Już nie drogami lotów podniebnych żórawi
ku wam mi lecieć druhy. — Rzucam w Drogę Mleczną
ku wam serca wołanie, gdzie wśród gwiezdnych mgławic
w milczącem sercu Boga, milczy głucha wieczność.
Czyliż was sięgnę duchem w tę noc przenajświętszą,
kiedy się Bóg w miłości z człowiekiem pobratał —
was, nad których grobami mroźne wichry jęczą
na Alp turniach lodowych: na grobowcach świata?
Nad krwią waszą i bólem trwa głazów milczenie.
Wieczny pokój męczeńskim, bezimiennym kościom! —
Wy, o wolność walczący, z walki wyzwoleni
przez śmierć — pokój wam w ciszy i światłach wieczności!
Czyli was sięgnę duchem? — was, którym wszechświaty
są pewnie mniejsze niż mnie nędzny okruch ziemi! —
którym czas wichroskrzydły w cichą wieczność zastygł
i jako kamień w morze padł w wieczność przestrzeni?!
Czemże wam serc człowieczych bóle i tęsknoty,
serc, drżących w niemym lęku pod mroźnych gwiazd bólem, —
wam, których Bóg już wywiódł z krzyżowej Golgoty
i łaską zapomnienia jak płaszczem otulił?
Czemże wam serc człowieczych nędze i udręki?
pytania: czy krew wasza nie poszła na marne? —
wam, przez krwawą klepsydrę, przesączonym w błękit,
w bezimienne wspomnienie, w otchłanie bezmiarów?
Wspominam was: w mem ręku drży biały opłatek —
w oku łza. — W łzach się iskrzy w niebie Droga Mleczna.
Rzucam ku wam wołanie w noc, gdzie wśród wszechświatów
w milczącem sercu Boga milczy głucha wieczność.