Przejdź do zawartości

Anafielas (Kraszewski)/Pieśń trzecia i ostatnia. Witoldowe boje/XXIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Anafielas
Podtytuł Pieśni z podań Litwy
Tom Pieśń trzecia i ostatnia

Witoldowe boje

Wydawca Józef Zawadzki
Data wyd. 1843
Druk Józef Zawadzki
Miejsce wyd. Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cała pieśń trzecia
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

XXIII.

Kędy był Witold? Na Wileńskim zamku
Tydzień on siedział, pozostał na drugi.
Milczał, a patrzał to w Jagiełły serce,
To w twarz Wojdyłły. I dowodów zdrady
Szukał napróżno. Zdaje się, wróciła
Przyjaźń mu dawna. Brat uśmiechem wita,
Wiedzie na łowy, przyjmuje gościnnie,
Szepce do ucha tajemne swe myśli,
Które z pod serca ukryte dobywa.
Witold się dziwi, raduje, i śpieszy
Do Trok powracać. Nie puszcza stryjeczny.
— Jutro — mu rzecze — Marii wesele.
Marję druhowi daję, serdecznemu. —

— Komu? — rzekł Witold — Xiążęciu zapewne?
Z Rusi któremu? z Mazowsza Lachowi?
Z Litwy naszemu? Pruskiemu? ze Żmudzi?


— O! nie! — z uśmiechem Jagiełło odpowié. —
Przy nim mi za nic pany i kniaziowie.
Brat to mój. Choć się rodził na niewolę,
Ja go wywiodłem, osłodziłem dolę,
Jam go uczynił równym mojéj braci.
On mi wiernością, on mi sercem płaci
Za wszystko. Jemu ja wierzę jednemu. —

— Bracie! — rzekł Witold — we mnież nie masz wiary?
Czyż i ja niżéj od Wojdylły stoję?
Zabyłeś starą dla mnie przyjaźń swoję. —

— Pomnę — Jagiełło zimno mu odpowié. —
Czyż dwóch przyjaciół nie znaleźć na świecie?
Czyż ty i on się zgodzić nie możecie? —

A Witold dumnie twarz spłonioną zwrócił,
Zamilkł, nie czekał wesela, powrócił.

Smutne to było na Wilnie wesele!
Wojdyłły duma przez nie urość miała,
A krew Olgerda okryć się sromotą.
Marja w zamku świetlicy odludnéj
Ciężko nad brata rozkazem płakała.
Niewolnik, dawniéj na zamku był sługą,
W komnacie Xiężnéj posługiwał długo,
I nieraz wzgardą popchnięty lub nogą,
Na dumnéj duszy przebolał on srogo,
A nie zapomniał, co cierpiał zamłodu!

Nad wszystkich srożéj, Marij go bolały
Wzgardliwe słowa. Żadnego nie stracił,
Wszystkie pamiętał, by za nie zapłacił.
Marja na ciężką szła jemu niewolę,
Płacząc, się bratu rzucała pod nogi.
— Chcesz mnie ukarać? komu chcesz daj, Panie!
Wyszlij, na łódce puść w nawalne morze,
W puszczę każ źwierzóm rzucić na pożarcie,
Ale nie dawaj w nienawistne ręce!
On zemsty szuka we mnie, a nie żony! —

Jagiełło zimny, stał nieporuszony,
I nic jéj nie rzekł, wzrok tylko odwrócił,
Ręce odepchnął, a jęku nie słuchał.

Marija słała do braci, pomocy
Wzywając. Próżno! bo bracia daleko,
Bo pod Jagiełły została opieką.
Matki nie było, żeby się użalić,
Żeby od dziecka tę burzę oddalić.

I w dzień Perkuna weselni kapłani
Wiedli płaczącą w komnaty Wojdyłły.
Gdy mu obówie żona zdejmowała,
Spójrzał, uderzył, i rozśmiał się gorzko.

— Patrz, Xiężno! — wolał — przyszłaś mi na ręce!
Za wszystko dawne teraz ci zapłacę.
Jam był niewolnik; teraz, tyś poddana.

Na Bogi! Xiężno! poznasz we mnie Pana!
Pomnisz, gdy nieraz, zgięty pod ciężarem,
Wszedłem w świetlicę i biłem ci czołem,
Tyś urągała obliczem wesołém,
Tyś nieraz słowem bolesném mnie w serce
Wbiła pogardę; i ode drzwi twoich
Nieraz mnie gnali za twemi rozkazy,
Krwawemi znacząc plecy moje razy.
Teraz ja prawo mam popchnąć cię nogą,
Duszę twą dręczyć, dręczyć twoje ciało,
Pastwić nad tobą i oddać ci setnie
Urągowisko, szyderstwo i pletnie.
Na łożu mojém tyś spocząć nie warta.
Idź u drzwi leżeć na twardéj pościeli.
Wojdyłło z tobą łoża nie podzieli,
A milcz! bo jęków uszy nie posłyszą.
Jękami sroższéj doprosisz się kaźni. —

Takie wesele Olgerdowéj córy!
We łzach, na słomie Marija spoczęła.
On popchnął nogą, drzwi zamknął za sobą,
I do Jagiełły poszedł się weselić.

Ona nie spała, ona łzy gorzkiemi
Wianek dziewiczy swój opłakiwała.
Nie taką dolę wróżyła jéj matka,
Nie takiéj ojciec spodziewał się stary,
Nie takiéj młodość świeciła jutrzeńką!

A teraz ona zeszła na służebną
Niewolnikowi! Olgerdowéj córce
Serce się wzdęło, jak morze na burzę;
Płakała, miecza szukając dokoła,
A nic nie było, tylko garstka słomy
Na pośmiewisko u progu rzucona;
Płakała biedna. Aż do drzwi któś kroczy.
Ona wybiega, i patrzy ze łzami,
Komu się skarżyć, przed kim żal pokazać!
Stary to Bojar Gierdo; przeszedł mimo
I zniknął w mroku. Marija go woła.
Zwrócił się, stanął, patrzy, nie pojmuje,
I oczóm swoim, choć widzi, nie wierzy —
Olgerda córka we łzach, stoi w progu,
Ręką na słomy garść u drzwi wskazuje.
— Marjam! ja Maria! ale nie Olgerda,
Nie Pana Litwy córka ulubiona!
Podłego sługi, niewolnika żona,
Co na krwi Pana mści się swéj niewoli.
Patrzaj, o Gierdo, lituj się méj doli!
Próżno Jagiełły prosić, jemu żalić,
Jedź do Kiejstuta, niech Kiejstut ratuje;
On krwi braterskiéj może pożałuje,
Nie da się słudze pastwić nad swym rodem.

A Gierdo stoi i duma głęboko;
I jemu nieraz dojadł już Wojdyłło;
On pałał zemstą, tylko strach, starości

Odebrał siły. Na widok się Xiężnéj
Oburzył znowu, cóś mruknął i znika.

I znowu do Trok któś po nocy bieży,
Gdzie Kiejstut z synem na naradzie siedzą,
Nowemi wieści do serc ich uderzy.
Oni cóś radzą tajemnie, szeptają;
Posła słuchali, spójrzeli po sobie;
Co czynić mają? nikomu nie mówią.
A noc spłynęła, oni nie usnęli,
Starszych wołają, cóś knują pocichu,
I gońców kilku do Wilna posłali.

Jeden powraca, i takie im wieści
Przynosi: w Wilnie gród pusty, wojsk niéma;
Wszystkie w Połocką ruszyły wyprawę;
Na zamku mieszczan kilkuset straż trzyma;
Wojdyłło szali, i wszelką obawę,
Widać, przymierze z Krzyżaki odjęło,
Przymierze, którém kupiono spokojność,
Wyjąwszy z niego Kiejstutowe xięztwo.
— Czas, Kniaziu, jechać, bratanka odwiedzić,
I.... — Czas! — rzekł Kiejstut. — Zaraz lud gromadzą,
Witold niech idzie w Podlaskie swe włości,
Ja sam z Jagiełłą i Wilnem poradzę. —






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.