Brońcia beksa

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Karol Estreicher
Tytuł Brońcia beksa
Pochodzenie Bajeczki i powinszowania
Data wyd. 1904
Druk Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na commons
Inne Cały tomik
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
BROŃCIA BEKSA.

Krzyk, pisk, wrzask, bek, ryk, kwik, lament!
Co za wrzawa? Co za zamęt?
Kto to płacze? Kto to szlocha?
Ach! to Brońcia, ta pieszczocha!
»Czego płaczesz?« — pyta Mama;
A Bronisia: »Nie wiem sama!
Oto Wińcia niegodziwa,
Małym palcem na mnie kiwa!»
»Nie płacz Brońciu bez przyczyny!»
Rzecze Mama do dzieciny,
Bo gdy z płaczu będziesz chora,
Poślę zaraz po doktora.«
Próżno Mama prosi, łaje,
Brońcia w płaczu nie ustaje,
Na złe wyszły ciągłe beki:
Spuchły oczka, nos, powieki.
Bronisia się w łóżku biedzi,
Bo na oczka nic nie widzi.
Spływa tydzień, drugi spłynął,
I ból oczu nie przeminął.
Dobrzańskiego z czarną brodą,
Do Bronisi łóżka wiodą.
Wyjął pendzel i flaszeczkę,
Wpuścił w oczka kropeleczkę.
Brońcia krzyczy: »Pali, dusi!
Do Anusi! do Mamusi!
Do kucharki! precz doktorze!«
Płacz i lament nie pomoże.
Doktór z oczkiem nie żartował,

Roztwarł gwałtem, lapisował,
Aż dopóki Brońcia mała,
Zupełnie nie przewidziała.
Wtedy to jej mama rzecze:
»Widzisz, jak to boli, piecze!
Chcesz mieć zawsze oczka zdrowe,
Nosek czysty, wolną głowę,
Nie płacz dziecię bez ustanku,
Od wieczora do poranku.«




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Karol Estreicher (starszy).