W izbie płacz, jęki... W głębi na pościeli,
Jak kwiat upadły na skoszony łan,
Zmarłej dzieweczki zdala twarz się bieli.
Przed łożem stanął w zamyśleniu Pan.
Umilkła naraz domowników rzesza
I przed obliczem śmierci w trwodze drży;
A On, co zmarłych znów do życia wskrzesza,
Rzekł: „Nie umarło dziewczę, ale śpi“.
Dziś przyszedł do niej daną z nieba mocą
W zimnem jej sercu wzniecić ognia żar
I kazać błądzić długą życia nocą,
Gdy wiecznych świateł już jej błysnął czar.
— Czy zmarłą skazać na walk szereg nowy?
Ciśnie się w głowie Pana myśli tłok.
Z powiek jej spłoszyć błogi sen różowy
I wieść przez życie znów w mogilny mrok.
Więc ma nanowo przez win otchłań kroczyć,
Nim spocząć w grobie przyjdzie dla niej czas,
Gdy miała wkrótce już świat inny zoczyć,
Ten, co tam w górze, dawno czeka nas?
Białe to dziewczę, jak kwiat polny biały,
Ciało jej — tkanka w śnie widzianych przędz.
Zda się, wybielał przy niej świat ten cały,
Mniej na nim bólu, zbrodni mniej i nędz.
Dziś ją owiną w wonne prześcieradła,
Grobowa ciało jej okoli noc;
Tam, gdzie jej dusza niepodzielnie władła,
Duch nieprawości swą odzyska moc.
Żal kwiatu, który zakwitł na ugorze,
I owej woni, którą szerzył — żal,
I tych promyków, co przez mroków morze
Wieczystej prawdy niosły światło w dal.
O, zbudź się ze snu, pączku ty liliowy!
Nad bagnem życia znowu mi się kwieć,
Rozpraszaj w duszach ludzkich mrok grobowy,
Królestwo Boże na tej ziemi nieć.
Z myśli się ocknął Pan i przetarł skronie,
Nad śpiącą schyla się i patrzy nań
I rzecze, biorąc drobną rękę w dłonie:
— „Zbudź się, dzieweczko, tobie mówię: Wstań!“