Anielka w szkole/W odwiedzinach u Śpiewaczka
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Anielka w szkole |
Podtytuł | Powieść dla panienek |
Data wyd. | 1934 |
Druk | Drukarnia „Rekord” |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Był wieczór. Henio, Anielka, Cesia i Józek siedzieli na niziutkiej ławce naprzeciw pracującego pilnie Śpiewaczka. Przyglądali się jak Śpiewaczek zręcznemi swemi palcami wyplata koszyki i śmiały się, śmiały dzieci, aż łzy spływały im po policzkach. To nie robota Śpiewaczka tak ich rozśmieszyła, tylko miny, które Śpiewaczek wciąż do nich robił. Wyciągał usta, jak zajączek, to znów wysuwał język, przewracał oczami, jakby były przymocowane na sprężynach.
— Opowiedzcie nam, Śpiewaczku, coś o swoich podróżach! — zawołał w pewnej chwili najodważniejszy Henio, trącając Anielkę łokciem.
— Tak, tak, opowiedzcie! — podchwyciły dzieci.
Pamiętały, że podczas każdych odwiedzin Śpiewaczek potrafił wynaleźć dla każdego z nich jakąś nową pocieszną historyjkę. Dzisiaj jednak mały człowieczek nie miał ochoty opowiadać. Podniósł tylko w górę wskazujący palec i zaczął mówić wolno, robiąc jeszcze śmieszniejszą minę:
„Dobrze dostać się do nieba,
Lepsze to, niż piekło.
Gdy masz złota, ile trzeba,
Bacz, by nie uciekło.”
Ostatnie słowa wypowiedział już bardzo szybko. Później pociągnął zachwyconą Anielkę za wijące się loki i rozszerzonemi oczami spojrzał na nią, jak przerażony pościgiem zajączek.
— Jeszcze jeden wierszyk, jeszcze jeden! — prosiły dzieci. — I mnie coś powiedzcie, i mnie.
— Nie, najprzód mnie.
— Zacznijcie od grubego Józka! — wołano.
Śpiewaczek zamyślił się. W izdebce zapanowała cisza. Nagle w oczach Śpiewaczka zapłonął wesoły ognik i mały człowieczek zaczął mówić śpiewnym głosem:
„Niedaleko stoi wózek,
Przy nim stara ławka.
A nasz mały, gruby Józek
Myślał, że huśtawka”.
Przytem Śpiewaczek uczynił taki ruch, jakby się huśtał na ławce i z zabawną miną zsunął się na podłogę, ku uciesze swoich gości.
— Ślicznie, ślicznie! — wołały dzieci i poczęły naśladować Śpiewaczka, zsuwając się ze swych miejsc na podłogę. Śmiech przytem nie ustawał.
— Teraz dla mnie wierszyk, powiedzcie coś dla mnie! — poczęła wołać Cesia, ciągnąc Śpiewaczka za rękaw.
Śpiewaczek skinął głową na zgodę. Dzieci ciągle jeszcze nie przestawały się śmiać, co bardzo rozgniewało Cesię.
— Bądźcie cicho! — zawołała, tupiąc nóżką w podłogę. — Przecież Śpiewaczek ma nam powiedzieć jakiś wierszyk.
Dzieciaki zamilkły, a Śpiewaczek spojrzał z zadowoleniem na zagniewaną Cesię i począł mówić:
„Cesia nie może być wesoła,
Któż ją do śmiechu zmusić zdoła?
Niech jej cukierek ktoś przyniesie,
Śmiech Cesi słychać będzie w lesie.“
— Racja, racja! — przyznali jednogłośnie chłopcy. Chcieli już nawet raz jeszcze powtórzyć wierszyk zadąsanej Cesi, lecz nagle drzwi izdebki otworzyły się i wszedł posłaniec. Dźwigał ciężki worek, który zaraz z ulgą postawił na stole.
— Dzięki Bogu! — westchnął Śpiewaczek i aż podskoczył z radości.
Dzieci wiedziały, że ten worek przysyła Śpiewaczkowi jego żona, ciekawe jednak były, co się w tym worku znajduje. Obstąpiono stół dokoła. Śpiewaczek rozwiązał sznurek, opasujący worek u góry, podniósł go za dwa dolne rogi nad stołem i cała zawartość w postaci chleba, mięsa, kiełbasy wypadła na stół.
— Och! — dobył się okrzyk z czworga dziecięcych piersi. Ślinka im poszła na widok tylu smakowitych rzeczy.
Na samym środku stołu leżała kupka zawiniętych w papier monet. Monety te Śpiewaczek szybko zebrał i schował do kieszeni.
— Tak, tak, — zawołał, klepiąc Henia po ramieniu.
„Ma pieniądze jaki siaki
Niech zażywa se tabaki“
dorzucił.
Dzieci wybuchnęły śmiechem, na twarzyczkach ich malowała się radość.
Nagle za oknem ukazały się dwie główki dziewczęce.
— Tak! — zawołały piskliwe głosiki. — Cesia i Anielka nie były jeszcze w oborze! Myśmy już dawno przyniosły mleko i idziemy na kolację.
Wiadomość ta spadła, jak piorun z jasnego nieba. O oborze dzieci zupełnie zapomniały. W powietrzu poczęły fruwać szkopki do mleka, chłopcy wybiegli za dziewczynkami i po chwili w izdebce Śpiewaczka było już pusto.