Biesiada u miljonera rzymskiego za czasów Nerona/III

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Władysław Michał Dębicki
Tytuł Petroniusz Arbiter i jego utwór
Pochodzenie Biesiada u miljonera rzymskiego za czasów Nerona
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1879
Druk J. Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


III.

Dla dania czytelnikowi dokładniejszego pojęcia o utworze Petroniusza, uważamy za konieczne dołączyć tu jeszcze przynajmniéj ogólnikowe streszczenie wszystkich zachowanych fragmentów Satyrykonu; nie mogąc ich, jak rzekliśmy, przełożyć w całości.
Fragment I. Bohater romansu, Encolpius, w jednem z miast Kampanii (Neapolu?) prowadzi dysputę z nauczycielem retoryki Agamemnonem, o upadku wymowy (cap. 1 — 5).
Fragment II. Podczas dysputy Encolpius spostrzega ucieczkę swego przyjaciela Ascylta; po długich poszukiwaniach, kierowany przez starą prze-kupkę, znajduje zbiega[1]. Powrót do gospody, — zacięta kłótnia między przyjaciółmi, kończąca się zobopólną wesołością. Encolpius, wyprawiwszy Ascylta na miasto, pozostaje w gospodzie z Gitonem[2].
Fragment III. Awantura z wieśniakiem na rynku z powodu skradzionego płaszcza — wdanie się policyi. Zręczny fortel wyprowadza rzezimieszków z kłopotu (cap. 12 — 15).
Fragment IV streszczamy po łacinie według Büchelera: Venit ad Encolpion et Ascylton in stabulum Quartilla, quam offenderant Priapo sacrificantem, iniuriae satisfactionem morbique remedium expostulans. — Variis modis torti iuvenes cum Quartilla discumbunt in trichnio. Cenati cum dormirent, furandi occasione Syri utuntur, expergefactos caedit cinaedus. Quartilla Psyches ancillulae suae cum Gitone nuptias imperat (cap. 16 — 26).
Fragment V. Biesiada Trimalchiona(c. 26 — 78).
Fragment VI. Ascylt wyrywa Gitona z rąk Enkolpa — walka o tego młodzieńca, który, korzystając z pozostawionego mu wolnego wyboru, oświadcza się za Ascyltem. Prozpacz Enkolpa z tego powodu: myśl o zabiciu Ascylta, rozwiana w sposób komiczny przez bandytę, który napada na Enkolpa i odbiera mu miecz w chwili, gdy ten zamierza plan swój wykonać (cap. 76 — 82).
Fragment VII. W galeryi obrazów Enkolpius zawiązuje znajomość z Eumolpem, starym wierszopisem (cap. 83, 84).
Fragment VIII. Wierszopis opowiada historyę jednéj ze swych miłostek w mieście Pergamie w Myzyi (cap. 85 — 87)[3].
Fragment IX. Eumolpus wypowiada swe zdanie o upadku sztuki. Idąc portykiem zaczyna deklamować swój wiersz o Laokoonie i zdobycia Troi („Troiae Halosis”). Publiczność na podziękowanie rzuca nań kamieniami (cap. 88 — 90).
Fragment X. Enkolpius i Eumolpus udaje się do łaźni. Tam pierwszy z nich znajduje swego Gitona i niebawem wymyka się z nim do gospody, dokąd późniéj przychodzi także Eumolpus i opowiada, czego doświadczył w kąpieli (cap. 91 — 94).
Fragment XI. Dalsze przygody. Zjawia się Ascylt, poszukując Gitona. Enkolpius, Eumolpus i Giton wsiadają na okręt (cap. 94 — 99).
Fragment XII. Wypadki na pokładzie okrętu. Enkolpius i Giton spotykają swego zaciętego wroga Lichasa, bogatego kupca z Tarentu i właściciela okrętu, a Tryphaena zbiegłego od niéj Gitona. Wynikające ztąd zatargi łagodzi i zażegnywa swoim humorem Eumolpus (cap. 100 — 110).
Fragment XIII. Eumolpus opowiada towarzystwu na pokładzie historyę pewnéj matrony z Efezu. Jako wyborną próbkę swady i jowialności Falstaffa Petroniuszowego, przytaczamy tę historyę, należącą do rzadkich ustępów Satyrykonu, które niemal w całości nadają się do przekładu.
„Obrońca nasz w niebezpieczeństwie i sprawca zgody obecnéj Eumolpus, pragnąc ażeby istniejąca wesołość nie znikła dla braku rozrywki, jął gawędzić na temat o lekkomyślności kobiecéj: jak to kobiety są kochliwe, jak łatwo nawet o dzieciach własnych z tego powodu zapominać są zdolne, słowem, mówił, nie ma białogłowy do tyła niezłomnéj, ażeby pod wpływem nowéj jakiéj namiętności nie dała się powodować aż do szaleństwa. Nie przytaczał on na poparcie swego zdania ani starych tragedyi, ani imion, które świat powtarza od wieków, lecz „jeśli mię, rzekł, posłuchać zechcecie, opowiem wam zdarzenie, zaszłe za mojéj pamięci.” Wszystkich oczy i uszy zwróciły się ku Eumolpowi, a ten począł prawić w sposób następujący:
„„W Efezie mieszkała matrona tak powszechnie uznanéj surowości w obyczajach, że nawet sąsiednich plemion niewiasty poczytywały ją za idealny wzór do naśladowania. Matrona ta, po zgonie swego małżonka, nie poprzestała na towarzyszeniu orszakowi pogrzebowemu z włosami rozpuszczonemi, na biciu się publicznie w obnażone piersi i tym podobnych pospolitych oznakach żalu. Nie, — udała się aż do mogiły zgasłego, siadła na straży przy zwłokach, złożonych wedle zwyczaju greckiego w grobie sklepionym[4], i łzy ronić dniem i nocą poczęła. Ani rodzicom, ani krewnym nie udało się oderwać jéj od mogiły; zdało się, że biedaczka z rozpaczy pragnie zamorzyć się głodem; nakoniec wdały się w to i władze miejskie, ale nic nie sprawiwszy i one oddalić się musiały. Piąty już dzień z rzędu ta wyjątkowa, głębokiego od wszystkich współczucia doznająca małżonka nie miała strawy w ustach. Przy boku zbolałéj siedziała wierna służebnica, płacząc wespół z matroną i napełniając kaganek, stojący na grobowcu, ilekroć w nim poczęło braknąć oliwy.
Zachowanie się to matrony służyło w całem mieście za jedyny przedmiot rozmowy. Ludzie wszystkich stanów przyznać byli zmuszeni, że raz przynajmniéj zabłysnął prawdziwy ideał miłości i cnoty małżeńskiéj. Tymczasem zarząd prowincyi efezkiéj rozkazał w pobliżu mogiły, gdzie matrona opłakiwała zmarłego niedawno męża, ukrzyżować kilku schwytanych rozbójników. Następnéj zaraz nocy młody żołnierz, któremu kazano strzedz krzyżów, ażeby trupy złoczyńców nie zostały przez kogo pochowane, zauważył światło pochodzące z pośród grobowców a równocześnie usłyszał płacz i narzekanie; ulegając zaś właściwéj człowiekowi słabostce, zapragnął się dowiedzieć, kto tam przebywa i co porabia. Spuścił się więc na dół do grobu i gdy nagle ujrzał przed sobą niezwykle urodziwą kobietę, stanął jak wryty; zdało mu się bowiem, że zobaczył upiora lub widmo z podziemiów. Gdy wszakże spostrzegł leżącego nieboszczyka i zaczął się przyglądać łzom oraz podrapanemu paznogciami obliczu matrony, domyślił się snadnie istotnego stanu rzeczy, mianowicie, że małżonka nie może znieść żalu po stracie zgasłego. Zaraz tedy, przyniósłszy do grobowca skromną swą wieczerzę, jął upominać płaczącą, aby się nie oddawała płonnéj rozpaczy. Wszyscy wszakże, mówił, jesteśmy śmiertelni, wszystkich nas ten sam koniec czeka, tę samą drogę każdy z nas przebyć musi, — słowem, powtarzał, jak umiał, to, co się zwykle mówi dla pocieszenia strapionych. Ona jednakże, rozżalona jeszcze bardziéj pocieszaniem, do którego nie była nawykła, poczęła sobie gwałtownie krwawić piersi, wyrywać włosy i rzucać je na zwłoki małżonka. Ale syn Marsa nie dał za wygraną. Nalegając bez ustanku, starał się ją zniewolić do przyjęcia pokarmu, aż służebnica, snąć nie mogąc się oprzeć wabnemu zapachowi wina, pierwsza wyciągnęła dłoń pokonaną ku uprzejmemu wojakowi, a następnie, pokrzepiona jadłem i napojem, zabrała się do przemożenia uporu swéj pani, mówiąc:, jakąż ztąd korzyść odniesiesz, jeśli się głodem zamorzysz, gdy sama się żywcem pogrzebiesz, wyzioniesz ducha wcześniéj, niż napisano w księdze przeznaczenia? czy sądzisz, że zmarli troszczą się o łzy żyjących? Powróć do życia, rzuć szał kochającego serca kobiecego i używaj, gołąbko, dokąd ci los pozwoli, pięknych promieni słońca: Sam widok leżącego tam trupa powinienby cię zachęcić do życia!”
Nie słuchają ludzie z odrazą, gdy ich kto namawia do jedzenia lub życia. Tak też było i z naszą matroną. W skutek kilkodniowego postu wychudła ona okrutnie, więc po pewnem wahaniu uległa w końcu namowom i poczęła zajadać z takąż, jak i jéj zwyciężona wprzódy służebnica, chciwością.
Zbyteczna nadmieniać, co dla człowieka nasyconego jest najpożądańszem. Te same pochlebstwa, któremi nasz żołnierz starał się pokonać wstręt matrony do życia, zaczęły szturmować do jéj serca. Powoli, młodzian wydał jéj się wcale nieszpetnym, ugrzecznionym i wymownym, a służąca podtrzymywała w niéj to przekonanie, powtarzając przytém ten znany wierszyk:

„Jak to? zamyślasz więc stłumić popęd własnego serca?“

Krótko mówiąc, matrona przestała się hamować i stosunek jéj z żołnierzem stawał się coraz bliższym, coraz serdeczniejszym. Drzwi grobowca zostały, rozumie się, zamknięte, tak iż wszyscy znajomi i nie-znajomi, odwiedzający miejsce spoczynku nieboszczyka, byli przekonani, że najcnotliwsza z niewiast wyzionęła ducha przy zwłokach swego męża. Wojakowi przypadła niezmiernie do gustu zarówno nadobna wdówka, jak i tajemniczość całéj przygody.
Tymczasem rodzina jednego z ukrzyżowanych złoczyńców, zauważywszy, że straż przy krzyżach jest opieszała, zdjęła trupa w nocy i ostatnią oddała mu posługę. Oszukany żołnierz, gdy spostrzegł nazajutrz, że jeden z krzyżów jest opróżniony, wpadł w wielką trwogę przed grożącą mu karą i opowiedział matronie, co zaszło. „Po cóż mam, dodał, czekać na wyrok sędziego? Sam własnym mieczem wolę ukarać swą lekkomyślność. Pozwól mi tylko wykonać to zaraz przy tym grobowcu, ażeby jedna i ta sama mogiła zawarła zwłoki twego małżonka i przyjaciela.” Nasza matrona była zarówno uczuciowa jak i wstydliwa. „Niechże tego, rzekła, bogowie nie dopuszczą, ażebym w jednéj prawie chwili musiała opłakiwać stratę dwóch najdroższych sercu mojemu ludzi. Eh! wiesz co, dodała po krótkim namyśle, wolę już poświęcić nieboszczyka, aby ocalić żyjącego.” Po tych słowach poleciła mu wyjąć z trumny ciało małżonka i zawiesić takowe na opróżnionym krzyżu. Żołnierz z wdzięcznością przyjął zlecenie mądréj białogłowy i nazajutrz dziwili się ludzie, jakim sposobem trup jéj zacnego męża znalazł się nagle na krzyżu.
Głośnym śmiechem przyjęli marynarze to opowiadanie, a Tryphaena zaczerwieniła się po uszy. Tylko Lichas nie raczył się uśmiechnąć; natomiast potrząsnąwszy głową, bąknął: „gdyby rządzca prowincyi miał rozum, kazałby ciało męża złożyć napo — wrót w grobowcu, a na krzyżu zawiesić cną żonę (cap. 110 — 112).
Fragment XIV. Dalsze przygody na morzu — burza i rozbicie okrętu. Komiczna scena w chwili, gdy Eumolpus, korzystając z wrzekomego natchnienia, pomimo niebezpieczeństwa pisze wiersz o burzy morskiéj. Okręt poczyna tonąć, a zapalony wierszokleta woła do ciągnących go za rękę przyjaciół: „sinite me sententiam explere” — „pozwólcież mi dokończyć tego jednego zdania!” (cap. 113, 114).
Fragment XV. Część załogi i podróżnych ocala się na łodziach. Wkrótce po wylądowaniu spostrzegają ciało Lichasa na falach, unoszone ku lądowi. Wydobywszy z wody, palą je uroczyście na stosie. Eumolpus układa zmarłemu napis grobowy i „dla zebrania myśli długo spogląda w dal.” Podróżni udają się następnie w nieznaną sobie drogę. Dostawszy się z wielkim mozołem na górę, spostrzegają w nieznacznéj odległości miasto nad morzem. Od pewnego wieśniaka dowiadują się, że miasto zwie się Krotona i że wszyscy jego mieszkańcy są wielcy nicponie. Większość rozbitków żąda zmiany kierunku drogi, lecz w końcu ulega wymowie Eumolpa i ufając doświadczeniu „wieszcza,” idzie pod jego wodzą do Krotony (cap. 115 — 124).
Fragment XVI. Eumolpus przez zręczność i szalbierstwa dochodzi w Krotonie do dobrobytu i wpływu, Enkolpowi również powodzi się wyśmienicie. Spotkanie Enkolpa, pod przybraném nazwiskiem Polyaema, z bogatą wdziękinią Circe w gaju. Niepowodzenie w chwili stanowczéj[5] i jego skutki. Wymiana listów z wyrzutami za pośrednictwem pokojówki Chryzydy (cap. 125 — 132).
Fragment XVII. Zmartwiony tą przygodą Enkolpius, dla wzmocnienia swych osłabionych nerwów, udaje się na kuracyę do dwóch kapłanek Priapa: staréj Proseleny i młodéj Oenothei. Kuracya, opisana szczegółowo, odbywa się częścią w świątyni Priapa, częścią w celach kapłanek. Pacient zadusiwszy przypadkiem gęś, poświęconą Priapowi, zmuszony jest za tę zbrodnię okupić się złotem. Niezadowolony z kuracyi, wymyka się do domu (c, 133 — 139).
Fragment XVIII, złożony z kilku urywków bez widocznego związku, jest w wielu miejscach niezrozumiały. Zdaje się wszakże, iż mowa w nim głównie o odkryciu jakiegoś oszustwa, którego się dopuścił Eumolpus.




Streszczenie powyższe, acz z konieczności bardzo ogólnikowe, przekonało, sądzimy, czytelnika, że przytoczone przez nas powyżéj zdania uczonych o ważności naukowéj, tudzież o zaletach i wadach literackich Satyrykonu są najzupełniéj zasadne. O ile to znaczenie romansu Petroniuszowego byłoby większem, gdy — byśmy zamiast szczupłych stosunkowo ułamków księgi 15-éj i 16-éj posiadali całość utworu — trudno orzeknąć z pewnością niechybną. Jeżeli jednak wnioski, oparte na indukcyi, mają pewną wagę logiczną, to godzi się przypuszczać, że strata większéj części takiego właśnie, jak Satyrykon zabytku, jest nieodżałowaną. Zarzuci może przesadny zwolennik osłaniania ciemnych stron natury ludzkiéj, iż lepiéj się stało, że to zwierciadło obyczajów w Rzymie cesarskim potrzaskał ząb czasu, i że tym sposobem stało się ono mniéj wyraźném, a zatém więcéj dyskretném. Na to zauważymy, iż dla historyka cywilizacyi wszelkie źródło dziejowe tém jest cenniejszém, im więcéj w niem prostoty i szczerości. Wszechstronne zaś poznanie tak wyjątkowego okresu, jak okres Cezarów, takich ludzi jacy w nim żyli, jest też niezmiernéj wagi zarówno dla dziejopisa, jak i dla każdego z pracujących na rozległem polu nauki, zwaném psychologią człowieka.
Nadto, okres ten był jutrznią odrodzenia ludzkości przez ducha i prawdę, przez poświęcenie i samozaprzaństwo dla celów nieziemskich, przez wielkie idee wszechbraterstwa, jedności i pokoju — słowem Królestwa Bożego na ziemi. Takich trzymając się godeł, walczące naonczas Chrześcijaństwo upadłoby niechybnie w nierównéj walce, gdyby go nie ożywiała, wiara głęboka, płomienna, niezmożona, iż bojuje pod pieczą i w imieniu Tego, który — „zwyciężył świat.” Historyk zatem, pragnący zrozumieć tryumf pierwotnego Chrystyanizmu w całym jego blasku, ocenić jego żywotność i siłę moralną, winien rozważyć dokładnie wszystką potęgę przeciwieństw i wrogich żywiołów, jakie opowiadający Ewangelię znachodzili nie tylko w tamtoczesnym ustroju politycznym świata, nie tylko w doktrynach filozofów i odwiecznych przesądach pogaństwa, ale zarazem — i nadewszystko — w upodleniu ówczesnego człowieczeństwa, w przerażającéj martwocie i nędzy ducha.
Dokonać zaś tego może badacz jedynie przez poznanie téj martwoty i nędzy, przez wtajemniczenie się w drobiazgi życia prywatnego, przez otwarcie na ścieżaj jego kryjówek i ciemnic, by też najbardziéj pokalanych i wstrętnych.
Tych nieodzownych drobiazgów do wewnętrznych dziejów Rzymu cesarskiego nie dostarczy nam ani wiekopomny Tacyt, ani pracowity Swetoniusz Tranquillus, ani tem więcéj którykolwiek z wierszopisów ówczesnych. Jedynie obfitém w téj mierze źródłem są zabytki podobne do Satyrykonu Petroniusza, a sam ten romans przedewszystkiem.
Dokładniejszem tego potwierdzeniem będzie opis wyż. omówionéj biesiady u miljonera Trimalchiona, na którą obecnie ciekawych zapraszamy.








  1. In fornice.
  2. Bucheler tak streszcza koniec tego fragmentu: Reversus Ascyltos concumbentem cum Gitone Encolpion verberat (obacz Conspectus satirarum w pomienioném wyżéj wydaniu).
  3. Narrat Eumolpus, quo modo Pergami ephebo satis fecerit formoso fidei suae mandato (Bücheler, Consp. sat.).
  4. In hypogeo.
  5. Languore suo Circen laedit (Büch. Consp. Sat.)





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Władysław Michał Dębicki.