Czuli a cnotni, bądźmy ochotni

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ludwik Kondratowicz
Tytuł Czuli a cnotni, bądźmy ochotni
Pochodzenie Poezye Ludwika Kondratowicza/Tom V
Wydawca Karol Miarka
Data wyd. 1908
Druk Karol Miarka
Miejsce wyd. Mikołów — Warszawa
Źródło Skany na commons
Indeks stron
CZULI A CNOTNI, BĄDŹMY OCHOTNI.

Seh't wie die Tage sich sonnig verklären!
Blau ist der Himmel und grünend das Land,
Klag' ist ein Misston im Chore der Sphären,
Trägt auch die Schöpfung Trauergewand.
Salis.


Patrz, jak się niebo rozjaśnia uroczo!
Majem oddycha i trawka, i świat,
Aż grzmi powietrze, aż ptaszki szczebiocą, —
Nie pora wdziewać całunowych szat!
Płyńcie mi w dusze, radość i wesele!
Tyle jest piękna — chwytajmy je w czas!
Cnota i radość — to mądrego cele,
Niechże nakoniec opromienia nas!

Otwórzcie dusze! wszędzie radość płuży —
Łówcie w powietrzu jej piosenki strój,
Łówcie oddechem, bo jest w woni róży;
Patrzcie: radością kołysze się zdrój!
Bierzcie ją w usta w soku winogrona,
W owocach jabłka i soczystych grusz.
Wszędy jest radość — niech wnijdzie do łona,
Czas, aby chmury rozwiały się już!

Patrz w jasne oczy twojego Anioła,
Radosnem tętnem niech ci serce gra;
Miłość cnotliwa w Niebo cię powoła,
Smutek uleci i pierzchnie, jak mgła.
Uczujesz wtedy olbrzyma w twej duszy,
Poznasz dostojny twojej drogi szlak,
Poczujesz siłę, co głazy poruszy.
Iskrę do walki — to zwycięstwa znak.

O bracia moi! skąd te łzy niewieście
Szpecą jagody bohaterskich lic?
Czyliż to życiem znużeni nareszcie
Nad miękką trumnę nie widzicie nic?

Ach! tyle wielkich i szlachetnych rzeczy,
Tyle zostało obowiązków znieść!
Niechaj sumienie nasz grób zabezpieczy,
A wtedy umrzeć — i sława, i cześć.

Nieraz się troska, nieraz przyboleje,
I łza na oku, i na sercu żal;
Użyj na serce balsamu nadzieje,
Zażyj cierpliwość, jak pancerną stal.
A gdy mgła smutku twą głowę otoczy,
Wytężaj oko do niebieskich zórz!
I nie brnąc w ścieżkę występnych uboczy,
Dobrą otuchę w Opatrzności złóż.

Dajcie kielichy! niechaj wino tryśnie,
Pokrzepmy siły — i z losami w bój!
Aż póki ręka strudzona nie zwiśnie,
Póki się z czoła nie poleje znój!
Słodkoż zaśniemy! sumienie zaświadczy,
Żeśmy spełnili, co należy z nas.
O! w tem świadectwie jest balsam zaradczy,
Co zgoi w piersiach najdotkliwszy raz.

Odważnie, bracia! choć duszę zraniono,
Choć wieniec cierni przygniata nam skroń:
Boleść potrzebna, bo orzeźwia łono.
Jak ciepły wietrzyk obumarłą błoń.
Żniwiarze Pańscy! i śpiewajmy szczerze,
I pracowicie związujmy nasz snop:
Pociecha duszy — któż ją nam odbierze?
Ona różami otoczy nasz grób.
1855. Borejkowszczyzna.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ludwik Kondratowicz.