Życie Buddy/Część trzecia/VI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor André-Ferdinand Hérold
Tytuł Życie Buddy
Podtytuł według starych źródeł hinduskich
Wydawca Wydawnictwo Polskie
Data wyd. 1927
Druk Drukarnia Concordia Sp. akc.
Miejsce wyd. Poznań
Tłumacz Franciszek Mirandola
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


*   VI.   *

Mistrz wyruszył z parku Dżety, nauczał prawa, chodząc z miejsca na miejsce i pozyskiwał licznych zwolenników.
Pewnego dnia zaprosiło go dwoje staruszków na wieczerzę.
— O panie! — rzekł starzec. —- Dawno już pragnęliśmy usłyszeć cię, teraz znamy już święte prawo twoje i nie masz chyba bliższych sobie przyjaciół.
— Nie dziwię się wcale! — odparł Mistrz. — Wszakże w poprzednich wcieleniach byliśmy spokrewnieni ze sobą.
— Panie, — dodała staruszka. — żyjemy ze sobą od najwcześniejszej młodości i aż do dziś nie zaznaliśmy sporów, niezgody, kochając się jak dawniej. Daj nam, panie, tę łaskę, byśmy w następnem wcieleniu kochali się dalej.
— Prośba wasza spełni się! —rzekł Mistrz. — Bogowie mają was w opiece swojej.
Poszedł dalej. Stara kobieta ciągnęła wodę ze studni. Zbliżył się i rzekł:
— Spragniony jestem! Daj mi pić!
Starowina patrzyła nań długo, potem zaś wzruszona jęła płakać i zapragnęła ucałować Mistrza. Ale nie miała odwagi i coraz bardziej płakała.
— Pocałuj mnie! — powiedział.
Rzuciła mu się w ramiona, szepcąc:
— Umrę z radości! Widziałam Błogosławionego i pozwolił mi się ucałować.
Poszedł dalej i dotarł do gęstego lasu, gdzie się pasły bawoły. Jeden z nich, dziki wielce, znieść nie mógł nawet pasterzy swoich, a ile razy spostrzegł obcych ludzi, rzucał się na nich, kalecząc nieraz i zabijając.
Mistrz szedł spokojnie, a pasterze jęli wołać:
— Strzeż się, o przechodniu! Omiń nas! Mamy w trzodzie dzikiego bawołu.
Nie zważając na to, szedł Mistrz prosto ku miejscu, gdzie się pasł bawół.
Zwierz podniósł głowę, parsknął i, nastawiwszy rogi, pomknął wprost na Błogosławionego. Drżący ze strachu pasterze wyrzucali sobie, że nie wołali dość głośno ostrzeżeń. Nagle jednak ujrzeli, że bawół stanął, przykląkł i z miną skruszoną jął lizać stopy Błogosławionemu.
Mistrz pogładził czoło bawołu i rzekł łagodnie:
— Pamiętaj, przyjacielu, że nic nie jest trwałe prócz nirwany. Nie płacz, ale zaufaj mej dobroci i współczuciu. Nie odrodzisz się już śród zwierząt, a zczasem osiągniesz niebo, gdzie mieszkają bogowie.
Od dnia tego bawół stał się łagodny wielce, pasterze wyrazili Mistrzowi podziw swój, obdarzyli jałmużną, o ile mogli, i pouczeni przezeń stali się najgorliwszymi z pośród uczniów.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: André-Ferdinand Hérold i tłumacza: Franciszek Mirandola.