Album kandydatek do stanu małżeńskiego/IX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Michał Bałucki
Tytuł Album kandydatek do stanu małżeńskiego
Podtytuł z notat starego kawalera
Wydawca Wydawnictwo „Harapa“
Data wyd. 1877
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

IX.


Fałszywe pozycyje.




Nie każdy jednak chce lub też nie umie traktować tak po rzemieślniczemu, po kupiecku wydawanie córek za mąż; są rodzice o delikatniejszych nerwach, poetyczniejszych pojęciach o małżeństwie a wreszcie mający zbyt wiele godności, aby do każdéj szklanki herbaty, którą częstują łączyć już w myśli jakieś horoskopy małżeńskie. — Tacy rodzice radzi widzą młodzież garnącą się do córek, życzyliby sobie może z całego serca nazwać którego z nich zięciem, ale za nic w świecie nie spytali by go wręcz o to. W skutek téj delikatności, czy nieśmiałości czy jak to nazwać chcecie wyradzają się dla obu stron fałszywe pozycyje, które nieraz trwają bardzo długo, jeżeli jakaś odważna ciocia, albo sąsiadka i przyjaciółka domu nie zainterweniuje w téj sprawie i nie postawi młodym ludziom ultimatum, albo się żeńcie, albo się usuńcie i nie zabierajcie miejsca drugim. — Zdarza się bowiem bardzo często że młody człowiek dla zabicia czasu i zjedzenia kolacyjki w miłem towarzystwie wkręci się do jakiegoś domu wprowadzony tam najczęściéj przez kuzynka lub brata panny. Jeżeli dom wesoły, przyjemny, wnet reputacyja o jego wieczorkach rozchodzi się po mieście i już nie jeden, ale dziesięciu życzy sobie być tam wprowadzonymi. Więc albo zdobywają sobie wstęp wprost wizytą we fraku i jasnych rąkawiczkach, albo najczęściéj zaczynają od przedstawień się na balu, w ogrodzie, odprowadzaniu do domu. z teatru i ani się opatrzysz kiedy i jak stanie się jeden, drugi stałym gościem w domu. Jeżeli dom zamożny i stać go na jakie takie przyjęcie, albo też sili się, aby mógł przyjmować, wtedy owi goście przemieniają się w przyjaciół domu wchodząc w coraz bliższy poufalszy stosunek. Kuzynkowie zwykle przyczyniają się niemało do utrwalenia tego stosunku, bo najprzód usprawiedliwiają bywanie owych młodych ludzi tytułem koleżeństwa, a powtóre będąc w skutek pokrewieństwa z pannami domowemi na stopie poufałéj, ośmielają takim przykładem koleżków jeżeli nie do równéj poufałości, to przynajmniéj do przekroczenia owych granic sztywnéj etykietalności i konwenansów, jakiemi zwyczaj towarzyski oddzielił jedną płeć od drugiéj. — Pod tym względem nie ma nic niebezpieczniejszego dla panien, jak kuzynkowie, jeżeli do tego są młodzi, przystojni i roztrzepani. Tytułem pokrewieństwa i żywego usposobienia kuzynek pozwala sobie wiele rzeczy, o które narzeczony nawet gniewać się ani zazdrosnym być nie może, bez zrobienia się śmiesznych i wywołania wykrzykników: ależ panie, to kuzynek, oni się znają od dzieci. To ma być argument według mniemania ciociów i mam, najwięcej przekonywujący narzeczonego, że niepowinien być zazdrosnym. Co do mnie, to nie trzymając się w tym względzie zdania ciociów i mam, radzę ci szanowny czytelniku, że jeżeli kiedy trafi ci się to nieszczęście mieć żonę, która będzie miała dużo kuzynków, to jeżeli chcesz sobie zapewnić spokój domowy, postaraj się o to, aby ci wszyscy, którzy żonę twoją znali dziećmi, nie znali jej więcej jako dorosłą osobę, a przynajmniéj jako twoją żonę. Jedynie dla wujów z Ameryki możesz zrobić pewien wyjątek pod tym względem, bo tych znajomość często korzystnie się opłaca.
Otóż wracając do rzeczy — z pomocą kuzynków między koleżkami a kuzynkami zawiązują się stosunki przyjazne, które przez dłuższą znajomość coraz więcéj się utrwalają. Z każdym dniem przybywa coraz więcéj wspomnień, które łączą tych młodych ludzi, za wspomnieniami idą zwierzenia się, sekreta, wyrabia się odrębny język, stenograficzne wyrażenia, któremi takie towarzystwo porozumiewać się umie ze sobą; daléj wspólne spacery, wspólne wybieranie się na bale, koncerta, słowem przyjaciele tworzą wspólnie z domem stałą konstelacyją na horyzoncie miasta, a biegłe w odczytywaniu gwiazd plotkarki miejskie wróżą z tych konstelacyj — małżeństwo. Papa i mama w duszy także podobne stawiają sobie horoskopy; ale satelici jakoś nie uiszczają tych nadziei. Czasem który z nich puści do którego panieńskiego uszka jakie czulsze słówko, inny strzeli oczkiem goręcéj i wywoła rumieńczyk na twarzy; ale też na tém koniec, słówko uleci, strzał, co wyleciał z oczów do serca, pokazał się prostym nabojem i panny napróżno czekają stanowczego słowa. A tymczasem mama i papa nieraz z uszczerbkiem kieszeni żywią tę całą czeredę; służąca chodząca co dzień do miasta po półkopy bułek i parę funtów szynki do herbaty, opowiada swemu kapralowi, co ją eskortuje w takich razach, jaka to dobijatyka do jéj panienek i wylicza mu za pomocą bułek ilość starających się kawalerów. Obliczenia te polegają na fałszywéj podstawie, na identyfikowaniu konsumentów z konkurentami. Jest to tak samo, jakby ktoś wróbli, co podczas karmienia kurcząt zbiegają się zewsząd do ziarna chciał liczyć do domowego drobiu. Z fałszywego tego rachunku wynikają najfałszywsze złudzenia i pozycye. I tak każda z panien przekonana jest w duszy, że wszyscy ci spijający u nich herbatki, są kandydatami do jéj ręki i tylko namyśla się, którego z nich wybrać i ciągnie z astrów lub akacyi kabałę, który ją więcéj kocha, lubi, szanuje, albo w wilję św. Andrzeja każe azorkowi wybierać w gałeczkach chleba imię jednego z tych, którego jéj los przeznaczył. Takie złudzenie byłoby może mniéj szkodliwe, gdyby się ograniczało na saméj pannie lub kółku domowém, ale ono wychodzi po za dom i opinja ludzka wnosząc z tego co widzi, uważa jednę drugą pannę za zdeklarowaną narzeczoną, co odbiera wszelką chęć i nadzieje tym, którzyby może gotowi byli naprawdę oświadczyć się. A choćby opinja ludzka takiemu konkurentowi rzetelnemu nic nie powiedziała, to dość mu wejść w taki dom, popatrzeć na stosunek poufały panien i owych uprzywilejowanych gości, aby powziął przekonanie, że ci ludzie najdaléj za parę tygodni poprowadzą owe damy do ołtarza. Jakże tu w takim stanie rzeczy przyznać się do szczerych intencyj matrymonialnych, z jakiemi wszedł do tego domu, cofa się tedy i daje za wygraną. A jezeliby chciał walczyć, to znajdzie przeciw sobie uorganizowaną kompanją tych zaaklimatyzowanych przyjaciół, którzy w obawie utraty przyjemnych zabaw przez zamążpójście panien, prześladować go będą złośliwemi uśmiechami, szyderczem spojrzeniem, podejrzanemi szeptami, półsłówkami, przycinkami; będą usiłowali przed pannami obniżyć wartość takiego konkurenta pogardliwym sądem, ośmieszyć jakim żartem i najczęściéj się zdarzy, że panny zamiast stanąć w obronie prześladowanego poczciwca, przyłączają się do jego przeciwników, konkurent rejteruje wydzióbany przez wróble i fałszywa pozycja trwa daléj, czasem lat kilka. Panny czekają na stanowcze słowo, od adwentu do wielkiego postu, i każdego dnia budzą się z nadzieją, że tego wieczora los ich się rozstrzygnie. Gdy karnawał zawiedzie, czekają wielkiéj nocy, potém św. Jana, i tak daléj, więdnąc i schnąc i żółknąc i mizerniejąc z oczekiwania i niepewności. Kto kiedykolwiek zmuszony był czekać i nie mógł się doczekać, ten może sobie choć w części wyobrazić tantalowe cierpienia takiéj panny, żyjącéj w niezdecydowanéj pozycyi. Ile w tym czasie przebędzie silnych wzruszeń i zawodów, to się obliczyć nie da. Każde wejście takiego domniemanego konkurenta przyspiesza bicie jéj serca; cóż dopiero gdy powie coś takiego, co zapowiada stanowczą chwilę. Gdy np. powie którego wieczora: Panno Eleonoro mam do pani wielką prośbę. Panna Eleonora spuszcza oczy, krew z radością obiegać zaczyna całe ciało zwiastując każdéj jego cząstce wesołą nowinę, serce jak dzwon na resurekcyją wali głośno, a usta szepczą już oddawna przygotowane słowa: słucham pana. Wtedy on podaje jéj rękę obutą w jasną rękawiczkę i prosi: czy nie byłabyś pani łaskawą przyszyć mi guziczek do rękawiczki. Albo innym razem zapowiada, że jéj ma powiedzieć coś ważnego, panna jest pewniuteńka oświadczenia i zbiera wszystkie siły na tę stanowczą chwilę, a tu tymczasem zwierza jéj się, że chce urządzić teatr amatorski na imieniny papy, albo radzi się jej, jakie lepiéj kupić koszule, czy całkiem gładkie, czy z haftowanemi gorsami. Takich złudzeń i zawodów tysiące przechodzi panna, mimo to nie rozstaje się z nadzieją, że jéj kiedyś powie coś ważniejszego, jak o teatrze amatorskim lub haftowanych gorsach. Tymczasem pewnego wieczora znika, nie pokazuje się przez kilka tygodni i nareszcie panna z boleścią dowiaduje się, że właściciel haftowanych koszul żeni się gdzieś na prowincyi. Czasem jeszcze miewa on tyle bezczelności czy też naiwności, że pannę bierze na powiernicę swych projektów małżeńskich i radzi się jéj, którą z dwóch nastręczających mu się partyj uważa za lepszą. Można sobie wyobrazić, co się dzieje wtedy w sercu takiéj panny, ale oburzenia swego wypowiedzieć nawet nie może, bo kawaler ostrożny nie powiedział jéj nigdy nic takiego, coby pozwalało jéj mieć sobie jakieś pretensje do niego. Grano w zakryte karty, ona była pewną, że jéj wyświęci asa coeur, a on wyświęcił damę i to nie w jéj kolorze. Panna przegrała stawkę kilku najpiękniejszych lat. Nie jéj wina, ani nie jego, tylko papy i mamy, którzy przez delikatność i źle zrozumiany punkt honoru, pozwolili młodym tak długo bawić się w zakryte karty i postawili ich w fałszywéj pozycyi.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Michał Bałucki.