Bezimienna/Tom II/XXXVI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Bezimienna
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1912
Druk Drukiem Piotra Laskauera
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXXVI.

Nie zdziwiła się wcale jenerałowa, gdy w parę dni potem dano znać jej i mężowi, iż ma się przedstawić cesarzowej. Nie uczyniło to na niej tego wrażenia trwogi, jakie wywołało na innych. Dwór, który widywała zdala tylko, był jej doskonale znanym, obyczaje nawet, ceremoniał, słyszała opisywane tyle razy, iż nie obawiała się uchybić wielce surowo przestrzeganym formom. Była pewna, iż Naj. Pani, której Zubow narzucił to przyjęcie, pod pozorem, iż to dla Puzonowa miało być dowodem łaski upragnionej i zdawna oczekiwanej, przyjmie ją zimno, dumnie i pogardliwie, że oczy całego dworu z ciekawością natrętną każdy krok jej śledzić będą, że strój, postawa, twarz, słowo ulegną nielitościwej krytyce, ale cofać się było niepodobna. Z dwojga ich Dymitr Wasiljewicz był daleko więcej strwożonym, a mniej pewnym, iż Helena potrafi podołać zadaniu najtrudniejszemu w świecie: spodobać się Katarzynie.
Helenie wedle formy nakazano wdziać strój rosyjski i suknie kolorowe. Mąż postarał się o klejnoty, bez których naówczas na dworze pokazać się nie było można. Przepych w nich był nadzwyczajny, i nietylko kobiety w nie się stroiły, ale i mężczyźni w dni galowe byli nimi okryci. Gwiazdy, szlify, szpady, kapelusze błyszczały od dyamentów, przesadzano się w nich. Po Potemkinie zostały całe szafy, pełne klejnotów, które, jak wiadomo, cesarzowa zabrawszy, domniemaną ich wartość zapłaciła rodzinie zmarłego. Skromność stroju byłaby źle widzianą, mogli ją złośliwi wziąć za rodzaj krytyki i protestu, a tego bądź co bądź należało uniknąć.
Gdy powóz zaszedł, a jenerał, zapukawszy do gabinetu żony, wszedł po nią, stanął osłupiały na widok jej majestatycznej piękności.
Ta piękność była niemal nieszczęściem. Łatwo przewidywać mógł, iż wszystkie kobiety rozgniewa, a samej cesarzowej miłą nie będzie.
Jakkolwiek Katarzyna zachowała była ślady dawnego wdzięku, porównanie z młodą i majestatycznie piękną kobietą musiało na niej przykre zrobić wrażenie. Jenerał w tej chwili zapragnął w duchu szczerze, aby żona jego mogła się wydać mniej świetnie... ale razem dumny był nieco z tego arystokratycznego wielce wdzięku jej postaci. Instynktem to dziewczę, które część życia przebyło w nędzy, które zaledwie chwilowo z zasłony widziało nieco świata, umiało przybrać maniery niewiasty stworzonej do rozkazywania.
Ubrana w suknię z materyi niebieskiej, z koronkami i węzłami czarnemi, z czółkiem błyszczącem od pereł i brylantów... Helena wyglądała na księżnę przynajmniej. Wiele było na dworze prawdziwych mitr książęcych, które przy niej zupełnie zgasły.
Twarz smutna nie zdradzała najmniejszego pomieszania, blada była jak zwykle, ale etykieta nakazywała okryć się odrobiną różu. Róż ten na marmurowem licu widocznie był pożyczony i dziwnie na nim wyglądał.
— Jedźmy — rzekła, podając rękę jenerałowi — jedźmy, pilno mi odbyć tę prezentacyę, która cięży na mnie... ale czuję się dość silną, by podołać wszystkiemu, co mnie spotkać może.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.