Bez dogmatu/Florencya, 23 Czerwca.

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Henryk Sienkiewicz
Tytuł Bez dogmatu
Tom I
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1906
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Florencya, 23 Czerwca.

Zrana, gdy się budzę, a raczej, gdy otwieram oczy, muszę sobie powtarzać, że to ta sama Anielka idzie za Kromickiego — taka dobra, kochająca, która nie kładła się spać, by mnie przywitać, wracającego z Warszawy do Płoszowa, która patrzyła mi w oczy, słuchała tego, com mówił i każdem spojrzeniem mówiła mi sama, że jest moja. I ta sama będzie nietylko panią Kromicką, ale w tydzień po ślubie nie będzie jej się chciało w głowie pomieścić, jak mogła wahać się w wyborze między takim Płoszowskim, a takim Jowiszem, jak Kromicki. Dzieją się jednak rzeczy dziwne na świecie i tak strasznie nieodwołalne, że się traci tę podłą resztę ochoty do życia. Pani Celina i pani Śniatyńska przyjmują teraz zapewne «al pari» Kromickiego i wynoszą go umyślnie moim kosztem. Żeby już zostawiły lepiej w spokoju tę Anielkę! Jednak ciotka pozwoliła na to wszystko! Mniejsza o mnie, ale przecież ciotka wie i widzi, że Anielka nie może z nim być szczęśliwa. Sama mówi mi, że Anielka wychodzi za niego z rozpaczy.
Oto ten długi przeklęty list:
«Dziękuję ci za ostatnie wiadomości, tembardziej, że tamten pierwszy list z Peli był nietylko stanowczy, ale i okrutny. Trudno mi było wierzyć, żebyś ty nie miał dla tej dziewczyny nietylko ani trochę przywiązania, ale ani przyjaźni, ani litości. Ja przecie, mój Leonie, nie żądałam i nie namawiałam cię, byś się zaraz oświadczał Anielce, prosiłam cię jedynie o to, abyś napisał jakieś słowo serdeczniejsze dla niej, choćby nie wprost, ale w liście do mnie. I wierzaj mi, że byłoby to wystarczyło, bo ona tak cię kochała, jak tylko podobna dziewczyna kochać może. Wejdź jednak w moje położenie, co miałam robić po odebraniu twego listu? jakiem sumieniem mogłam utrzymywać dłużej Anielkę w tych złudzeniach i zarazem w niepokoju, który truł widocznie jej zdrowie? Po listy Chwastowski zawsze posyła umyślnego do Warszawy i przynosi je sam zrana na herbatę. Anielka wiedziała, że jest list od ciebie, bo to biedactwo czyhało zawsze na Chwastowskiego i zabierało mu z rąk listy, niby dlatego, żeby je ułożyć na mojej serwecie, a w rzeczy, by zobaczyć, czy od ciebie czegoś niema. Otóż spostrzegła, że list jest. Zauważyłam, że już herbatę nalewała nam tak, iż wszystkie łyżeczki dzwoniły w filiżankach. Mnie tchnęło jakieś złe przeczucie; wahałam się, czy nie odłożyć czytania, póki nie znajdę się w swoim pokoju, ale byłam niespokojna, czyś nie chory i nie mogłam wytrzymać. Bóg widzi, ile mnie kosztowało nie pokazać po sobie niczego, zwłaszcza, że czułam oczy Anielki, wlepione we mnie. Ale jakoś się przemogłam; powiedziałam nawet: «Leon zawsze zbolały, chwała jednak Bogu, zdrów i przesyła wam ukłony». Anielka spytała niby zwyczajnym głosem: «Czy długo jeszcze zabawi we Włoszech?» Widziałam, ile się mieści w tem pytaniu i nie miałam odwagi powiedzieć prawdy, zwłaszcza, że to było przy Chwastowskim i służbie; powiedziałam więc tak: «Niedługo; myślę, że się wkrótce tu wybierze». Żebyś ty, widział te ognie, które przez nią przeleciały, tę radość, te wysiłki, żeby się nie rozpłakać. Biedactwo! Mnie się dziś chce płakać, gdy o tem wspomnę. Co przeszłam, wróciwszy do siebie, to nie uwierzysz; aleś ty napisał wyraźnie: «Życzę jej szczęścia z Kromickim» — i trzeba było — sumienie kazało, otworzyć jej oczy. Nie potrzebowałam jej wołać, bo nadeszła sama; wówczas powiedziałam jej tak: «Anielciu, ja wiem, że ty jesteś dzielna, poczciwa dziewczyna, która się zawsze zgodzi z wolą Bożą. Musimy pomówić otwarcie. Wiem, moje dziecko, że między tobą i Leonem zaczynało się coś podobnego do przywiązania, i powiem ci, żem sobie tego najmocniej życzyła; ale widocznie woli Bożej nie było; jeśliś miała pod tym względem jakie złudzenia, to się ich wyrzecz!» Poczęłam ją ściskać, bo pobladła jak papier, myślałam, że zemdleje, na szczęście, nie przyszło do tego. Schyliła się tylko do moich kolan i poczęła powtarzać raz po razu: «Co on mi kazał, ciociu, powiedzieć? co on mi kazał, ciociu, powiedzieć?» Broniłam się, nie chciałam cytować twoich słów — ale przyszło mi na myśl, że będzie lepiej dla niej dowiedzieć się całej prawdy i powiedziałam jej wreszcie, że jej życzysz szczęścia z Kromickim. Na to wstała i po chwili rzekła mi zupełnie już innym głosem: «Niech mu ciocia podziękuje» — poczem zaraz odeszła. Boję się, że będziesz nierad, żem tak wiernie powtórzyła twoje słowa, nie obwijając ich w żadne uprzejmości; skoro jednak Anielki stanowczo nie chcesz, to nie można jej było tego dość wyraźnie powiedzieć. Im bardziej będzie przekonana, żeś się źle z nią obszedł, tem prędzej cię zapomni. Wreszcie, jeśli ci to będzie przykro, pomyśl przez ile, nietylko przykrości, ale cierpień, przeszłyśmy tu wszystkie trzy, a zwłaszcza Anielka. Ma ona wprawdzie tyle mocy nad sobą, że ani się spodziewałam. Cały dzień miała oczy suche i nie dała nic poznać matce, o której zdrowie bardzo się boi; tuliła się tylko do niej więcej, niż zwykle, a i do mnie, co mnie tak rozczulało, aż mi się broda trzęsła. Pan Śniatyński, który tego samego dnia przyjechał, nic po Anielce nie poznał; dopiero sama mu powiedziałam, bo wiem, że to twój przyjaciel — to też zmartwił się okropnie i począł się na ciebie tak złościć, ażem się na niego rozgniewała. Bóg wie, co nie wygadywał — wiesz, jak to on. Ty, który Anielki nie kochasz, nie możesz ocenić, jaki byłbyś z nią szczęśliwy; źle jednak zrobiłeś, mój Leonie, żeś ją zostawił w tem mniemaniu, że ją kochasz. Nam wszystkim się to zdawało, nietylko jej, a to było źle, bo naprzód Bóg jeden policzył, ile ona się nacierpiała, a powtóre, to było powodem, że zaraz postanowiła przyjąć Kromickiego. Rozumiem doskonale, że ona to zrobiła z desperacyi. Musiały mieć z matką jakąś o nim rozmowę, po której zapadło postanowienie. Kromicki przyjechał nazajutrz po twoim liście. Była odrazu dla niego taka inna, niż zwykle, że w tydzień później się oświadczył i został przyjęty. Pan Śniatyński dopiero przed paru dniami dowiedział się o tem i włosy sobie z głowy wyrywał, a co się ze mną od początku działo, tego ci nawet nie piszę.
«Byłam tak rozżalona na ciebie, jak nigdy w życiu i dopiero twój drugi list złagodził trochę urazę, chociaż przekonał mnie ostatecznie, że z moich zamków na lodzie nic nie będzie. Bo ci się przyznam, że po tym pierwszym liście, póki Kromicki się nie oświadczył, przychodziło mi do głowy: «A nuż Bóg wejrzy na nas łaskawie i odmieni jego serce! Nuż Leon z gniewu tylko tak napisał!« Ale gdy potem znalazłeś już kilka słów serdecznych dla Anielki, a nie odwołałeś nic z tego, co było w pierwszym liście, poznałam, że już niema się co łudzić. Ślub Anielki ma być 25-go Lipca i powiem ci, dlaczego tak prędko. Celina naprawdę bardzo chora, przewiduje swój bliski koniec i nie chce, żeby potem, z powodu żałoby po niej, zaszła długa zwłoka; chce przed śmiercią zobaczyć dziecko pod męską opieką. Kromickiemu pilno, bo on ma interesa na Wschodzie, których nie może zaniedbywać, a Anielka pragnie jaknajprędzej wypić ten kielich. Ach! mój Leonie, czemu to wszystko tak poszło i czemu to dziecko jest tak nieszczęśliwe?
«Nie pozwoliłabym nigdy w świecie, żeby ona wyszła za Kromickiego, ale jak ja mogę choć słowo powiedzieć, ja, która czuję się i tak winną względem Anielki. Mnie opanowała zanadto chęć ożenienia cię i nie obliczyłam, co za następstwa mogą wyniknąć stąd dla Anielki. Moja wina, ale też cierpię niemało i modlę się codzień za to dziecko.
«Oni wyjeżdżają po ślubie na Wołyń. Celina zamieszka u mnie w Warszawie; gadała o Odesie, ale nie puszczę jej za nic. Ty, mój drogi, wiesz, jakam szczęśliwa, gdy cię widzę, ale nie przyjeżdżaj teraz do Płoszowa, zrób to dla Anielki. Jeśli chcesz, to ja zaraz potem przyjadę do ciebie; Anielkę trzeba teraz oszczędzać».
Po co ja mam się oszukiwać!? Ilekroć odczytuję ten list, chce mi się głową o ścianę tłuc — i to już nie z gniewu, nie z zazdrości, ale z żalu!


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Henryk Sienkiewicz.