Zła Kanikuło, psie niebieski wściekły, Przed którym wszystkie chłody nam uciekły,
Opadły z liści, jak w listopad, gaje; Ziemia się zeschła dziurawi i kraje;
Zioła dżdża pragną; Cererzyne dary Zawiędłe zwykłéj nie donoszą miary;
Proszę cię, jeśli uprosić się godzi, Niechaj twój ogień mój paniéj nie szkodzi.
Strzeż tego, żeby, jako płci pieszczonéj Śniegowi równéj i mleku rodzonéj,
Piegi nie pstrzyły i przykra (dla Boga) Nie opaliła w południe szeżoga.
Mnie raczej głowę spal na proch i szpiki Już zwykłe ogniom dla białéj podwiki;
Popal i zboża, sioła, ziemię, gaje; Weź, jeśli nam co chłodów jeszcze staje,
I wód na napój zostaw nam o male, Tylko niech moja pani będzie w cale.