O! gdybym ja wiódł Panią do kaskady! To tak jak ludzie przyjaciołom wierni,
Ażbym tam zawiódł, gdzie pył leci blady Śród leszczyn w Gisbach, a śród laurów w Terni.
Dzikie-bym zrywał na murawie kwiaty, 5 A Pani w skałach siadła-byś myśląca,
Jak anioł, skrzydłem kaskady skrzydlaty, Czekając z nad skał śpiewu — i miesiąca.
Gdybym ja Panią do kaskady woził, Możebym wieczną tam zatrzymał siłą 10
Śpiewem skamienił i lodem zamroził, I kazał tęczom świecić nad mogiłą.
Lecz nie powiodę do takiego zdroja, Bo teraz straszna jest ducha kaskada;
To cały duch mój i cała krew moja, 15 Która na Polskę chce upaść — i spada.
Raz ty porwana tym strumieniem gminnym Byłabyś nigdy nie wróconą światu:
Dlatego poszłaś gdzieindziej — z kim innym, Ręki się bojąc dać dawnemu bratu. 20
Bo dzisiaj Polka ciekawość pokona, A jej nie karmi to, co tłum paryski,
Gdy w sercu Polska duchem urodzona Jak nimfa wstaje z perłowej kołyski.
Dzisiaj siedzącej przed kaskadą w koczu 25 Sumnienie Pani powie samo głuche...
Że niegdyś łzy się tak sączyły z oczu! A dzisiaj! oczy patrzą — takie suche!
Czyś tem przeklęta? czy błogosławiona? Że serce zimne — oczy łez nie leją? 30
Powie ci kiedyś mogił druga strona, Gdzie serca pękną — albo się rozgrzeją.
Co do mnie — wiem ja, jak to praca pusta! Serce kobiece na czas prze-anielić!
Dlatego odtąd — wiecznie zamknę usta, 35 I wolę nie być z Panią — niż zgon dzielić.
Bo to okropnie! rany pozamykać, Zagoić wszystkie dawne serca blizny!
Iść — i aniołów już nie napotykać! Już nie mieć ani serca! — ni ojczyzny! 40
Gdybym był duchem wersalskiej natury, A taką Ciebie między tłumem zoczył,
Zleciał-bym na cię jak kaskada z góry, Porwał — i rzucił w przepaść — i sam skoczył.