę i mówią właścicielom, że wtedy do niej powrócą, gdy im podwyższą zapłatę o 2 złote dziennie i skrócą pracę o 2 godziny w ciągu dnia. Na razie, właściciele fabryk odmawiają, ale czas upływa, fabryki stoją, roboty niema, właściciele na tem dużo tracą, a garbarze tymczasem żyją sobie z tych pieniędzy co do wspólnej kasy zebrali, przechodzi tak 4, 5 dni, czasem tydzień i więcej, właściciele widzą, że coraz większe straty ponoszą na swoim interesie wskutek przerwania robót, a robotnicy ciągle trwają przy swojem.
W końcu panowie właściciele garbarni bojąc się jeszcze większych strat radzi nie radzi muszą ustąpić robotnikom i po długich targach dają im to czego żądali — płacę wyższą i krótszą pracę dzienną (czyli krótszy dzień roboczy).
Jak robotnicy zwyciężyli, to na nich wszyscy zaczęli inaczej patrzeć: panowie fabrykanci i różni dozorcy bali się już ich źle traktować, bo zobaczyli że już zrozumieli swoje interesy kiedy się połączyli i umieli postawić na swojem. Takich robotników ludzie szanują, a wrogowie się boją.
Taki sposób zdobywania sobie większej płacy i krótszego dnia roboczego — przez rzucenie robót, nazywa się strejkiem — albo zmową.
I zliczyć nie można by było, wielu to już robotników po miastach różnych, zdobyło sobie tym sposobem lepszą dolę. Bywały takie strejki, że robotnicy zdobywali sobie od panów fabrykantów dwa razy większą płacę i o kilka godzin krótszą pracę dzienną.
Opowiemy kilka takich strejków, jakie były w Polsce i w innych krajach; bo żeby pisać o wszystkich zmowach robotniczych, to na to i dużej książki by nie starczyło.
Ot jak naprzykład strejkowali robotnicy w fabryce noży S. Kobylańskiego w czerwcu zeszłym roku. Jest to duża fabryka za Wolskiemi rogatkami w Warszawie. Wszystkich ludzi pracuje 75, i wszyscy oddawna połączyli się ze sobą w braterski związek, aby sobie pomagać i mieć na wypadek strejku zebrane pieniądze. 1-go maja wszyscy obchodzili oni święto robotnicze, do fabryki nikt nie przyszedł i — stała cały dzień pustkami. Na drugi dzień fabrykant i komisarz policyjny pytali się robotników, po co oni świętowali, mówili, że takie świętowanie to jest niby bunt i grozili. Ale robotnicy nie dali sobie dmuchać w kaszę, z gróźb nic sobie nie robili i powiedzieli, że chcą mieć większą zapłatę i nie chcą tak długo pracować jak dotąd. Takie ich śmiałe i zgodne wystąpienie przestraszyło fabrykanta, ale chciał on spróbować, czy nie można oszukać robotników obiecanką. Powiedział im, że teraz nie może ich życzeń wykonać, ale prosił, żeby poczekali miesiąc jeden, to zrobi wszystko, jak oni chcą. Myślał on, że robotnicy po miesiącu już nie będą tacy zgodni pomiędzy sobą i że ich zapał ostygnie. Na dobitkę chciał on jeszcze przez ten miesiąc powydalać tych robotników, którzy jak jemu się zdawało rej wodzili w fabryce i najlepiej rozumieli sprawę robotniczą. Robotnicy przystali na to, ale panu fabrykantowi nie udało się ich oszukać. Kiedy chciał powydalać tych „największych pyskaczy“, jak on nazywał najrozumniejszych robotników, to zobaczył, że inni na to nie pozwolą, i że z innych fabryk w całem mieście żaden czeladnik nożowniczy nie zgodzi się pójść na ich miejsce. Bo już przedtem robotnicy Kobylańskiego ostrzegli swoich towarzyszy po fachu, aby do tej fabryki nie najmowali się i im w walce nie przeszkadzali.
Po miesiącu, czyli 19 czerwca, okazało się, że robotnicy nie zapomnieli obiecanki fabrykanta i tak samo zgodnie, jak 19-go maja, zażądali aby spełnił, co przyrzekł. Ale fabrykant swego słowa nie myślał dotrzymać i odmówił wykonania życzeń robotniczych. A wtedy robotnicy rzucili robotę i powiedzieli, że do fabryki nie wrócą, dopóki on podług ich woli nie zrobi.
W ten sposób nie pracowali oni 5 dni. Fabrykant wołał sobie na pomoc policję. Gdzie pan, czy fabrykant ma spór z robotnikiem, tam zawsze carska policja jest do pomocy przeciw robotnikowi i na jego usługi. A kiedy policjanci czy inni słudzy carscy udają, że chcą niby to dobra robotnika i że stają po jego stronie, to znaczy, że poprostu chcą wydusić większą łapówkę od pana. Tak i tu było. Ale robotnicy nic sobie nie robili z żadnych strachów i stali twardo na swojem. To też po 5 dniach zwyciężyli i fabrykant zgodził się na ich żądania i prosił tylko, aby do roboty powracali, bo miał już wielkie straty. Od tego czasu w fabryce Kobylańskiego robią o jedną godzinę dziennie krócej, a wielu robotnikom podwyższono płacę dzienną z 5 złotych na 6 złotych i 10 groszy.
Większymi jeszcze zuchami są warszawscy białoskórnicy. Cech to, jak może wiecie, nie duży. Czeladzi w całej Warszawie we wszystkich warsztatach razem jest niewielu więcej nad stu ludzi. A za to majstrów, co mają warsztaty i wynajmują czeladź, dużo. Wiadomo zaś, że lepiej jest mieć do roboty z jednym wielkim panem, niż z wieloma półpankami. A to tak samo na wsi, jak w mieście. Łatwiej byłoby białoskórnikom wytargować sobie jakie polepszenie u jednego wielkiego fabrykanta, niż u kilkunastu drobnych majsterków. Taki majsterek, co obdziera tylko paru czeladzi, to wnet sobie obliczy, że jak on im zapłaci bodaj o złotówkę więcej, to już o trzy kufle piwa mniej będzie mógł wyżłopać. A potem jak w małych warsztatach pracuje tylko po paru ludzi, to i mniej mają śmiałości niż w dużej kupie, naprzykład w fabryce, gdzie robi paręset. Zresztą ile to trzeba chociażby nachodzić się, aby porozumieli i złączyli się ludzie, rozsypani w drobnych warsztatach po wszystkich końcach miasta! A jednak wszystkie te zawady nie przeszkodziły dzielnym białoskórnikom.
Latem zeszłego roku strejkował cały ten fach. Czeladnicy we wszystkich warsztatach nie robili aż trzy tygodnie, ale postawili na swojem! Skrócono im pracę i podwyższono zapłatę! W tej sprawie dzielnie spisali się robotnicy ze wszystkich innych fachów w Warszawie, którzy wspierali białoskórników, żeby ci bez biedy mogli wytrzymać taki długi czas bez zarobku. Najwięcej pomagali garbarze.
Dużo już było zmów robotniczych w naszym kraju, i były też nieraz wielkie zmowy: strejkowało czasem po parę tysięcy ludzi odrazu. Ale zawsze zagranicą były daleko większe strejki: tam to nie raz rzuca robotę pięćset tysięcy ludzi albo i więcej. I nie dziwota, bo u nas robotnicy walczą o lepsze życie dla siebie dopiero zaledwie z jakie piętnaście lat, a za granicą już przeszło od stu lat.
Weźcie naprzykład Amerykę. Daleki to kraj, co prawda, aleć niejeden robotnik, niejeden chłop polski dotarł aż tam — za morze — pędzony nędzą z kraju w świat daleki. To też niejeden z was może już dowiedział się z listów jakiegoś krewnego w Ameryce, jak tam lud roboczy umie sobie radzić. Otóż w tej Ameryce w ciągu 6 lat od 1881 do 1887 roku strejkowało z górą jeden miljon i trzysta dwadzieścia trzy tysiące robotników i pomiędzy nimi było siedem tysięcy dwieście pięćdziesiąt jeden wiejskich robotników, czyli parobków. Strejki tych siedmiu tysięcy parobków odbywały się w piętnastu różnych majątkach. Tamtejsi panowie zwykle opierali się żądaniom robotników. Ale po większej części musieli ustąpić.
A ile wiecie ich ten opór zgodnym żądaniom zmówionych robotników kosztował? Otóż uczeni wyliczyli, że przez ten czas, co robotnicy strejkowali, to panowie stracili przeszło czterysta tysięcy rubli!
Jeszcze dotychczas w polskich miastach, to robotnicy mało co zdobyli od właścicieli fabryk ale za to w niemieckich miastach, francuskich i innych, gdzie brali się do tego porządnie i zrozumieli dobrze swoje interesy, to tam bardzo już wiele zyskali i los swój bardzo polepszyli.
W Niemczech i Anglji robotnicy miejscy różnych fachów, którzy dawniej pracowali po 13 i 15 godzin na dobę i brali za to tak mało, że w nędzy żyli, teraz pracują tylko 10 godzin, a gdzieniegdzie tylko 8 godzin dziennie i biorą trzy lub cztery razy większą zapłatę niż dawniej. Tam robotnicy już mogą żyć porządnie, nie obawiają się głodu, mają zdrowe jedzenie, mieszkanie dobre, mają dużo czasu wolnego na wypoczynek, naukę i zabawę. A oprócz tego jeszcze tam panowie boją się robotników, i rząd ich się boi, a wszyscy ludzie szanują i za równych sobie uważają. Wszystko to zdobyli oni sami, swoimi strejkami, zmowami. Strejki im się udawały, bo łączyli się ze sobą, zgodnie postępowali, dopomagali sobie wzajemnie i wytrwale żądali od panów fabrykantów wyższej płacy i krótszego dnia roboczego. Żądali dopóty, dopóki nie zdobyli sobie jednego i drugiego.
Teraz mogą chlubić się z tego, że sami sobie los poprawili, że dzieci swoje ocalili od głodu i nędzy.
Mogą być dumni z tego, że różni urzędnicy i panowie, którzy nimi dawniej pomiatali jak swojem bydłem roboczem, teraz boją się ich i ciągle na nich uwagę zwracać muszą.
To zrobili robotnicy miejscy różnych krajów — przez łączenie się wzajemne, dopomaganie sobie, przez zmowy i dobre rozumienie swych interesów.

∗             ∗

Powiecie pewno teraz, że dobrze to robić takie rzeczy miejskim robotnikom, bo ich jest dużo w jednem miejscu i wszyscy skupieni razem, to im porozumieć się i strejkować łatwo. Ale co innego wiejskim!
To prawda: wiejskim robotnikom trudniej taki strejk urządzić niż miejskim, bo wieś od wsi daleka, więc i zmówić się trudniej. Trudniej, ale to nie znaczy, że zupełnie nie można. Powiedzmy prawdę, że największą przeszkodą dla robotników wiejskich do poprawienia swej doli jest to, że dotąd jeszcze nie wiedzieli o tem jak ją poprawić mogą; że nie nauczyli się jeszcze tak dobrze strejkować i zdobywać sobie od panów różne ustępstwa, jak miejscy robotnicy. Ale gdy się nauczą, gdy spróbują raz i drugi, gdy zaczną więcej myśleć i radzić ze sobą, jakby to od panów uzyskać większą płacę i krótszy dzień roboczy, to wtenczas zobaczymy że robotnikom wiejskim tak samo dobrze pójdzie jak i miejskim w tylu miejscach już dobrze poszło.
Niech tylko robotnicy wiejscy zrozumieją dobrze jakie są ich interesy, niech tylko zaczną łączyć się i zmawiać ze sobą, to z pewnością osiągną zwycięstwo nad tymi wszystkimi co ich teraz wyzyskują i krzywdzą.
U nas w Królestwie, Galicji i Poznańskiem, wiejscy robotnicy dotąd jeszcze cicho siedzą, w milczeniu znoszą swą nędzę, swój los bydlęcy. Ale gdzieindziej już tak nie jest.
Naprzykład w takim kraju jak Anglja, miljon wiejskich robotników połączyło się ze sobą, utworzyli sobie wspólne kasy i ciągle zdobywają od panów coraz to większą płacę i coraz krótszą pracę dzienną. Zdobywają takim samym sposobem jak miejscy robotnicy. Oto jak tam odbywa się ta zmowa wiejska.
Robotnicy całej okolicy zmawiają się że nie pójdą do roboty (na żniwa naprzykład) jeżeli panowie nie zwiększą im płacę i nie skrócą dnia roboczego. Panowie czekać długo nie mogą, bo zboże im przepada; udają się więc do dalszych okolic, lecz i tam robotnicy są już zmówieni ze sobą, żeby tego samego żądać. Panowie widząc to, chcieliby w końcu sprowadzić sobie z innego kraju robotników lecz to dużo kosztuje i nie tak łatwo znaleść takich, co by dla nędznego zarobku chcieli w dalekie i obce jechać strony. A tu niema czasu do stracenia i żniwa zacząć trzeba a bez robotników nie można. Więc niema rady i angielscy panowie muszą robotnikom ustąpić i dać im czego żądają — płacę wyższą i dzień roboczy krótszy.
Tym sposobem robotnicy wiejscy w Anglji w przeciągu kilku lat znacznie swój los polepszyli; przez podwyższenie swoich zarobków żyją lepiej i zdrowiej niż dawniej; przez skrócenie swej pracy dziennej mają czas wolny dla siebie i zdrowie lepsze; a oprócz tego, sami mniej pracując, zmusili przez to panów, że więcej wynajmują robotników niż dawniej, a przez to w ich kraju coraz to mniej jest ludzi, co bez pracy i chleba po drogach się włóczą i z głodu umierają.


V.
Jak to zrobić u nas żeby robotnikom wiejskim lepiej było?

Jeżeli robotnicy wiejscy w Anglji i innych krajach mogą sobie zdobywać od panów wyższą płacę i krótszy dzień roboczy, to czemużby polscy robotnicy wiejscy, w Królestwie, Galicji i Poznańskiem, nie mogli tego zrobić?
Przecież polscy robotnicy nie są bydlętami a ludźmi, czują jak ciężka ich dola, czują niesprawiedliwość i rozum mają żeby zrozumieć, że takiej nędzy i poniżenia dłużej znosić nie powinni.
Czyż to zawsze ma być tak, że lada jaki pan, żyd lub niemiec bogaty będzie wyzyskiwał i uciemiężał roboczy naród?
Panowie myślą, że polski chłop-robotnik jest tylko głupiem bydlęciem, co zawsze daje się popędzać kijem do roboty i nigdy nie upomni się o swoje prawa.
Dotąd tak było, ale już dosyć tego!
Robotnicy wiejscy pokażą swym panom, że nie są oni głupiemi bydlętami i że potrafią zdobyć sobie lepszą dolę i nakazać szacunek dla siebie.
I nie tak to trudno, jak się zdaje.
Niech się robotnicy wiejscy zmawiają pomiędzy sobą, w jednej wsi, w drugiej, trzeciej, dziesiątej; im więcej robotników się zmówi, tem będzie lepiej.
Niech zmawiają się o to, że nie pójdą do roboty inaczej jak tylko za większą zapłatę i z tym warunkiem, że będą krócej w ciągu dnia pracowali (naprzykład tylko 10 lub 8 godzin, a nie cały dzień jak teraz).
Niech do swojej zmowy wciągają także i tych różnych małych gospodarzy wiejskich, którzy także panom do roboty się wynajmują; niech im wytłumaczą, że to jest także ich interesem żeby była większa płaca i krótsza robota na dzień.
Przyjdzie czas robót śpiesznych, żniwa naprzykład, panom trzeba na gwałt robotników, a tu wszyscy zmówieni i mówią do panów: „pójdziemy wam robić, ale wtedy tylko jak nam dacie większą zapłatę i pod warunkiem, że tylko 8 godzin będziemy pracować dziennie“.
Panowie zgłupieją wtenczas; czekać długo nie można, bo żniwa nie czekają, więc radzi nie radzi będą musieli ustąpić robotnikom i dać im to czego żądają.
I tak robić trzeba każdego roku, przy każdej zaczynającej się robocie, przy każdym najmie.
Tym sposobem możecie dojść do tego, że wam za 8 godzin dziennej pracy będą dwa, albo trzy razy więcej płacić niż teraz.
A wtedy zacznie się zupełnie inna dola. Robotnik wiejski będzie mógł żyć tak jak jaki zamożny gospodarz; nie zabraknie mu dobrego pożywienia, będzie miał pieniądze na porządne ubranie, na zabawy i na wszelkie swoje potrzeby. Będzie miał dużo czasu swobodnego dla siebie; mniej pracując będzie zdrowszy i żyć będzie dłużej. Każdemu będzie łatwiej o zarobek, bo gdy każdy robotnik tylko 8 godzin dziennie będzie pracował dla pana, to panowie wtedy będą potrzebowali więcej ludzi do każdej roboty. Ci co teraz, bez pracy i chleba, całymi tysiącami rok rocznie wymierają z głodu będą ocaleni dzięki temu, że robotnicy wiejscy zdobyli sobie krótszą pracę dzienną.
A czy myślicie, że wtenczas lada bogaty pan lub urzędnik jaki, będzie tak jak dzisiaj wami pomiatał?
Zobaczycie! tak się was bać będą, że pierwsi wam będą z drogi ustępowali i kłaniali się grzecznie.
I nic dziwnego! bo dopóki każdy z robotników oddzielnie sobie radzi, a mało rozumie jeszcze swoją sprawę, to wtedy nie boją się robotników i rządzą nimi jak bydłem. Ale niechże tylko robotnicy ze sobą się połączą i zmówią, niech tylko poznają swoje interesy, to wtenczas wszyscy ci bogacze i urzędnicy, ba! nawet cesarze i króle bać się ich zaczynają i radzi by przed nimi w mysie nory się pochować.
A to dlatego, że jak przysłowie mówi „gromada to wielki człowiek“, a robotników jest straszna moc w każdym kraju na miljony ich liczą i mogliby wszystkich panów i urzędników i cesarzy czapkami swojemi zarzucić.
Tak więc bracia robotnicy! dosyć już waszej nędzy i upokorzenia! pokażcie światu, że wami nie można ciągle jak bydłem kierować!
Nie zniechęcajcie się jeżeli od pierwszego razu wam się nie uda od panów zdobyć sobie, czego zażądacie. Może się nie udać raz i drugi — ale w końcu udać się musi tak jak i robotnikom w innych krajach.
Im więcej będzie was zmówionych — tem łatwiej uda się wam panów zwyciężyć. Cała rzecz w tem tylko, żeby panowie nie mogli znaleść sobie robotników nie zmówionych. Jak tylko tak będzie to wtedy dadzą wam wszystko, czego tylko zażądacie.
Zmawiajcie się więc ze sobą!
Żądajcie wytrwale od panów większej zapłaty i krótszej pracy dziennej; nie idźcie robić dopóki wam tego nie dadzą, a zobaczycie że z wami będzie zwycięstwo i dola wasza jasną się stanie.
Nie dawajcie się nikomu okpić! Nie wierzcie fałszywym doradcom i przyjaciołom! Jeżeli tylko kto wam będzie inaczej niż my doradzać, temu nie ufajcie, bo on znaczy z panami trzyma a tylko chce was oszukać i z dobrej drogi sprowadzić.
Nie dawajcie się wyzyskiwać i pomiatać sobą! Patrzcie prosto i śmiało w oczy panom i urzędnikom bo za wami jest Prawda, Sprawiedliwość i Zwycięstwo!

VI.
Powszechne święto robotnicze.

Robotnicy miejscy na całym świecie obchodzą Pierwszy dzień Maja jako święto robotnicze. W dniu tym wszyscy rzucają pracę i żądają płacy wyższej i ośmiogodzinnego dnia roboczego.
Jak świat wielki i szeroki, tak w dzień ten żadna fabryka nie idzie, żaden rolnik nie pracuje. Kto pracuje tego uważają za odstępcę od wielkiej robotniczej rodziny, która we wspólnych swych interesach dopomaga sobie wzajemnie.
Robotnicy wiejscy! Pierwszy Maj i waszem świętem być powinien.
W dzień ten nie godzi się wam pracować; bo kto w ten dzień pracuje, ten znaczy się nie chce ani płacy wyższej, ani krótszego dnia roboczego, ten nie chce polepszenia swej doli.
Kto tego święta nie obchodzi, ten wyrzeka się łączności ze swymi braćmi robotnikami, ten po stronie panów staje.
Tak umówili się ze sobą robotnicy wszystkich krajów.
Dla was, robotnicy wiejscy, byłby wstyd i hańba gdybyście nie świętowali Pierwszego Maja razem z robotnikami całego świata.
Nie świętując zaszkodzilibyście tylko sobie, bo rząd i panowie zobaczyliby, że wam nie chodzi o płacę wyższą i 8 godzinny dzień roboczy.
A gdy robotnicy w końcu zdobędą sobie 8 godzin pracy dziennej i większą zapłatę, to wy wtedy tego nie dostaniecie, jeżeli z nimi razem nie będziecie tego żądać i święcić dzień Pierwszego Maja.
Pierwszy Maj trzeba święcić, jak teraz święcicie Wielkanoc. Wielkanoc — to święto Zmartwychwstania Tego co umarł na krzyżu za dolę biednych, za dolę robotników. Pierwszy Maj — to święto Zmartwychwstania Narodu Roboczego, który dotąd był gnębiony przez bogaczy, a poczuł swą siłę i zdobywa sobie dolę lepszą.
Jezus Chrystus pragnął szczęścia dla biednych, dla robotników, niech więc dzieje się Jego Wola — niech robotnicy to szczęście zdobywają sobie.
Tak bracia robotnicy! Ciężka teraz dola wasza, ale już przyszedł czas, że wy zrozumiawszy o co chodzi, sami ją sobie poprawicie i razem z miejskimi robotnikami będziecie się cieszyli zwycięstwem.





DOBRA NOWINA ROBOTNIKOM WIEJSKIM.
Jak i kiedy robotnicy wiejscy otrzymają ziemię?
CZĘŚĆ II.
I.
Car ziemi nie da.

Oddawna już chodzą po wsiach bajki, że nie dziś to jutro cesarz odbierze ziemię od panów i rozdzieli ją pomiędzy włościanami tak, że każdemu będzie jej poddostatkiem.
A tymczasem rok za rokiem przechodzi, bieda coraz gorsza, a cesarz ani myśli nawet dawać ziemię. I nie tylko że nie daje ziemi, ale ją jeszcze odbiera, bo tak dusi podatkami, że nie jeden biedny gospodarz musi się u żyda zapożyczać na lichwę by w końcu pozbyć się i tego kawałka gruntu, jaki posiadał.
Jakiś oszust lub głupiec rozgada gdzieś po okolicy, że ma być nowy podział ziemi, że z łaski cesarza pańskie grunta dostaną się chłopom, a łatwowierni ludzie wierzą tym bredniom.
Zapominają, że car moskiewski, Aleksander III, który dziś panuje, podczas swej koronacji 1883 r. powiedział do wójtów zebranych z różnych gubernij — że ani jednej piędzi ziemi chłopom nie da, że pańska ziemia do panów należy i tykać jej nie wolno. Te słowa carskie były przez wiele tysięcy ludzi słyszane i ogłoszone we wszystkich gazetach. One nam mówią aż nadto wyraźnie — że spodziewać się ziemi od cara, to to samo, co czekać aż gruszki na wierzbie wyrosną.
Ani robotnicy, ani gospodarze wiejscy nic nigdy dobrego od cara nie dostaną. Car z panami trzyma i sam jest największym panem, a zarazem i największym wyzyskiwaczem i krzywdzicielem ludu roboczego.
Przekonać się o tem nie trudno.
Car bierze podatki. Podatkami wyciąga ostatni grosz z kieszeni robotników i biednych gospodarzy wiejskich.
Kto ma chatę, grunt, bydło — ten płaci wprost urzędnikom carskim oznaczoną sumę pieniędzy, a jak nie ma czem zapłacić — to mu bydło zabierają, sprzedają ziemię i chatę. Podatki rujnują często cały dobytek chłopa. Z tych podatków, co chłopi płacą za ziemię, car ma rocznie 200 miljonów rubli.
Ale nie ci tylko płacą podatki, którzy mają kawałek własnej ziemi. Nawet robotnicy, którzy nic nie mają płacą carowi podatki chociaż o tem nie wiedzą.
Dzieje się to w taki sposób.
Car ustanowił podatki od wódki, tytoniu, cukru, zapałek, soli i wielu innych rzeczy, potrzebnych ludziom do codziennego używania.
Podatki te, czyli jak ich nazywają akcyzy, płacą urzędnikom carskim kupcy, którzy te przedmioty wyrabiają i nimi handlują. Lecz to, co kupiec zapłaci carowi jako akcyzę, odbiera sobie od kupujących u niego ludzi, zwiększając cenę towarów. Tym sposobem sam kupiec nic nie traci, ale za to tracą kupujący u niego chłopi i robotnicy.
Gdy car ustanowił akcyzy od wódki, to zaraz wódka ogromnie podrożała, tak, że robotnik musi cztery razy więcej płacić za nią, niż dawniej. Szynkarz płaci akcyzę carowi, a robotnicy kupujący wódkę opłacają tę akcyzę szynkarzowi. Tak samo dzieje się z akcyzą od tytoniu, soli, zapałek i innych rzeczy.
Wychodzi więc na to, że nie kupcy właściwie płacą akcyzę carowi, lecz robotnicy. A z jednej tylko akcyzy od wódki car ma 230 miljonów rubli rocznego dochodu.
Oprócz tego wiemy, że każdy kupiec za prawo otworzenia sklepu musi opłacać się carowi każdego roku. Lecz tak samo rzecz się ma z tą opłatą, jak i z akcyzą, że kupiec to co zapłaci carowi odbiera od kupujących u niego. Ztej opłaty za prawo handlowania car ma 16 miljonów rubli rocznie.
Nie dosyć tego; każdy fabrykant płaci carowi podatek za posiadanie fabryki, i fabrykant, tak samo jak kupiec, podwyższa ceny swoich towarów, żeby ten podatek zapłacony carowi odebrać sobie kosztem ludzi kupujących jego towary.
Tym sposobem, kupując każdą rzecz płacimy i to, co ona warta i jeszcze ten podatek, który fabrykant i kupiec zapłacili carowi.
Te wszystkie akcyzy i opłaty które spłacamy przy kupowaniu każdej rzeczy, najwięcej ciężą ludowi roboczemu.
Car z takich podatków ma 300 miljonów rubli rocznie. I to wszystko ściągane jest z kieszeni robotników i gospodarzy wiejskich, z ich krwawo zapracowanych groszy.[2].
Widzimy więc, że car podatkami ograbia ludzi i z tego nędznego zarobku jaki dostają od panów za swą ciężką pracę.
Trzysta miljonów rubli płaci lud roboczy carowi każdego roku.
Trzysta miljonów rubli wydziera car z kieszeni robotników!
I co z temi pieniędzmi car robi?
— To nie jest żadną tajemnicą.
Na siebie samego car wydaje dziennie 45 tysięcy rubli. I to są wasze pieniądze, robotnicy, wam z kieszeni wydarte podatkami, które car trwoni na bale, uczty wielkie, pijatyki i rozpusty, na ten zbytek, którym się otacza. Waszemi także pieniędzmi car opłaca urzędników, policję, żandarmów, żeby was mógł łatwo obdzierać i trzymać w posłuszeństwie.
Za wasze pieniądze uzbraja wojsko, opłaca kozaków, żeby móc w każdej chwili obić was nahajkami lub bagnetami przebijać.
Taka to dobroć cara!
Ale nie koniec na tem, car nie tylko pieniądze wydziera od robotników, on także ich krwi potrzebuje.
Car bierze w rekruty tysiące naszych braci i pędzi ich daleko od ziemi rodzinnej.
Setki tysięcy polskich robotników musi służyć w wojsku prawosławnego cara.
A wszystkim wam wiadomo, jak rekrutów biją i męczą, jak pastwią się nad niemi oficerowie, jakie mają psie jedzenie i ciężką służbę. Gdy carowi potrzeba to wysyła ich na wojnę, jak bydło na rzeź, pod kule armatnie, wcale nie dbając o to, że po nich zostaje tysiące osierociałych rodzin, które giną w nędzy.
Czy to jedna chłopska rodzina opłakiwała żołnierza zabitego gdzieś w dalekich stronach z łaski moskiewskiego cara!
Małoż to wam zabiera car do roku synów, braci i mężów w rekruty!
A gdy wam wtedy żal serce ściska, to pomyślcie o tem, że to wam car robi, że to jego wypełnia się wola.
Lecz nie dość carowi pieniędzy i krwi roboczego ludu. On chce jeszcze wydrzeć nam sumienie i duszę.
Na Podlasiu, w Lubelskiej i Grodzieńskiej guberniach, z nakazu cara zmuszali chłopów przechodzić na prawosławną wiarę, a kto temu się opierał, tego kozacy carscy rózgami na śmierć zabijali.
Nie dawniej jak w przeszłym roku do cerkwi w Siedlcach, na przyjęcie prawosławnego biskupa, kozacy siłą pędzili gromady chłopów ze wsi okolicznych, a kto iść nie chciał, tego siekli nahajkami i ciągnęli skrwawionego.
W Grodzieńskiem, parę lat temu jeden chłop z całą swoją rodziną dobrowolnie spalił się w stodole, żeby uniknąć prześladowania żandarmów carskich, którzy go zmuszali do przyjęcia prawosławia.
I zliczyć byłoby trudno tych wszystkich chłopów, których car kazał zabijać pod rózgami za to, że nie chcieli moskiewskiej wiary, że nie chcieli uznać cara za swego Boga.
I wobec tych wszystkich gwałtów, zdzierstw i okrucieństw, które car wykonywa przez swoich urzędników, są jeszcze po wsiach ludzie, którzy wierzą w dobroć carską i spodziewają się od niego łaski.
Nie zamykajmy nigdy oczu przed prawdą.
Nie oszukujmy siebie samych.
Car tylko to i robi, że podatki zdziera, rekrutów bierze i do prawosławnej wiary zmusza, lecz w niczem nigdy nam nie pomoże, nigdy nie ujmie się za robotnikami i nigdy im ziemi nie da.
Nawet wtenczas, gdy robotnicy mają jakiś zatarg z panem, gdy się zbuntują z powodu jakiejś krzywdy, to wtenczas car zawsze panom dopomaga i przysyła swoich kozaków, żeby nahajkami zmusili robotników do posłuszeństwa i uległości. Ci kozacy, bijąc i tratując pokrzywdzony lud pracujący, mówią nam, najwyraźniej jaki to car dobry, jak dba o robotników i jak się za niemi ujmuje.
Słusznie tedy możemy uważać cara za największego ciemiężcę i wyzyskiwacza narodu roboczego.


Gadają ludzie po wsiach i wspominają często, że car oswobodził włościan od pańszczyzny i poddaństwa pańskiego, i tłumaczą sobie, że to zrobił z dobrego serca i z dbałości o chłopską dolę. Trzeba jednak wiedzieć, jak to było i dlaczego car uwolnił od pańszczyzny.
Był to czas (lat temu ze trzydzieści parę), kiedy w kraju naszym zaczęły powstawać duże fabryki z maszynami i bogaczom, którzy te fabryki zakładali, trzeba na gwałt robotników. A tymczasem nie mogli znaleść robotników, bo chłopi byli poddani, musieli panom odrabiać pańszczyznę, więc nie mogli i nie mieli prawa najmować się do fabryk.
Fabrykanci zrozumieli, iż niema innej rady tylko trzeba, żeby car uwolnił chłopów z poddaństwa, bo inaczej nie będzie komu w fabrykach robić. Więc zaczęli o to cara prosić i tłumaczyć mu, jakie to będą z fabryk duże dochody dla niego.
Car zaraz zwąchał, że z tych fabryk będzie dobry interes dla jego kieszeni i uwolnił chłopów z poddaństwa.
Ale uwalniając chłopów car zmówił się z panami i z fabrykantami żeby nie wszystkim nadać ziemię, a tylko połowie, a to dla tego, żeby druga połowa chłopów zostawszy bez ziemi, musiała za byle co wynajmować się panom i fabrykantom do roboty.
I tak zrobili. Jedna połowa chłopów dostała grunty i to najgorsze, jakie były w każdej wsi, za które teraz musi ciągle podatki płacić; a druga połowa chłopów nie dostała ziemi i teraz pracuje jako robotnicy na pańskich polach i fabrykach miejskich.
Stało się więc to, co jest teraz. Na uwolnieniu chłopów od pańszczyzny skorzystał najwięcej car i fabrykanci; skorzystali także i panowie dziedzice, a najmniej chłopi.
Car uwolnił chłopów, ażeby fabrykantom nie brakło robotnika, za co fabrykanci dobrze teraz opłacają się.
Car więc uwolnił chłopów od pańszczyzny nie z dobroci serca, ani z miłości dla nich, a tylko dla tego, żeby swoją kieszeń wypchać nowemi zyskami.
Fabrykanci skorzystali z uwolnienia chłopów, bo mają teraz aż nadto robotników do wyzyskiwania.
Panowie dziedzice nawet skorzystali z uwolnienia chłopów, bo pozbyli się kłopotu, jaki dawniej mieli, gdy musieli dbać o każdą chłopską rodzinę, zaopatrywać każdą chatę w potrzebne do życia i w gospodarstwie rzeczy. Teraz panowie tego kłopotu nie mają; chłopi mogą sobie umierać nawet z głodu, a ich to nic nie obchodzi; zamiast zaś pańszczyzny mają teraz tanią pracę wolnych robotników, których tak samo dobrze wyzyskują i ciemiężą, jak dawniej swoich poddanych.
Najmniej za to zyskali chłopi. Bieda jak dawniej tak i teraz dokucza im ciągle. Muszą tak samo ciężko pracować na kawałek chleba. A nawet i swoboda ich nie taka, jak być powinna, bo zamiast pańskiego batogu, mają teraz rózgi od komisarzów i żandarmów, a w razie czego to i nahajki kozackie.
Jest że to za co chwalić cara? jestże mu za co być wdzięcznym? Sobie tylko i bogaczom dogodził, a ludowi pracującemu zostawił nędzę. Uwolnił car chłopów z pod pańskiego poddaństwa a oddał ich w poddaństwo swoim urzędnikom, którzy znęcają się nad niemi jak tylko mogą.
I psom taka łaska na nic się nie przyda!


Tak więc, bracia robotnicy, car wam ziemi nie da, od panów ani jednej morgi dla was nie odbierze, a czekać na to mogą tylko głupcy. Wiemy także, że i panowie ziemi swojej nie ustąpią dobrowolnie robotnikom.
Więc kiedyż i jakim sposobem robotnicy wiejscy dostaną ziemię.
Od wieków robotnicy uprawiają ziemię własnemi rękami; dzięki ich pracy tylko ziemia rodzi zboże, dlatego też według sprawiedliwości ziemia do robotników należeć powinna.
Lecz ani car, ani panowie uznać tej prawdy nie chcą. Robotnikom więc nic nie pozostaje innego, jak tylko na siebie samych liczyć, i siłą zmusić cara i panów, żeby ziemię oddali, żeby znowu ziemia należała do całego narodu roboczego, jak to było za bardzo dawnych czasów.
Jak to zrobić i kiedy — o tem właśnie pomówić chcemy.


II.
Co myślą zrobić robotnicy miejscy.

Mówiliśmy już o tem[3] jak robotnicy miejscy w Polsce i w innych krajach łączą się w związki i jak za pomocą zmów (strejków) zdobywają sobie od fabrykantów wyższą płacę i krótszy dzień roboczy.
Dzisiaj już te związki robotnicze stanowią ogromną siłę. Wiele miljonów robotników wszystkich prawie krajów są z sobą połączeni — a cały świat — jest pokryty związkami robotniczymi jakby jakąś olbrzymią siecią.
W Polsce we wszystkich prawie większych miastach jak Warszawa, Łódź, Częstochowa a nawet w różnych osadach fabrycznych i miasteczkach istnieją związki robotnicze, tylko że o nich nie gada się głośno, ażeby uniknąć carskiego prześladowania.
Wszystkie związki robotnicze, różnych miast a nawet krajów, ciągle porozumiewają się ze sobą i pomagają sobie wzajemnie. Gdy polski jaki związek robotniczy urządza zmowę przeciw fabrykantowi to związek niemieckich robotników pomaga mu pieniędzmi, żeby się zmowa udała. Gdy angielscy robotnicy zmowę urządzają, pomagają im robotnicy francuscy.
Oprócz tego, związki robotnicze urządzają każdego roku zjazdy. Na taki zjazd każdy związek wysyła od siebie jednego robotnika i tam ci robotnicy, zjechawszy się z najrozmaitszych krajów, obradują, co mają robić. Na zjazdach tych bywają zawsze robotnicy wysłani od polskich i ruskich związków.
Opowiemy właśnie, co robotnicy miejscy na tych zjazdach radzili i co zamierzają zrobić w niedalekiej przyszłości.
Na teraz postanowili oni następujące rzeczy robić:
będą ciągle zmawiać się przeciw fabrykantom, żeby dostać od nich większą zapłatę i ośmiogodzinny dzień roboczy;
będą ciągle starać się o to, żeby do związków coraz to więcej robotników należało, aż póki nie połączą się ze sobą wszyscy robotnicy na całym świecie.
I nie tylko robotnicy miejscy, lecz i wiejscy, którzy pracują na roli lub w kopalniach, powinni także łączyć się ze sobą, zmawiać się przeciw panom i zdobywać od nich większą zapłatę i pracę krótszą[4]
Gdy już wszyscy robotnicy zarówno po miastach jak i po wsiach połączą się ze sobą, gdy już zrozumieją, że są wyzyskiwani i gnębieni przez panów i cesarzy, wtedy zobaczywszy jaka ich mnogość wielka i siła, powiedzą:
Precz z carem i jego rządami!
Car nas gnębi, wydziera ostatni grosz swojemi podatkami. Jego urzędnicy obdzierają nas i traktują jak bydło. W sądach niema sprawiedliwości dla robotników. Robotnik nigdzie głosu nie ma: nie wolno mu upomnąć się o swe krzywdy i swoje prawa.
Żandarmi i policja robią co chcą z nami; bez żadnego prawa sadzają do więzienia, odstawiają etapem, nawet rózgami biją. Gdy łódzcy robotnicy, nędzą przygnębieni, żądali od fabrykantów płacy wyższej i 8 godzinnego dnia roboczego, car przysłał na nich kozaków i wojsko, które strzelało i bagnetami zabijało niewinnych ludzi.
Car ze swoimi urzędnikami i gubernatorami okrada nas, rekrutów od nas bierze, sumienie nasze prześladuje, wszelką swobodę nam odbiera. Dosyć nam już tego!
Nie chcemy, żeby ta zgraja łotrów nami rządziła. Wypędzimy całą psiarnię moskiewską i sami rządzić się będziemy.
Dalej robotnicy powiedzą:
Precz z panami.
Oni pracę naszą wyzyskują, oni przywłaszczyli sobie ziemię i wszystkie bogactwa, a nam każą żyć w nędzy i pracy ciężkiej.
My wszystko robimy — oni nic nie robią, tylko z pracy naszej korzystają, wzbogacają się i hulają rozpustnie.
My ziemię uprawiamy, fabryki i maszyny budujemy, wszystkie towary wytwarzamy własną ciężką pracą. Do nas przeto — do robotników powinny należeć ziemia, fabryki i wszystkie bogactwa.
Gdy robotnicy powiedzą to sobie, gdy wszyscy zrozumieją, że trzeba raz już sprawiedliwości zadość uczynić — cara, urzędników i panów wypędzić i upokorzyć, — wtenczas robotnicy zbuntują się we wszystkich miastach, powstaną jak jeden przeciwko carowi i panom, rozpoczną walkę z nimi, żądając swobody fabryk i ziemi.
Wtedy i wiejscy robotnicy pójdą na pomoc miejskim, ażeby wywalczyć sobie wolność zupełną i ziemię od panów odebrać.
Cały lud roboczy jak w miastach tak i po wsiach w imię świętej sprawiedliwości powstanie przeciw swoim ciemiężcom.
Do robotników przyłączy się większość wojska, bo przecież żołnierze to po większej części bracia i synowie robotników i chłopów, więc do swoich strzelać nie będą.
Za robotnikami pójdą i ci chłopi, którzy choć na własnej ziemi siedzą, to jednak z biedą i podatkami nie mogą dać rady.
Za robotnikami pójdą wszyscy ci, którym dał się już we znaki ucisk carski, wyzysk panów, gwałty urzędników i policji; pójdą wszyscy biedni, skrzywdzeni i prześladowani walczyć razem o swobodę i sprawiedliwość.
I nie tylko polscy robotnicy staną do walki z carem i panami, lecz i ruscy także, których car tak samo jak nas gnębi, którzy także cierpią nędzę i są wyzyskiwani przez panów.
W każdym kraju powstaną robotnicy przeciw swoim cesarzom, królom i bogaczom i wszędzie żądać będą tego samego: swobody, ziemi i fabryk.
Polscy robotnicy pójdą walczyć razem z robotnikami ruskimi — bo mają tego samego cara i tych samych urzędników. Wspólnemi więc siłami uderzą na swego wspólnego wroga.
Lecz car ze swoimi urzędnikami nie zechce odrazu ustąpić robotnikom. I panowie nie zechcą. Zbiorą sobie całą zgraję różnych swych pochlebców, zapłaconych łajdaków, co z nimi trzymać będą. Żandarmi, kozacy, żołnierze spodleni carską służbą, przekupieni pieniędzmi, bronić będą cara i panów.
Przyjdzie więc do wojny. Z jednej strony lud roboczy, z drugiej — car, urzędnicy panowie.
Która strona będzie silniejsza? Która zwycięży?
— Zwycięży lud roboczy, bo jest sto razy liczniejszy od wszystkich panów i urzędników, od wszystkich kozaków, żandarmów carskich. Na jednego łajdaka, walczącego za cara i panów, będzie stu walczących robotników, z których nie jeden wyuczył się dobrze władać bronią, będąc jako rekrut w służbie carskiej.
Jednem silnem uderzeniem, jednym zamachem robotnicy rozbiją garstkę wiernego wojska carskiego, zapanują nad całym krajem i raz na zawsze zniszczą swoich odwiecznych wrogów. Ci, co byli, sprawcami tylu naszych krzywd i cierpień, ci, którzy trzymają nas w ciągłej nędzy, niewoli i upokorzeniu będą tarzać się w prochu przed zbuntowanym i zwycięzkim ludem.
Po zwycięstwie — nowe słońce zaświeci dla całego narodu pracującego, słońce swobody i szczęścia. Razem z carem i panami przepadną wszystkie nasze krzywdy, nędza, zdzierstwo i wszystkie łajdactwa. Ludzie rozpoczną nowe życie.


III.
Jak będzie po zwycięstwie.

Po zniszczeniu rządów carskich, po wypędzeniu wszystkich urzędników i gubernatorów
lud roboczy sam rządzić się będzie zarówno w miastach jak i po wsiach.
Jakich trzeba będzie urzędników, takich sobie robotnicy wybiorą, i to z pomiędzy siebie. Robotnicy, wybrani przez swoich towarzyszy na urzędników, nie będą mogli samowolnie postępować, tak jak dzisiaj urzędnicy carscy. Oni będą wykonywać to tylko, co im zlecą towarzysze; będą wykonywać tylko wolę ludu pracującego.
Jeżeli który urzędnik okaże się złym wykonawcą, jeżeli nie będzie postępować tak, jak tego chcą robotnicy, wtenczas będzie usunięty i zastąpiony przez innego.
Dzisiaj urzędnicy carscy postępują samowolnie, rządzą i panują nad ludem. Stąd krzywda, gwałty i zdzierstwa, jakie lud ciągłe od nich cierpi i znosi.
Po zwycięstwie zaś, nie urzędnicy będą rządzić, lecz lud roboczy, a urzędnicy, których lud wybierze, będą od niego zależni i będą robić to tylko co lud roboczy uchwali.
Wtedy dopiero będzie zupełna wolność. Każdy będzie mógł według swojej woli postępować, byle tylko nie szkodził innym. Nikt nie będzie miał prawa rozkazywać ludziom i zmuszać ich do czegoś.
Dzisiaj car i jego urzędnicy zabraniają robotnikom odzywać się swobodnie, mówić głośno o swoich krzywdach; zabraniają schodzić się i radzić publicznie nad swojemi sprawami, zabraniają łączyć się w związki; zabraniają dzieci uczyć w polskim języku, a w wielu okolicach zmuszają chłopów do prawosławnej wiary i nie pozwalają im do kościołów chodzić.
Po zwycięstwie ludu roboczego, wszystko to przepadnie; nie będzie żadnych zakazów, żadnych gwałtów nad ludźmi. Będzie zupełna wolność postępowania, wolność słowa i wolność sumienia.
Robotnicy będą się sami rządzić, sami uchwalać prawa, jakie im będą potrzebne, sami będą wybierać urzędników. A ponieważ nikt sobie źle nie życzy — więc gdy ludzie sami rządzić się będą — to wszystko pójdzie dobrze na świecie.
Ziemia, fabryki będą wspólną własnością całego narodu pracującego.
Jak słońce i powietrze należy do każdego i do wszystkich, a do nikogo wyłącznie, jak ze słońca i z powietrza każdy człowiek korzysta bez ujmy dla innych, tak samo, po zwycięstwie ludu roboczego, ziemia, kopalnie i fabryki będą własnością każdego, a zarazem własnością wszystkich pracujących i nikt nie będzie miał prawa na własny tylko użytek przywłaszczyć sobie coś z tego wspólnego dobra.
Każdy pracujący człowiek będzie właścicielem wszystkiego tego, co daje bogactwa i żywność; każdy na równi z innymi będzie właścicielem wszystkiej ziemi z jej bogactwami i wszystkich fabryk. Będzie to wspólna własność całego narodu roboczego i cały naród będzie z niej korzystać i wspólnie nią rozporządzać według swych potrzeb.
Spotykasz wtedy jakiegoś robotnika i pytasz: co on posiada; a on ci powie, że jest bogatszy od największych bogaczy, o jakich teraz słyszysz, bo do niego należy wszystka ziemia całego kraju, wszystkie lasy, wody i kopalnie, wszystkie fabryki i maszyny. Spotykasz drugiego, trzeciego, a drugi i trzeci mówią ci to samo. Każdy z nich powie ci prawdę, bo każdy będzie rzeczywistym właścicielem wszystkich bogactw kraju, bo te bogactwa będą do wszystkich należeć wspólnie a do nikogo wyłącznie.
Bywają dzisiaj rodziny zgodne i kochające się, które nie dzielą się ziemią i dobytkiem jaki posiadają. Kilka sióstr i braci, ojciec i matka, wszystko co mają posiadają wspólnie, wspólnie nad tem pracują i wspólnie rządzą swoją własnością. Wejdziesz do takiej rodziny i zapytasz, do kogo ten ogród lub ta ziemia należy, a każdy z nich odpowie razem, to nasza wspólna rodzinna własność.
Otóż taką rodziną będzie cały lud pracujący, który wszystkie bogactwa posiadać będzie wspólnie, wspólnie będzie pracować i wspólnie rządzić swoją własnością.
Jak dziś nikt nie narzeka, że niema w swem wyłącznem posiadaniu słońca lub powietrza, bo i sam korzysta zeń poddostatkiem i inni korzystają zarówno, tak samo wtenczas ludzie korzystać będą z ziemi i fabryk i bogactw wszystkich, każdy poddostatkiem i bez ujmy dla innych.
Praca będzie dla każdego krótką i przyjemną.
Wszyscy ludzie zdrowi obowiązani będą pracować. Nie będzie tak jak dziś próżniaków, co nic nie robią, a z cudzej pracy korzystają. Nie będzie pracy bezpożytecznej, takiej, jaką dziś mają lokaje i wszelka służba, która dla zbytków pańskich służy, a korzyści nie daje. Panów nie będzie, więc nie będzie próżniaków ani służby pańskiej.
Wszyscy ludzie obowiązani będą pracować na każdego przypadnie mało pracy.
Najwyżej 3 lub 4 godziny dziennie każdy będzie musiał pracować.
I to zupełnie wystarczy, żeby fabryki i gospodarstwa rolne szły doskonale.
Wszędzie będą zaprowadzone maszyny zarówno do rolnych, jak do wszelkich innych robót. A wiemy, że maszyna ogromnie ułatwia pracę i daje tę wielką korzyść, że przy małej pracy człowieka ogromnie dużo i prędko robi.
Dzisiaj robotnicy muszą pracować po kilkanaście godzin na dobę, bo tego wymaga interes panów. Dziedzic lub fabrykant woli mniej najmować robotników, a za to kazać im długo pracować w ciągu doby, gdyż to go mniej kosztuje. Chłopi, którzy pracują na własnym zagonie, ledwie mogą wydołać w pracy, która im cały dzień zajmuje, bo wszystko muszą robić własnemi rękami z pomocą niezdarnych i prostych narzędzi, nie mogą używać do pracy ani pługów parowych, ani żniwiarek, ani maszyn do młócenia, z któremi mogliby w parę godzin zrobić to, co teraz całemi tygodniami robią.
Otóż po zwycięstwie, jak panów nie będzie i nie będzie wyzysku, a cały lud roboczy będzie gospodarować wspólnie zarówno na roli jak i w fabrykach, długa praca dzienna będzie zupełnie nie potrzebna. Gdy wszyscy będą pracować z pomocą najlepszych maszyn, to na każdego nie wypadnie więcej jak 3 lub 4 godziny dziennej pracy.
Więc praca będzie krótszą, nie będzie męczyć człowieka, nie będzie mu sił wyniszczać, psuć zdrowia i życie skracać, jak to jest dzisiaj.
Robotnik, mając tylko parę godzin pracy obowiązkowej, będzie miał większą część dnia zupełnie swobodną, i będzie tej swobody używać według swej woli i potrzeb.
Oprócz tego, praca będzie przyjemną. Każdy będzie tam pracować gdzie zechce, gdzie sam sobie wybierze; będzie robić to, do czego ma upodobanie i zdolność. Przytem nie będzie się pracowało dla żadnego pana — wyzyskiwacza, nie dla żadnego cara, żeby podatki płacić, jak to jest dzisiaj, lecz tylko dla siebie samego i swej rodziny.
Robotnik, po zwycięstwie, stawać będzie do pracy z innem sercem, z inną myślą niż teraz. Teraz idąc do roboty, idzie jak na katorgę, bo musi cały dzień pracować i to nie dla siebie, a głównie dla pana, który zabiera największą część zarobku jego, zostawiając mu tylko nędzną zapłatę. Potem zaś, gdy nowy porządek zapanuje na świecie, robotnik iść będzie do pracy z lekkiem sercem i wesołą myślą, wiedząc, że po kilku godzinach będzie mieć cały dzień swobodny, wiedząc, że idzie pracować nie dla żadnego wyzyskiwacza a dla siebie samego i że za tę pracę otrzyma nie nędznych kilka złotych, lecz wszystko, co mu potrzeba do wygodnego życia.
Każdy pracujący będzie mieć wszystko, co jest potrzebne do wygodnego życia.
Po zwycięstwie robotników każdy człowiek, w jakimkolwiek zawodzie pracujący, będzie miał prawo — za to, że pracuje, brać sobie z magazynów wszystko, co mu potrzeba do wygodnego życia — jedzenie, odzież, sprzęty, różne rzeczy, ozdobne książki, co tylko zechce.
Takie prawo ustanowią robotnicy po zwycięstwie swojem.
Magazyny stać będą otworem dla wszystkich pracujących.
Każdy, który pracuje, będzie mógł brać z nich wszystko, co mu potrzeba, bez pieniędzy, a tylko za okazaniem dowodu, że jest robotnikiem, że pracę obowiązkową odbywa.
Może pomyślicie, że, jeżeli każdy pracujący będzie mógł brać sobie, co chce, to nie starczy dla wszystkich? Otóż nie. Naprzód nikt nie zechce brać więcej nad to, co spożywa lub użytkuje; na nic nie przyda się wtenczas wziąć więcej mięsa, chleba, masła nad tę ilość, którą zjeść może; na nic też będzie nikomu nabierać bezpłatnych sobie sprzętów, ubrań lub jakichbądź innych rzeczy. Sprzedać nie miał by komu, bo każdy będzie mógł sobie wziąć z magazynu; a gdyby nawet i sprzedał komu, to nie będzie miał co zrobić z pieniędzmi, jakie by wziął za to; żadnych geszeftów ani szachrajstw urządzać nie będzie można, bo na cóż to komu będzie potrzebne, gdy każdy będzie miał wszystkiego poddostatkiem — za parę godzin pracy dziennej.
Każdy więc pracujący będzie tyle tylko brać, wiele mu rzeczywiście będzie potrzeba a nic nadto. A wtedy nikomu nie zabraknie. Bo gdy wszyscy będą pracować wspólnie z pomocą najlepszych maszyn i narzędzi, to będzie taka masa wszelkich towarów, że dla każdego będzie ich dosyć.
Dzisiaj jest nawet tyle towarów, że każdemu by wystarczyło, gdyby nie to, że one do panów należą. Często przecież słychać, jak fabrykanci na kryzys narzekają; a cóż to kryzys? Kryzys — to znaczy, że towarów tak dużo, że ich wyprzedać nie można. A czyż nie wiemy, jaką to masę zboża, bydła i najrozmaitszych rzeczy wywożą ciągle kupcy z kraju — w dalekie strony, za morze, do Azji, do najdalszych zakątków świata. Codziennie tysiące wagonów towarowych wywozi najrozmaitsze rzeczy za dziesiątą granicę, choć w kraju tylu ludziom wszystkiego brakuje.
Po zwycięstwie ludu roboczego, tego nie będzie. Towarów będzie jeszcze więcej, niż obecnie, bo wszyscy z pomocą najlepszych maszyn pracować będą, lecz te wszystkie towary zamiast gnić, jak teraz, w zamkniętych magazynach, zamiast wędrować w dalekie i dzikie kraje, będą do użytku wszystkich pracujących — leżeć w magazynach na oścież otwartych — jako wspólna własność całego pracującego narodu.
Tak więc towarów nie zabraknie i każdy za swoją pracę będzie mógł brać wszystko, co mu do życia wygodnego będzie potrzebne.
Dzieci i starzy ludzie wolni będą od pracy.
Dzieci i młodzież do dwudziestego roku życia nie będzie pracować, lecz będzie się uczyć w szkołach i uniwersytetach.
Wszystkie szkoły i zakłady naukowe będą dla wszystkich bezpłatne i przystępne.
Do dwudziestego roku życia każdy, oprócz ogólnej nauki, dającej rozum człowiekowi, wyuczy się także fachu, który sam sobie wybierze. Kto zechce pracować na roli, ten będzie mógł uczyć się umiejętnego gospodarstwa w szkołach rolniczych.
Tym sposobem wszyscy ludzie będą rozumni, będą posiadali naukę i wiadomości do każdego zajęcia potrzebne. Nie będzie ludzi ciemnych, nie będzie głupców i niedołęgów. Nauka w młodych latach dobyta uczyni wszystkich ludzi światłymi i uczciwymi.
Starzy ludzie, którzy już 45 lat przeżyli, będą wolni od pracy obowiązkowej, bo starym należy się odpoczynek i praca w późnym wieku jest nazbyt ciężką dla ludzi.
Starzy ludzie tak samo jak wszyscy będą mieli prawo brać z magazynów wszystko, co im będzie potrzebne, bo kto przez 25 lat napracował się uczciwie i pożytecznie, ten powinien mieć na starość spokój i wszystkie wygody.
Mieszkanie, odzież, sprzęty i wszystko, co człowiekowi służy do osobistych potrzeb, będzie wyłącznie własnością każdego.
Wspólną własnością narodu roboczego będzie tylko ziemia, lasy, wody, kopalnie, fabryki, maszyny, narzędzia pracy, koleje żelazne, okręty i wszelkie magazyny.
Wszystkie zaś inne rzeczy, które robotnik weźmie za swą pracę z magazynów również, jak mieszkanie, nie będą wspólną własnością, lecz wyłącznie każdego robotnika.
To, co robotnik weźmie sobie za swą pracę, to będzie tylko jego własnością — świętą i nietykalną. Do jego mieszkania, do jego sprzętów, odzieży i wszystkiego, co ma w mieszkaniu, nikt oprócz niego nie będzie mieć prawa.
Każda rodzina w swoim domu będzie rozporządzać się samo wolnie, jak zechce i nikt do niej nie będzie mógł się wtrącać. Każdy będzie panem u siebie.


Takie to będzie życie człowieka, gdy robotnicy zwyciężą cara i panów i gdy swój porządek zaprowadzą na świecie.
Od kołyski do grobu — swoboda, szczęście i dobrobyt towarzyszyć będą każdemu człowiekowi.
Znikną zbrodnie, szachrajstwa i podłości, które nędza i wyzysk płodzi.
Większość chorób przepadnie, gdy nie będzie nędzy i pracy uciążliwej. Życie ludzkie, w zdrowiu i dostatku spędzone, będzie o wiele dłuższe niż dzisiaj. Światło nauki ogarnie wszystkich ludzi, wypleniając głupie zabobony i złe instynkty.
Utracony raj wróci znowu na ziemię.


IV.
Czemu lepiej mieć ziemię wspólną, niż podzieloną.

Nie jednemu z was, czytając opis tego, co uchwalili żeby robić robotnicy miejscy, przychodziło do głowy pytanie dlaczego po zwycięztwie ludu roboczego ziemia ma być wspólną własnością robotników?
Czy nie lepiej by było, żeby wszystką ziemię podzielić na równe części i każdemu dać taki równy kawałek ziemi?
Otóż robotnicy miejscy na swoich zjazdach dużo nad tem myśleli i radzili, jak byłoby lepiej; między nimi było wielu uczonych, co dobrze się znali na gospodarstwie rolnem, i wszyscy oni doszli do tego przekonania, że daleko lepiej będzie mieć wspólną ziemię niż podzieloną.
Opowiemy właśnie dlaczego lepiej.
Gdyby naprzykład całą ziemię Królestwa Polskiego podzielić na równe części pomiędzy robotników, to każdemu by wypadło 7 morgów. Jeden by otrzymał lepszy grunt, a drugi — gorszy, zależnie od okolicy; w Sandomierskiem każdy miałby pewną ziemię, na Mazowszu lub w Piotrokowskiem wielu dostałoby same piaski. Więc nie byłoby sprawiedliwości; jedni byliby zamożniejsi, a drudzy żyliby w nędzy.
I co taki kawałek ziemi dałby robotnikowi? Mając go na swoją wyłączną własność, musiałby tam na nim pracować i to pracować ciężko, od rana do nocy, tak jak dziś pracują chłopi na swych kilkumorgowych zagonach. Ani maszyn, ani dobrych narzędzi, ani dobrego nawozu nie mógłby używać, gdyż to drogo kosztuje i nie opłaca się w małem gospodarstwie; wielu dostałyby się grunta bez łąki, bez żadnego lasu, bez wody, jak to przy podziale być musi. Inni znowu dostawaliby kawałek samego lasu bez pola. Taki podział do niczego dobrego by niedoprowadził. Robotnik, siedząc na swoim kawałku ziemi, musiałby ciężko pracować, a miałby z tej pracy niewiele. Trafiłyby go neurodzaje, różne klęski, którym przy wielkiem gospodarstwie można zaradzić, a przy małem nie można.
Chcąc żeby ziemia dobrze rodziła, trzeba prowadzić gospodarstwo umiejętnie, zasiewać najlepsze gatunki zboża, zasilać ziemię kosztowną mierzwą, używać dobrych narzędzi i maszyn — do orki, do siewu ziarna, a na to wszystko trzeba dużo pieniędzy i jeden człowiek, sam pracując na małym kawałku ziemi, nie miałby tego wszystkiego.
Gdyby więc robotnicy wiejscy wszystką ziemię pomiędzy sobą podzielili i pojedynczo gospodarowali, każdy na swoim kawałku, to niewiele by im z tego przyszło; biedowaliby tak samo, jak dzisiaj biedują gospodarze wiejscy, co po kilka morgów ziemi mają, a pracowaliby przytem ciężko.
Co innego zupełnie, gdy robotnicy miejscy zamiast dzielić ziemię na kawałki, posiadają ją jako swą wspólną własność.
Wtedy zaprowadzą wielkie gospodarstwo, takie jakie dzisiaj tylko u najbogatszych panów widzieć można.
Wspólnie gospodarując na wielkich obszarach ziemi, robotnicy będą mogli posługiwać się najlepszemi narzędziami i maszynami, jakie tylko są używane w gospodarstwie. Będą mieć pługi parowe, żniwiarki i siewniki, młockarnie parowe i wiele innych maszyn, przy pomocy których będą mogli w kilka dni zrobić to, co dzisiaj chłop na swojem gospodarstwie całemi miesiącami robi. Najlepsze nawozy będą użyźniać ziemię; wszelkie gatunki zboża i najkosztowniejszych roślin będą uprawiane; gdzie trzeba grunt osuszyć lub wodę przeprowadzić, tam będą wszędzie porobione kanały. Na wspólnym obszarze ziemi nie zabraknie pastwisk, łąk obszernych, lasów, wody. W rzekach, jeziorach i stawach będzie można zaprowadzać wzorowo urządzone gospodarstwo rybne; w lasach można będzie hodować wszelką zwierzynę; na pastwiskach — utrzymywać prześliczne stada bydła, koni, owiec.
Jednem słowem robotnicy, gospodarując wspólnie na wielkich obszarach ziemi, sto razy więcej zyskują, niż gdyby każdy siedział na swoim małym kawałku.
Przy wspólnem wielkiem gospodarstwie na każdego robotnika wypadnie tylko parę godzin pracy dziennej. Maszyny zastępować będą w znacznej części ludzi, uczynią pracę lekką, niemęczącą i krótką.
Ziemia uprawiana umiejętnie, dobremi pługami orana, zasilana najlepszą mierzwą, zasiewana najlepszemi gatunkami zboża, rodzić będzie daleko więcej.
Tak więc, przy wspólnem wielkiem gospodarstwie robotnicy przy małej pracy będą mieć obfite owoce.
Małe pojedyncze gospodarstwo — to praca ciężka i bieda. Wielkie gospodarstwo wspólne — to mała praca i bogactwo.
Oto dlaczego lepiej mieć wspólną ziemię i wspólnie na niej gospodarować!

V.
Bądźmy w pogotowiu!

Wiemy więc teraz jak i kiedy robotnicy wiejscy otrzymają ziemię.
Gdy razem z robotnikami miejskimi powstaną na cara i panów, gdy zwyciężą tych swoich odwiecznych wrogów, wtedy staną się właścicielami wszystkiej ziemi i wszystkich bogactw.
Pamiętajcie o tem!
Car wam ziemi nie da, panowie wam nie dadzą, lecz wy ją sami weźmiecie, gdy razem z robotnikami wszystkich miast pójdziecie zwyciężać carskich kozaków.
Trzeba wam będzie naprzód rozpędzić na cztery wiatry wszystkich urzędników carskich, gubernatorów, żandarmów, a wtedy dopiero będziecie mieć ziemię i swobodę. Z panami łatwo sobie poradzić.
Bądźcie więc w pogotowiu bracia robotnicy. Gdy posłyszycie, że w miastach lud roboczy rozpoczął walkę z carem i panami, gdy miejscy robotnicy zawezwą was do pomocy — bądźcie gotowi nie dajcie na siebie czekać długo!
Całemi masami przybywajcie wtedy do miast — żeby dopomóc zwalczać rząd carski i panów.
Spieszcie na pomoc, niosąc robotniczą czerwoną chorągiew na przodzie.
Spieszcie z okrzykiem — precz z carem! precz z panami!
Zanim ten czas nadejdzie, łączcie się pomiędzy sobą, zmawiajcie się przeciw panom, i wszędzie, gdzie tylko są robotnicy, rozpowszechniajcie dobrą nowinę“, — żeby cały lud roboczy wiedział — jak swą dolę polepszyć, jak zdobyć sobie swobodę i ziemię.








  1. (Przyp. Wyd.). Przedruk dwu broszur będących rzadkościami bibljograficznemi, wydanych w r. 1892 pod nazwiskiem Stanisławy Motz-Abramowskiej. W r. 1917 Abramowski umieścił je w wykazie książek napisanych przez siebie.
  2. Chcąc więcej dowiedzieć się o tych podatkach, czytaj książeczkę pod tytułem „Ojciec Szymon“.
  3. Czytaj pierwszą książeczkę „Dobrej Nowiny“ pod tytułem: O tem jak możemy zdobyć sobie teraz lepszą dolę?
  4. O tem, jak to mają robić wiejscy robotnicy napisano w pierwszej części „Dobrej Nowiny“.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Edward Abramowski.