Życie Mahometa/Rozdział XXXV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Washington Irving
Tytuł Życie Mahometa
Pochodzenie Koran (wyd. Nowolecki)
Wydawca Aleksander Nowolecki
Data wyd. 1858
Druk J. Jaworski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

ROZDZIAŁ XXXV.

 Mahomet wysyła swych wodzów na odległe wyprawy. Mianowanie namiestników Arabji szczęśliwéj. Ali wysłany do przytłumienia powstania wybuchłego to tej krainie, śmierć syna Mahometa Ibrahima. Pielgrzymka do Mekki.

Objawienie ostatnie, przyczyniło się nie mało do rozkorzenienia wiary, zewsząd przybywały tłumy pielgrzymów i poselstwa sąsiednich ludów; miedzy tymi, którzy skłonili czoło przed doczesną potęgą proroka, był Farwa namiestnik Herakljusza w Syrji, gubernator miasta Amon, starożytnéj stolicy Amonitów.
Za krok ten jednak wtrącił go cesarz do więzienia; Mahomet z każdą chwilą działał więcéj jak mocarz, pokrywał jednak wyprawy swe w szatę religijną. Naznaczył dwóch namiestników dla zarządu Arabją szczęśliwą; gdy jednak część mieszkańców podniosła sztandar buntu, wysłano na uśmierzenie ich Alego, z trzystu jeźdźcami. Ali wyznał skromnie niezdolność działania w sprawie, gdzie będzie miał do czynienia z mężami starszymi i mędrszymi od siebie, ale Mahomet, kładąc jedną rękę na jego ustach, drugą zaś na piersiach, zawołał: „O Allahu! natchnij go, kieruj duszą jego!” Następnie, dał mu radę niezbędnie potrzebną sędziemu: „Niewydawaj nigdy wyroku, nim obu stron nic wysłuchasz.”
Za przybyciem do kraju odszczepieńców, w towarzyszach Alego odezwała się dawna natura Araba, poczęli rabować i pustoszyć wioski.
Ali powstrzymał ich, a zwróciwszy się do mieszkańców, począł im tłómaczyć zasady Islamizmu.
Wymowa jego choć poświęcona przez Mahometa, nie odniosła pożądanego skutku, odpowiedziano mu gradem pocisków; uciekł się tedy do ulubionego argumentu swego — do miecza, którym ich wkrótce na drogę prawéj wiary i obowiązków zwrócił. O czynach tych uwiadomił natychmiast proroka.
Gdy tak serce Mahometa napawało się roskoszą i dumą, słysząc ze wszech stron pomyślne wieści, czekał go cios bolesny. Ibrahim, jedyny płci męzkiéj potomek proroka, cała rozkosz i nadzieja ojca, zaledwie piętnasto­‑miesięczne dziecię, skonał na jego ręku.
Boleść Mahometa była okropna. Ale nawet w tak rozpaczliwéj chwili dał dowód tego poddania się wyrokom nieba, które stanowiło podstawę wiary jego. „Serce me boleje” zawołał: „z oczu leją się łez potoki, widząc cię rozłączającego się ze mną, o synu! gdyby nie ta pociecha, że wkrótce połączę się z tobą, żal mój byłby stokroć dotkliwszy; z Boga początek bierzemy, do niego musimy wrócić.”
Abda­‑Iraman widząc go zalewającego się łzami, zawołał: „Niezabroniłżeś nam płakać nad umarłymi?” „Nie,” odrzekł prorok, zabroniłem wam wydawać wrzaski, jęki, rwać włosy i odzienie; bo to są złego ducha podszepty, ale łzy wylewane w nieszczęściu są balsamem dla duszy cierpiącéj i w łasce są zesłane.” Szedł za martwemi zwłokami dziecięcia do mogiły. „O synu! synu!” zawołał, gdy ciało składano w grób, „powiedz: Bóg jest moim Panem prorok boży mym ojcem, Islam moją wiarą!” Słowami temi chciał dziecię przysposobić do badań, jakie anieli zmarłym w mogile robią.
W tę porę właśnie zaszło zaćmienie słońca; jeden z fanatycznych Muzułmanów tłómaczył je, jako żałobę nad zgonem Ibrahima, prorok jednakże odrzucił pochlebstwo to ze wstrętem. „Słońce i xiężyc są to cuda Boże, przez które czasami wolę swą ludziom objawia, ale ich zaćmienie nie ina nic wspólnego z narodzeniem się lub zgonem śmiertelnych.”
Śmierć Ibrahima była ciosem, który popchnął go do grobu. Ciało jego nadwerężone było cierpieniami moralnemi i fizycznemi; trucizna, którą mu zadano w Chaibar i męczarnie ztąd ponoszone, wcześniéjszą spowodowały zgrzybiałość. Czując zgon blizki, postanowił ostatnie chwile żywota poświęcić pielgrzymce do Mekki, za wzór prawowiernym służyć mającéj. Zapowiedzenie tego pobożnego zamiaru, ściągnęło ze wszech stron Arabji orszaki pobożnych. Miasto roiło się różnobarwnym pątników tłumem; namioty ich pokryły sąsiednie wzgórza. To zlanie różnorodnych pierwiastków, to braterstwo w wierze plemion nieprzyjaznych, nieubłaganych wrogów, było obrazem tryumfu Islamizmu, w pielgrzymce tej towarzyszyło dziewięć żon prorokowi, niesiono je w lektykach. Ruszył w drogę na czele niezliczonego tłumu, według jednych było pięćdziesiąt pięć, według drugich dziewięćdziesiąt, a według innych znowu sto czternaście tysięcy pielgrzymów. Mnogą trzodę ofiarnych wielbłądów, strojną w sploty kwiatów i wstęgi pędzono z tyłu.
Pierwszym noclegiem była wieś Dsu­‑Huleifa, gdzie niegdyś prorok z towarzyszami odpasał oręż, i przy wdział szaty pielgrzymie. Z brzaskiem poranku, pomodliwszy się w Meczecie, dosiadł Mahomet ulubionego wielbłąda Al­‑Aswa i ruszył w pochód odmawiając inwokacją zwaną w języku arabskim Talbidżach. Pielgrzymi wtórowali mu chórem: „Oto jestem na twe rozkazy panie! nie masz tobie równego; tobie jedynie cześć składamy; z ciebie bierze wszelkie dobro początek, twojem jedynie jest królestwo, nikt z tobą go nie dzieli?” — Tęż samą modlitwę, głosi arabskie podanie, iż miał odmawiać Patryarcha Abraham, gdy ze wzgórza Kubeis, niedaleko Mekki, nauczał ludzi, a głos jego miał być tak potężny: że nie było zakątka na ziemi, do któregoby nie doszedł.
W ten to sposób ciągnęli pielgrzymi długim sznurem przez pola, doliny i wzgórza. Mahomet wjechał do Mekki bramą Beni­‑Szeiba, która odtąd nazywa się świętą.
Wkrótce połączył się z niemi Ali, wracający z Yemen z liczną trzodą ofiarnych wielbłądów.
Ponieważ pielgrzymka ta miała za wzór pobożnym na wieczne służyć czasy, Mahomet ściśle wziął się do odprawiania wszystkich religijnych obrządków. Za słaby, by módz odbyć ją piechoto, na wielbłądzic Al­‑Aswa siedm razy objechał Kaabę, jak również przebył drogę dzielącą wzgórze Safa, od pagórka Merwa. Ody przyszła chwila ofiary, własnoręcznie zabił sześćdziesiąt trzy wielbłądy na pamiątkę szesćdziesiątego trzeciego roku swego życia; również jak Ali trzydzieści siedm.
Następnie prorok zgolił głowę, poczynając od prawéj strony. Obcięte włosy podzielił jako pamiątkę między ukochanych uczniów. Kaled nosił ich kosmyk w turbanie, i zaręczał że go w bitwie nadludzką darzyły siłą.
Czując zbliżającą się ostatnią godzinę, usiłował Mahomet tém głębiéj wyryć w sercach ludu zasady swéj wiary. Często przemawiał tedy z mównicy w Kaabie, lub z wielbłąda.
„Słuchajcie mych słów, mówił: bo niewiem, czy następnego roku znów się tu spotkamy. Słuchacze moi, jestem jak wy człowiek, co chwila może mnie powołać anioł śmierci!”
Następnie wpajał moralne zasady, radził im, jak postępować w przykrych chwilach życia. Słowa to głęboko wyryte w sercach przytomnych, ogromny wpływ wywarły, przelewając się w potomność, na cały muzułmański świat.
„Czy wierzycie” wołał „że istnieje tylko jeden Bóg, że Mahomet jest jego prorokiem i apostołem, wierzycie w raj i piekło, w sąd ostateczny?” Jednogłośnie odpowiedziano mu: „Wierzymy!” Następnie zaklinał ich na te święte dogmaty wiary, by miłowali, szanowali jego rodzinę, a szczególniéj też Alego. „Ktokolwiek mnie kocha” mówił — „niech jak przyjaciel przyjmie do serca Alego. Niech Bóg błogosławi tym, co go miłują, a odwraca się od jego wrogów!”
Po spełnieniu wszystkich obrządków religijnych, po czułém pożegnaniu z rodzinném miastem, ruszył Mahomet z powrotem do Medyny na czele pielgrzymów. Skoro ujrzał zdala miasto, zawołał: Bóg jest wielki! Bóg jest sam jeden. On jest królestwo. Jemu należy się cześć. On jest wszechmocny. On spełni obietnice swe. On stał przy słudze swym i rozproszył nieprzyjaciół jego, wróćmy do domów a chwalmy i czcijmy Go.”
Na tém się kończy ostatnia pielgrzymka proroka.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Washington Irving i tłumacza: Anonimowy.