Czarodziejski rumak
Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Czarodziejski rumak | |
Podtytuł | Bajka | |
Pochodzenie | Skarbnica Milusińskich Nr 13 | |
Wydawca | Wydawnictwo Księgarni Popularnej | |
Data wyd. | 1934 | |
Druk | Sikora | |
Miejsce wyd. | Warszawa | |
Tłumacz | Elwira Korotyńska | |
Ilustrator | anonimowy | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB ![]() ![]() ![]() | |
| ||
Indeks stron |
Pewien człowiek miał dwunastu synów. Kiedy najmłodszy z nich wyrósł na młodzieńca, nie chciał w domu zostawać i postanowił iść w świat za szczęściem. Odradzali rodzice, prosili znajomi, żeby w domu pozostał, ale młodzian uparł się i na dwór królewski powędrował.
Tam to usłyszał od służby, że król zmartwiony jest bardzo, gdyż ukochaną jego córkę porwał olbrzym i u siebie trzyma na zamku, do którego żadnego nie ma dostępu.
Po roku służby zatęsknił do rodzinnego dornu i zwolniwszy się ze dworu pojechał do rodzinnego kraju.
Nie zastał już tam rodziców, umarli przed pół rokiem, bracia zaś podzielili się dobytkiem, nie zostawiając niczego dla brata.
— Nie wiedzieliśmy czy żyjesz, — powiedzieli mu po przywitaniu, — nie pozostało nam nic do podziału, prócz dwunastu klaczy. Jeśli chcesz, zabierz je sobie...
Poszedł chłopak w góry, gdzie pasły się zwierzęta i ujrzał prześliczne klacze, każda zaś z nich miała swego źrebaka.
— Jesteś ślicznem zwierzątkiem, — odezwał się młodzieniec do jednego ze źrebaków.
— Byłbym jeszcze śliczniejszym, — odpowiedział, — gdybyś zabił wszystkie źrebaki, zostawiając mnie tylko. Wykarmiony przez dwanaście klaczy, byłbym nadzwyczajny po wyrośnięciu.
Chłopak posłuchał rady, a gdy zjawił się po roku, ujrzał prześlicznego, nadzwyczaj dużego konia. Wszystkie zaś klacze miały znów po źrebaku.
— Jesteś już dosyć duży, — rzekł chłopak, — zabiorę cię już ze sobą...
— Nie rób tego! — rzekł konik, — zabij, jak i poprzedniego roku, wszystkie źrebaki, a ja ssać będę dwanaście klaczy, zobaczysz jak wyrosnę...
Chłopak posłuchał i zabił zwierzęta, zostawiwszy pięknego źrebaka klaczom do wykarmienia. W rok potem przybył znów do swego stada i znów zabił dwanaście przybyłych źrebiąt, zostawiając pokarm klaczy dla dużego i wspaniałego konika.
Gdy w rok potem powrócił do swej spuścizny po rodzicach z podziwem ujrzał zaraz, że źrebak zmienił się w ogromnego, pięknego konia, tak ogromnego, że wsiąść nań było trudno. Musiał na cztery nogi przyklęknąć, aby jeździec mógł się na nim usadowić.
Zabrał go więc ze sobą i pojechał do braci, prosząc żeby wzamian za pozostawione przez niego w górach klacze ze źrebiętami, dali piękną uprząż dla konia.

Bracia z największą chęcią zgodzili się na tę zamianę i ofiarowali mu złocistą uprząż, złotem haftowane siodło i dużo obroku.
Gdy młodzian dosiadł rumaka, rzekł do niego ten ostatni:
— Jedźmy teraz do królewskiego pałacu, zostanę tam wraz z tobą, ale musisz prosić króla o dobry dla mnie obrok i dobrą stajnię.
Młodzieniec pędził szybko, aż sypały się iskry z kopyt i w bardzo krótkim czasie zajechali przed pałac. Na ganku stał król i przyglądał się dziwnemu koniowi.
Gdy zbliżył się do niego jeździec i spytał, czy nie przyjąłby go do służby, zgodził się natychmiast, obiecując dać koniowi wszelkie wygody.
Ale wszędzie są ludzie zawistni. I tutaj znaleźli się tacy, którzy zazdrościli łask królewskich biednemu chłopcu i postanowili go się pozbyć. Oznajmili więc królowi, że jakoby młody człowiek chwalił się przed nimi, że mógłby odebrać księżniczkę olbrzymowi, o ileby tego zechciał.
Król przywołał chłopaka i pomimo zaprzeczeń i wymówek z jego strony, kazał jechać po swą córkę, obiecując w razie uwolnienia jej, połowę królestwa i wyprawienie im hucznego wesela.
Zmartwiony, poszedł do stajni i powiedział o tem swemu rumakowi.
Ten nie zatrwożył się bynajmniej, przyrzekł mu pomoc, ale przedtem kazał prosić króla o dwadzieścia funtów żelaza i dwanaście funtów stali, aby sprowadzony do niego kowal mógł go podkuć do drogi.
Król dał, o co go proszono, i po podkuciu konia puścił się młodzian w drogę.

Wtedy puścił się młodzieniec pełnym galopem ku miejscu, gdzie siedziała księżniczka i porwawszy ją na siodło, uciekł, zanim olbrzym zdołał zobaczyć, co się z nią stało.
Kiedy przybył do zamku króla, cieszyli się bardzo wszyscy, ale król podmówiony przez panów, nie dotrzymał swej obietnicy, rzekł tylko zimnym tonem do wybawcy: — Dziękuję.
Ale chłopak rzekł do króla:
— Obiecana mi była ręka księżniczki. Sądzę, że słowo winno być dotrzymanem!
— No, tak! — odrzekł mu król na to — ale wpierw musisz odwalić tę skałę, co stoi nawprost pałacu.
— Tego nie było w naszej umowie, — odpowiedział młodzieniec, — ale niech tam! Dla zdobycia księżniczki muszę to zrobić!..
Poszedł zaraz do stajni i powiedział swemu rumakowi o kłopocie.
Rumak kazał się podkuć nanowo i rozwalił kilku uderzeniami kopyt olbrzymią skałę, która zasłaniała pałac królewski.
Wróciwszy do pałacu, zażądał ręki księżniczki, ale i teraz król zapowiedział, że dopóty jej nie da, dopóki nie zdobędzie dla niej takiegoż rumaka, jak i ten, na którym sam jeździ.
Z wielkim trudem, z przeszkodami ze strony dzikich zwierząt i ptaków drapieżnych, które im przeszkadzały w podróży, dosięgli otoczonej górami doliny, gdzie po wielkiej walce uśmierzyli dzikiego rumaka i przywiedli go przed zdziwionego króla. Oba konie tak były do siebie podobne, że niemożliwe było ich rozpoznanie. Zdawało się, że teraz król odda rękę swej córki. Tymczasem postawił jeszcze warunek:

— Otrzymasz moją córkę za żonę, rzekł — ale wpierw muszę się przekonać, czy jest dla ciebie przeznaczona.
Córka moja ukryje się przed tobą dwa razy, i ty znaleźć ją musisz.
Potem ty się ukryjesz, a gdy ciebie nie będzie mogła znaleźć, wesele wam wnet wyprawię.
— Nie było tego w naszej umowie, rzekł chłopak, — ale niech tam! zrobię i to...
Poszedł do stajni i zwierzył się swemu rumakowi.
— Weźmiesz broń i pójdziesz nad staw. Na wodzie ujrzysz pływającą kaczkę. Zamierzysz się, aby ją zastrzelić wtedy ona sama się wyda!
Poszedł młodzian nad staw i zrobił tak, jak mu rumak polecił.
Zaledwie wziął fuzję, zaczęła wołać:
— Nie strzelaj! To ja!..
Na drugi raz zamieniła się księżniczka w bochen chleba i leżała między innemi czterema bochenkami. Wszystkie były zupełnie jednakowe i niepodobna ich było rozpoznać.
Chłopak poszedł do stajni i tam się dowiedział od rumaka, że trzeci z rzędu bochenek jest księżniczką i poradził, żeby wziąwszy duży nóż kuchenny, udał, że go chce rozkrajać.
Zrobił tak, jak mu powiedziano, a natychmiast usłyszał przerażony głos z głębi chleba wychodzący: „Nie bierz na mnie noża, to ja!“
Teraz kolej przyszła na młodzieńca. Poszedł do swego wiernego rumaka, a ten zmienił go w maleńki owad i ukrył w nozdrzach.
Księżniczka szukała, ale nigdzie znaleźć nie mogła, poszła więc do stajni, ale zaledwie zbliżyła się do konia, ten zaczął tak wierzgać, że bała się doń przystąpić i rzekła:
— Nie mogę cię znaleźć, wychodź z ukrycia!
Na drugą próbę zmienił się młodzian w robaka i ułożył się pod podkową konia u tylnej nogi.
Księżniczka szukała wszędzie, wreszcie poszła do stajni, ale koń stał tak silnie na nogach, że dostrzec niczego nie mogła.
— Wychodź! nie jestem w stanie ciebie wyszukać!
Chłopak wyszedł natychmiast i stanął wraz z nią przed królem.
— Teraz jest już moja! — powiedział — widzisz, że jest mi przeznaczona.
— Jeśli ci jest przeznaczona, to bierz ją sobie, — rzekł król.
I pojechali na wspaniałych rumakach do kościoła.
