Przejdź do zawartości

Dante (Jellenta)/Rozdział IV/III

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Cezary Jellenta
Tytuł Dante
Wydawca Księgarnia F. Hoesicka
Data wyd. 1922
Druk P. Laskauera i W. Babickiego
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

III.

Lecz niesłuszną byłaby nazwa eposu — choć epos to przedziwnie i bezgranicznie odrębne od całego rodzaju twórczości, tem mianem przezywanego — gdybyśmy w Komedyi upatrywali zamiary czysto publicystyczne: a tak czyni bardzo wielu. Mają oni niewątpliwie więcej racyi od grupy poprzedniej, ale znowu popełniają ten sam grzech: przeoczają istotę geniuszu kształtującego twórczość poety, a widzą działacza; zadają kłam harmonii układu, bez której przecie Komedya nie zyskałaby nigdy praw «boskości». Czyżby klękał tak przed popiołami Danta najpotężniejszy geniusz plastyczny — Michał Anioł, gdyby czuł w nim jeno politycznego satyryka lub karciciela, czyżby w sonetach śpiewał chwałę męża stanu?
Prawda — możnaby na to odeprzeć, że i w Sądzie Ostatecznym tkwi ukryta tendencya, a głowa Kościoła, ujrzawszy go po raz pierwszy, zapadła w ponure zamyślenie i uczuła wymierzony przez mistrza pocisk groźby. Pięknie też przypomina Michelet, że Michał Anioł był z rodu dziedzicznych sędziów. Ależ pamiętajmy, że duszą sztuki ówczesnej, a przedewszystkiem florenckiej, było zawsze piękno boże i majestat wielkich uczuć i myśli, że to była jej natura, jej przyrodzone jestestwo, lecz nie świadome dążenie i cel, jak dziś, w wieku przylepianej tendencyi.
Chrystus sądzący posiada piękno formy prawdziwe, samoistne; proszę mu się przyjrzeć dokładnie w samej kaplicy Sykstyńskiej: a okaże się podobnym nieco do Apollina Belwederskiego w Watykanie, podobnym przez cudnie szlachetny, harmonijny wdzięk uduchowionego aż do boskości Greka. Również i Mojżesz, jeśli go porównać z figurami innego dłuta, które się nad nim wznoszą — u Ś-go Piotra w Okowach — uderza przedziwną płynnością linii i wyrazem rąk i nóg, brody i płaszcza, znacznie więcej, niż surowością gromiącego spojrzenia. Albowiem oba są dziełami sztuki plastycznej, a jeżeli przytem są i tematami ideowemi, to mimowoli, z samej natury rzeczy.
Bo mistrze włoscy to byli już tacy dziwni ludzie, że się w nich wzniosłość myśli łączyła z oszałamiającą szlachetnością formy — i przeto niema zasady przypisywać im tendencyi. Dopiero po nich rozpadła się jedność złożonej i tak zestrojonej natury; zjawił się wdzięk ciała i subtelność zmysłowa bez wielkości duszy — u Francuzów, albo patos wyszrubowany bez piękności — u Niemców, albo wreszcie realistyczna dosadność zarobiona świętością — u Flamandów.
I Dante, choć żył o całe stulecie wcześniej od owej złotej epoki, już cały jej skład duchowy, całą jej powszechność i wielostronność, posiadał. «Potrzeba więcej niż całego wieku, aby życie wewnętrzne, duchowe uwydatniło się w rzeźbiarstwie i malarstwie w równym stopniu, jak się ono ukazuje u Danta» — mówi Burckhardt. Choć za młodu oddychał powietrzem wesołej nauki, gaia scienza trubadurów, opiewającej czułość kobiety i chwałę rycerską, jednak, zachęcony szczęśliwą próbą Guido Guinicellego, przeduchowił i uszlachetnił tę poezyę do najwyższego stopnia, wprowadził do niej historyę, politykę, religię i filozofię. Ślad atoli szkoły został, i dlatego-to właściwie bohaterką Boskiej Komedyi jest kobieta, w dwojakiej, co prawda, postaci, ziemskiej i wniebowziętej, ale zawsze kobieta, rozsyłająca naokół promienie wdzięku i miłości.
Tu się zaczęło «das Ewigweibliche». Jak się zdarza, że jednem dzielnem pchnięciem wiosła odbijamy łódź odrazu na sam środek rzeki, tak i Dante jednym potężnym rozmachem skrzydeł geniuszu zostawił za sobą całą przeszłość, całe Wieki Średnie i króluje nad Odrodzeniem jako jego — Wergiliusz.
Jego myśl karmiła się wielkiemi ideałami, a ideały muszą być zawsze w znacznej swej części — ideałami moralnemi i politycznemi. W jego poemacie dźwięczą struny Jezajaszowe; ale on cały nie występuje jako Jezajasz, jak go określa zkądinąd bardzo pięknie, Klaczko. Jego epopeja przeto jest z konieczności i upomnieniem psującego się świata i napiętnowaniem moralnego rozkładu Kościoła, aktem zemsty za osobiste krzywdy i za krzywdy wyrządzone Italii, — klątwą na tyranów i wrogów imperium rzymskiego. I głosi też błogosławieństwo dla wielkich prawodawców i bohaterów i uczonych, chwałę cnotliwych i niewinnie męczonych, wielbi dostojeństwo nauki i filozofii, ośmiesza w sposób tragikomiczny małość i pospolitość. Sposób zaś, w jaki stawia pod pręgierz niektóre grzechy, wprost znamionuje w nim miłośnika czynu bohaterskiego, całkiem epicznego, lecz zgoła nie kaznodzieję i nie moralistę.
Ktoż, np., jest dlań przeciwstawieniem grzechu lenistwa, a więc wzorem pośpiechu? Cezar, śpieszący do Galii. Kto przykładem gnuśności? Całe ludy, jak Izrael na puszczy, jak spóźnieni towarzysze Eneasza. Kto obrazem upokorzonej pychy? Tytani zwalczeni przez Zeusa, sturamienny Briareus, ginący od jego gromu. Skąpstwo uosabia Midas. Najgorsi zaś są ludzie bezbarwni, bez charakteru, bez indywidualności. Dla moralisty prawdziwie chrześcijańskiego mieliby oni zasługę cichych pokornych owieczek, lecz Danta przejmują najwyższem oburzeniem i wstrętem, skoro powiada: «Ni wierni Bogu, ani też buntowni, ani ich przyjąć chce piekło głębokie».
A wszędzie, w każdym obrazie cnoty lub zbrodni, ogarnia cały świat, t. j. nie tylko Włochów i Rzymian, ale pierwotnych Chrześcijan, Żydów i Greków. Opiewa wszystkie strumienie, z których się złożyła wielka rzeka idei katolickiej. W jego Piekle znoszą wiekuiste katusze zbrodniarze, zabójcy, wyuzdańcy, złodzieje, oszuści, tyrani, zdrajcy wszytkich czasów. W Czyśćcu, którego siedem okręgów przedstawia coraz-to łagodniejsze i mniej wyraziste formy złego i pokuty — a mianowicie siedem grzechów głównych — a którego przedsionek zaludniają ci, co dla różnych win muszą czekać dopiero na wstęp do właściwego czyśćca — spotykamy na każdym kroku cały świat w najbardziej paradoksalnych, niespodzianych zestawieniach: Kain (zazdrość) obok Orestesa; wisielec Haman (gniew) obok Szczepana, który modli się za swych oprawców; trubadurowie obok królów żydowskich; Cyrus obok miniaturzysty Oderisiego z Agubbio.
Nie są to fakta illustrujące ściśle zasadę etyczną, lecz są fakta doniosłe grozą dziejową, tragizmem szerokie, sławne, lub przynajmniej słynne, czyny bezprzykładnego poświęcenia i wzruszającej miłości; wspaniałość ducha, piękno heroizmu wojennego: oto z czego się składa cała materyalna osnowa dzieła.
Powiedzmy więcej: nie brak i w samem rdzeniu opowieści — heroizmu, czynu, walki i zaciekawiającego wątka, tych najważniejszych i najozdobniejszych czynników epopei. Toć Dante-pielgrzym jest w swej pielgrzymce prawdziwym bohaterem. Wraz ze swym przeszlachetnym wodzem i za jego sprawą zwalcza przeszkody, straszliwe potwory i wrota, męczy się widokiem niedoli, zalewa łzami współczucia, nie jest nigdy pewny zwycięztwa i dalszej drogi, zapada w mystyczne sny i łamiące trwogi. Grozi mu nietylko Meduza, że go obróci w kamień, lecz i wszystkie zgraje szatanów i potępieńców, poruszonych jak dzikie bestye w swych piekielnych legowiskach. «To wściekłe zamykają mu przed nosem bramy piekieł, to oszukują go kłamstwami, to przypadają, by go rozszarpać, to usiłują zbić go z tropu w labiryncie piekieł. Czytelnik jest więc wzruszony ustawicznem niebezpieczeństwem» [1].
Jakie wreszcie cudowne, a całkiem powieściowe, wątki i węzły wtrącane są raz po raz! Kiedy Stacyusz śpiewa swe uwielbienie dla Wergiliusza, «bez którego nie ważyłby i jednej drachmy», a nie wie, że właśnie przed nim stoi, że mistrzem i wodzem Danta jest właśnie Wergili, — Mantuańczyk oczami daje znać towarzyszowi, by nie zdradzał tajemnicy, lecz ten nie zdołał powstrzymać uśmiechu, następuje wyjaśnienie i przedziwnie wzruszająca wymiana czułości między obu wielkimi latyńczykami. Są to istne nowelle, tyleż zajmujące co opowieści Odysseja, gdy był w gościnie u Alkinoosa.
A już najwięcej o artystycznem założeniu Komedyi świadczy nowa mytologia, którą w niej poeta stworzył, czyli ta siła plastyczna, która w niej stale góruje i zastanawia: i to jest ów drugi z pierwiastków, które podałem wyżej.
Dante wymyślił obrazy męki, grupy i sceny, duchowo-cielesne stany, w których śmiało współzawodniczy z fantazyą Greków, choć przecie ta pracowała nad swemi mytami całe wieki. Nadał im wszystkim charakter żywej wiekuistości, przedłużył je w nieskończoność i spotęgował ich grozę do rozmiarów tragedyi jakiegoś Tantala, Syzyfa, Prometeusza, Marsyasza, Danaid, furyi i tym podobnych postaci.
Oto w Piekle gniewni za karę, nie krzyczą, lecz bełkocą bagnem, «co zająkliwie pluska im w gardzieli»; tyrani, krwi żądni, pławią się wiekuiście w «nurtach wrzącej juchy», zanurzeni w niej aż po brwi; samobójcy przemienieni są w żylaste sęki, gałęzie i zatrute jeżyny, co gdy je nadłamać, ociekają krwią żywą, płaczą i jęczą i cały bór zapełniają strasznym pogwarem bólu; wyuzdańcy i rozpustnicy rzuceni w straszny kanał brudu tak wielki, jakby wszystkich ścieków i nieczystości był połączeniem. Świętokupcy, t. j. kupczący rzeczami świętemi, albo simoniacy, tkwią głowami i kadłubami w skałach:

Z każdego dołu wyzierały sine
Dziwnej postury piszczele grzesznika
Utkwione w jamie po samą pęcinę.
Od płomiennego lizane języka,
Wywężały się te ciała kawalce,
Że mogły zerwać rzemienie i łyka.

Czarnoksiężnicy mają głowy wykręcone tak, że woda, co ciecze z ócz, żłobem pleców spływa po zadzie. Złodzieje kradną sobie wzajem swoje postacie. Przedziwna swą grozą i wymyślnością jest kara za nienawiść, bo najzaciętsi nieprzyjaciele byli z sobą «tak spięci, że łbów plątali kędziory»; mróz, co ich otaczał, wyżerał uszy, zostawiając dziury, i nawet płakać nie mogli, bo

Z ócz tryskające dwa strumienie ciepłe,
Na twarz się tocząc, stygły i w powłoce
Lodu na klamry wyrastały skrzepłe.

A wreszcie — korona wszystkiego (p. XXXIII) — Ugolin, co Ruggieremu «darł czaszkę i ssał mózg w skielecie i z chciwej paszczęki włosami wroga skrzep ocierał krwawy».

A cóż mówić o samej postaci Lucyfera, o tem jak, runąwszy z nieba na glob ziemski, zarył się weń aż do środka i siłą wstrząśnienia wyparł na drugiej półkuli ocean z łożyska? Jeśli tamte grupy noszą ślady rozmyślnie czy bezwiednie półkomicznych cudaczności Wieków Średnich, tu mamy w rzeczy samej myt nowy — tragiczny, ogromny, a jednak zniewalający swą prostotą.
Ta nadzwyczajna twórcza fantazya tłómaczy też po części, dlaczego Komedya stała się w dziejach literatury pomnikiem, który, choć ludzki, postawiono obok nadludzkich, bo zrodzonych przez całe cywilizacye, jak Stary Testament i epopeje Homera. Niewiele zaś zmniejsza chwałę Danta ta okoliczność, że nie wszystko wyszło odrazu z jego głowy, lecz, że znalazł już grunt przygotowany przez olbrzymią fantazyę Wieków Średnich, poezyę sybilińską i apokaliptyczną. Był to przecie bezbrzeżny chaos, chaos nietylko w legendach i widzeniach, lecz nawet w tych malowidłach ściennych, miniaturach, zdobiących rękopisy cennych i świetnych dzieł, «co się w Paryżu zwie luminowaniem» (Czyś. p. XI) i rzeźbach kamiennych, których podobno osobliwie pełne były kościoły francuzkie za czasów, kiedy Dante tworzył i kiedy przebywał we Francyi. Uczeni francuzcy rozwodzą się szeroko nad wpływem zapładniającym całej tej sztuki i twierdzą, że wyczerpała ona wszelkie rodzaje męki piekielnej: jeden z nich, Didron, naliczył podobno nawet do pięćdziesięciu illustracyi Komedyi Boskiej jeszcze przed przyjściem jej na świat [2]. Czyż jednak — wolno zapytać: kto o nich pamiętał; — czy była to istotnie twórczość mogąca rościć prawo do hołdu wszechludzkiego? Czy traci co Szekspir na tem, że korzystał z kronik Saxo-Grammaticusa, albo Goethe, że zużytkował w Fauście legendę o alchemiku? Przecie i świat został stworzony z chaosu, z nieukształtowanych zarodzi bytu.




  1. Są to słowa słynnego znawcy literatury średniowiecznej, Simonde’a de Simondi, wypowiedziane w dziele La littérature du midi de l’Europe (wydanie 1819 r., rozdział o Dantym).
  2. Porównaj wstęp do włoskiego wydania Komedyi, napisany przez Eugeniusza Camerini (Milano 1891). Porównaj też Krauza, który szczególnie szeroko uwzględnia i rozpatruje wpływ sztuki na Danta.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Cezary Jellenta.