Anielka w szkole/„Pobożna” koza

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Janina Zawisza-Krasucka (opr.)
Tytuł Anielka w szkole
Podtytuł Powieść dla panienek
Data wyd. 1934
Druk Drukarnia „Rekord”
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
„Pobożna” koza.

Anielka spała jeszcze, chociaż złociste promienie słońca całowały już od godziny rumianą jej twarzyczkę.
— Nie wstaniesz wcale dzisiaj? — zawołała matka już po raz drugi z sąsiedniej izby. — Wstawaj, leniuchu, już ludzie oddawna idą do kościoła!
Za domem zebrało się rodzeństwo Anielki. Wszyscy zajęci są czyszczeniem bucików. Przecież w niedzielę powinny szczególnie imponująco błyszczeć.
— O, idzie Anielka. — Śpioch! — zawołał nagle Stasiek. — Patrzcie, nawet oczu otworzyć nie może!
— Wcale nie prawda, — broni się Anielka, przecierając piąstkami oczy. — Gdzie moje buciki?
— Tutaj. Już ci oczyściłam, — uśmiecha się do niej siostrzyczka Milusia.
Gdy wszystkie dzieci są już w pończoszkach i bucikach, matka daje im dwa wielkie ręczniki i duży kawał mydła.
— Umyjcie się tylko porządnie, — rozkazuje. — A pośpieszcie się, żebyśmy do kościoła zapóźno nie przyszli i nie potrzebowali się wstydzić sąsiadów.
Dzieciaki chwytają ręczniki, Stasiek podrzuca w powietrzu mydło i wszyscy biegną gęsiego do pobliskiego strumyka.
— Ja pierwsza! — woła Anielka, opuszczając z ramion koszulkę.
— Ja drugi! — woła Stasiek.
— Ja trzecia! — piszczy Milusia.
— Ja czwarty! — drze się na całe gardło Romek.
Wszyscy pochylają się nad wodą, myją twarze, szyję i ramiona, a potem wycierają się grubemi ręcznikami. Śmiechowi i radości niema końca. Potem wszyscy rzędem siadają na brzegu i czeszą zmoczone włosy. Anielka ma rumiane policzki, jak jabłuszka dojrzewające na słońcu.
Na łące przy zagrodzie Styków stoi biała koza. Na szyi ma czerwoną wstążeczkę, a na niej zawieszony mały dzwoneczek. Ile razy koza się poruszy, zawsze dzwoneczek zadźwięczy wesoło. Teraz już i z kościołka dzwony się odezwały. Szeroką drogą śpieszą ludzie do Bożego Domu. Koza podniosła głowę. W zamyśleniu spojrzała w stronę kościoła, a przed nią na drodze ludzi coraz więcej i więcej. Ochoczo idą wszyscy do kościoła, stojącego na pagórku. Teraz już i koza nie namyśla się dłużej. Przez dziurę w płocie wyłazi na łąkę i kroczy w ślad za ludźmi.
— O, patrzcie, koza Styków idzie do kościoła! — woła Anielka, przyśpieszając kroku.
— Chodźcie, chodźcie!
Rozweseleni ludziska odganiają białą kozę, ona jednak nic sobie z tego nie robi. Kilku zręcznemi skokami wyprzedza wszystkich, a dzwoneczek jej dźwięczy coraz głośniej. Chłopcy rozsypali się po drodze, aby kozę zatrzymać, ona jednak biegnie coraz prędzej, wpadła już na schody kościelne i prosto do otwartych drzwi. W drzwiach stoi stary Tomasz.
— Stój, stój! — woła, gdy koza chce wtargnąć do wnętrza kościoła. — Kóz nam nie potrzeba. Kościół jest dla ludzi!
Chwycił zwierzątko za rogi, a tymczasem nadszedł już parobek Styków i śmiejąc się, zagania ją z powrotem do domu. Niechętnie potrząsa koza swą śmieszną bródką. Stoi jeszcze przez chwilę i spogląda w stronę kościoła.
— Jazda, do domu! — woła Wojtek.
Na łące witają radośnie kozę Anielka i jej rodzeństwo.
— Biedactwo, chciała się pomodlić trochę, — głaszcze kozę Anielka. — Zaczekaj, jak dorosnę, zabiorę cię z sobą do kościoła.
Niedługo jednak może Anielka gawędzić z kozą. Rodzice jej i rodzeństwo są już gotowi i wszyscy całą gromadką łączą się wkrótce z tłumem wiernych, udających się na niedzielne nabożeństwo.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Janina Zawisza-Krasucka.