Boska Komedia (Stanisławski)/Raj - Pieśń XXX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
PIEŚŃ TRZYDZIESTA.

O sześć tysięcy mil odległa może
Szósta godzina skwarem ku nam zieje,
A cień od tego ścielący się świata
Już do poziomu nachyla się prawie,
Kiedy głąb' nieba nad nami wzniesiona
Mienić się pocznie, że niejednej gwiazdy
Gubi się widok dla tego padołu;
A kiedy słońca służebnica świetna
Dalej się pomknie; — niebo swe źrenice
W kolej zamyka, aż do najpiękniejszej.
Tak właśnie tryumf igrający wiecznie
Dokoła punktu, który mnie przeraził,
Zamknięty niby w tem, co sam zamykał,
Zagasł powoli przed oczami memi...[1]
Więc, nic nie widząc, miłością naglony
Ku Beatricze obróciłem oczy.
Gdyby się wszystko com rzekł dotąd o mej,
Połączyć dało w jeden hymn jej chwały,

Na ten raz jeszcze byłoby za mało.
Bo krasa, jaką w niej teraz widziałem,
Nie tylko nasze pojęcie przenosi,
Lecz jestem pewny, że Ten, co ją stworzył,
Sam by nią w pełni zachwycać się zdołał.
Tu się uznaję bardziej zwyciężonym,
Niż swym przedmiotem zgnębiony był kiedy
Pisarz komiczny, albo też tragiczny;
Bo jako słońce wzrok przeraża drżący,
Tak przypomnienie skłodkiego uśmiechu
Całkiem pozbawia duch mój samowiedzy.
Od pierwszej chwili, gdym jeszcze w tem życiu
Spojrzał w jej lica, do tego widzenia,
Ciąg pieśni mojej nigdy się nie zrywał;
Dziś, poetyczny bieg mój za jej krasą
Wstrzymać się musi, jak artysta wszelki
Ustaje, szczytu dosięgnąwszy swego.
Stawszy się taką, jaką ją zostawiam
Trąbie głośniejszej niż moja, co musi
Trudną rzecz swoją pomykać do końca,
Z rączego wodza postawą i głosem,
Tak ona do mnie przemówiła znowu:
„Otośmy wyszli z największego ciała,
Wznosząc się w niebo, co jest światłem czystem:
Światłem duchownem, a Miłości pełnem
Miłości Dobra, a pełnem Wesela,
Wesela, które jest nad słodycz wszelką.
Tu masz oglądać rajskie dwa zastępy,

A jeden właśnie w tych samych postaciach
Które na sądzie ujrzysz ostatecznym.[2]

Jak błyskawica nagła, co rozprasza
Widzenia władze i pozbawia oko
Możności dojrzeć największe przedmioty;
Tak mnie rażąca jasność ogarnęła,
I taką blasku spowiła zasłoną,
Że się mym oczom nic nie przedstawiało.
— „Zawsze podobnie wchodzących tu wita,
Miłość, dająca pokój temu niebu,
By jej płomieniem zażegła się świeca.[3]

Zaledwie krótkie słowa te przenikły
Do duszy mojej, już uczułem w sobie,
Że się nad własną moc podnoszę moją;
I zapłonąłem wnet widzeniem nowem,
Że już niebyło tak jasnego światła,
Na które oczy nie byłyby zbrojne.
I obaczyłem światło, jako rzekę
Blaskami lśniącą, a oba jej brzegi
Wiosennem kwieciem umajone cudnie.
Z rzeki tej iskry wznosiły się żywe,
I ze stron obu osiadały w kwiatach,
Niby rubiny złotem okolone;
Potem, jakoby upojone wonią,
W cudownej znowu nurzały się toni,
A skoro jedne wchodziły do głębi,
Natomiast z niej się wynurzały inne.[4]

— „Żądza poznania tego, co tu widzisz,
Która cię teraz doskwiera i pali,
Tem mi jest milsza, im obficiej wzbiera;
Lecz musisz pierwej napić się tej wody,
Nim twe pragnienie nasyconem będzie.“
Tak rzekło do mnie słońce moich oczu,
Potem dodało: „Rzeka i topazy,
Co się nurzają w niej i wynurzają,
I uśmiech kwiecia, — to zwiastuny tylko
Rzeczywistości, którą zasłaniają.
Nie są to rzeczy same przez się trudne,
Ale jest raczej wina z twojej strony,
Że oczy twoje nie dość jeszcze śmiałe.“

Nigdy tak nagle nie rzuca się twarzą
Dziecię ku mleku, kiedy się obudzi
Później daleko aniżeli zwykło,
Jako jam czynił, pragnąc by lepszemi
Oczy się moje zwierciadłami stały,
I chyląc czoło ku fali, co płynie
By się w niej dusza doskonalić mogła.
A skoro tylko jej zakosztowały
Powiek mych brzegi, wnet mi się wydało,
Że rzeka z długiej okrągłą się stała.
Potem, jak ludzie w larwy postrojeni,
Wnet się innymi zdadzą, niż przed chwilą,
Gdy zrzucą obce, kryjące ich twarze;
Tak się zmieniły w uroczyste blaski

Iskry i kwiaty, — i ujrzałem jawnie
Oba zastępy niebieskiego dworu.[5]
O blasku Boga, przy którym widziałem
Królestwa prawdy tryumf najwznioślejszy,
Daj moc com widział opowiedzieć wiernie!
Jest tam wysoko światło, które Stwórcę
Widzialnym czyni dla tych tworów Jego,
Co w tem widzeniu tylko pokój mają;[6]
A w tak bezmierne rozlega się koło,
Że obwód jego zbyt szerokim pasem
Byłby zaiste dla samego słońca.
Co zeń widome, jest to promień jego
Na szczycie Primum Mobile odbity,
Które ztąd życie i moc swoją bierze.
A jak pagórek w wodę u podnóża
Spogląda, jakby chciał widzieć swą krasę,
Kiedy jest strojny w zieloność i kwiaty;
Podobniem widział, ponad światłem w koło,
Z tysiąca stopni spoglądały dusze,
Które z pośrodka nas tam powróciły.
A jeśli niższy rzęd już w sobie mieści
Światłość tak wielką, — jakież jest bogactwo
Róży tej boskiej w jej najwyższych liściach?
A jednak wzrok mój nie błąkał się wcale
W jej objętości, ani wysokości;
Owszem zarazem ogarniał on całą
Wielkość i jakość onego wesela.
Blizkość przedmiotów, albo oddalenie

Ani tu szkodzi, ani też pomaga,
Bo kędy Bóg sam bezpośrednio rządzi,
Prawo natury wagi mieć nie może.

Do złocistego łona róży wiecznej,
Co się rozwija, rzędami podnosi,
I wonią chwały wciąż wieje ku słońcu,
Które tu wiosna wiekuista sprawia,
Jak tego, który milczy, a chce mówić,
Mnie wprowadziła Beatrix i rzekła:
„Spojrzyj, jak wielkie tu szat białych grono!
Jak wielkim gród nasz rozkłada się kołem!
Patrz! ławy nasze jak są przepełnione,
Że już nie wielu widzieć tutaj pragną![7]

W tem wielkiem krześle, co się w nie wpatrujesz,
Z powodu nad niem zwieszonej korony,
Nim sam wieczerzać przyjdzie na tych godach,
Usiądzie dusza wielkiego Henryka,
Obleczonego cesarską godnością,
Który w Italji ład sprawować przyjdzie,
Wcześniej niż będzie do tego gotową.[8]
Ślepa to chciwość tak was opętała
I uczyniła podobnymi dziecku,
Które mrze z głodu, a mamkę odgania.
A przełożonym wonczas w sądzie Bożym
Ten będzie, który ni jawnie, ni skrycie,
Po jednej drodze chodzić z nim nie będzie.
Nie długo wszakże na urzędzie świętym

Cierpiany będzie, i strącony spadnie
Tam gdzié Mag Symon cierpi, jak zasłużył,
I niżej popchnie Pasterza z Anagni.[9]







  1. Chcąc dać wyobrażenie, że igrające w koło stałego punktu chóry anielskie, nikły stopniowo przed okiem Poety, jak nikną gwiazdy na niebie kiedy świtać poczyna i gdy się zjawia jutrzenka (świetna, służebnica słońca), — Dante powiada, że gwiazdy poczynają gasnąć, kiedy szósta godzina, to jest godzina południa jest jeszcze odległą od nas o 6000 mil to jest węcej niż o ćwierć obwodu, który zawiera około 22,000 mil. Kiedy się ma pokazać słońce na horyzoncie, cień chyli się ku poziomowi w przeciwną stronę — na zachód.
  2. Ze sfery Primum Mobile, Dante i Beatricze wstąpili już do Empireum; żywiołami jego są: światło, miłość i wesele; tu Dante oglądać ma (obacz nieco niżej), zastęp aniołów i zastęp dusz błogosławionych, a ten ostatni ma się mu przedstawić w kształtach cieleśnych, jakiemi obleczone będą wszystkie dusze zmarłe na sądzie ostatecznym.
  3. Beatricze temi słowy uprzedza Dantego, że Miłość najwyższa, mieszkająca w tem niebie empirejskiem, blaskiem, swoim zdaje się przerażać i oślepiać dusze tu wstępujące; a właściwie blask ten wzmaga władzę widzenia i czyni je zdolnemi do najwyższej jasności.
  4. Iskry — to aniołowie; kwiaty — to dusze błogosławione.
  5. Że rzeka z długiej okrągłą się stała — rozmaicie to wykładają: większa część komentatorów, że długość, czyli bieg tej rzeki, jest symbolem rozlania się Boga, jako Stwórcy, na twory Jego; okrągłość jej oznaczać ma zlanie się wszystkich tworów Stwórcy. Według innych, długość rzeki oznacza bieg czasu: — okrągłość czyli koło — wieczność. — Po tem zmienieniu rzeki, Dante obaczył we właściwych postaciach aniołów i błogosławionych.
  6. Aniołowie i Święci, wpatrując się w to światło, widzą samego Boga, w którem to widzeniu jedynie znajdują zaspokojenie miłości swojej ku przedwiecznemu i najwyższemu Dobru.
  7. Święty Jan w Objawieniu (Rozdz. VII., w. 9.), mówi: „Potemem widział rzeszę wielką, której nie mógł nikt przeliczyć, ze wszech narodów i pokolenia, i ludzi, i języków: stojące przed stolicą i przed oblicznością baranka, przyobleczeni w szaty białe, i palmy w ręku ich.“ — Beatricze powiada, że już nie wiele braknie do zamierzonej, chociaż nikomu nie wiadomej liczby wybranych Pańskich.
  8. Mowa tu o Henryku VII., Luxemburskim, o którym Dante, odbywający wędrówkę zaświatową jakoby w r. 1300, prorokuje niby; albowiem ten Henryk w r. 1308 został obwołany cesarzem, a umarł w r. 1313, a więc na 8 lat przed Dantem. — Wygnaniec-Poeta wielkie przywięzywał nadzieje polityczne do osoby cesarza, a że się one nie ziściły, przypisuje to brakowi dobrej chęci i rozwagi politycznej w ziomkach swoich — Włochach.
  9. Współcześnie kiedy Henryk VII. zasiadł na tronie cesarstwa, na Stolicy apostolskiej siedział papież Klemens V., (od r. 1305 do 1314) który zamiarom cesarza zawsze, i jawnie i skrycie, był przeciwnym. Przepowiada mu także Poeta ustami Beatriczy, że strącony zostanie do piekła, gdzie się dręczą Szymon Czarnoksiężnik i ci co w ślady jego wstępowali. — Pasterz z Anagni — jest to papież Bonifacy VIII. (Ob. o nim P. XIX.).