Anna Karenina (Tołstoj, 1898)/Część trzecia/VII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Lew Tołstoj
Tytuł Anna Karenina
Wydawca Spółka Wydawnicza Polska
Data wyd. 1898-1900
Druk Drukarnia »Czasu« Fr. Kluczyckiego i Spółki
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz J. Wołowski
Tytuł orygin. Анна Каренина
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


VII.

Stepan Arkadjewicz pojechał do Petersburga, aby spełnić najnaturalniejszy obowiązek, znany doskonale wszystkim urzędnikom, lecz zupełnie niezrozumiały dla zwykłych śmiertelników: obowiązek ten polega na przypomnieniu siebie ministeryum. Stepan Arkadjewicz zabrał przy tej okazyi prawie wszystkie pieniądze z domu i spędzał wesoło czas na wyścigach i na letnich mieszkaniach u znajomych, Dolly zaś przeniosła się z dziećmi na wieś, aby zmniejszyć, o ile możności, domowe wydatki. Dolly pojechała do swej posagowej wioski Jerguszowa, tej samej, gdzie na wiosnę Stepan Arkadjewicz sprzedał las; Jerguszowo leżało o pięćdziesiąt wiorst od Pokrowskiego, majątku Lewina.
W Jerguszowie zburzono już dawno stary ogromny dwór i jeszcze książę kazał odnowić i powiększyć oficynę. Oficyna ta, lat temu dwadzieścia, za dziecinnych lat Dolly, była bardzo wygodną, chociaż, jak zwykle wszystkie oficyny, stała zwrócona bokiem do wjazdowej alei i do południa, obecnie jednak była już stara i poczynała się walić. Gdy Stepan Arkadjewicz jeździł na wiosnę sprzedawać las, Dolly prosiła go, aby obejrzał cały dom, i aby kazał odnowić i ponaprawiać wszystko, co uzna za stosowne. Stepan Arkadjewicz, jak w ogóle wszyscy mężowie, mający nieczyste sumienie, dbał nadzwyczaj o wygody żony, obejrzał wiec osobiście cały dom i powydawał stosowne polecenia, jakie, zdaniem jego, były najniezbędniejsze. Zdaniem Stepana Arkadjewicza trzeba było obić na nowo wszystkie meble kretonem, pozawieszać portyery, wygracować ścieżki w ogrodzie, postawić mostek nad sadzawką i zasiać kwiaty, lecz zapomniał o wielu innych koniecznych urządzeniach, brak których dawał się bardzo we znaki Darji Aleksiejewnej.
Chociaż Stepan Arkadjewicz usiłował zawsze być dobrym mężem i ojcem, nie mógł jednak nigdy zdobyć się na to, aby pamiętać, że ma żonę i dzieci. Wogóle Stepan Arkadjewicz miał upodobania nieżonatego człowieka i liczył się tylko z niemi, wróciwszy więc do Moskwy był bardzo zadowolonym z siebie i z dumą oznajmił żonie, że kazał wszystko przygotować, że dom będzie jak cacko i że radzi jej bardzo jechać! Stepanowi Arkadjewiczowi wyjazd żony na wieś był nadzwyczaj na rękę: i dla dzieci zdrowo i wydatków mniej i on sam będzie się czuł swobodniejszym. Darja Aleksiejewna zaś uważała wyjazd na wieś za konieczny dla dzieci, a szczególniej dla córeczki, która nie mogła przyjść do siebie po szkarlatynie; chciała zresztą w każdym razie wyjechać, aby uwolnić się na jakiś czas od ciągłych przykrości z powodu drobnych długów, jakie Obłońscy mieli w składzie opału, u szewca, u rzeźnika, a którymi Darja Aleksiejewna trapiła się nieustannie.
Prócz tego Dolly pragnęła wyjazdu, gdyż spodziewała się, że sprowadzi do siebie na wieś Kiti, która miała powrócić z zagranicy w połowie lata i której lekarze zalecili kąpiele. Kiti pisała z Soden, że nic tak nie uśmiecha się jej, jak spędzenie lata w towarzystwie Dolly w Jerguszowie, w którem obie miały bardzo wiele wspomnień z lat dziecinnych.
Pierwsze chwile pobytu na wsi dały się Dolly we znaki. Dolly w dzieciństwie mieszkała nieraz na wsi i z dziecinnych lat pozostało jej wspomnienie, że wieś wybawia od wszelkich miejskich kłopotów i nieprzyjemności, że życie na wsi, choć nie jest powabnem (na co Dolly godziła się z łatwością), jest jednak znacznie tańszem i oszczędniejszem, że można dostać wszystkiego za tanie pieniądze, i że wieś służy dzieciom; teraz jednak, gdy cały dom leżał na jej głowie, Dolly przekonała się, że wieś jest w istocie zupełnie inną, niż jej się zdawało.
Nazajutrz po jej przyjeździe spadł ulewny deszcz i w nocy poczęło przeciekać w korytarzu i w dziecinnym pokoju, tak, że łóżeczka musiano poprzenosić do salonu. Kucharki nie było; z dziewięciu krów jedne, jak twierdziła dziewczyna, zajmująca się niemi, były cielne, drugie były po pierwszem cielęciu, trzecie były za stare, a czwarte poprostu nie chciały dawać mleka; brakowało masła, a nawet i mleka dla dzieci. Jaj nie było, kur nie można było dostać, tak, że musiano zarzynać stare łykowate koguty. Nie można nawet było znaleźć baby do szorowania podłóg, gdyż wszystkie okopywały kartofle. Jeździć również nie można było nigdzie, gdyż był tylko jeden koń, w dodatku narowisty, który w dyszlu stawał dęba. Nie było się gdzie kąpać, gdyż bydło wydeptało brzeg rzeki; na spacer również nie można było chodzić, ponieważ bydło wchodziło do ogrodu przez połamany płot i był pomiędzy niem straszny byk, który ryczał, a więc zapewne i bódł. Ubrania nie było gdzie chować: szafy nie chciały się dobrze zamykać i otwierały się same przez się, gdy przechodziło się koło nich. Garnków i sprzętów kuchennych brakło również; kotła do bielizny i deski do prasowania nie było.
Zamiast używać spokoju i odpoczynku, Darja Aleksiejewna przez parę pierwszych dni narażona była na te wszystkie straszne, jej zdaniem, klęski, i oddawała się rozpaczy, gdyż miała w istocie masę kłopotów, zdawało się jej, że jest w położeniu bez wyjścia i wstrzymywała się nieustannie od łez, które kręciły się jej wciąż w oczach. Ekonom, dawny wachmistrz, którego Stepan Arkadjewicz polubił bardzo i ze szwajcara zamianował ekonomem za ładną postawę, nie przejmował się nieszczęściami Darji Aleksiejewny, powtarzał wciąż: „w żaden sposób nie można, to już taki marny naród“ i nie umiał zaradzić złemu.
Położenie zdawało się być bez wyjścia; lecz w domu Obłońskich, jak i we wszystkich familijnych domach, był ktoś, kto zwracał na siebie nie wiele uwagi, chociaż był najważniejszą i najpożyteczniejszą osobą. Osobą tą była Marya Filimonowna; ona uspakajała panią, zapewniała ją, że wszystko jakoś to będzie (było to zwykłe jej wyrażenie, które od Maryi Filimonowny przejął i Matwiej), a sama, nie spiesząc się i nie gorączkując, działała.
Marya Filimonowna zapoznała się z ekonomową i zaraz pierwszego dnia piła z nią i z ekonomem herbatę pod akacyami, rozmawiając z nimi o bieżących sprawach. Wkrótce pod akacyami utworzył się klub Maryi Filimonownej, członkami którego byli: ekonomową, karbowy i pisarz prowentowy; z pomocą tego klubu wszystko powoli zaczęło przychodzić do porządku i rzeczywiście w ciągu tygodnia wszystko jakoś to było. Dach został naprawionym, najęto kucharkę, kumę karbowego, kupiono parę kur, krowy zaczęły dawać mleko, ogród ogrodzono, cieśla zrobił magiel, do szaf dorobiono haczyki, przestały się więc otwierać same przez się, nawet w garderobie znalazła się deska do prasowania, owinięta grubem żolnierskiem suknem, leżąc jednym końcem na komodzie, a drugim na poręczy od krzesła, i w garderobie czuć było ciągle przypalone żelazko.
— A pani ciągle rozpaczała! — rzekła Marya Filimonowna, wskazując na deskę.
Ze słomianych mat ustawiono namiot do kąpieli. Lili zaczęła się kąpać i zaczęły się spełniać życzenia Darji Aleksiejewnej, gdyż pobyt na wsi stał się choć niezbyt spokojnym, ale względnie wygodnym. Darja Aleksiejewna, mając sześcioro dzieci nie mogła być spokojną: jedno z nich zachorowało, drugie mogło zachorować, trzeciemu brakowało czegobądź, u czwartego występowały oznaki złego charakteru i t. d., i t. d. Rzadko, nadzwyczaj rzadko trafiały się zupełnie spokojne chwile. Lecz kłopoty te i niepokoje były dla Darji Aleksiejewnej niezbędnemi, gdyż zapewniały jej jakie takie szczęście: gdyby ich nie było, to Darja Aleksiejewna musiałaby pozostawać samotną, ze swemi myślami o mężu, który jej nie kochał. Prócz tego, chociaż ciągłe obawy, aby którekolwiek dziecko nie zachorowało, same choroby i smutek, jaki ją ogarniał na widok oznak, które kazały przypuszczać w dzieciach złe skłonności, były przykremi dla matki, jednak same dzieci wypłacały już jej za wszystkie zmartwienia różnemi drobnemi radościami. Radości te były tak drobne i również trudno było je zauważyć, jak dostrzedz złoto w piasku. Czasami, w przykrzejszych chwilach życia, Darja Aleksiejewna widziała tylko smutki, tylko piasek; lecz zdarzały się i wesołe chwile, gdy widziała tylko uciechy, tylko szczere złoto.
Teraz w ciszy wiejskiej, Dolly coraz częściej doznawała tych radości: często, patrząc na dzieci, usiłowała przekonać się, iż jest w błędzie, i że jako matka, zapatruje się na nie stronnie, pomimo to nie mogła nie oddawać sprawiedliwości, że ma sześcioro ślicznych dzieci, każde w innym rodzaju, lecz każde takie jak rzadko, i Dolly była szczęśliwa, że je ma i zarazem czuła się z nich dumną.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lew Tołstoj i tłumacza: J. Wołowski.