Karnawał! karnawał! a w murach Warszawy Na nudy sarkają Moskale;
Więc rzekła starszyzna: «Dla wojska zabawy «Czas wskrzesić wesołość i bale!
«Te szaty żałobne, te smutku znamiona, «Są buntem hardego mieszkańca —
«Kobieta do zalot i uciech stworzona, «A młody praporszczyk do tańca!»
I bal jest z ukazu. — Przy szlifach i chrestach Tłum gości się zwiększa co chwilka;
Moskiewki się tłoczą w krynolin szelestach — I Polek zwleczono też kilka.
Nie każdy ma siłę męczeńsko umierać — Nie łajmy ich wzgardą lecz żalem!
Zbawiły los mężów — gdy przyszło wybierać, Pomiędzy Sybirem a balem.
Ah! bal ten, to uśmiech carskiego szyderstwa, Co nędzę narodu znieważa,
Szatańska hulanka dzikiego żołnierstwa Co pląsa po grobach smętarza.
W pałacu wesołość, umizgi i żarty — I światłem błyszczące komnaty:
A zewnątrz — zdwojone patrole i warty I z lontem dymiącym armaty.
Brzmi huczna orkiestra, lecz dziwne jej dźwięki — Bo słychać z jej trąbek i basów
Skrzypienie szubienic, westchnienia i jęki I zgrzyty więziennych zawiasów.
Wniesiono napoje, by zdrowie pić Cara — Gmach wstrząsł się wiwatów krzykami;
Lecz zda się, że w głębi każdego puhara Krew kipi zmięszana ze łzami!
Hasają Moskiewki przy gachów swych boku, Jak nocne Rusałki śród fali —
A Polki dotychczas — ukryte w natłoku Unikły natręctwa Moskali.
W tem młodzik, rozpojon zdrojami szampana, Przystąpił do siostry powstańca,
I z giestem i tonem zwycięzcy i pana Wyzywa ofiarę do tańca.
Powstała na rozkaz niewiasta strwożona, Milcząca, bezsilna, wybladła —
Lecz gdy ją moskwicin pochwycił w ramiona, Krzyknęła — zemdlała — i padła! —