Czarny karzeł/Rozdział XIV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Walter Scott
Tytuł Czarny karzeł
Wydawca Red. "Tygodnik Mód i Powieści"
Data wyd. 1875
Druk Drukarnia Emila Skiwskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. The Black Dwarf
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ  XIV.

Elisław, który długą wprawą w obłudzie tak daleko postąpił, że nawet chód swój do podstępnych zamiarów zastosować umiał, przebył szybko krużganek i wszedł po schodach prowadzących do pokoju Izabeli chyżym, stałym i pewnym krokiem człowieka, zajętego wprawdzie interesem wielkiéj wagi, ale nie powątpiewającego o niemylnym onego skutku. Gdy zaś dwaj przyjaciele już go dosłyszeć nie mogli, krok jego stał się powolniejszym i niepewnym, a umysł stał się miotany zgryzotą i bojaźnią. Nareszcie zatrzymał się w przedpokoju, chcąc zebrać myśli i zastanowić się przed wnijściem do córki nad sposobem zawiązania z nią rozmowy, w interesie tak wielkiéj dla niego wagi.
— Byłże kto w nieszczęśliwszem, zawilszem położeniu? — mówił sam do siebie. — Jeżeli nas niezgoda rozdwoi, rząd niewątpliwie ukarze mnie śmiercią jako głównego podżegacza. A chociażbym spiesznem poddaniem się mógł sobie ocalić życie, będę i w tym nawet razie do szczętu na wieki zniszczonym. Z Ratelifem poróżniłem się i z téj strony czeka mnie tylko zmartwienie i prześladowanie. Gdybym udał się gdzie w dalekie strony świata, nie mam najmniejszych nawet środków do utrzymania swego życia, i do osłonięcia się przed obelgą z zarzutu odstępstwa na mnie w takim razie spadającą. — O ucieczce zatém podobnéj nawet myślić nie mogę, cóż mi więc pozostaje do wyboru, pomiędzy niepodobieństwem wyjazdu a niebezpieczeństwem, jakie nam wszystkim grozi? Jedno tylko pojednanie z tymi ludźmi zbawić mię zdoła, które aby do skutku doprowadzić, przyobiecałem Langlejowi, że Izabela go zaślubi jeszcze przed północą, i Mareschallowi, że to uczyni dobrowolnie. Twardy to będzie orzech do zgryzienia, tymbardziéj z Izabelą, którą, wiem, że Fryderyka nie cierpiąc, za tę natarczywość podwójnie go znienawidzi. Wiele wprawdzie polegam na romansowéj wspaniałości jéj serca, ale choć odwołam się do powagi ojca i posłuszeństwa mu przynależnego, muszę jednak miarkować się, aby doza nie była zbyt wielką.
Rozważywszy tak niebezpieczne swoje położenie, wszedł do pokoju córki, zbierając całą potęgę umysłu, tak potrzebną do wykonania ułożonego planu. — Chociaż podstępny i ambitny, nie był jednakże tak nieczułym, aby mając zadać gwałt sercu własnego dziecka, nie miał się tém wielce zaniepokoić. — Już chciał nawet zwrócić się z drogi, nic nie zdziaławszy, ale sama myśl, że będzie zgubiony bez ratunku, jeżeli mu się nie uda nakłonić jéj do zezwolenia na związek z Fryderykiem, była aż nadto dostateczną, aby ułagodzić a nawet zniszczyć wszelkie objawy występującego do walki sumienia.
Znalazł córkę przy oknie jéj sypialnego pokoju siedzącą, z głową opartą na ręce, tak zatopioną w myślach, że nie usłyszała hałasu jaki wchodząc zrobił. Przystąpił do niéj z twarzą wyrażającą wielką troskę, a usiadłszy obok niéj, ujął jéj rękę, przycisnął do piersi i westchnąwszy zwiesił smutnie głowę.
— Mój ojcze! — odezwała się Izabela z pomieszaniem, — które tyle bojaźni, ile współczucia okazywało.
— Tak Izabelo, — odpowiedział Vere, — twój nieszczęsny ojciec, który ze skruszonem sercem przychodzi przeprosić swoją córkę za zmartwienie, wyrządzone jéj przez zbyteczną miłość, a potém pożegnać się z nią na wieki.
— Zmartwienie dla mnie mój ojcze i pożegnać się na wieki? — zawołała mis Vere zatrwożona; — cóż to znaczy?
— Tak Izabelo, mówiąc szczerze. Lecz nasamprzód pozwól mi się zapytać, czy mnie nie posądzasz przypadkiem o współudział w napadzie jakiemu uległaś?
— Ty mój ojcze miałbyś do tego należyć? — odpowiedziała Izabela jąkając się, przekonana, że jéj myśli odgadnął, i wstydem wstrzymana od wyznania tak upodlającego i nienaturalnego podejrzenia.
— Twoje wahanie się przekonywa mnie, że miałaś takie podejrzenie, a ja muszę bolesne uczynić ci wyznanie, że nie było ono bez zasady. Ale słuchaj: w złój godzinie zachęciłem Sir Fryderyka Langlej do starania się o twoją rękę, ponieważ niepodobną rzeczą mi się zdało, abyś czuła niepokonaną odrazę do związku, którego korzyści były aż nadto widoczne. W nieszczęśliwszéj jeszcze godzinie wdałem się z nim w tajemne knowania, mające na celu przywrócenie naszego wygnanego króla. Korzystał z nieprzezornéj ufności, a moje życie teraz w jego ręku.
— Twoje życie ojcze! — zawołała Izabela z przestrachem.
— Tak moja córko, życie tego którego ojcem swoim nazywasz. Fryderyk kochacie ale zarówno pragnie powrotu Stuartów, i tak splótł z sobą oba te uczucia, że oba wywierają wpływ nieprzeparty na jego postępowanie. Poznawszy to, a widząc twoją ku niemu niechęć, starałem się oddalić cię z domu i zarazem wyrwać siebie z niebezpieczeństwa w które zostałem zaplątany. Ale skutkiem nieprzewidzianych okoliczności, wydobytą zostałaś z tajemnego i bezpiecznego miejsca które ci chwilowo na pobyt przeznaczyłem. Dziś zatém nic nie pozostaje, jeżeli swéj niechęci ku związkowi małżeńskiemu z Fryderykiem pokonać nie możesz, abyś równie tajemniczo wyjechała do Paryża do ciotki i w klasztorze pod jéj opieką zamieszkała z kilka miesięcy. Pozbawiony wszelkiéj nadziei ocalenia, dziś mi nic już nie pozostaje jak z błogosławieństwem wyprawić cię w drogę pod opieką Rateliffa który dom nasz opuszcza.. własny zaś mój los wkrótce będzie roztrzygnięty.
— Wielki Boże! czyż podobna! — zawołała Izabela. Dla czegóż mnie uwolniono z więzienia przez ciebie ojcze wyznaczonego, dla czego wprzód nie porozumiałeś się ze mną abym wiedziała jak działać w danych okolicznościach?
— Nie mogłem tego zrobić, bo tylko zastanów się moje dziecko. Fryderyk cię kocha z całym zapałem młodzieńczego uczucia, ufając mi zwierza się ze swą miłością, ja przyrzekam mu wszelką pomoc, gdybym więc wydał jego niepokonane niczem pragnienie zdobycia twego serca, czyżbym nie wpłynął tém samem na zupełne znienawidzenie go przez ciebie. Zaufanie przyjaciela którego jak najlepiéj starałem się przedstawiać, nie dozwalało podobnéj zdrady... milczałem więc... Wreszcie stało się, ja i Mareschall postanowiliśmy umrzeć jak na mężów przystoi, a ciebie zabezpieczyć od smutnych następstw ztąd wypływających.
— Boże Przedwieczny, czyż nie ma żadnego ratunku? zawołała Izabela ręce załamując.
— Żadnego, moje dziecko, — odpowiedział Vere łagodnym tonem zupełnego pognębienia. — Jeden jest tylko, zdradzić swoich wspólników, a na to nie pozwala ani godność moja ani szlachetność twego serca moja droga Izabelo.
— O tak mój ojcze, byłaby to hańba, — odezwała się ze zgrozą Izabela. — Ale czyż nie ma żadnego innego środka?
— Byłoby to bezskuteczne upodlenie się. On z zupełną ufnością dąży do celu, a ja z tą samą odwagą wyglądam niego losu. Pod jednym tylko warunkiem chce odstąpić swego zamysłu, lecz ten warunek nigdy z moich ust nie wyjdzie.
— Powiedz mi go, zaklinam cię najdroższy ojcze, jakież może być jego żądanie, którego nie mielibyśmy spełnić, dla uchronienia się od ciosu jakim ci zagraża?
— O tém Izabelo, — rzekł Vere uroczystym tonem, — dopiero się dowiesz, kiedy głowa twego ojca spadnie z katowskiego rusztowania. Wtenczas to usłyszysz, że była ofiara któraby ojca ocalić zdołała.
— A dla czegóż mi teraz jéj nie odkryjesz? Czy myślisz że się będę wahała poświęcić swoje szczęście dla twego ocalenia? Alboż chcesz aby wieczna zgryzota sumienia dostała mi się po tobie w spadku żeś zginął, kiedy jeszcze był sposób zaradzenia nieszczęściu?
— Moje dziecię, — odpowiedział Vere, — jeżeli więc nalegasz abym ci powiedział to cobym tysiąc razy wołał pokryć wieczném milczeniem, muszę ci wyjawić, że o żadnym innym okupie wiedzieć nie chce jak o twojéj ręce, abyś ją jeszcze dziś przed północą mu oddała.
— Dziś wieczorem ojcze, takiemu człowiekowi, potworowi który grozi ojcu życiem aby pozyskać córkę! Niepodobna!
— Masz słuszność moje dziecię, niepodobna. Nie mam też prawa żądać takiéj ofiary. Wszak to koléj natury aby starzy umierali i szli w niepamięć, a młodzież żyła i była szczęśliwą.
— Ojciec mój umrzeć ma, a dziecię jego może go ocalić! — odezwała się Izabela jakby w obłąkaniu. — O! nie najdroższy ojcze! to niepodobna. Chcesz tylko mię zniewolić do ziszczenia twoich życzeń. Wierzę w to że pragniesz mojego szczęścia, ale ojcze przyznaj, że wszystko co mi tu powiedziałeś, było tylko wypływem twéj gorącéj chęci, aby mnie zniewolić do małżeństwa w którem upatrujesz wszystko, co tylko dobry ojciec dla ukochanéj przez siebie córki życzyć może.
— Moja Izabelo, — odezwał się Elisław tonem, w którym wrodzona powaga z ojcowską miłością walczyć się zdawała. — Czyż moje dziecię sądzi mnie zdolnym do wyzyskiwania jego szlachetnych uczuć? Mamże się zniżyć aż do usprawiedliwiania siebie z podobnie hańbiącego podejrzenia?
Izabela zasłoniła twarz i załkała serdecznym płaczem.
— Dobrze więc, — mówił daléj Elisław, — słuchaj moja córko ukochana, znasz niesplamione imię twego stryja Mareschalla, patrz co mu napiszę i sądź z jego odpowiedzi, jeżeli niebezpieczeństwo które nad nami wisi, nie jest rzeczywistém, i jeżeli każdegom niedoświadczył sposobu dla zapobieżenia mu.
Usiadł i napisał prędko kilka słów; dał je Izabeli, która z widoczném natężeniem czytając, siliła się wstrzymać łzy i zebrać swoje myśli.
„Kochany kuzynie! — opiewał list, — znajduję swoją córkę, jak się spodziewałem, w rozpaczy z niewczesnego i skwapliwego nalegania Sir Fryderyka Langlej. Nie umie ona pojąć w jakiem zostajemy niebezpieczeństwie, i o ile jesteśmy w jego mocy. Użyj proszę cię na Boga, twego wpływu aby wyrzekł się żądań, do których przyjęcia mojéj córki zmusić nie chcę, ani mogę, i które, jéj uczucia, delikatność i przyzwoitość obrażają. Jeżeli spełnisz to, zobowiążesz tém twego cię kochającego stryja.“ R. V.
Nie trzeba się dziwić że Izabela przejęta gwałtownem wzruszeniem, nie była zdolną właściwie zrozumieć osnowy listu, że w nim więcéj idzie o odwleczenie terminu ślubu jak ojéj nie zwalczoną niczem odrazę do natarczywego zalotnika.
Vere zadzwonił i dał pismo dla doręczenia go Mareschallowi. Potém w milczeniu targany miotającem go uczuciem przeszedł się po pokoju, a gdy odpis nadszedł, uściskał rękę córki i podał jéj papier do przeczytania.
— Weź Izabelo, — rzekł, — i sama przeczytaj żebyś przekonała się jak działam otwarcie w całéj téj sprawie.
Treść listu była następująca:
„Kochany Stryju! W wiadomem ci żądaniu starałem się Langleja przekonać, ale go znalazłem niezachwianym. Szczerze mi żal, że ładna moja kuzynka zmuszoną zostaje do spełnienia tego co odwlec jeszcze pragnęła, ale Fryderyk przyrzeka opuścić razem ze mną zamek zaraz po ślubie. Zbierzemy zatém naszych ludzi, ruszymy na zamierzoną wyprawę, i mam niepłonną nadzieję że narzeczony zginie nim się znów spotka ze swoją narzeczoną. Izabela przeto niech się nie waha zostać chwilowo panią Langlej, bo na grymasy panieńskie nie ma czasu, gdy m: — cz wisi nad naszemi głowami. Otóż wszystko co ci teraz donieść może twój kochający cię synowiec.“  R.M.
P. S. Powiedz jednak Izabeli, że jakkolwiek postanowi, to prędzéj postarałbym się poderżnąć gardło niefortunnemu zdobywcy jéj serca, niż dopuścić aby ją zmuszano do małżeństwa przeciw własnéj jéj woli.
Izabela przeczytawszy list, upuściła go na ziemię i gdyby ojciec jéj nie przytrzymał, byłaby spadła z krzesełka.
— Mój Boże! dziecię moje umiera, — zawołał z nieudanem przejęciem. — Otwórz oczy Izabelo, otwórz oczy moje dziecko, cokolwiek wypadnie, nie będziesz ofiarą, ja sam tylko zginę z pociechą w sercu żem się niczem nie przyczynił do zadania gwałtu twojemu sercu. Na grobie moim będziesz płakać, ale łzami miłości nie wyrzutu lub nagany. Poproście Rateliffa aby przyszedł do mnie jak najprędzéj.
Izabela blada jak trup, założyła ręce ściągnięte poruszeniem, zamknęła oczy i usta jakby gwałt zadawała wewnętrznemu uczuciu. Po chwili podniosła głowę, odetchnęła ciężko, i wyrzekła z mocą i silnem postanowieniem:
— Ojcze, zezwalam na to małżeństwo.
— Nie! moje dziecko — zawołał Elisław z wybuchem obudzonéj nagle miłości dla dziecka. — Nie moja Izabelo, nie mogę od ciebie wymagać tak wielkiego poświęcenia, dla ratunku mnie z niebezpieczeństwa.
— Ojcze, — odezwała się Izabela, — powiedziałam ci że zezwalam....
— Nie! moje dziecko, przynajmniéj nie dziś jak tego żąda. Będę go prosić, błagać o zwłokę, a przez ten czas może pokonasz wstręt do niego niczem nieusprawiedliwiony. Rozważ tylko jak to jest dla ciebie związek korzystny pod każdym względem. Bogactwo, dostojeństwo, znaczenie...
— Ojcze przestań, zezwoliłam, przerwała Izabela z takim wysiłkiem, że zdało się iż po wyrzeczeniu słów tych straciła przytomność.
— Niech ci Bóg pobłogosławi moje dziecko, — odezwał się Elisław, — jak ci już błogosławi...
— Zostawcie mnie samą... odejdźcie, — wyjąkała niewyraźnie biedna dziewica. — Cały wieczór dzisiejszy pragnę zostać samotną.
— Jakto, nie chcesz nawet przyjąć odwiedzin Fryderyka?
Izabela potwierdziła skinieniem głowy i dodała z wielkim wysiłkiem:
— Miej ojcze litość nademną i ochraniaj.
— Niechaj i tak będzie moje serce. Bądź pewna że nie dopuszczę żadnego w niczem gwałtownego działania względem ciebie, a postępowanie Fryderyka jakkolwiek może ci się nie podobać, usprawiedliwij je nadmiarem jego miłości. Kochającym wiele się przebacza.
Izabela niecierpliwie skinęła ręką.
— Przebacz mi moje dziecko, odchodzę już, odchodzę. O jedenastéj powrócę do ciebie aby cię poprowadzić do... jeżeli jednak prędzéj chciałabyś ze mną zobaczyć się, to przyślij służącego a natychmiast przybędę.
Po odejściu ojca Izabela zalana łzami padła na kolana.
— Boże! — zawołała, — dodaj mi sił w dokonaniu postanowienia jakie zrobiłam. Ty Boże wspomóż mnie i ratuj. Potém zwiesiła głowę i cała zatopiła się w modlitwie. Po chwili powstając mówiła do siebie przyciszonym głosem jakby szeptém duszy upadającéj pod ciężarem boleści:
— Biedny Ernseliff, któż ci teraz przyniesie pociechę, z jakąż pogardą wspominać będziesz imię téj, która dziś jeszcze rano słuchając słów twoich z taką miłością do niéj wypowiedzianych, wieczorem zaprzysięgła wiarę małżeńską innemu. O lepiéj żebyś mną pogardził aniżeli dowiedział się powodów które mnie do tego zniewoliły. Tak, pogardź mną, serce twoje mniéj cierpieć będzie a dla mnie stanie się pociechą, że. tylko ja sama płakać będę przez całe życie na dolę moją nieszczęśliwą. Mówiąc to na nowo rzewnemi zalała się łzami, gdy drzwi jéj pokoju cicho się odemknęły, i pokazał się w nich Rateliff, którego kazawszy przywołać Elisław, zapomniał późniéj odwołać wydanych względem niego rozkazów.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Walter Scott i tłumacza: anonimowy.